08.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Życie jest szpitalem, w którym każdy pacjent jest opanowany chęcią zmiany swego łóżka

***

Wysiadłam z samochodu mojego ojca i od razu udałam się do mieszkania. Nie mogłam się pogodzić z tym, że on jest moim ojcem. Po tylu latach się zjawił w moim życiu. Jak wcześniej wiedział o moim istnieniu, to czemu nic nie zrobił, gdy Leon odbierał mi córkę? Mógł mi wtedy pomóc, jednak on siedział cicho. Michael Williams był moim ojcem, który od pewnego czasu był w moim życiu jako obserwator. Nie mogłam tego nawet zrozumieć. Od zawsze chciałam mieć tatę, ale to było, jak byłam mała, a on się zjawia, gdy jestem dorosła.

Szybko weszłam do domu, a następnie skierowałam się do barku z alkoholem. Wyciągnęłam czerwone wino i zaczęłam pić. Dzisiaj chciałam się upić i to porządnie. Ludmiła była jeszcze w pracy, więc byłam sama w pomieszczeniu. Dużo myślałam, ale nie mogłam dojść do niczego sensownego. Nie dość, że w moim życiu znowu pojawił się Leon, to jeszcze do tego doszedł mój ojciec. Następny kto będzie? Może mój brat, którego nigdy nie miałam?

Co jeszcze się wydarzy w moim porąbanym życiu? Cassie się wybudziła i mnie nie zna. Znów zakochałam się w Leonie, a na dodatek pojawił się mój ojciec. Po prostu pięknie!

Po kilu kieliszkach wina byłam już nachlana, że tylko pozostało mi płakać. Nawet nie wiedziałam co opłakiwałam. Chyba moje skomplikowane życie. Durne życie! Rodzimy się po to, żeby tylko cierpieć.

Wzięłam mój telefon ze stolika i chciałam zadzwonić do Leona, ale na szczęście nie miałam jego numeru. Jaka ja głupia! Chciałam do niego zadzwonić! I co bym mu powiedziała? Zaczęłabym płakać jaka to jestem poszkodowana? Już wystarczająco zrobiłam siebie idiotkę.

– Jestem nikim! – krzyknęłam, rozbijając butelkę o ścianę. – Jestem tak nic nie warta, że nie mogłam się zająć własnym dzieckiem. Co ja robię źle?

Teraz to już wyłam nad swoim głupim życiem. Tylko potrafię płakać.

– Violetta? – Usłyszałam głos swojej przyjaciółki. – Boże, co się stało? – zapytała, podbiegając do mnie.

– Lu, jestem nikim. Nawet nie potrafię się zająć swoją córką – wychlipałam.

– Kochana, powinnaś położyć się spać – oznajmiła Ludmiła, a ja się z nią zgodziłam. Może na chwilę zapomnę o moim życiu.

***

Następnego dnia obudziłam się z bolącą głową, więc musiałam wziąć tabletki. Na szczęście dzisiaj miałam nocną zmianę, więc mogłam dłużej spać. Sen jest mi potrzebny.

Spałam w najlepsze, kiedy mój budzik dał o sobie znak. Otworzyłam oczy, a następnie podniosłam się z łóżka. Wykonałam odpowiednie czynności, a po chwili pojechałam do szpitala. Byłam wdzięczna Jamesowi, że poświęcił swój czas, żeby naprawić mój samochód. Mimo że był stary, to nie miałam pieniędzy na lepszy model. Pensja lekarza nie była jakaś spora, jednak na życie mi nie brakowało. Weszłam do szpitala, po drodze się witając z lekarzami, pacjentami lub pielęgniarkami. Głowa mnie nie bolała, za co byłam wdzięczna. Na szczęście mi przeszło. Wczorajszy pijacki wieczór był bezsensowny, jednak to była chwila słabości.

– Hej James – oznajmiłam, uśmiechając się do blondyna.

– Hej Violetta, zaparzyć ci kawy?

– Jakbyś mógł – odparłam.

Dzisiaj nie żyłam tak jakby. Byłam taka bez życia.

***

Piąta godzina minęła w pracy, a ja siedziałam przed dokumentami. Właśnie pisałam wypis dla Cassie. Była już zdrowa, nie potrzebnie ma siedzieć w szpitalu. Serce mi się łamało, gdy sobie uświadamiałam, że nigdy jej potem nie zobaczę. Nie mam do niej praw rodzicielskich.

Po chwili usłyszałam pukanie, więc wypowiedziałam grzecznościowe słowa, a po chwili do środka wszedł pan Williams, mój ojciec.

– Możemy porozmawiać?

– Myślę, że nie mamy o czym rozmawiać, tatusiu – powiedziałam.

– Jesteś zła?

– Nie, jestem szczęśliwa. Cieszę się, jak małe dziecko, które dostało wymarzony prezent pod choinkę.

– Czy właśnie używasz sarkazmu?

– Jak to odkryłeś? – spytałam, nie odrywając głowy od papierów. – Masz coś ważnego do powiedzenia? Bo jeśli nie, to mógłbyś wyjść, muszę pracować.

– Chciałem przeprosić, że nie mogłem być idealnym ojcem, chcę to naprawić.

– Myślisz, że z dnia na dzień, staniemy się jak kochająca córeczka i tatuś? Nie licz na to.

– Pomogę ci odzyskać Cassie.

Spojrzałam na niego, nie wiedząc co powiedzieć.

– Co?

– Pomogę ci odzyskać córkę. Załatwię ci najlepszych prawników, za wszystko zapłacę.

– To, czemu tego nie zrobiłeś sześć lat temu?

– Myślałem, że lepiej ci będzie bez córki. Powinnaś najpierw zdać studia, a potem rodzinę zakładać. Myliłem się.

– Uważałeś, że moja córka, będzie dla mnie obciążeniem? To moja córka, kocham ją najbardziej na świecie.

– Teraz to wiem. Przepraszam.

– Proszę, wyjdź – rzekłam. – Nie chcę cię widzieć!

***

Minęło już dwa miesiące, a ja popadałam w depresję. Codziennie do mnie przychodził Leon, prosząc, żebym z nim porozmawiała, jednak ja nie miałam takiej ochoty. Cassie już dawno wyszła ze szpitala. Nadal nie wie, że jest moją córkę i chyba nigdy się nie dowie. W pracy zrobiłam sobie urlop, nie potrafiłam pracować, kiedy cały czas myślałam o swoim dziecku. To było dla mnie za wiele. Spacerowałam po parku i obserwowałam okolicę. Byłam smutna. Z oddali ujrzałam plac zabaw, a tam ujrzałam małą dziewczynę i jej rodzicielkę, które się razem bawiły. Jak ja zazdroszczę wszystkim matką. Nigdy nie mogłam wychować mojego maleństwa. Trzymałam ją tylko raz w swoim życiu. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Nie mogłam dłużej patrzeć na ich szczęście, postanowiłam stąd uciec. Biegłam ile sił w nogach, a łzy zasłaniały mi pole widzenia. Nagle wpadłam w czyjeś ramiona, które okazały się Leona.

– Nienawidzę cię. – Biłam go po klatce piersiowej, chcąc, żeby poczuł taki sam ból, co ja czułam przez lata. Nienawidzę, a jednocześnie tak bardzo kocham. – Zniszczyłeś mi życie! Nienawidzę cię! – darłam się, płacząc, a raczej rycząc. – Nie chcę żyć – wyszeptałam, opadając na kolana. Czemu moje życie jest takie do bani?

– Boże – wypowiedział Leon, klękając przede mną. – Co ja zrobiłem? – Raczej mówił do siebie, jednak mnie za bardzo nie obchodziło, co mówi.

– Dlaczego mi to zrobiłeś? – spytałam, patrząc w jego oczy.

– Tak bardzo żałuję.

– Czasu nie możesz cofnąć. Nie odzyskam tych sześciu lat z życia Cassie. Muszę być okropną osobą, jeśli nawet nie zasługuję na swoją córkę.

– Nie mów tak. Jesteś doskonała, to ja jestem dupkiem – powiedział, a po chwili po jego policzkach zaczęły lecieć łzy. – Wybacz mi, wybacz, wybacz – rzekł, przytulając mnie. W tej chwili oboje płakaliśmy. W jednej chwili z nieba spadł deszcz, którym się nie przejęliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro