Chwila szczerości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

To dzisiaj. Zorganizowana przeze mnie i Gabrysię akcja ,, Urodziny Amelii" dojdzie do skutku. Kocham Zagórską i naturalnie chciałbym,żeby to był jeden z najlepszych dni w jej życiu. Gdyby moja sytuacja była inna, pewnie zrobiłbym coś innego. Zabrałbym ją do Pioniera, czyli najstarszego kina  w Szczecinie albo do Zamku Książąt Pomorskich. Bo przecież każda królowa musi mieć swój zamek, prawda?Ale że jest jak jest, to musiałem jakoś inaczej umilić jej ten jakże ważny i wyjątkowy dzień.


***


Idziemy z Gabrysią do domu Amelki. To znaczy,Gabi idzie. Dobija mnie to, jak bardzo  bierny jestem. Nie mogę znieść tego, że dosłownie cofam się w rozwoju. Jestem jak kilkumiesięczne dziecko, za które wszystko trzeba zrobić. Ubrać, rozebrać,umyć. Dużo płaczę. Ale to nie jest żadna nowość. Odkąd pamiętam, jestem przed wszystkich nazywany ,,charakternym wrażliwcem".To lekki paradoks,ale totalnie tak jest.Bardzo niewiele trzeba,żeby doprowadzić mnie do płaczu.Tak naprawdę wystarczy mnie tylko rozśmieszyć albo włączyć,,Titanica".


-Żyjesz tam?-rzuca z czymś w rodzaju troski.


-Ledwo,ale tak.Potrzebuję z kimś pogadać.


-Służę pomocą-uśmiechnęła się.


-Myślisz,że mnie kocha?


-Amelia? Człowieku, ona przez ciebie zwariowała! Pieprzy albo o kardiochirurgii,albo o tobie. Co drugie zdanie jest Wojtek to, Wojtek tamto.  


-Co dokładnie mówi?


-Ciągle się zachwyca,jaki mądry jesteś,oczytany, jakie masz fajne poczucie humoru i ogólnie jesteś zarąbisty.


-A jestem?


-Dla niej tak.Ja się nie wtrącam. Jeśli ona cię kocha albo  nienawidzi, to ja czuję to samo.


-Wiesz, boję się o nią-wyznałem, lekko zmieszany.


-Spokojnie, na tą jej wadę raczej się nie umiera. Zresztą, gdyby i tak wierzyć statystykom, ludzie umieraliby na każdą chorobę poważniejszą od anginy..


-Nie o tym mówię. Boję się jak cholera,że ta nasza relacja na dłuższą metę nie przetrwa.


-A to dlaczego?


-Wszystko będzie musiała za mnie zrobić, we wszystkim pomagać.Kurwa, przecież ja nawet nie będę w stanie jej zapewnić fajnego seksu.


-Dobra, stop. Jeżeli się kogoś kocha, to się o niego dba.Poza tym, niepełnosprawni też mogą mieć piękny, romantyczny i cholernie przyjemny seks. Jak znam Amelię, to myślę,że gdyby jej twój wózek przeszkadzał, już poszłaby w długą. Nie traci czasu na relacje,z których nic nie ma. A to coś to zrozumienie, zainteresowanie i po prostu posiadanie kogoś, kogo obchodzisz ty i to, co masz do przekazania.


***


Pukamy do drzwi.Otwiera ubrany w białą koszulę Patryk, uśmiecha się na mój widok i mówi:


-Siema,szwagier.


-Siema, jest Amelia?


-Pewnie.


***


Amelia otwiera prezenty. Na antystres i bransoletkę reaguje z uśmiechem i cholernie uroczym westchnieniem. Bierze do ręki książkę o Relidze.Nabiera powietrza w płuca.


-Jezu-wykrztusiła, a ja ucieszyłem się z tego,że jednak zdecydowałem się na to,żeby przesiąść się z wózka na dywan. Może i zajęło mi to piętnaście minut,ale czego się nie robi dla dziewczyny, którą się kocha. 


-Zadowolona?- pytam z nadzieją.


-Pytasz Roszpunkę, czy ma szczotkę do włosów?-uniosła brwi.


-Czyli ci się podoba?- upewniam się.


-Tak!-pisnęła, rzucając mi się na szyję i prawie mnie przewracając. Muszę opierać się na rękach,żeby nie gruchnąć swoim i tak już rozwalonym kręgosłupem o panele. 


***


-Musimy porozmawiać-oznajmiła, kiedy tylko przyjaciółka wyszła z jej domu.


-Poważnie?


-Bardzo-odrzekła bez cienia ironii.


-Coś się stało?


-Nic poza tym,że ranię ważnych dla siebie ludzi, nie mówiąc im o sobie wszystkiego. Jeśli mnie teraz znienawidzisz jak najgorszego wroga, zrozumiem.


-O czym ty mówisz?


-Mój biologiczny ojciec wcale nie umarł. To znaczy... nie fizycznie. Tylko dla mnie jest martwy.Kiedy wykryto u mnie zwężenie,a matka zaczęła świrować, on po prostu...poszedł po mleko i od kilkunastu lat nie wraca-westchnęła ciężko.-Mój ojciec nie uciekł. On spierdzielił jak ostatni tchórz. 


-Czemu nie powiedziałaś tego wcześniej?


-Bo dopiero dzisiaj, jako dorosła kobieta, mam odwagę o tym mówić.


-Błagam, tylko nie przepraszaj. 


-Kocham cię.


-I vice versa.


-Naprawdę nie masz mi tego za złe?


-Czasem po prostu lepiej przez jakiś czas pomilczeć na jakiś temat. Ale w końcu to powiedziałaś.To się chyba nazywa odwaga, kochanie.


-Jak zwał, tak zwał. Chyba nie ja powinnam to ocenić.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro