Personifikacja zła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Amelia***


Czego życzyłam sobie, zaczynając pracę w szpitalu? Siły. Przede wszystkim właśnie jej. Bo wiem, że bardzo mi się przyda, jak chyba w każdym zawodzie w mniejszym lub większym stopniu. Ale co z tego, że nie rusza mnie widok otwartej ludzkiej klatki piersiowej, skoro mam problem z tym, żeby dotrzeć do własnej córki? Diana zachowuje się czasem tak, jakby nie chciała mnie znać. Jestem dla niej personifikacją całego zła tego świata.  Cóż, Mróz ma Piotra Langera, ona ma mnie. Swoją własną matkę. Brzmi to strasznie, prawda?  Tak, wiem, ale tak właśnie się czuję. Jakbym ją skrzywdziła. Popełniła jakąś okropnie brutalną zbrodnię na jej umyśle. Mam wrażenie, że jestem potworem. Bezuczuciową, wypraną z człowieczeństwa, egoistyczną maszyną do krojenia ludzi, dla której jedyną wartością jest kariera i pieniądze. 


Czyżbym to zrobiła? Stała się tym, czym stać się nigdy nie chciałam? Czego próbowałam uniknąć? Profesor Zembala kiedyś powiedział: ,,Jeśli nie masz w sobie empatii, nie wybieraj zawodu lekarza czy pielęgniarki". Wydawało mi się, że się do tej pracy nadaję.  Nie mam problemów w kontaktach z pacjentami, potrafię się z nimi dogadać, nie irytują mnie. Ale...ponownie pytam, co mi po tym, skoro Di płacze przeze mnie po nocach. A może...nie nadaję się na matkę? Może zawiodłam swoją córkę do tego stopnia, że zaraz zacznie mnie nienawidzić? I nadejdzie moment, w którym będzie mnie unikać tak, jak ja tej swojej  prawie dekadę temu?


Nie, nie może do tego dojść. Nie mogłabym jej na to pozwolić. 


***


Często nasi niezwiązani z medycyną znajomi pytają mnie o to, jak to jest, że mimo spędzania kilku lub kilkunastu godzin na bloku, nie oszalałam. Po prostu lubię swoją pracę, co oczywiście nie oznacza, że nie mam w niej jakichś trudnych momentów. Na początku miałam wrażenie, że gdziekolwiek bym nie poszła, tam pika kardiomonitor. Ten charakterystyczny dźwięk słyszałam dosłownie wszędzie i przy każdej możliwej wykonywanej czynności:  podczas kąpieli, przy gotowaniu, podczas nakładania makijażu, czy spaceru z Dianą i Wojtkiem po Parku Tysiąclecia. Teraz zdążyłam się już do tego odgłosu przyzwyczaić. 


- Pani doktor...- słyszę za sobą i odruchowo się odwracam. Widzę panią Hanię. Dość tęgą, ale absolutnie przemiłą pielęgniarkę pod pięćdziesiątkę - Wszystko w porządku?


- Tak - zapewniam.- Czemu pani pyta?


- Blado pani wygląda - stwierdza, taksując mnie spojrzeniem.


- Naprawdę? Dziwne. Czuję się normalnie- uśmiecham się uspokajająco.- Ale dziękuję za troskę.


Dziwię się. Kiedy rano szykowałam się w łazience, spoglądając w lustro nic niepokojącego na swojej twarzy nie zauważyłam. Fakt, mam jasną karnację, ale nie wyglądam już tak źle, jak w czasie ,,Wielkiego Perfekcjonizmu"  towarzyszącego mi przez, jeżeli dobrze liczę, przynajmniej połowę studiów. 


*** 


Do domu zawsze wracam pieszo. Po to, żeby przewietrzyć głowę. Podobno to samo robią prokuratorzy, co totalnie rozumiem. To, co ja widzę podczas operacji, wydaje mi się niczym w porównaniu z tym, z czym oni się stykają. 


- Cześć!- rzucam po przekroczeniu progu domu.


- Jak w pracy?-  słyszę od męża, który na dźwięk mojego głosu zjawia się w przedpokoju. 


- Nieźle. Powiedz, czy wyglądam jakoś inaczej?- sprawdzam.


- Na zmęczoną. A co, ktoś ci coś powiedział?


- Jedna z pielęgniarek stwierdziła, że wyglądam blado - tłumaczę.- Gdzie Diana?\


- U siebie. Zamknęła się i czyta ,, Kamień filozoficzny".


Kwituję tę informację uśmiechem,  kieruję się do jej pokoju i wchodzę bez pukania. 


- Cześć, słońce - całuję ją we włosy.- Jadłaś obiad?


Kiwa głową. 


-  Podoba ci się książka?


- Tak. Moglibyście mi kupić taki tort na urodziny, jak miał Harry?


Wyrywa mi się parsknięcie śmiechem. 


- Zobaczymy. Ale myślę, że jest to możliwe. Też ma być taki pognieciony?


Potakuje, odsłaniając zęby w pełnym rozbawienia uśmieszku. Piękny widok. Jeden z moich ulubionych. 


- A ciocia z wujkiem by przyjechali?


- Nie wiem - wzdycham ciężko. - Mam nadzieję, że tak. 


- A jak już mnie nie kochają?


- Co? Nie mów tak. Jasne, że cię kochają. Tłumaczyłam ci, że cioci jest ostatnio bardzo przykro. Nawet jak nie przyjadą, na pewno zadzwonią z życzeniami. 


- Obiecujesz?


- Tak - potwierdzam, mając po chwili świadomość, że może być to czysta demagogia. Ale.. czy mogłam powiedzieć coś innego?



Hej!

Rozdział miał wlecieć wczoraj, ale stwierdziłam, że lepiej będzie, jeżeli trochę go jeszcze dopracuję:)

Mam nadzieję, że ta obsuwa nie jest dla Was problemem, a rozdział się podoba<3

Do następnego!

P.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro