06.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zraniona kobieta jest jak kartka.Nie ważne ile byś ją prostował, naprawiał, wygładzał, ona i tak nie wróci do początkowego stanu

***

Otworzyłam oczy i ujrzałam biały sufit. Za wiele nie pamiętam, co się działo, kiedy byłam nie przytomna, ale wiem, że w mojej sali byli Leon i jego matka, którzy prowadzili zaciekłą rozmowę, której nie mogę sobie przypomnieć. Ciągle myślałam, o czym mogli rozmawiać, ale w mojej głowie była tylko pustka.

Usiadłam na łóżku i tępo wpatrywałam się w drzwi, jakbym oczekiwała kogoś. Postanowiłam, że czas wstać, bo uznałam, że za długo leżałam.

– Powinnaś leżeć – powiedział James, który wszedł do mojej sali.

– Już za długo leżałam – stwierdziłam. – Mam jeszcze wiele pracy do zrobienia.

– Zdrowie jest ważniejsze od pracy – oznajmił blondyn. – Sama powinnaś wiedzieć o tym jako lekarz.

– Nie chcę już leżeć – za żaliłam się. – Ileż można leżeć?

– Powinnaś odpocząć – wyznał. – Dzisiaj straciłaś za dużo krwi, a plus twoje zmęczenie po operacji spowodowało, że organizm potrzebował odpoczynku.

– Nie musisz mi tego mówić – odparłam. – Wiem, dlaczego zemdlałam. Nie musisz się wywyższać swoją wiedzą jako lekarz.

– Lubię chwalić się swoją wiedzą lekarza – odezwał się mój przyjaciel, a po chwili wróciła troska o mnie. – Proszę, połóż się, Violetta. Musisz odpocząć.

– Mogę wrócić do domu chociaż? – spytałam się z miną szczeniaczka.

– Samej cię nie wypuszczę, a dyżur skończę za dwie godziny – oznajmił.

– Jeśli się Violetta się zgodzi, to ja mogę ją odwieźć – usłyszałam propozycję z ust Leona, który musiał wejść przed chwilą do środka.

– Okey – zgodziłam się krótko.

– Jesteś tego pewna? – James szepnął to tak cicho, że tylko ja mogłam, usłyszeć, o czym mówi. Kiwnęłam niezauważalnie głową. Nie chciałam leżeć w tej sali, skoro mam możliwość pojechania do domu.

– Ogarnę się i możemy jechać – poinformowałam szatyna, a następnie zabrałam swoje rzeczy ze szpitala.

Razem z Leonem wyszliśmy przez drzwi główne i przemierzyliśmy przez parking do jego nowoczesnego samochodu. Po drodze wpadło kilka powitań ze mną ze strony personelu, jak i pacjentów.

Usiadłam na miejscu pasażera obok kierowcy. Leon odpalił samochód i dołączył się do ruchu na ulicy głównej. Między nami panowała niezręczna cicha. Jak to możliwe, że kiedyś nie umieliśmy przestać rozmawiać, a teraz nie mamy tematów do rozmów? A może je mamy, ale oboje boimy się zacząć?

– Dziękuję – szepnęłam po dłuższej chwili myślenia o tym, czy powinnam się odezwać.

– Za co?

Wydawał się zaskoczony moją wypowiedzią.

– Za to, że zawozisz mnie do domu.

– Ach to – powiedział to tak, jakby dopiero sobie przypomniał o tym.

– Znasz może Michaela Williamsa? – zapytałam się nie spodziewanie, kiedy nagle przypomniałam sobie tego dziwnego człowieka. Nadal nie wiedziałam, skąd on tyle wie o mnie.

– Nie wiele, ale coś tam wiem – odparł. – Jest wpływowym biznesmenem... – I w tej chwili mu przerwałam, żeby o coś zapytać:

– Jest lepszy od ciebie?

– Tak – odpowiedział. – Gdyby chciał, mógłby z łatwością zniszczyć moją firmę – dodał.

Coś tam mi o uszy się obiło o firmie Verdasa, ale za bardzo się nie zagłębiałam w te informacje, ale jak pan Williams ma tak wielkie możliwości, to co chce ode mnie? Tak wiele wie o mnie i o sprawach, które staram się ukrywać, a on je łatwością zna. Czy powinnam się bać tego człowieka?

– Mów dalej – poprosiłam.

– Są plotki, że on współpracuje z mafią.

Mafia? Co ja się wpakowałam?

Plotki czasem są nie prawdziwe, więc nie powinnam w nie wierzyć.

– Wierzysz w te plotki?

– Nie za bardzo – odpowiedział Leon na moje pytanie. – Ale jestem pewny, że jest niebezpieczny.

– Sądzisz, że jest w stanie kogoś zabić? – zapytałam się odrobinę przerażona.

– Nie znam za bardzo Williamsa, żeby stwierdzić czy jest zdolny – rzekł Verdas. – Dlaczego się pytasz o niego?

– Ponieważ wie więcej na mój temat, niż powinien.

– Jak to wie więcej, niż powinien? – zapytał się i gwałtownie zahamował samochód na poboczu.

– Przypominam ci, że niedawno trafiłeś do szpitala po wypadku samochodowym, więc teraz powinieneś uważać – odparłam.

– Violetta, jak to Michael wie więcej, niż powinien? – spytał się zmartwiony.

– Nie wiem – odezwałam się. – On wie, kim była moja matka. Wie, że Cassie to moja córka. Wie, że straciłam do niej prawa rodzicielskie. Wie, że studiowałam na Harvardzie. Wszystko o mnie wie, a ja ledwo z nim wymieniłam parę zdań. On ze mnie czyta jak z otwartej książki! – wydarłam się. – Skąd on tyle o mnie wie?

– Z jego znajomościami to może sprawdzić każdego, a nie trudno jest zobaczyć te informacje. Nawet ja mam takie możliwości, żeby zdobyć te informacje.

– Ale po co mu te informacje?

– Tego nie wiem – stwierdził – ale się dowiem.

– Niby skąd? – prychnęłam. – Lepiej zajmij się Cassie, a nie będziesz jeszcze zagłębiać w moich sprawach.

– Twoja sprawa, to też moja sprawa – wyznał.

– To nie jest twoja sprawa – warknęłam – panie Verdas.

Zapomniałam, że miałam do niego się zwracać nie na ty.

– Widzę, że powracamy na per pan i pani – odparł. – Od zawsze lubiłaś uciekać od poważnych tematów.

– Nie jesteś częścią mojego życia, żebyś interesował się co u mnie – odezwałam się zła. – Nie interesowało cię przez sześć lat co u mnie, więc teraz daj sobie spokój.

– Cały czas myślałem o tobie! – krzyknął, a ja się zamilkłam szokowana jego wybuchem. – Kiedy Cassie się urodziła, matka postawiła mi ultimatum: albo zostaję z tobą i dzieckiem, ale bez pieniędzy na życie. Powiedziała mi, że jak nie zostawię cię, to mnie wydziedziczy. Nie chciałem, żeby Cassie coś brakowało. Obiecałem sobie, że jak zacznę zarabiać samodzielnie, to cię odnajdę, ale słuch o tobie przepadł. Wszystko zjebałem, tak wiem. Zrujnowałem życie sobie, córce i tobie. Przepraszam, za to, kim jestem. Nie chciałem nigdy, żebyś cierpiała. Nigdy nie chciałem cię zranić, a to zrobiłem. Nienawidzę siebie, za to, co zrobiłem ci i córce. Jestem potworem bez serca – wyznał cały zapłakany.

Po raz pierwszy widziałam u niego łzy. Zawsze próbował być silny, a teraz pękł. On płakał jak małe dziecko. Jego matka to suka. Jak można zrobić takie coś własnemu synowi? Dobrze, że staliśmy na poboczu, bo Leon mógłby spowodować wypadek.

– Kocham cię – usłyszałam z jego ust szept.

Moje serce zaczęło niespodziewanie bić na te dwa słowa. Czułam się taka zagubiona w tej chwili. Jakbym się zmniejszyła, a ktoś zamknął mnie słoiku i wystawił na widownię. Czułam się jak mała dziewczynka, która dopiero poznaje świat. Nie wiedziałam co mam zrobić ani powiedzieć. Nie chciałam go kochać, ale czy to uczucie do mnie nie powracało tak z drobnymi kroczkami? Boję się miłości. Nie jestem w stanie mu zaufać po tym wszystkim.

– Powiesz coś?

Jego słowa wybudziły mnie z myślenia.

– Nie wiem co – odszepnęłam. – Jestem w tym wszystkim pogubiona.

– Rozumiem – odparł smutno, a moje serce cierpiało, jak widziałam, w jakim jest nastroju.

On przeze mnie cierpi.

Zatrzymał się pod moim blokiem, gdzie razem z Ludmiłą wynajmuję mieszkanie. Pożegnałam się z szatynem i szybko opuściłam samochód. Nie patrząc na Leona, wbiegłam do budynku i skierowałam się do mojego kącika. Oparłam się o swoje drzwi, kiedy weszłam do środka. Od razu zsunęłam się na podłogę i się rozpłakałam. To jest dla mnie ciężkie.

Nawet nie wiem, czy jeszcze go kocham, czy go nienawidzę. Nie potrafię, odpowiedz na to pytanie. Coś tam w sercu czuję, ale czy to wciąż miłość? Nic mnie z nim nie łączy. Nawet Cassie. Prawda jest taka, że ja jej nawet nie znam. Nic o niej nie wiem. Straciłam ją sześć lat temu, a te lata nigdy nie wrócą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro