Pomoc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Wojtek***


Już dawno  zauważyłem,że ludzie prezentują w kontekście jakiejkolwiek niepełnosprawności dwa podejścia. Pierwszym jest wybitnie wkurzające pomaganie na siłę, bo wyobraź sobie,że coś ci nie idzie,ale chcesz zachować swoją autonomię i niezależność i usiłujesz rozwiązać swój problem samodzielnie,ale nie możesz, bo ktoś rzuca ci się na pomoc, nawet nie pytając, czy jej chcesz i potrzebujesz. Drugie jest za to zupełnie przeciwne. To to, w którym ktoś, widząc,że ta pomoc ci jest potrzebna, nie zrobi...nic. Bo to ,,nie jego biznes". I w sumie na tym mógłbym już skończyć,ale...nie skończę. Przypomniało mi się,że istnieje jeszcze jeden taki, nazwijmy to, obóz. Popularny głównie wśród ludzi starszych. Kiedy mijają gdzieś na przykład dziecko z autyzmem, które wrzeszczy z powodu nadmiaru bodźców w zbyt krótkim czasie, co mówią takie,,babcie"? Że to wszystko wina matki! Chciała bezstresowe wychowanie, no to teraz ma i sama jest sobie winna! A gdyby tak...bardziej otworzyć oczy? Żeby było jasne, nie przyświeca mi jakaś misja zbawienia świata, ale przydałoby się chyba wprowadzić kilka zmian. I nie mam teraz na myśli żadnych zmian w prawie, bo nie jestem od tego. Myślę raczej o tych społecznych, ludzkich, jeżeli tak je możemy nazwać. Pierwszą z nich powinno być znalezienie się kogoś, kto by mówił o tym głośno. Bo poza Anną Dymną i Jaśkiem Melą takich bardziej rozpoznawalnych działaczy na rzecz niepełnosprawnych brakuje. A już najbardziej takich, którzy by trafili do młodych. Wiedza młodzieży, niczego im oczywiście nie ujmując, najczęściej jest niestety znikoma. Na rehabilitacji poznałem Rafała.  Tłumacza z porażeniem mózgowym.  Chodzi i radzi sobie w życiu świetnie,ale po chodzie widać dość wyraźnie,że coś się dzieje. Powiedział mi kiedyś,że jego  syn,  uczeń pierwszej liceum,  usłyszał kiedyś pytanie, czy ta choroba jest genetyczna. (jeżeli ktoś nie wie, to nie, nie jest). Wniosek rodzi się sam, prawda?


***


Jak codziennie, rano rozdzwania się nasz budzik bez funkcji drzemki znany również jako Diana. Przesiadając się z łóżka na wózek zastanawiam się, czy stoi w łóżeczku na nogach, czy też będę musiał z bólem serca budzić Amelię,żeby pomogła mi ją podnieść. To lekko dołujące, kiedy twoja ułomność utrudnia ci zajmowanie się swoim własnym dzieckiem. Podjeżdżam wózkiem do jej pokoju, który pokojem tak naprawdę nie jest. Udało nam się jakimś cudem wygospodarować dla niej komórkę z łóżeczkiem. Zależało nam,żeby miała jakiś swój osobny kąt. Nawet tak mały. 


- Dzień dobry, panienko- mówię do Dianki stojącej na szeroko rozstawionych nogach, trzymającej się białych szczebelków łóżeczka.- Wyspałaś się?


Patrzy na mnie i...zaczyna klaskać, jakby miała do powiedzenia mniej więcej:,,No brawo, ojciec, w końcu się do mnie doczołgałeś!". Wyciągam ją, i sadzając ją sobie na kolanach, przejeżdżam do salonu.


***


- O, wstaliście już- Amelia przychodzi do nas, przecierając jeszcze zaspane oczy.Nagle przytomnieje,słysząc dzwoniący telefon.


- Czego ty, wieśniaro, chcesz ode mnie o ósmej rano chwilę po świętach?- po tym charakterystycznym, bardzo ,,czułym" powitaniu, już wiem, kto do niej dzwoni. Chwilę o czymś rozmawiają,a potem Amelka odkłada telefon. 


- Co jest?


- Afera,a  cóż innego?- pyta retorycznie. 


- O co tym razem?


- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W tym przypadku też. Gabi chciała porozmawiać i wytłumaczyć,że jest rodzicom wdzięczna za to,że dokładają się do ich wesela,ale proszą o więcej decyzyjności, bo to w końcu ich impreza. No to się szanowni starsi unieśli honorem. I teraz biedni warszawiacy muszą to,co mieli odłożone na podróż poślubną, wydać na tort i obrączki. Wszystko inne ponoć już mają.


To zabawne, kiedy twoi w pełni sprawni przyjaciele proszą niepełnosprawnego ciebie o pomoc. Może i to dla niektórych dziwne zjawisko,ale też z jednej strony bardzo miłe...



Hej!

Na wstępie przepraszam,że przez ostatnie dwa dni nic nowego się nie pojawiło.

Ciężko było mi się zebrać w święta.

Mam jednak nadzieję,że Wam to wynagrodziłam:)

Macie jakiś pomysł na to, jak nasi bohaterowie mogliby pomóc przyjaciołom?

Mam nadzieję,że rozdział Wam się podoba<3

Do następnego!

P.

PS.Wiem,że przegięłam z długością pierwszego akapitu. Wybaczcie;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro