01.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ludzie mówią, że bez miłości nie da się żyć. 

Osobiście uważam, że tlen jest ważniejszy.

***

Ukończyłam uniwersytet z najlepszymi ocenami. Dzięki tej szkole mogłam spełnić moje marzenia, które teraz spełniam. Zawalczyłam o moją przyszłość i zostałam lekarzem w najlepszym szpitalu w Nowym Jorku. Mam idealną pracę, która przynosi mi szczęście, a czasem smutek. Nie każdy lubi, gdy umierają ludzie, a ty nic nie mogłeś zrobić. Od zawsze chciałam pomagać ludziom, a teraz mam taką możliwość.

Od procesu w sądzie minęło długie sześć. Od tego czasu nie widziałam Leona i mojej Cassie. Wiem tylko, że Leon założył firmę, ale za bardzo nie chciałam się to zagłębiać, bo to tylko przypomniałoby mi jak mi ich brakuje i to jak cierpiałam. Najbardziej boli mnie myśl, że moja córka mnie nie zna. Jestem dla niej obcą kobietą. Rozdzielona matkę z córką, a to boli najbardziej. Tylko raz mogłam trzymać ją na rękach.

Rozłąka z dzieckiem to okropne uczucie.

Nosiłam ją pod serduszkiem dziewięć miesięcy, to ja cierpiałam na sali porodowej. Nikt nie wie jak matka z dzieckiem jest do siebie przywiązana. Nawet nie mam pojęcia czy wszystko z nią w porządku. Nie wiem nawet czy jest szczęśliwa. Ja pewnie dla niej nie żyję, albo Leon zastąpił mnie inną.

Najgorsza jest myśl, że moja Cassie może mówić do kogoś innego ''mamo''. Mimo, że widziałam ją przez chwilę, to się o nią martwię i kocham całym sercem. Czasem myślę jakby wyglądało moje życie, gdyby Leon mnie nie zostawił. Może byłabym szczęśliwą mężatką i matką? Tego nie wiem, ale mimo wszystko nie dokończa zapomniałam o nich. Tego nie da się zapomnieć, bo za bardzo boli, żeby móc nie pamiętać.

Nauczyłam się żyć bez Leona. Teraz wiem, że miłość tylko rani człowieka, więc staram się omijać to uczucie. Nie chcę po raz drugi przechodzić przez to samo co z szatynem. On przestał dla mnie już istnieć.

Miałam teram dyżur w szpitalu, więc przygotowałam sobie zbiornik energii, który po chwili zaczęłam pić. Jestem uzależniona już od kawy jak każdy lekarz na nocnej zmianie.

Drzwi od pokoju, w którym często przesiaduję z kolegami lub koleżankami pracy zaczęły się otwierać, a do środka weszła pielęgniarka. Pani Basia pochodziła z Polski, a za granicą jest już od dwudziestu lat. W poprzednim roku skończyła czterdziestkę. Dzieci kochają panią Barbarę w tym szpitalu, a ja się nie dziwię, bo kobieta jest bardzo sympatyczna.

– Doktor Castillo, jest pani wzywana. Została przywieziona sześcioletnia dziewczynka i dorosły mężczyzna z wypadku samochodowego – wyjaśniła kobieta, która była już w średnim wieku. – Stan dziecka jest zagrożony, trzeba będzie operować – dodała.

– Co z ojcem dziewczynki? – zapytałam, gdy byłam w połowie drogi do sali operacyjnej.

– Ojciec wyszedł bez szwanku. Lekarze robią podstawowe badania – wyjaśniła.

– Dobrze – odparłam krótko, a po chwili byłam już przy sali operacyjnej, ale zatrzymała mnie rodzina pacjentki. – Nie teraz. Wrócę do państwa po operacji – wyjaśniłam i weszłam do środka.

Ubrałam zielony fartuch, białą maskę na twarz i zaczęła się operacja. Walczyłam, żeby dziewczynka przeżyła. Musi się udać, ciągle powtarzałam sobie w głowie. Nie wiedziałam jak nazywa się dziecko, ale to teraz nie było najważniejsze. Nie mogłam pozwolić, żeby ta sześciolatka umarła.

– Nie pozwolę ci umrzeć, kochanie – szepnęłam do ucha malutkiej i pogłaskałam ją po brązowych włosach.

Operacja się skończyła, ale mimo tego, że jestem zmęczona, to jestem zadowolona ze swojej pracy. Udało się, ale dziewczynka nadal jest w śpiączce. Teraz będzie trzeba czekać.

– Mogę dostać kartę dziecka? – spytałam się pielęgniarki, która po chwili podała mi to o co prosiłam. Zaczęłam czytać, ale kiedy przeczytałam dwa wyrazy wcięło mnie w ziemię.

Cassie Verdas, moja córeczka.

Przyłożyłam rękę do ust i ze łzami w oczach patrzyłam się na papier.

– Doktor Castillo, coś się stało? – zapytała pielęgniarka, a ja przekręciłam tylko głową.

– Wszystko jest w porządku – wyjaśniłam. – Pójdę powiadomić rodzinę.

– Dobrze – stwierdziła kobieta.

Chwilę odreagowałam, a po minucie poszłam do rodziny, którzy czekali przed salą. Trochę obawiałam się stanąć z nimi twarzą w twarz, ale moje prywatne sprawy musiałam odłożyć na bok. Teraz byłam lekarzem, a nie starą Violettą.

– Dobry wieczór – oznajmiłam. – Jestem lekarzem Cassie i Leona Verdasa, doktor Castillo – odparłam oficjalnie.

Kobieta była tak przejęta stanem swoich bliskich, że nie rozpoznała mnie z nazwiska. Nawet nie wiem czy je zna, ale zawsze mogło być zbieżność tożsamości.

– Co z moją siostrzenicą? – zapytała się jak się domyślam siostra Leona.

Trochę się zmieniła od czasu, gdy ją widziałam, a ja też się zmieniłam z wyglądu jak i z charakteru.

Cornelia Verdas to starsza siostra Leona. Za bardzo jej nie znałam, więc nie wiem jaka jest. Natomiast z wyglądu to szczupła blondynka o tych samych oczach co szatyn. Ma bardzo ładną figurę, którą nie jedna kobieta może pozazdrościć. Mimo tego, że na twarzy miała rozmarzany makijaż, to nadal była piękna.

– Operacja się udała – wyjaśniłam. – Cassie jest w śpiączce, ale jak wszystko dobrze pójdzie powinna się obudzić za kilka dni.

– A co z moim bratem? – spytała się.

– Trzeba czekać na wyniki badań, ale już jutro powinien się obudzić – powiedziałam.

– Wyjdą z tego cało? – zadał pytanie jak mniemam partner blondynki.

– Cassie jest ciężkim stanie, ale proszę nie tracić nadziei. Wypadek dla tak małego organizmu jest poważniejszy, niż u dorosłego człowieka – wyjaśniłam z bólem, bo przecież mówię o swoim dziecku. – Zrobię wszystko, żeby Cassie przeżyła – oznajmiłam jako matka.

– Można do nich wejść? – Starsza siostra Leona spojrzała na mnie pytająco, więc się zgodziłam.

– Tylko nie na długo.

Wróciłam do pokoju gdzie lekarze i pielęgniarki mogą spędzać czas. Usiadłam w kącie na kanapie i podkuliłam nogi. Na szczęście byłam sama w sali. Operowałam własną córkę. Tyle emocji mną teraz targa. Szczęście, smutek, bezsilność, rozpacz, obawa. Boję spotkać się z Leonem, choć wiem, że to jest nieuniknione. Moje sprawy prywatne muszę odłożyć na bok. Los chyba mnie nie cierpi, że muszę być lekarzem Leona, ale jednak się cieszę, że mogłam zobaczyć córkę, ale dlaczego w takich okolicznościach?

– Co jest, Violetta? – Usłyszałam aksamitny, męski głos, który należał do mojego kolegi z pracy.

James Harris jest starszy ode mnie o dwa lata. Jest w tym samym wieku co Verdas. James to blondyn o niebieskich oczach i jest dobrze zbudowany, a ma dwadzieścia sześć lat.

– Miałam operację – odparłam. – Właśnie operowałam swoją córkę.

– Co? – zapytał się zaskoczony James. – Operowałaś Cassie?

On wiedział jak ciężko miałam w życiu. Jest moim przyjacielem, więc mu opowiedziałam o tym co kiedyś się wydarzyło.

– Tak – oznajmiłam cichutko. – Moje dziecko pierwszy raz widziałam na stole operacyjnym – dopowiedziałam i się rozpłakałam.

To jest okropne, że pierwszy raz zobaczyłam córkę w takiej chwili. Straciłam sześć lat z jej życia. Ona mnie nawet nie zna. Pewnie nic nie wie na mój temat. Leon zniszczył moje życie.

– Chcesz, żebym przejął od ciebie Cassie i Verdasa? – spytał.

– Nie – szepnęłam. – Dam sobie radę. Jestem profesjonalistą, muszę sprawy prywatne schować na bok.

– Dobrze – rzekł krótko James. – Twoja zmiana się skończyła. Jedź ostrożnie do domu – dodał.

– W porządku, ale najpierw sprawdzę stan pacjenta.

– Violetta, chyba nie chcesz teraz iść do Leona?

– Jestem lekarzem – oznajmiłam. – Moim zadaniem jest dbać o pacjentów. Nawet o tych, których nie toleruję. To moja praca.

– Uważam, że powinnaś oddać tą sprawę komuś innemu.

– Wątpisz w moje umiejętności?

– Nie, po prostu się martwię – wyznał. – Przecież wiem ile się wycierpiałaś przez niego, a ja nie chcę, żebyś znów przechodziło przez to samo – dodał trzymając mnie za ręce.

– Dam sobie radę, obiecuję – powiedziałam, a następnie wstałam i ruszyłam do sali, w której leżał Leon.

Z każdym kolejnym krokiem się bałam. Moje serce biło z masakryczną szybkością, a ja nie wiedziałam dlaczego. Chyba boję się spojrzeć na niego. Boję się, że jeśli spojrzę na Leona, to wszystkie moje uczucia wrócą.

Zatrzymałam się pod drzwiami i odetchnęłam, a po chwili weszłam do środka. Leżał nieprzytomny na łóżku, ale wiedziałam, że do jutro powinien się obudzić.

Nie wiedziałam co czułam, kiedy tak patrzyłam na jego twarz, która była zadrapana, ale to normalne po wypadku. Miał dużo szczęścia, że wyszedł z tego, ale niestety Cassie już tyle szczęścia nie miała.

Sprawdziłam jego kartę i usiadłam na krześle przy łóżku.

– Minęło sześć lat – szepnęłam i przymknęłam oczy. – Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach – na chwilę zerknęłam na jego spokojną buzię. Aż trudno uwierzyć, że zrobił tyle okropnych rzeczy. – Zawsze myślałam o was. Nie było chwili, żebym nie myślała co się dzieje u mojej córki. Nawet nie wiesz co przechodziłam przez ciebie. Kochałam cię, a ty wbiłeś mi nóż w serce i za to cię teraz nienawidzę.

Kiedy skończyłam mówić maszyny zaczęły pikać.

O nie, serce się zatrzymało!

Jest nie dobrze, bardzo nie dobrze. Zaczęła szybko reanimować Leona. On musi przeżyć. Cassie nie może stracić również ojca. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro