05.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pisząc historię swojego życia, nie pozwól nikomu trzymać pióra

***

Od operacji dziewczyny minęło już sporo czasu. Odwiedziłam już moich pacjentów, a na koniec zostawiłam salę w której leży moja księżniczka. Otworzyłam drzwi i ujrzałam rodzinkę Verdasów. Gorzej trafić nie mogłam, pomyślałam.

– Dzień dobry – przywitałam się z grzeczności.

Wzięłam kartę badań Cassie i zaczęłam wypisywać moje obserwacje, czyli jak na przykład czy serce jest w normie itd.

– Co ona tutaj robi? – usłyszałam, więc spojrzałam w stronę mamy Leona, która nigdy nie przepadała za mną. Ja z resztę też.

– Mamo, uspokój się – zalecił Leon. – Jest lekarzem Cassie.

– Nie pozwolę, żeby ona zajmowała się moją wnuczką – warknęła, patrząc na mnie z nienawiścią.

Nie wiem czemu, mnie tak traktuje, a jednak wiem–przecież jestem z biednej sfery.

– Proszę się uspokoić, pani Verdas – oznajmiłam. – Inaczej wezmę ochronę.

– Wyjdź z tej sali – zarządziła kobieta.

– Proszę mi nie utrudniać mojej pracy – powiedziałam coraz bardziej zdenerwowana.

– Niech pani zniknie z życia mojego syna i wnuczki raz na zawsze.

Nagle usłyszałam pisk maszyny, która kontroluje serce mojej córki.

– O nie. – Szybko podbiegłam do dziecka i zaczęłam reanimację. – Proszę wyjść!

– Co się dzieje? – zawołała przerażona siostra Leona.

– Cassie posłuchaj mamusi – odparłam i nadal przyciskałam swoje ręce do jej klatki piersiowej. – Nie poddawaj się. Musisz żyć, choćby dla taty. Obiecaj mi, że nie poddasz się zbyt łatwo. Wierzę, że dasz radę, kochanie.

– Musimy ją zawieść na salę operacyjną – usłyszałam głos Jamesa, który wraz z pielęgniarkami i lekarzami przyszli do pomieszczenia, w którym jestem.

– Jak to operować? – zapytał się przerażony Leon.

– Cassie umiera – wyznałam z bolącym sercem. – Trzeba operować.

Wraz z łóżkiem, na którym leżała mała szatynka biegłam do sali operacyjnej. Muszę ją uratować.

Operacja trwała już kilka godzin. Jak na razie nic się nie poprawiało.

– Za dużo krwi straciła – odparł James. – Trzeba zrobić transfuzję krwi. Cassie ma rzadką grupę krwi – zauważył.

– Ja oddam moją krew – powiedziałam pewnie. – Życie dziecka ponad wszystko.

Ja i Cassie mamy tę samą grupę krwi, ale niestety najrzadszą, a w razie, gdyby trzeba było wykonać transfuzję krwi, to trudno jest znaleźć osobę, która ma tę samą grupę.

Pielęgniarka pobrała moją krew, a potem podali szatynce.

***

– Udało się – powiedziałam z uśmiechem, kiedy operacja się skończyła. – Byłaś dzielna – dodałam, głaszcząc dziewczynkę po główce.

Jestem dumna, że wszystko poszło prawidłowo. Najważniejsza jest moja córka, która będzie mogła żyć. Nic innego teraz się nie liczyło.

Obserwowałam moją księżniczkę, która jest taka piękna. Byłam trochę zmęczona, ale to normalne po zabiegu. Przymykałam oczy i ponownie je otwierałam. Zaczęłam widzieć czarne mroczki przed oczętami. Po chwili stało się ciemno, a ja upadłam na podłogę.

– Violetta – usłyszałam tylko krzyk mojego przyjaciela.

Straciłam przytomność.

***

Byłam nieprzytomna, ale kontaktowałam ze światem. Słyszałam co się dzieje wokół mnie, ale nie mogłam tego zobaczyć. Moje oczy nie chciały się otworzyć. Czułam każdy dotyk na moim ciele, a najbardziej teraz odczułam ciepłe dłonie na moich. Czułam ten dotyk doskonale i wiedziałam, do kogo on należy.

– Dziękuję za to, co zrobiłaś dla Cassie – szepnął Leon i pocałował moją dłoń. – Dziękuję.

Dalej nic nie mówił, ale był, a ja nie wiedziałam, dlaczego mi jest dobrze, że został ze mną. Dlaczego on wywołuje te niechciane uczucia u mnie?

– Leon, powinieneś sobie ją odpuścić – usłyszałam kobiecy głos, który należał do mamy Leona.

Ona od zawsze mnie nienawidziła. Przeszkadzało jej, że on spotyka się z biedniejszą dziewczyną od niego. W końcu jestem sierotą.

– Mamo, powinnaś stąd wyjść – warknął Verdas.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że planowałeś z tą dziewuchą przyszłość? – zakpiła.

– Planowałem, ale ty to zniszczyłaś – powiedział. – Przez ciebie ją straciłem, a Cassie nigdy nie miała matki.

– Przecież ona nie nadaje się na matkę.

– Uratowała dzisiaj jej życie. Swoje zdrowie postawiła ponad córkę. Ona nie nadaje się na matkę? To raczej ty się nie nadajesz.

– Leon, jak ty się odzywasz do własnej matki? – spytała się pani Grace.

– Gdybyś traktowała mnie, jak należy syna, to byś miała szacunek, który należy się matce.

– Inaczej cię wychowałam!

– Gdybyś nie zmusiła mnie, żebym złożył papiery o odebranie praw rodzicielskich Violetcie, to teraz byłbym szczęśliwy.

Co?! Ona go zmusiła?! Po niej to jest możliwe.

– I co? Chciałeś wychować dziecko na ulicy? – prychnęła. – Zrozum, że nie miałbyś życia z nią! Nie jest idealną kandydatką dla ciebie.

– Jestem już dorosły i nie będziesz decydować, która kobieta jest idealna dla mnie – wyznał. – Przez ciebie straciłem osobę, którą kocham – dodał, a ja zamarłam.

Nie mówił o mnie, prawda?

– Nie chcesz mi powiedzieć, że nadal kochasz Violettę?

– Nigdy nie przestałem jej kochać – odpowiedział Leon.

Jak to wciąż mnie kocha?

– Przecież ona nawet nie dorównuje ci – prychnęła kobieta. – Ona jest nic niewarta.

– Proszę państwa, żebyście opuścili salę – usłyszałam jedną z pielęgniarek. – Państwo nie powinno teraz przebywać w tym pomieszczeniu.

Dziękowałam tej kobiecie, że się zjawiła i przepędziła Verdasów. Teraz mogłam w spokoju odetchnąć i nie zamartwiać się niczym. Nie chciałam dłużej słuchać tego wszystkiego. Miałam już dość na dzisiaj. Potrzebowałam odpoczynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro