Deja vu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 ***Wojtek***


Tyle się mówi o łamaniu własnych ograniczeń,pokonywaniu słabości i różnych innych tego typu ważnych,nazwijmy to,przedsięwzięciach. Tak,zgadzam się z tym, trzeba coś takiego robić, ale nie zawsze można. Bo,wbrew temu,co się niektórym wydaje,nie wszystko jest kwestią chęci i wypracowania pożądanych efektów.  To bzdura tak samo wielka i powszechna jak ta,że kiedy połkniesz pestkę,w brzuchu wyrośnie ci drzewo. To znaczy...ta druga była powszechna na początku we wczesnych latach dwutysięcznych,czyli w okresie mojego dzieciństwa. Tak wtedy straszyło się dzieciaki przeświadczone o zagrożeniu swojego życia. Wracając,  czasem nie wszystko da się załatwić samym tym,że się chce. Przykładowo,osoba z nawet najlżejszą postacią mózgowego porażenia dziecięcego,nigdy nie będzie kardiochirurgiem,bo nikt takiego człowieka nie przyjmie na studia medyczne,mając świadomość,że pacjenta nie zoperuje,a szybciej zabije.  Co nie znaczy,że osoby mojego pokroju nie odnoszą sukcesów. To też nieprawda. Kto z nas nigdy nie widział choć jednego filmu z Anthonym Hopkinsem będącym w spektrum autyzmu? Komu nigdy nie obiło się o uszy nazwisko Andrea Bocelli? A już na pewno każdemu znana jest osoba Steviego Wondera i jego piosenka ,,I just called to say I love you". No ale jak niepełnosprawny odniesie jakiś sukces,to jakie są teorie ludzi? Że ma znajomości,że sam do tego nie doszedł, że pewnie komuś za to zapłacił albo mój ulubiony tekst,czyli ,,To na pewno z litości!" Czy to się kiedyś zmieni? Nie wiem. Ale mam nadzieję,że tak.


***


Od kilku tygodni mamy z Amelią istne deja vu. Znowu praktycznie nie śpimy, a wszystko za sprawą Dianki i jej rosnących zębów. Wiedziałem od rodziców,że to nie jest łatwy i przyjemny proces,ale żeby było aż tak źle? Księżniczka mało śpi i mało je. Za to bardzo dużo krzyczy i płacze,jakbyśmy ją obdzierali ze skóry. Jesteśmy jak żywe zombie na obrotach,ale zdecydowaliśmy się nie prosić nikogo o pomoc. Po prostu nie chcemy wiecznie wszystkich męczyć i zawracać im głowy opieką nad naszym dzieckiem. To nie jest tak,że zamykamy się na czyjąś pomoc. Przeciwnie,jest dla nas bardzo cenna i jesteśmy wszystkim za nią bardzo wdzięczni,ale powoli zaczynamy czuć się nieswojo z tym,że jest jej w ciągu życia małej tak dużo.


- Trzymasz się jakoś,kochanie?-przesuwam dłonią po ramieniu Amelki. Skóra na jej ciele przybrała lekko szarawy odcień,co według mojego bardzo wnikliwego researchu,  jest oznaką zmęczenia. 


- Mówiłeś coś?-pyta po kilku minutach ciszy,przeciągle ziewając.


- Dobra,nie było pytania- śmieję się z rezygnacją. Gołym okiem widać,że nie kontaktujesz. 


- Bez przesady...przecież mi pomagasz.


- Pomagam. Co nie znaczy,że ty nic nie robisz. Pochwal się,ile spałaś?


- Tyle,ile mi Diana pozwoliła, czyli...trzy godziny z małym haczykiem. 


- Zamiana- narzucam.- Teraz ja z nią siedzę,a ty idziesz spać. 


- Ale...mi się wcale nie chce spać-protestuje.- Możemy jeszcze chwilę pogadać?


- Stało się coś?


- Nic. Po prostu chcę ci podziękować.


- Za co?


- Za wyleczenie z, wydawać by się mogło, nieuleczalnego, wrodzonego perfekcjonizmu.


- A wiesz,że to wcale nie ja cię wyleczyłem,prawda? Ja ci tylko zasugerowałem terapię. To,że na nią poszłaś, było twoją własną decyzją. Więc...tak naprawdę leczysz się z niego sama. I widzę,że idzie ci to bardzo dobrze. 


- Serio tak myślisz? - brzmi,jakbym przedstawił jej jakąś dotąd nieznaną prawdę objawioną. 


Naszą rozmowę przerywają równocześnie przychodzące powiadomienia o nowej wiadomości. Sprawdzam swój telefon i wrzeszczę do żony:


-Michał się oświadczył! A ona jakimś cudem się zgodziła! 


- Poważnie?- dziwi się i nagle całe znużenie zdaje się jej przechodzić.


- Tak. Zaraz się go zapytam,co spieprzył.  Bo nie mogę sobie wyobrazić,że zrobił wszystko dobrze. 


- Ty to masz wiarę w ludzi-przewraca oczami.- Normalnie pozazdrościć.


- Wiem.



Hejka!

Na wstępie przepraszam,że przez kilka dni nie pojawiło się nic nowego.

Po świętach ciężko mi było się zebrać.

Mam nadzieję,że mi wybaczycie i rozdział Wam się podoba<3

Powoli zbliżamy się do końca tego tomu. Mam nadzieję,że czekacie na kolejny tak samo jak ja:)

Do następnego!

P.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro