Zdjęcia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Amelia wpadała codziennie i nie powiem,żeby mi się to nie podobało.Przynajmniej było z kim się pośmiać albo chociaż normalnie porozmawiać. Tak było i teraz. Weszła, ale  nie w sukience. W szarej bluzie i jeansach. Wyszczerzyła się na mój widok.


-Co się stało, że dzisiaj nie masz na sobie sukienki?- zagaiłem.


-Przegrałam zakład z gówniarzem zwanym moim bratem -wywróciła oczami .


-O co?


-Kto szybciej ułoży puzzle.


-Serio? Przegrałaś zakład o coś takiego?- nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, czego szybko zdążyłem pożałować, kiedy znowu zaczął boleć mnie kręgosłup.


-Pięć tysięcy elementów. Tego się nie dało ułożyć. Sześć godzin na to straciłam!


-No ja straciłem półtora roku życia na dziewczynę  toksyczną prawie tak bardzo jak ołów.


Zamilkła. Po co ja to powiedziałem, do cholery?


-Aż tak?


- Robiła mi jazdy totalnie o wszystko. Nawet o...zdjęcie z moją własną siostrą- westchnąłem, przypominając sobie całą tę chorą sytuację.


-To co było na tym zdjęciu?


-Nic, o co normalny człowiek mógłby się obrazić. Powiedz mi, byłabyś zła, gdyby twój chłopak całował swoją siostrę w jej urodziny?


-Zależy, gdzie...


-W policzek, a gdzie niby? 


-To brzmi jak choroba psychiczna- stwierdziła, kiwając głową.- Ile lat ma twoja siostra?


-Zależy, która. Mam dwie.


- Ta ze zdjęcia.


-Szesnaście. Zupełny dzieciak.Może i jest prawie mojego wzrostu, ale to dalej dzieciak.


-Często jej się to zdarzało?


-Praktycznie cały czas.Potrafiła się wściec za to, że powiedziałem do siostry,, cześć, Natalko".


-To normalne.


-Jej to tłumacz. Przyczepiła się o zdrobnienie imienia.


-Przepraszam, że to powiem, ale twoja dziewczyna jest pierdolnięta-rzuciła nieśmiało, unikając mojego spojrzenia.


-Nie przepraszaj. Wiem o tym. I  nie jest. Była. Rozstaliśmy się dosłownie chwilę przed wypadkiem.


-Mogę o coś zapytać?


-Wal jak w dym- zachęciłem ją, będąc jednocześnie ciekawym, jakie ma pytanie.


-Jak bardzo masz połamany kręgosłup?


-Widziałaś kiedyś akordeon?


-Chyba raz mi się zdarzyło.


-Więc tak teraz wygląda mój kręgosłup. Zadowolona?


-Powiedzmy.


-Czyli nie do końca- wydedukowałem.


-Nie o to chodzi. Po prostu nie spodziewałam się aż tak dokładnego porównania.


***

Dni spędzone w szpitalu zlewają się u mnie w taki jeden, który się nigdy nie kończy. I nie mogę się tu zgodzić ze  słowami Szymborskiej, że żaden dzień się powtórzy i nie ma dwóch tych samych nocy. Chociaż  ten dzisiejszy miał wyglądać inaczej. Miał mnie zobaczyć fizjoterapeuta i ocenić, czy da się ze mną cokolwiek zrobić. Przy czym owo ,,coś"oznacza prawdopodobnie wsadzenie mnie w gorset.Nie wiem, nie znam się. Jednego mogę być pewny. Będzie kurewsko bolało. Na szczęście są u mnie moi rodzice i dwa wynalazki diabła zwane moimi siostrami.


-Nie umierasz, nie?- upewnia się Milena, odrywając się na chwilę od telefonu.


-Dzisiaj nie planuję. Znajdę jeszcze czas, żeby cię wkurzać przez najbliższe parę lat.


-Aż się boję.


-No i powinnaś, Milenko.


-Nie mów. Tak. Do mnie.


-Dobrze, Milenko.


-Przestań, bo zaraz też zaczniesz gadać przez maszynę- zagroziła.


-Ty mi grozisz, dzieciaku? -zapytałem z niedowierzaniem. W odpowiedzi wyciągnęła w moją stronę wyprostowany środkowy palec.


-Jeszcze nie zaczęłam. Nie kopię leżącego.


-Ha, ha. Bardzo śmieszne.


-Nie miało być śmieszne


***

Przychodzi fizjoterapeuta. Wysoki mężczyzna pod pięćdziesiątkę, ubrany w garnitur. Nie patrzy na mnie. Leżę na brzuchu( oczywiście pozycja zmieniona przez lekarzy) i go obserwuję w nadziei, że w końcu odpowie coś na moje pełne rosnącego przerażenia ,,dzień dobry". Zamiast tego spogląda mi przelotnie  w oczy i z miną pokerzysty rzuca bezosobowo:


-Leżeć tak jak leży i się nie ruszać.


No jasne, bo ja się mogę z tym żelastwem w kręgosłupie ruszać, pomyślałem.


Podchodzi bliżej i zdobywa się na trochę empatii, bo patrzy mi oczy dłużej niż pięć sekund.


-Z góry przepraszam, ale będzie bolało, młody.


No co on nie powie?


***

Czy boli? Nie. To za lekkie określenie.Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się zwymiotować z bólu. Umiem tylko wrzeszczeć i płakać.Znowu zaczynam obmyślać, jak się zabić, żeby nie bolało.


-Jezu, jak to boli-powtarzam, nie wiem, który już raz. I nic nie wskazuje tego, żeby kiedykolwiek miało być mi lepiej....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro