,,Jak blada byłaś,tak blada jesteś"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyznanie Amelii wyjaśniło mi wiele kwestii.Całą studniówkę przesiedziała nie przez niedopasowane buty, tylko ze strachu o to, że jej serce mogłoby nie znieść szaleństwa na parkiecie.Nie szła trzymana przez przyjaciółkę, bo ją coś bolało.Bała się, że zemdleje. Nie było jej w szkole,bo musiała przejechać ponad pięćset kilometrów do kardiologa.Albo źle się czuła. Zastanawia mnie tylko,dlaczego nie powiedziała mi tego wcześniej.


***


-Czemu nie powiedziałaś od razu?-zagadnąłem, gdy podeszła na przerwie.


-A co miałam powiedzieć?Że mam  spieprzoną aortę i cholernie długą bliznę?


-Moja jest dłuższa.


-Chcesz się licytować?-uśmiechnęła się.


-Gdzie dokładnie jeździsz do lekarza?


-Do Zabrza.Trochę daleko,ale mam bardzo fajnego profesora.


-Czyżby Michała Zembalę?


-Niestety nie. On nie jest kardiologiem , tylko kardiochirurgiem, a to co innego. Ale gdyby miał mnie kiedyś leczyć,chyba na każdą wizytę przynosiłabym kwiaty , fajerwerki i szampana.No wiesz,w końcu to syn asystenta Religi.


-Nie zapominaj o czerwonym dywanie i nazwaniu go ekscelencją-zasugerowałem, starając się nie śmiać.


-Gdzie tam czerwony dywan, od razu postawię mu pomnik! Ale ten mój też jest fajny.Tak naprawdę nigdy nie rozmawiał z moją mamą.Zawsze mówi do mnie. Mimo że za każdym razem robi coś,czego ja bardzo nie lubię.


-Co?


-Echo serca.Nie boli, ale jest bardzo...krępujące.


-Czemu?


- Nie mam wtedy na sobie stanika. I źle się wtedy czuję, bo przecież bada mnie tak naprawdę obcy facet-wyjaśniła.


-To jego praca.Pewnie się przyzwyczaił.


-Wiem,ale jakoś mnie to nie uspokaja.


***

-Musimy pogadać-zakomunikowałem rodzicom w chłodne sobotnie popołudnie.Spojrzeli najpierw na mnie, później na siebie.


-O czym?-dopytała mama z niemalże dziecięcą ciekawością.


-Powiem ci, tylko nie płacz.


-Ktoś umarł?-Milena zadała mi to pytanie, stając w wejściu do salonu


- Tak.Twoje wyczucie czasu.


-O czym chciałeś rozmawiać?


-Za jakieś dwie godziny będzie tu dziewczyna,którą pokochacie prawie tak samo jak ja.


-Mówisz o tej...Ani?


-Tato,do cholery, ile razy mam jeszcze powtórzyć, że ona ma na imię Amelia?


-No co? Przecież to są podobne imiona!


-Gdzie niby?


***


Amelia weszła do domu. Gołym okiem widać było, że jest bardzo zdenerwowana.Mama kładzie jej obie dłonie na ramionach i mówi:


-Miło cię wreszcie lepiej poznać, kochanie.


-A my chyba się już znamy, nie?- mój ojciec zamrugał do niej porozumiewawczo.


-No jasne!


Co jest, do cholery?


-Jak blada byłaś,tak blada jesteś. Nic się nie zmieniłaś. 


-Pod tym względem już się raczej nie zmienię-zaśmiała się.


-Może mi ktoś wyjaśnić, co tu się dzieje?


-No...twój tata uczył mnie w podstawówce.


-Serio?


-Serio. Aż żałuję, że nie rozszerzyłam geografii.


Czyżby mój ojciec nie poznawał imienia własnej uczennicy? To chyba powinno się leczyć,prawda?


***


-I co o niej myślicie- zapytałem, kiedy tylko wyszła.


-Świetna dziewczyna -zapewniła mnie Królowa Matka.


-Tato?


-Powiem tak. Patrząc całkiem obiektywnie, nie przez pryzmat szkoły, to...mogłaby być moją synową.


-Aż tak?


-Pewnie.


-A wy?-rzucam do dziewczyn.


-Błagam cię, ożeń się z nią, Amelia to złoto!


-Dzięki za pomysł,przemyślę to. Tak. Wiem, że jest świetna. I bardzo mi się podoba, że wreszcie zaakceptowaliście moją dziewczynę.


-Bo w końcu przyprowadziłeś kogoś normalnego, a nie jakiegoś odklejonego pustaka.


-Natalia, proszę...


-No co? Czyżbym powiedziała coś, co nie jest prawdą?


-Akurat teraz udało ci się powiedzieć coś mądrego.


- To było wredne.


-Wiem,dzięki za komplement.


-Mam pytanie.Czemu Amelia jest biada jak żeńska wersja Edwarda ze Zmierzchu?


-Taka jej uroda-skłamałem. Amelia nie prosiła mnie o wypowiadanie na głos informacji o jej stanie, więc póki co trzymałem to dla siebie. Obiecałem jej, że póki sama o to nie poprosi, nikomu tego nie powiem. Tym bardziej,że ona sama miała pewne opory związane z mówieniem głośno o swoich problemach z sercem. Prosty przykład. O wadzie wiedziałem tylko ja, jej przyjaciółka Gabrysia i jej wychowawczyni.


-No dobra,ale ona wygląda,jakby zaraz miała paść na zawał.


-Po prostu tak wygląda. Koniec tematu.





Hej!

Do końca tej książki zostało jakieś 10,może 15 rozdziałów.

I mam do Was bardzo ważne pytanie....

Chcielibyście drugą część? Nie ukrywam, że już zaczynam nad nią pracować,ale ostateczną decyzję zostawię w Waszych rękach;)

Mam nadzieję, że ten rozdział przypadł Wam do gustu.

Do następnego!

P.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro