Rozdział XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej, Kochani!

Kawiarnia, która została przedstawiona w tym rozdziale jest całkowicie wymyślona przeze mnie. Począwszy od lokalizacji, poprzez nazwę, wystrój i menu (które również stworzyłam sama, co będziecie mieli okazję zobaczyć na dodanych zdjęciach). Chyba trochę popłynęłam, ale sprawiło mi to ogromną radość :D Nie przedłużam, zapraszam do lektury ❤️

***

DAVE

Tydzień później...

Alex wróciła ze szpitala tydzień temu. Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Przez moją nieobecność w pracy, w związku z jej meczami, musiałem nadgonić parę spraw.

Cieszyłem się, że mój brat miał urlop, bo mógł jej pomóc w tych początkowych dniach, kiedy my wszyscy wróciliśmy do codziennych obowiązków. W zasadzie to może i całe szczęście, że to był właśnie on, bo kto, jak nie fizjoterapeuta, jest najważniejszą osobą po operacji?

Bywałem u niej codziennie. Starałem się, jak tylko mogłem, żeby odbudować naszą relację, którą tak koncertowo schrzaniłem. To były naprawdę cudowne wieczory w jej towarzystwie. Chłonąłem te chwile do tego stopnia, że albo wychodziłem od niej późno w nocy, albo nad ranem, tylko po to, żeby pojechać do mieszkania, wziąć prysznic, przebrać się i jechać do pracy.

Uzależniłem się od niej już dawno. Na chwilę mnie zamroczyło, a teraz miałem wrażenie, że wróciło to do mnie ze zdwojoną siłą. Nie potrafiłem przestać o niej myśleć i chciałem, żeby ten jej przymusowy pobyt w domu, nie był tylko przepełniony bólem.

Jednego dnia leżeliśmy na trawie i oglądaliśmy gwiazdy, wtuleni w siebie. Kolejnego, zasnęła na moim ramieniu, gdy oglądaliśmy serial na Netflix. Ułożyłem ją wtedy wygodnie na poduszce, przykryłem kołdrą i siedziałem obok, czuwając, a czując bijące od niej ciepło, sam zasnąłem.

Naprawdę potrzebowałem jej, jak powietrza! Na nikim, nigdy mi tak nie zależało. Chciałem zabrać ten cały ból, który czuła, chciałem móc sprawiać jej przyjemność, patrzeć, jak się śmieje...

Dzisiejszy dzień był wyjątkowy z uwagi na to, gdzie planowałem ją zabrać. Miałem nadzieję, że moja niespodzianka bardzo się jej spodoba. O fakcie, że wychodzimy, miała się zaraz dowiedzieć.

Zaparkowałem przed jej domem. Ten poranek należał do mnie. Adam miał jakieś spotkanie, a ja zaczynałem zajęcia dopiero o godzinie szesnastej.

Wszedłem do środka, a aromatyczny zapach kawy, dobiegł do moich nozdrzy. Właśnie postawiła sobie kubek na blacie barowym i o kulach, przemieszczała się na drugą jego stronę, aby usiąść na wysokich krzesłach.

– Hej! – powiedziałem radośnie, wchodząc do salonu.

– Dave? A co ty tu robisz o tej porze? – zapytała, ale wyraźnie ucieszyła się na mój widok.

– Zajęcia mam dopiero na szesnastą i pomyślałem, że zbyt długo nie wychodziłaś z domu i chciałbym zabrać cię w jedno, całkiem ciekawe miejsce. Uwierz, że takiej okazji nie chcesz przegapić. – Uśmiechnąłem się szeroko, a ona wpatrywała się we mnie z konsternacją, a po chwili sama się uśmiechnęła. Moje serce podskoczyło na ten widok.

– A trzeba tam dużo chodzić?

– Oczywiście, że nie. Twoje przejście będzie bardzo krótkie, z domu do auta i z auta, kilka metrów, do celu.

– Zaintrygowałeś mnie. – Zmrużyła oczy. – Jakoś konkretnie trzeba się ubrać?

– Wygodnie i na luzie – oznajmiłem.

– Lubię niespodzianki. – Szeroko się uśmiechnęła. – W takim razie, napijesz się ze mną kawy i możemy jechać.

– Usiądź sobie wygodnie na kanapie, a ja będę robił za kelnera.

Zrobiła, jak powiedziałem, a ja w tym czasie przygotowałem sobie kawę, a potem wziąłem jej kubek i zaniosłem na stolik w salonie.

– O której wczoraj wyszedłeś? – zapytała, gdy usiadłem obok niej na kanapie.

– Koło czwartej, a co?

– Nie nudzi ci się, tak siedzieć ze mną do późna albo i nawet do rana?

– Oszalałaś? Mógłbym spędzać z tobą całe dnie i noce, jeśli byś tego chciała. – Uśmiechnąłem się nieśmiało. Wiedziałem, że odbudowanie naszej poprzedniej relacji, nie będzie łatwe, ale naprawdę się starałem!

– Chciałbyś spędzić ze mną resztę życia? – zapytała, wpatrując się we mnie i upijając łyk kawy. Poczułem ciarki na całym ciele, przełknąłem głośno ślinę i odważyłem się odpowiedzieć na pytanie.

– Zawsze chciałem – zacząłem. – To przy tobie pragnę budzić się każdego dnia i zasypiać. Ty sprawiasz, że moje życie nabiera sensu i kolorowych barw. Właśnie ty, rozumiesz mnie, jak nikt inny. Uwielbiam twoje oczy, bo są jak bezchmurne niebo i można wpatrywać się w nie godzinami. Twój uśmiech powoduje przyspieszone bicie mojego serca. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam, troskliwą, szczerą do bólu, upartą, cholernie inteligentną i w dodatku wyczyniasz cuda na boisku. Znając ciebie, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielu facetów pragnie być teraz na moim miejscu. Chciałbym dać ci wszystko, czego pragniesz. – Alex chłonęła każde wypowiedziane przeze mnie słowo, do tego stopnia, że rozchyliła wargi, które tak bardzo pragnąłem w końcu pocałować. – Wiem, że spierdoliłem po całości, zdaję sobie z tego sprawę, ale naprawdę nigdy więcej cię nie zranię. Nigdy więcej, nie dopuszczę do tego, żeby, ktokolwiek cię zranił... – Zbliżyłem się do niej i pogłaskałem ją po policzku. Zamknęła oczy i wtuliła się w moją dłoń. – Jesteś niesamowita – wyszeptałem wprost w jej usta. – Uwierz w to...

W tym momencie nie liczyło się nic innego. Delikatnie musnąłem jej dolną wargę, na co cichutko westchnęła, a ja poczułem przypływ odwagi. Składałem subtelne pocałunki, bałem się, że zaraz się odsunie i zdzieli mnie w twarz, ale tego nie zrobiła. Powoli pogłębiłem pocałunek, a gdy nasze języki tańczyły swój własny taniec, czułem, jak trzęsę się w środku z tych emocji. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę ją całuję! To było tak cudowne, delikatne, a zarazem namiętne, że serce chciało mi wyskoczyć z piersi.

Gdy wplotła dłonie w moje włosy, z mojego gardła mimowolnie wydobył się jęk. Kochałem, gdy tak robiła! Nikt nigdy tak na mnie nie działał. Czułem, jakby wszystko wokół się zatrzymało, jakby jakaś magiczna siła nas do siebie przyciągała.

Złapałem ją w talii i przybliżyłem, najbardziej, jak się dało. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie. Gdy moja druga dłoń przeniosła się na jej kark, zaczął się ogień. Pocałunek był coraz bardziej gwałtowny. Jej palce zaciskały się na moich włosach, co niesamowicie mnie pobudzało.

Poczułem, że przeszedł ją dreszcz, gdy zacząłem głaskać jej plecy pod koszulką. Westchnęła w moje usta, a ja zwariowałem. Oszalałem jeszcze bardziej na punkcie tej kobiety!

Opuszkami palców drażniłem jej skórę, ale w momencie, kiedy dotknąłem zapięcia od stanika, wciągnęła głośno powietrze i przygryzła lekko moją dolną wargę. Powoli się odsunęła.

– Przepraszam, Alex. Przepraszam, nie chciałem tego zepsuć – wyszeptałem. Brakowało mi tchu, po tym wszystkim, co miało przed chwilą miejsce.

– To ja przepraszam, nie powinnam, ja... – urwała i wpatrywała się we mnie zagubiona. – Ja po prostu...

– Cii, spokojnie, Kruszynko, nie musisz nic mówić. Zagalopowałem się, to moja wina, ale przyciągasz mnie jak magnes. Nie potrafiłem się powstrzymać. Nie bądź na mnie zła...

– Nie jestem, Dave – powiedziała miękkim głosem, jakby sama nie dowierzała w to, co się działo. – Tak wiele się ostatnio wydarzyło, że mam w głowie kompletny chaos i nie potrafię okiełznać swoich uczuć. Nie chcę cię zranić...

– Rozumiem, musisz sobie wszystko poukładać. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest ci teraz łatwo. – Wziąłem głęboki wdech. – Mam nadzieję, że cię nie odstraszyłem. Tak bardzo pragnąłem tej chwili, tak długo na nią czekałem. Nie wyobrażałem sobie nawet, że to tak niesamowite uczucie...

– Przesadzasz, Dave... – wyszeptała i uciekła wzrokiem.

Podniosłem delikatnie jej podbródek, aby na mnie spojrzała. Błękit tych oczu zawładnął mną całkowicie.

– Nawet jeśli, miałby to być nasz pierwszy i ostatni pocałunek, to zdecydowanie zapamiętam go do końca życia... – powiedziałem pewnie, a ona otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale zrezygnowała i uśmiechnęła się nieśmiało.

– Ja też z pewnością go zapamiętam – przyznała po chwili. – To może ja się pójdę przebrać.

– Pomóc ci? – zaproponowałem.

– Nie trzeba, włożę sukienkę, będzie wygodniej – odpowiedziała i powoli wstała z kanapy. – Wiesz, chyba zbiorę się na odwagę i przyznam ci, że też czekałam na ten pocałunek. Nie zliczę, ile razy pragnęłam poczuć twoje usta na swoich, jak wiele razy stchórzyłam i uznałam, że poczekam, bo to nie jest dobry moment...

– Dlaczego nigdy mnie nie pocałowałaś?

– Bo zawsze czekałam do urodzin...

– No tak – westchnąłem. – Przepraszam. Wiem, że to, co zrobiłem, będzie się odbijało echem, przez resztę mojego życia, ale proszę, nie przekreślaj mnie...

– Nigdy cię nie przekreśliłam – powiedziała, uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła do pokoju.

To prawda. W zasadzie nigdy mnie nie przekreśliła, nawet po tym, co jej zrobiłem. Nie zamierzałem się poddawać. Chciałem dalej o nią walczyć. Tym przyjemnym akcentem, dzisiejszego poranka, dała mi do zrozumienia, że jeszcze nie wszystko stracone.

Po kilku minutach zeszła ubrana w krótką, letnią sukienkę na cienkich ramiączkach, w kolorze butelkowej zieleni. Oniemiałem z zachwytu. Wyglądała pięknie i naturalnie, a zarazem cholernie seksownie. Gdy na mnie spojrzała, przełknąłem głośno ślinę i zapomniałem, jak się oddycha, serio.

– Ślicznie wyglądasz... – wykrztusiłem w końcu.

– Dziękuję, mam nadzieję, że będę pasowała, do miejsca, w które jedziemy?

– Nawet nie masz pojęcia, jak świetnie ci to wyszło. – Szeroko się uśmiechnąłem. – Ruszajmy.

Pomogłem jej wsiąść do auta i po chwili jechaliśmy ulicami Wrocławia. Zaparkowaliśmy w jednej z uliczek przy Placu Solnym. Pomogłem jej wysiąść, przeszliśmy obok zewnętrznych ogródków, należących do pobliskich restauracji i w końcu stanęliśmy przy szyldzie miejsca docelowego. Dolina Magii. Napis był wygrawerowany na złotej tabliczce w kształcie strzałki, która skierowana była w dół.

– Żartujesz? – pisnęła z zachwytu. – Jezu, spełniłeś moje marzenie...

– Lubię spełniać marzenia, dlatego serdecznie zapraszam na śniadanie i deser. – Uśmiechnąłem się szeroko, a widząc jej podekscytowanie, poczułem się jeszcze bardziej wyjątkowo.

– Aaa! Zaraz oszaleję! – krzyknęła szczęśliwa, kierując się kilkoma schodami w dół.

Stanęliśmy w niewielkim holu, gdzie było słychać muzykę z Harry'ego Pottera. Cała kawiarnia znajdowała się w piwnicy, co tworzyło jeszcze bardziej mroczny i magiczny klimat. Przed nami znajdowała się ściana, wykonana z takich cegieł, jak te w filmie, w które należało uderzyć, aby przenieść się z Dziurawego Kotła, na ulicę Pokątną.

Na środku wisiały tablice w kształcie strzałek, które kierowały gości w odpowiednie miejsca. Toalety na lewo, a restauracja na prawo. Alex była tak zachwycona, że uśmiech nie schodził jej z twarzy.

Gdy tylko weszliśmy w prawy korytarz, poczułem się jak w Hogwarcie, bo z obu stron uważnie przyglądały się nam portrety różnych Czarodziejów i Czarownic. Gdzieniegdzie można było dostrzec pajęczyny.

– Niezły klimat – skomentowałem, gdy zbliżaliśmy się do głównego celu.

– Tu jest obłędnie! – oznajmiła zachwycona.

Dotarliśmy do pierwszego punktu. Po prawej stronie znajdował się bar. Po lewej stało kilka stolików, a dalej ciągnęły się kolejne pomieszczenia.

– Witajcie – powiedziała uśmiechnięta dziewczyna, ubrana w czarne szaty i niosąca na tacy czyjeś zamówienie. – Warto się najpierw rozejrzeć, a potem wybrać odpowiednie dla siebie miejsce. Rozgośćcie się.

– Dave, mam ciarki, zobacz – powiedziała ze łzami w oczach ze wzruszenia i przybliżyła swoją rękę, po której przejechałem opuszkami palców.

– To dobrze, bo to dopiero początek. – Zaśmiałem się.

– Spójrz na to wszystko, tutaj jest po prostu magicznie – powiedziała i podążyłem w prawo za jej wzrokiem.

Bar był wykonany z drewna, a na nim znajdowały się oszklone gabloty z deserami, kanapkami, bajglami i innymi przysmakami, których można było tutaj skosztować. Z boku było wejście do kuchni. A z tyłu na półkach, porozstawiane były kociołki, kufle, dynie, świeczniki i inne ozdoby, które idealnie współgrały z klimatem tego miejsca.

Zaraz za stanowiskiem obsługi, znajdowała się wnęka, w którą wkomponowany był magiczny sklepik. Różne wydania książek z serii Harry'ego Pottera, wszystkie serie Fantastycznych Zwierząt, Baśnie Barda Beedle'a, Quidditch przez wieki oraz mnóstwo innych magicznych dzieł. Można tu było dostać kubki, kociołki, szaliki, czapki, torby, gry i wiele innych gadżetów związanych z całą serią. Były też Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta, żelki w kształcie ślimaków i innych stworzeń, a nawet czekoladowe żaby!

Szliśmy dalej, pierwsze pomieszczenie należało do uczniów Gryffindoru. Wszystko było w czerwono-złotych barwach. Na ścianach wisiały portrety Czarodziejów. Wśród nich, ten należący do Godryka Gryffindora, a tuż przy nim herb z wizerunkiem lwa. Po bokach stały regały ze starymi książkami. Znajdowało się tu kilka stolików otoczonych czerwonymi fotelami. Z rogów zwisały pajęczyny, a z sufitu miotły. Za jednym z regałów wyglądała postać ducha domu, którym był Sir Nicolas.

Kolejne pomieszczenie było przygotowane w żółto-czarnych barwach. Na lewej ścianie zawieszony został herb z wizerunkiem borsuka, a obok portret Helgi Hufflepuff, czyli założycielki domu. Na reszcie piwnicznych murów wisiały wycinki z Proroka Codziennego, dotyczące magicznych stworzeń z ich krótkim opisem. Newt Scamander, bohater serii Fantastyczne zwierzęta, który szukał ich oraz zapewniał im opiekę, pochodził właśnie z tego domu. Tutaj również można było usiąść na fotelach, tym razem, w kolorze żółtym.

Następnie weszliśmy do komnaty, gdzie na samym wejściu witała nas postać Szarej Damy, czyli Heleny Ravenclaw, córki Roweny, założycielki tego domu, której portret wisiał na wprost, tuż obok herbu z wizerunkiem kruka. Tu znajdowały się granatowe kanapy, brązowe stoliki i kilka krzeseł w tym samym kolorze. Na jednym z regałów z książkami, za witryną, na granatowej poduszce, leżał diadem.

Przedostatnie pomieszczenie, do którego się skierowaliśmy, miało najmroczniejszy klimat. Ciemnozielone kanapy, srebrne świeczniki, talerze i inne ozdoby, a także maska Śmierciożerców, znajdująca się za witryną. Na wiszącej półce, poukładane były fiolki z kolorowymi eliksirami. W prawym tylnym rogu stał duch domu, którym był Krwawy Baron i spoglądał na nas z kpiącym uśmieszkiem. W centralnym punkcie wisiał portret Salazara Slytherina, założyciela tego domu, a zaraz przy nim herb z wizerunkiem węża.

– Tutaj zostajemy, aż mam dreszcze – wyszeptała.

– Domyślam się, ale zobaczmy, co jest na końcu. – Kiwnęła głową na potwierdzenie.

– To jest jakiś raj – oznajmiła, gdy weszliśmy do biblioteki.

Całe pomieszczenie zastawione było ogromną ilością regałów, wysokich, aż do sufitu i wypełnionych po brzegi, książkami. Po lewej stronie znajdował się stary kominek, a w nim imitacja palącego się drewna. Po prawej stronie stało kilka złączonych ze sobą czarnych kanap, a na ścianie nad nimi zawieszone były małe lampki, które dawały idealne światło do czytania. Wzdłuż tych kanap, ustawiono kilka małych stolików kawowych.

– Robi wrażenie – stwierdziłem. – W takim razie, może wolisz tutaj zostać?

– Nie, tutaj przyjdę sama, jak już będę mogła się poruszać bez kul. To idealne miejsce, na czytanie. Jestem oczarowana tym miejscem...

– To zdecydowanie trafne spostrzeżenie. – Zaśmiałem się, a Alex ze mną.

Ostatecznie wróciliśmy do poprzedniej komnaty i zajęliśmy jedną z kanap w rogu, na uboczu.

– Świetnie, że wybraliście swoje miejsce. Też jestem fanką domu Węża. Zostawiam wam menu i wrócę wkrótce.

Kelnerka wręczyła nam karty. Pożółkły papier, ozdobne czarne litery. Jedna strona zawierała jedzenie, a druga napoje. Nie wiem, kto wymyślał nazwy tych wszystkich rzeczy, ale ewidentnie był moim mistrzem.

– Tu jest magicznie, cudownie, bosko! Cieszę się jak dziecko – mówiła z entuzjazmem. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. – Mocno mnie przytuliła i dostałem szybkiego całusa, tuż obok ust. Zdecydowanie warto było ją tu zabrać! Zapatrzyła się w kartę, a ja wpatrywałem się w nią, jak zahipnotyzowany.

– Menu jest świetne, aż chciałoby się wszystkiego spróbować – powiedziałem po chwili.


– Nie jadłam śniadania, więc chętnie skosztuję tego bajgla Czara Ognia, przecier z ostrych papryczek przemawia do mnie najbardziej. Chociaż Różowa Ropucha z łososiem, też brzmi dobrze – zastanawiała się na głos.

– Ja jestem zdecydowany na Przysmak Hagrida. Nie wyrzeknę się bycia mięsożercą. – Zaśmiałem się. – Tuńczyk z Uczty u Sir Nicolasa jakoś do mnie nie przemawia.

– Dobrze, że wypiliśmy w domu mugolski napój, bo wstyd go tutaj zamówić. – Spojrzała na mnie z iskierkami radości w oczach.

– Zdecydowanie, kawa to ostatnie, co bym wziął. Bierzesz jakiś eliksir?

– Wezmę Feliks Felicis, a ty?

– Wywar żywej śmierci brzmi kusząco.

– Co powiesz na Veritaserum, na spółkę?

– Czyli czeka nas szczera rozmowa, dzięki Eliksirowi Prawdy? – Zaśmiałem się.

– Chyba jest nam potrzebna – oznajmiła i obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.

Po chwili pojawiła się kelnerka i złożyliśmy nasze zamówienie. Alex, zachwycona wystrojem, rozglądała się wokół.

– Widziałaś swój prezent urodzinowy ode mnie? – zapytałem, bo nawet nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać.

– Oczywiście! Escape room w stylu Pottera, czego chcieć więcej? – Zaśmiała się. – Dziękuję. – Jej delikatny uśmiech sprawiał, że w środku czułem niesamowite ciepło. – Mam nadzieję, że pójdziesz z nami? Kama i Aga nie przepuszczą takiej okazji, a Mati i Adam, nie są tak zafiksowani na tym punkcie.

– Czuję się zaszczycony – odpowiedziałem.

– Jak będę w stanie się sama poruszać, to zarezerwuję nam termin. Tak bardzo chciałabym się już uwolnić od tego zbędnego balastu...

– Jeszcze trochę, zobaczysz, że za chwilę z powrotem będziesz biegać na boisku. Kiedy masz jechać na kontrolę?

– W przyszły poniedziałek – westchnęła. – Nie chcę tam jechać. Normalnie na samą myśl mi niedobrze. Jakbym nie mogła ściągnąć szwów we Wrocławiu.

– Może tata chce dać ci jakieś wskazówki, jak masz funkcjonować?

– Błagam cię, Dave. Ja mam po dziurki w nosie ich wskazówek. Według nich powinnam teraz siedzieć w jakimś pięknie odpicowanym gabinecie, przyjmując pacjentów, ale nawet nie wiem, z jakimi dolegliwościami... – Zapatrzyła się w jeden punkt i po chwili zaśmiała pod nosem. – Wiesz, że gdyby zmusili mnie do pójścia na medycynę, to ja nawet nie wiedziałabym jaką specjalizację miałabym wybrać?

– Nigdy o tym nie myślałaś, bo nie musiałaś, na szczęście...

W tym momencie kelnerka przyniosła nam nasze dymiące eliksiry i postawiła na stole.

– Moi drodzy Czarodzieje, należy poczekać, aż eliksir przestanie dymić i wtedy można go spokojnie wypić. – Uśmiechnęła się i zniknęła.

Alex wyciągnęła telefon i nagrała krótki filmik na pamiątkę.

– To, co? Zaczynamy od Veritaserum? – zapytałem, bo chyba chciałem mieć już z głowy szczerą rozmowę.

Alex kiwnęła głową na potwierdzenie i każde z nas wypiło po łyku napoju. Słodycz brzoskwini, gorycz grejpfruta i kwaśna limonka współgrały ze sobą idealnie.

– Czy czułeś się kiedyś wewnętrznie rozdarty do tego stopnia, że nie miałeś pojęcia, jak nazywać uczucia, które tobą targają? – zapytała niepewnie.

– Tak. Całkiem niedawno – odpowiedziałem. – Cały czas byłaś na pierwszym miejscu w moim sercu i głowie. Nigdy, nie widziałem tam nikogo innego. Do czasu, kiedy poznałem Igę. Wiem, jak to brzmi, ale naprawdę, miała w sobie coś, co mnie urzekło. Był taki moment w moim życiu, że zależało mi na was obu jednocześnie. – Na te słowa, Alex wciągnęła głośno powietrze. – Chociaż wiedziałem, że u ciebie jestem skreślony, bo coś sobie obiecaliśmy, a ja nie dotrzymałem słowa. Powinienem był od razu zapytać cię o tego nieszczęsnego Marcina, ale moja męska duma mi nie pozwoliła. Czułem się rozdarty, bo z jednej strony wciąż o tobie myślałem, ale z drugiej było mi z Igą dobrze. Potem zacząłem dostrzegać, jak bardzo ta relacja jest płytka. Nawet nie potrafiłem z nią rozmawiać. W zasadzie problem rozwiązał się po części sam. Nie wiem, dlaczego ci to mówię, przecież to tylko sok, a nie żadne serum prawdy, ale chyba potrzebowałem to z siebie wyrzucić...

– Dzięki, że mi to powiedziałeś. Ja doświadczam ostatnio tyle emocji, tak skrajnych, jak jeszcze nigdy. Po moich urodzinach miałam zamiar dać sobie spokój z facetami, bo złamałeś mi serce. Rozkruszyłeś je na milion kawałków. Obawiałam się, że nigdy go nie skleję. Skupiłam się na mistrzostwach, piłka zawsze była moją odskocznią. Ostatecznie wszystko się zrypało przez moje kolano. Czuję, że powinnam się zatrzymać i pomyśleć nad przyszłością, ale się boję... – W tym momencie kelnerka przyniosła nam nasze bajgle.

– Lęk to nic złego. Po prostu musisz sobie na spokojnie wszystko poukładać. Nie chcę, żebyś czuła się niezręcznie po dzisiejszym pocałunku, mam nadzieję, że nie namieszałem ci bardziej...

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielki mętlik panuje teraz w mojej głowie. Namieszałeś. I to bardzo. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Sama też komplikuję sobie życie, więc muszę w końcu wziąć się w garść. Dobra, jedzmy, bo tak pięknie pachnie, że już dłużej nie dam rady się powstrzymywać.

– Smacznego – powiedziałem i zaczęliśmy jeść.

Jedzenie było przepyszne. Mój bajgiel był z dużą ilością mięsa, sera cheddar, cebulą i piklami, a ten Alex zawierał przecier z ostrych papryczek, suszone pomidory, czerwoną cebulę i rukolę. Posmakowaliśmy jeszcze pozostałe dwa eliksiry. Eliksir szczęścia, który zamówiła, był słodki, wyczuwało się tu egzotyczne owoce. Mój Wywar Żywej Śmierci był ostry, nuta imbiru, kurkumy, a całość przełamana była cytryną.

– Nie wiem, czy mam miejsce na deser. – Zaśmiała się, kiedy dopijała swój napój.

– Zawsze możemy wziąć na wynos – zaproponowałem.

– Świetny pomysł i koniecznie musimy kupić fasolki wszystkich smaków, zawsze chciałam ich spróbować, a dla ciebie czekoladową żabę, bo zawsze zastanawiałeś się, czy zdążyłbyś ją złapać, zanim ci ucieknie. – Spojrzała na mnie z uniesioną brwią. Ta kobieta znała mnie jak nikt inny.

– Za dobrze mnie znasz...

– To prawda, bardzo dobrze cię znam i ty mnie też, dlatego nigdy cię nie przekreśliłam, Dave. Mimo że mnie zraniłeś, nie umiem o tobie zapomnieć, ale nie chcę cię też zranić swoim zachowaniem, więc proszę, daj mi po prostu trochę czasu, na zrozumienie swoich uczuć...

– Nie mam zamiaru naciskać – powiedziałem cicho. – Nie myśl o tym, że mnie zranisz, tylko o tym, co ty czujesz. – Pogłaskałem jej policzek i pocałowałem w czubek głowy. – Nie chcę cię do niczego zmuszać, pamiętaj – wyszeptałem do jej ucha.

– Potrzebuję czasu – odpowiedziała drżącym głosem. – Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. To zdecydowanie magiczny poranek. – Uśmiechnęła się uroczo.

– Zgadzam się. Zamówmy deser na wynos i wracajmy, chyba że chcesz jeszcze gdzieś pójść?

– Nie chcę, po prostu wróćmy do domu i posiedźmy w ogrodzie, jeśli masz jeszcze trochę czasu – zaproponowała.

– Mam i chętnie go z tobą spędzę, chodźmy – oznajmiłem i powoli ruszyliśmy ku wyjściu.

Zapłaciłem rachunek i dokupiliśmy kilka słodkości na wynos. Alex, emanowała szczęściem, ale po oczach widziałem, że coś ją gryzie. Nie wnikałem, musiała sobie wszystko poukładać, więc nie zamierzałem utrudniać. Miałem nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone...

***

Zdjęcie w tle stworzyłam dzięki AI.

Nie mogło ich zabraknąć ❤️ Alex i Dave, stworzeni dzięki AI :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro