04.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Jeśli nie możesz robić rzeczy wielkich...
Rób rzeczy małe, ale z wielką miłością  

***

Następnego dnia pojechałam ponownie do pracy. Weszłam do znanego mi budynku i od razu skierowałam się do pokoju przeznaczonego dla lekarzy. Włożyłam na siebie biały kitel, a następnie poszłam do pacjentów.

Leon już wczoraj wyszedł ze szpitala, a Cassie nadal była w śpiączce, do której później zajrzałam. Czułam, że z kolejną wizytą uzależniam się od niej coraz bardziej. Mimo że jej nie znałam, to nie mogłam powiedzieć, że mi nie zależy. Jest moją córką, więc nic dziwnego, że zrobię dla niej wszystko. Dzieci kocha się bez powodów, a ja tak miałam właśnie z moją małą sześciolatką.

– Witaj kochanie – szepnęłam, całując ją w czoło. – Jak się dzisiaj czujemy? – spytałam, głaszcząc ją po główce.

– Widzę, że już jest poprawa – powiedziałam, zerkając do karty badań.

Do kroplówki dodałam leki przez strzykawkę, które powinny pomóc.

Po chwili usłyszałam, jak drzwi zostały otworzone, a do środka wszedł Leon. Próbowałam unikać jego wzroku, a starałam zając się pracą.

– Dzień dobry panie Verdas – przywitałam się bardziej z grzeczności, bo przecież lekarzowi nie przystało, żeby zignorować pacjenta lub jego rodzinę.

– Dzień dobry – szepnął. – Cześć księżniczko – dodał do córki.

Patrzyłam się na to z zazdrością. Zazdrościłam mu, że miał te sześć lat z Cassie. On słyszał jej pierwsze słowo. Widział pierwsze kroki, a ja nawet nie miałam tej szansy. Wszystko mi odebrano. Straciłam okazję na bycie matką.

– Violetta, możemy porozmawiać?

– Doktor Castillo – poprawiłam go.

– Chciałbym porozmawiać z Violettą, a nie z lekarzem – powiedział. – Mogę porozmawiać z Violettą, którą znałem?

– Ona nie żyje – szepnęłam. – Stara Violetta umarła dawno temu – dopowiedziałam, a następnie skierowałam się do wyjścia, ale się zatrzymałam, kiedy usłyszałam, że serce dziewczynki przyspieszyło. Leon od razu zaniepokojony podbiegł do niej, a ja po chwili podbiegłam do szatynki.

– Spokojnie, kochanie – mówiłam, głaszcząc ją po małej główce. – Spokojnie, Cassie. Jestem tutaj – szeptałam, a ona się uspokoiła.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy serce się umiarkowało do stabilnego stanu.

– Co to było? – zapytał się Leon zdziwiony.

– Nagle przyspieszyło się bicie serca. Dzieci czasem odczuwają więcej, niż zdajemy to sobie pojąć. One rozumieją więcej. Są mądrzejsze czasem niż od jednego dorosłego.

– Kiedy usłyszała twój głos, to się uspokoiła – zauważył.

– Nie wiem dlaczego – szepnęłam zgodnie z prawdą.

– A ja wiem – odparł. – Pewnie podświadomie wie, że jesteś jej mamą.

– Tę możliwość straciłam sześć lat temu – wyznałam i wyszłam z sali.

Po moim policzku poleciała jedna łza, którą szybko starłam. Dlaczego życie jest takie trudne?

***

Kiedy skończyłam pracę w szpitalu, to od razu skierowałam się w stronę przystanka autobusowego. Niestety nie miałam możliwości na inny rodzaj dostarczenia się do domu, ponieważ mój samochód się na nadawał do użytku dziennego. Będę musiała go oddać do warsztatu, żeby wreszcie naprawili moje tanie cacko.

Od szpitala do przystanka dzieliło mnie jedynie dziesięć minut drogi, więc daleko nie miałam. Po drodze minęłam aptekę, która była przydatna dla pacjentów, którzy opuszczali moje miejsce pracy razem z receptą. Po drugiej stronie ulicy był market spożywczy, gdzie często robiłam szybkie zakupy. Nawet czasem przychodziłam tutaj w czasie moich przerw w szpitalu.

Zauważyłam, że koło mnie zatrzymał się samochód, ale nie przejmowałam się tym. Zapewne ktoś przyjechał zrobić zakupy. Nic w tym dziwnego nie było. Przecież to Nowy Jork.

Nagle do moich uszów dotarł dźwięk dobrze znanego mi mężczyzny, który wypowiedział moje imię. Dlaczego nawet po pracy nie mogę mieć spokoju od tego człowieka?

– Witam panie Verdas – odparłam lekko zirytowana.

Leon przekręcił oczami na to, że zwracam się do niego na per pan, a po chwili się odezwał:

– Nadal zamierzasz się bawić w szopkę?

– Nie rozumiem.

– Myślę, że doskonale rozumiesz, o czym do ciebie mówię.

– Nie jesteśmy na ty, panie Verdas.

– Nie możesz ze mną porozmawiać, chociaż dlatego co nas łączyło?

– Właśnie, łączyło – odparłam. – Nic nas już nie łączy.

– Łączy nas córka.

– Tu się mylisz – prychnęłam. – Ja tylko ją urodziłam. To ty ją wychowałeś – wyznałam smutno i odeszłam od niego.

Chce mi się płakać i to znowu przez niego.

– Violetta – powiedział zrezygnowany.

– Zostaw mnie, Leon – oparłam, odwracając się do niego ze załzawionymi oczami. – Żałuję, że cię poznałam. Zniszczyłeś mi tylko życie.

– Nie chciałem.

– Ale to zrobiłeś – szepnęłam. – Zniszczyłeś mnie.

– Żałuję – powiedział, spuszczając głowę w dół. – Naprawdę żałuję, że to zrobiłem.

– Czasu cofnąć nie możesz – wyszeptałam.

– Czy kiedyś mi wybaczysz?

– Wątpię – przyznałam.

– Rozumiem – smutno spojrzał na mnie, a ten wzrok tak okropnie bolał moje serce.

Nigdy nie chciałam, żeby się smucił. Czy ja tak odczuwam przez miłość? Nie mogę go kochać. Nie chcę znowu cierpieć. Straciłam go już wtedy, gdy on nie dał żadnej szansy mi. Dlaczego czuję się źle z jego samopoczucia? Boję się, że wszystkie emocje powrócą do mojego serca. Boję się, że ponownie mu zaufam, a on to znów wykorzysta. Obawiam się, że znowu stanę się naiwną, głupią zakochaną dziewczyną. Nie chcę znowu przechodzić przez to samo.

Szybkim krokiem odeszłam od niego. Już nie hamowałam moich łez, które jedna za drugą spływała po moim policzku. Jestem słaba. Szkoda, że ta miłość okazała się nic niewierną. Przecież mogło być tak pięknie, ale życie lubi karać nie wiadomo za co.

Po chwili zaczął padać deszcz, który mi nie przeszkadzał. Idealnie współgrał z moim zranionym sercem. Moje życie będzie wciąż ciągnąć się wokół Leona?

***

Dzisiejszego dnia miałam mieć wolne od pracy, ale rano zadzwonili ze szpitala, że potrzebują lekarzy. Została przywieziona dziewczyna, która została postrzelona przez swojego byłego chłopaka. Czasem nie mogę uwierzyć, jak ludzie mogą robić takie rzeczy. Czy świat musi właśnie taki być?

Jak najszybciej się włożyłam na siebie jakąś pierwszą lepszą bluzkę z szafy i dżinsy. Udałam się do pokoju Ludmiły, która spała, a ja musiałam przerwać jej sen. Jeszcze się dziwię, że ze mną wytrzymuje.

– Ludmiła – oznajmiłam, szarpiąc ją za ramię. – Muszę jechać do szpitala. Mogę twój samochód? – zapytałam.

– Pewnie, bohaterze – odparła. – Idź ratować ludzkość.

Szybko zabrałam kluczyki i pojechałam do szpitala. Najszybciej jak mogłam, przebiegłam przez korytarze i dołączyłam do grypy lekarzy, która wiozła dziewczynę na salę operacyjną.

– Gdzie została postrzelona? – spytałam się ratownika medycznego.

– Klatkę piersiową – odpowiedział.

– Są mniejsze szanse na przeżycie – oznajmiłam, a po drodze zauważyłam Leona, który pewnie przyszedł do Cassie.

Po chwili wraz z dziewiętnastolatką byliśmy na bloku operacyjnym. Zaczęliśmy operować i od razu wyjęłam nabój z ciała pacjentki. Zaraz po tym maszyna, która pokazywała bicie serca, zaczęła pikać.

– Tracimy ją – krzyknęłam.

Robiliśmy wszystko, żeby nie umarła, ale nie udało się. Tak młoda dziewczyna zginęła przez byłego chłopaka. Byłam trochę przygnębiona, że nie mogłam jej uratować, ale wiem, że to nie ode mnie zależy, kto umiera. Ja tylko pomagam, a to tylko zależy od Boga. Lekarze są tylko pionkiem do ratowania, ale wszystko zależy tylko od tego na górze. To on ma wszystko w swoich rękach.

***

Kiedy się w miarę uspokoiłam, postanowiłam pójść powiadomić o tym rodzinę nastolatki. Nie lubię przekazywać złych wieści, ale oni muszą wiedzieć. Wszyscy popadli w rozpacz, a najbardziej matka. Mogę sobie wyobrazić, jak boli wieść o śmierci dziecka.

– Przykro mi – oznajmiłam i zostawiłam ich, żeby mogli opłakiwać dziewczynę w spokoju.

Po drodze na korytarzu spotkałam Jamesa, więc się do niego przytuliłam.

– Nie jesteś cudotwórcą – odparł mężczyzna, głaszcząc mnie po włosach. – To nie ty decydujesz, kto może żyć, a kto nie. Ty tylko jesteś pomocnikiem w ratowaniu. Bóg tylko decyduje o tym, kto przeżyje, a kto nie.

– Ta dziewczyna była taka młoda – wyznałam. – Miała całe życie przed sobą, a zginęła z rąk byłego chłopaka.

– To straszne – powiedział blondyn. – Ale nic na to nie poradzisz – mówił.

Za jego placami ujrzałam dobrze mi znaną postać mężczyzny, który jest dziwny.

Michael Williams był mężczyzną, który mnie przeraża. Ale jednak zapewnia, że nie muszę się go obawiać.

– Zostawisz mnie samą?

– Oczywiście – zgodził się. – Jakby co to wiesz gdzie mnie szukać – dodał, a ja kiwnęłam głową.

James odszedł, a ja podeszłam do niespodziewanego gościa.

– Jak widzę, pan uwielbia odwiedzać szpitale, panie Williams.

– Przyszedłem tylko do rodziny – wyjaśnił.

– Kogo pan odwiedza? – zaciekawiłam się.

– Wnuczkę – odpowiedział. – Jest piękna po mamusi, ale szkoda, że jej ojciec jest takim skurwysynem.

– Widzę, że pan zięcia nie toleruje.

– Przez niego moja córka tylko cierpi – wyznał Michael – tak samo, jak pani przez pana Verdasa.

– Proszę się w moje życie osobiste nie wtrącać.

– Nie umiem inaczej. – Jego mina z poważnej szybko zmieniła się na radosną. – Inaczej nie byłbym sobą.

– Zauważyłam – burknęłam. – Skąd pan wie tyle na mój temat?

– Zawsze muszę mieć wszystkie informacje pod ręką – przyznał. – Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą.

– Mówi pan jakby, pracował w mafii – zażartowałam, a on był za bardzo poważny, a potem nagle się roześmiał.

– Dobry żart, pani doktor – stwierdził mężczyzna. – Aż takich złych rzeczy nie robię.

– Ja tam nie wiem – przyznałam. – Niech pan mi wybaczy, ale muszę wrócić do pracy.

– Oczywiście – odparł. – Do zobaczenia.

Przez chwilę patrzyłam, jak odchodzi, a zaraz potem sama wróciłam do pracy.

Wciąż zastanawia mnie ten tajemnicy człowiek. W moim nudnym życiu nigdy nie spotkałam takiego przerażającego mężczyzny, jakim jest Michael Williams.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro