15. Niebezpieczeństwa "na gigancie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez następne trzy dni Justyna pozwalała się prowadzić nowej koleżance. Iza była doświadczonym przewodnikiem: zaprowadziła ją do jadłodajni, gdzie poinstruowała co mówić i jak się zachowywać, żeby nie wzbudzić podejrzeń a potem do łaźni dla bezdomnych. Prysznic sprawił Justynie przyjemność. W tym nowym dla niej świecie, pełnym niezrozumiałych nakazów, zakazów i czarnej dziury... a raczej: białej tablicy zamiast pamięci, było to coś dobrego i znanego.
W łaźni wymieniły też ubrania na nowe i czyste. Iza na to nalegała. Z wprawą pokazującą doświadczenie "giganta" wybrała odpowiednie ubrania dla siebie i Justyny:
- Musisz być czysta i mieć czyste ciuchy. - tłumaczyła. - Bardzo łatwo jest wpaść w taki stan, że wszyscy cię zauważa i będą się od ciebie odsuwać. Wtedy wzywają policję albo straż miejską. A jak jesteś czysta, w miarę schludnie ubrana, to nikt na ciebie nie zwróci uwagi. A o to właśnie chodzi.

Justyna obserwowała poczynania koleżanki szeroko otwartymi oczami. Wszystko, z czym się stykała od kilku dni,  było nieznane i dziwne. Chyba nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji, bo żadna z informacji podanych przez Izę nie uruchamiała niczego w jej pamięci.

Najpierw przestraszyła się tej czystej, białej karty, którą miała w głowie zamiast pamięci. Ale z czasem jej świadomość stawiała tam kropki, kreski czy całe słowa, które Justyna uznawała za znane. Które coś uruchamiały. Nie zawsze były to konkretne, namacalne rzeczy. Częściej wrażenia, ulotne i kruche. Takie, co to jeszcze nie zdążyła ich zareejstrować, a już uciekały.

Dlatego trzymała się kurczowo nowej przyjaciółki, starając się jak najlepiej odnaleźć w tej nieznanej rzeczywistości.

Chodziły na spacery; do parku, nad Wisłę. Iza cieszyła się z towarzystwa i chciała jak najszybciej pokazać Justynie cały swój świat, w którym żyje i reguły, które nim rządzą:
- Pamiętaj, ludzie zauważają młodych. - tłumaczyła. - Więc musisz udawać dorosłą. Gdyby coś to mów, że masz osiemnaście czy dziewiętnaście lat. Wymyśl sobie imię, nazwisko, datę urodzenia i adres. Może być gdzieś pod Warszawą. Ale najlepiej unikaj ludzi. - instruowała. - Nie patrz na nich, nie zaczepiaj, nie pozwalaj się zaczepiać. Najlepiej chodzić tam, gdzie nie ma nikogo. Usiąść sobie na słońcu i grzać się w jego promieniach. Bo tu, w naszej piwnicy, ciemno i zimno. A jak chcesz popatrzeć na ludzi, kupić coś do jedzenia albo poszukać czegoś, np. gazety, to najlepiej w ścisłym centrum: no wiesz, Jerozolimskie, Marszałkowska, Świętokrzyska, Nowy Świat... Tam się kręci codziennie tyle różnych osób, że nikt nie zwróci na ciebie uwagi. Tylko nie wolno zbyt często pojawiać się w tym samym miejscu, bo ktoś cię zauważy. No i lepiej nie jeździć komunikacją miejską, bo może wpaść kontrola i będą chcieli cię wylegitymować. - instruowała.

Iza poznała też koleżankę z Radu, ale duży i małomówny mężczyzna nie spodobał się Justynie. Zwalisty, około dwudziestu kilku lat, z wyglądu przypominał Cygana czy Rumuna... Radu przyniósł im kilkanaście złotych w drobnych monetach. Iza była szczęśliwa:
- Zobacz, możemy iść do sklepu, kupić chleb, masło, jakąś konserwę albo dwie. Mamy śniadanie na dwa dni. Radu zawsze dba o mnie. Teraz o nas....

Bardzo się cieszyła z nowej koleżanki. I nie ukrywała tego:
- Jak jesteśmy we dwie, to już się nie będę bała w nocy, jeśli ktoś przyjdzie i zrobi imprezę. Zawsze raźniej w towarzystwie.

Trzeciego dnia Radu przyniósł im nową kołdrę. Nosiła ślady zużycia, ale była duża i ciepła. Teraz każda z dziewcząt miała swoje okrycie.
- Skąd on ma te rzeczy, które nam przynosi? - zapytała Justyna, gdy wygrzewaly się na ławce w Parku Praskim. Siedziały obok siebie, nogi wyciągnęły do przodu, zamknęły oczy i twarze wystawiły na słońce. Przyjemnie grzało.

- Z różnych miejsc. Radu już dawno jest bezdomny, parę lat. I dorosły. Pójdzie tam, gdzie nam nie wolno. Dostaje w noclegowni, chodzi po śmietnikach, czasami trafia na otwarte lub przepełnione kontenery PCK na zbędną odzież... Czasami prosi o pieniądze na ulicy albo w autobusie czy tramwaju. Ludzie niechętnie dają, ale czasami się udaje coś dostać. Wiesz, jemu łatwiej, bo jeśli chce, korzysta z noclegowni. Kiedyś i mnie zabrał parę razy, na początku, ale tam jest zbyt ciekawska obsługa. Najchętniej sprawdzaliby dowody osobiste i robili listy.

Gdyby nie ogromna dziura w pamięci, Justyna z przyjemnością korzystałaby z towarzystwa Izy. Bardzo ją denerwowało, że nic nie pamięta. W szczególności tego, od czego uciekła. Nie wiedziała, czy ktoś jej szuka, czy nie powinna się zgłosić na policję. Iza ją powstrzymywała; tłumaczyła, że gdyby było jej w domu dobrze, to by nie uciekła.

Nie mogła zrewanżować się Izie żadnymi opowieściami ze swojego życia. Kim była? Gdzie mieszkała? Co ją spotkało, że znalazła się w takiej sytuacji? Czasami miewała przebłyski jakichś osób, miejsc, zdarzeń. Wszystko to jednak było strasznie nieuchwytne. Jeszcze nie zdążyła zakotwiczyć przebłysku w pamięci, a już uciekał.

Ponieważ nie mogły rozmawiać o przeszłym życiu żadnej z nich, Iza wymyśliła zabawę, w której wyobrażały sobie wspólnie poprzednie życie Justyny i jej przyszłość. Iza mogła długo opowiadać, jak według niej będą wyglądały dalsze losy koleżanki:
- Wyobraź sobie, siedzimy tu teraz i grzejemy się na słońcu, mamy zamknięte oczy. I nagle słyszymy męski głos: Justyna, kochanie, to ty? Otwierasz oczy, a przed Tobą stoi młody, przystojny chłopak..

- ... z burzą blond włosów, skrzącymi się zielonymi oczami i szerokim, zaraźliwym uśmiechem... - włączyła się Justyna. I momentalnie pod powiekami zobaczyła tego mężczyznę, dokładnie takiego, jak opisała przed chwilą:
- ... I niech ma na imię ... Sebastian... - dodała.

- Czemu akurat Sebastian? - zdziwiła się Iza. - A może Piotr?
Justyna pokręciła głową:
- Nie, Piotr to nie blondyn. Piotr to brunet, posępny, nieziemsko przystojny... Wiesz, taki mroczny... jak ze "Zmierzchu"...
- Ale masz wyobraźnię - zaśmiała się Iza. - To którego wybierasz? Sebastiana czy Piotra? Tylko zastanów się dobrze, bo tego drugiego wezmę ja...

Albo snuły opowieści o tym, co zrobi Iza jak skończy osiemnaście lat. Dziewczyna nie mogła się doczekać tego dnia:
- W dzień osiemnastych urodzin pójdę na najbliższy komisariat. Powiem, że nazywam się Ka... - urwała i spojrzała niespokojnie na Justynę. - Że mieszkałam tu i tu, że w roku takim a takim zgłoszono moje zaginięcie. Że sobie nie życzę informowania rodziny ani nikogo bliskiego... Oni mi wydadzą dokument, z którym wyrobię sobie dowód osobisty. A potem zgłoszę się legalnie do schroniska dla bezdomnych, żeby mieć gdzie mieszkać. Podejmę jakąś pracę... Na początek niech to będzie sprzątanie, nawet w WC na dworcu, poradzę sobie. Zarobię pieniądze, potem wynajmę jakiś pokój... a potem dodatkowo pójdę do szkoły. Zrobię maturę i pójdę na studia. Oj, będę miała cudowne życie... - przeciągnęła się:
- A jak będę chciała, to pojadę do domu, stanę przed moją matką i ojczymem i wszystko im wygarnę... - marzyła.

Któregoś dnia, kiedy swoim zwyczajem wygrzewały się na ławce w parku, usiadł koło nich chłopak:
- Cześć dziewczyny, widuję was tu od kilku dni. Poznajmy się, jestem Krzysiek.
Dziewczyny poderwały się, gotowe do ucieczki. Mimo unikania ludzi, czasami zdarzało się, że ktoś próbował je zagadnąć i nabrały zwyczaju szybkiego oddalania się od natręta. Obojętnie, czy była to sympatyczna starsza pani, mężczyzna czy dwóch młodych chłopaków.

Teraz też chciały odejść, ale Krzysiek szybko powiedział:
- Spokojnie, nic wam nie grozi. Chciałem tylko pogadać, pomóc..
Justyna popatrzyła na niego:
- W czym chcesz nam pomóc? Czy wyglądamy na takie, co potrzebują pomocy?

Krzysiek pokiwał głową:
- Myślę, że tak. Jestem stretworkerem; moja praca polega na znajdywaniu osób, które potrzebują pomocy, np. uciekinierów, młodzieży z trudnościami itd. Mogę o was zadbać.
- Dziękujemy, radzimy sobie - odezwała się Iza, chwyciła Justynę za rękę i odeszły.

Krzysiek dogonił je:
- Poczekajcie, nie chcę zrobić wam krzywdy. Przepraszam, że tak od razu wszystko powiedziałem, ale widuję was od kilku dni. Widzę, że uciekacie jak ktoś się do was odezwie. Ja naprawdę chce pomóc...

Iza stanęła. Chwyciła się pod boki:
- Jak się nie odczepisz, to krzyknę "ratunku, zboczeniec" albo "pedofil". Zostaw nas w spokoju! Słyszysz?!

Chłopak stropił się. Ale szybko wyciągnął z kieszeni wizytówkę i podał Justynie:
- Ok, spokojnie, już sobie idę. Weź, na wszelki wypadek. Tu jest mój numer telefonu, o ten dopisany długopisem i dane adresowe mojej fundacji. Jakbyście potrzebowały pomocy, to zapraszam do kontaktu. Albo przyjdźcie tutaj, bywam tu codziennie...

Iza prychnęła, odwróciła się i odeszła bez słowa. Justyna wybąkała pod nosem jakieś podziękowania, schowała wizytówkę do kieszeni i ruszyła za koleżanką. Krzysiek patrzył za nimi z niepokojem.

***
Wieczorem, leżąc na wspólnym posłaniu, otulone każda swoją kołdrą, wróciły do tematu.
- Nie możemy tam więcej chodzić. Szkoda, bo Park Praski jest taki ładny - westchnęła Iza. - Dużo ludzi tamtędy chodzi, bo w pobliżu jest ZOO i centrum handlowe, ludzie sporo rzeczy wywalają do śmieci... Że też musiał się przyczepić... Społecznik za dychę...

Justyna zamyśliła się:
- Może naprawdę chciał pomóc? Może warto było z nim porozmawiać?
- Taa, pomóc - prychnęła swoim zwyczajem Iza:
- Już ja znam taką pomoc. Albo idź z nim i dawaj d...py jemu i jego kolegom, albo cię zakapuje na policję...

Urwała, zapadła cisza. Potem kontynuowała:
- Jak przyjechałam na Centralny... Nie wiedziałam, co zrobić. Chodziłam po dworcu, po tych podziemiach... Nie znałam wtedy jeszcze Radu... Często miałam takie oferty. Od jednego to uciekłam przez okno. Zaczepił mnie, zaoferował że mi wynajmie pokój w zamian za sprzątanie. Uwierzyłam. Poszłam z nim... Zaraz przyszło kilku jego kolegów, oglądali mnie a potem ciągnęli zapałki, który pierwszy się ze mną prześpi... Poczekałam, jak pierwszy się zaplątał w ściągane spodnie, pchnęłam go i uciekłam przez okno. Na szczęście było duże, otwarte i na parterze. A na dole była trawa. Tylko noga mnie potem bolała, bo skręciłam przy skoku...

Justyna patrzyła z podziwem na młodszą koleżankę. Z podziwem zmieszanym z litością.
"Ileż ta mała wycierpiała w życiu - pomyślała. - I jaka jest mimo wszystko dzielna. Ja na jej miejscu na pewno nie poradziłabym sobie tak dobrze."
Nadal nie wiedziała, kim jest. Ale była pewna, że jej życie różni się diametralnie od sytuacji Izy.

W tym momencie Iza zaśmiała się:
-Ale wiesz, jak on tak się odezwał, myślałam, że to ten wymyślony przez Ciebie Sebastian...
Justynę zalała masa ciepłych uczuć:
- Tak, to by było możliwe. On jest taki wesoły, otwarty... I też lubi pomagać. Szczególnie płci pięknej... - też się zaśmiała.

Nagle śmiech zamarł jej na wargach, kiedy uświadomiła sobie swoją reakcję:
- Sebastian... Seba! Ja go znam! - usiadła z wrażenia:
- Iza, ja znam takiego chłopaka! On jest prawdziwy!
Przypomniała sobie sylwetkę mężczyzny, jego uśmiech, spojrzenie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro