1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dobrze, że siedziała, bo poczuła się tak, jakby oberwała silny cios w brzuch. Przejrzała jeszcze szybko kilka konwersacji, jednym okiem obserwując drzwi, za którymi zniknął na chwilę mąż, a później odłożyła telefon.
Nie mogła myśleć; wszystko kłębiło jej się w głowie.

To był przypadek. Sylwester. Siedzieli z mężem u przyjaciela, tak jak się wcześniej umawiali.
Przyjaciel mieszkał w podwarszawskiej "sypialni", jak powszechnie nazywano takie miejscowości. Charakteryzowały się tym, że mieszkańcy wyjeżdżali do stolicy każdego ranka, do pracy, szkoły, na większe zakupy i wracali po południu lub wieczorem.

Spotkanie było kameralne: ona z mężem, przyjaciel i para znajomych z dawnej pracy. Siedzieli, pili szampana i drinki, rozmawiali, opowiadali dowcipy i śmieli się z żenująco znajomego programu telewizyjnego:

- Telewizja... Nie, wszystkie telewizje uczą nas programu na pamięć... - roześmiała się, widząc na ekranie "Pretty woman". - Ładna bajka, ale ileż można razy ją oglądać....

Przed chwilą panowie wyszli pożegnać zaprzyjaźnioną parę, a Natalia obiecała w międzyczasie zebrać ze stołu niepotrzebne już naczynia.
Sprzątając, przełożyła telefon męża w inne miejsce. Przez przypadek dotknęła włącznika i ekran smartfona rozświetlił się na niebiesko. Na ekranie widniał fragment smsa od jakiegoś "X":

"Pragnę cię. Zadzwoń, jak uwolnisz się choćby na chwilę od żony".

To wtedy poczuła, jakby dostała pięścią w brzuch.

Rzuciła okiem na listę smsów: od "X" było całe mnóstwo. Chciała je przeczytać, ale usłyszała wracających mężczyzn. Odłożyła telefon, przybrała spokojną minę i usiadła na kanapie.
Do końca spotkania udawała spokój i dobry humor. Tak samo w taksówce, gdy wracali. Janek czulił się do niej, pijany na wesoło, a Natalia, przygryzając wargi tak, by tego nie widział, pozwalała mu na to.

Ostatkiem sił trzymała się w ryzach. Chciała mu wygarnąć, nawet tu, w taksówce, ale gryzła się w język. Taksówka to nie miejsce prywatne, tak samo jak dom przyjaciela. Ich mieszkanie z kolei było jednym z pięciuset w bloku, a doskonale wiedziała, jak dźwięki przenoszą się pomiędzy mieszkaniami.
Nie chciała robić afery na cały budynek. Zresztą w ogóle nie zamierzała. Nie umiała i nie czuła się na siłach. Wiadomość od "X" znokautowała ją. Oddychała płytko, nie będąc w stanie wziąć głębszego oddechu. Serce kołatało jej tak bardzo, jakby chciało wyskoczyć z piersi i twardo trzymała przerażenie i panikę w ryzach.

"Nie mogę się poddać. Nie teraz" - powtarzała w myślach.

Janek usnął dość szybko i mocno, wtedy wzięła jego telefon. Wiadomości od "X" było zbyt dużo, żeby mogła je wszystkie przeczytać.
"Musiałabym siedzieć w tym bagnie do rana" - pomyślała, robiąc zdjęcia przykładowych fragmentów konwersacji swoim telefonem.
Nie była w stanie na szybko wymyśleć innego sposobu zebrania dowodów, a kopiować i przesyłać całej konwersacji się bała.
Nie była głupia, wiedziała, że podstawową rzeczą jest zebranie dowodów do rozmowy i ewentualnej sprawy rozwodowej.
Kiedy mruknął coś przez sen i się odwrócił do niej, przestraszona odłożyła telefon.
Nie zasnęła do rana, analizując całą tę sytuację. Myśli dość szybko skręciły w stronę wspomnień.

***

Poznali się przypadkiem, w odmętach internetu, na jakimś forum dyskusyjnym. To było piętnaście lat wcześniej, gdy social media dopiero raczkowały a ludzie dyskutowali w sieci na różnego rodzaju forach internetowych. Natalia rozmawiała mało, więcej czytała, bardziej zainteresowana poznaniem opinii innych niż wyrażeniem swojej.
Sam ją zagadnął, domagając się odpowiedzi na pytanie "Co o tym myślisz?"
Odpowiedziała krótko i konkretnie, rzuciła jakiś żart, świadoma, że chwilowa interakcja dwóch anonimowych osób nie przerodzi się w nic trwalszego.

A jednak się przerodziła. Rozmawiali najpierw na forum, później za pośrednictwem komunikatora, w końcu wymienili numery telefonów i każdego dnia dzwonili do siebie, chcąc usłyszeć drogi głos.
Pierwsze spotkanie, w jej mieście, było cudownie romantyczne. Janek, jak tylko zobaczył Natalię, zaciągnął ją do najbliższego stoiska z kwiatami i kupił jej ogromny bukiet czerwonych róż.
Wędrowali po stolicy przez trzy dni, nie mogąc się nacieszyć pierwszym spotkaniem. Janek, objąwszy ją, szeptał:
- Pragnę poznać twoje miasto tak dobrze, jak ty. I chcę je zobaczyć twoimi oczami...

Drugie spotkanie, za miesiąc, u niego, zakończyło się oświadczynami. Zaskoczył ją, klękając przed nią i wysuwając otwarte, aksamitne pudełeczko, ze złotym drobiazgiem w środku. Pierścionek, jakby ulany na jej palec, miał fioletowy kamień, otoczony drobnymi cyrkoniami.

- Zasługujesz na diamenty - powiedział. - Ale na razie mnie na nie nie stać. Zanim się pobierzemy, muszę spłacić nieudaną inwestycję...
Myślała, że mówi o jakimś interesie, który nie wypalił. Do głowy jej nie przyszło, że wspomina w tym momencie jedną ze swoich byłych...

Imponowało jej, że tak towarzyski i świetnie czujący się w swoim miasteczku facet chce porzucić wszystko, co znał, żeby przenieść się do Warszawy i tam budować wspólne życie.
Nigdy nie była nadmiernie towarzyska, zawsze nieśmiała i małomówna, zastanawiała się więc, cóż takiego widzi w niej ten wesoły gość.
Szczególnie, że na miejscu miał wszystko: rodzinę, przyjaciół, pracę... I wszystko to zamierzał zostawić dla niej. I zostawił.

***

Poznawali się przez rok, wspólnie mieszkając i planując najważniejszą chwilę w życiu. Janek znalazł w stolicy pracę, podobną do poprzedniej. Też w dużej firmie produkcyjnej i mającej sieć punktów sprzedaży. Zamieszkali u niej a Natalia pierwszy raz w życiu poczuła, jak to jest być z kimś "swoim".

Janek, dopóki nie znalazł pracy, zajmował się domem: zakupami, sprzątaniem, gotowaniem... A gotował lepiej niż ona.

- Kochanie, jestem w domu, więc dlaczego mam cię nie odciążyć? Przecież oboje z tego korzystamy... - tłumaczył, gdy speszona dziękowała mu za przygotowanie obiadu czy zrobienie porządków.

Dobrze im było przez trzy lata; docierali się, świadomi różnic, ale chcąc być razem. Natalia grzała się w cieple, które stworzyli, i powoli nabierała pewności siebie. Po tym czasie przyszło na świat dziecko, zaplanowane i chciane.
Pierwszy zgrzyt wystąpił, gdy Janek postanowił wyjechać za granicę; nasłuchał się opinii przyjaciół, którzy już opuścili kraj bądź planowali emigrację. I wyjechał, obiecując, że się dorobi przez rok czy dwa a później otworzy własny interes.
Tęskniła. I bała się, że związek na odległość nie wystarczy. Dużo czytała na ten temat, dyskutowała w internecie z kobietami, które borykały się z tym samym problemem i obiecywała sobie, że "nas to nie dotknie".

Czytała, jak bardzo ludzie na emigracji czują się samotni i wyobcowani z rodzinnego życia. Dlatego obiecała sobie, że zrobi wszystko, żeby ułatwić Jankowi sytuację. Za każdym razem, gdy narzekał, słuchała go z uwagą i pocieszała. Myśl, że sam jest sobie winny, bo to był jego pomysł, przemykała jej przez głowę, ale lojalna wobec męża, za każdym razem udeptywała ją i starała nie karmić wątpliwości. Bycie samotnym rodzicem niesie wiele problemów, od braku czasu na wizyty lekarskie, zakupy i odpoczynek, po świadomość, że jeśli coś jej się stanie, to nie będzie komu zająć się dzieckiem.

Ale wytrzymała, śpiąc po parę godzin i ograniczając wszystkie nie-niezbędne sprawy do minimum. Mąż przyjeżdżał co kwartał na kilka tygodni; wtedy odpoczywała, wysypiała się, odbywała zaległe wizyty lekarskie i dentystyczne oraz chodziła po sklepach w poszukiwaniu ubrań czy butów.
Po półtora roku wrócił, ale niekoniecznie stęskniony. Od momentu, gdy rankiem się budził, rzucał się na telefon, pisząc i rozmawiając ze znajomymi "stamtąd". I tak przez całe dni. Natalia miała wrażenie, że choć ciałem jest tu, to duchem nadal za granicą.

W końcu, któregoś dnia, kiedy ułożyła syna do spania i wyszła z jego sypialni, zamykając drzwi, podjęła decyzję:
- Chcę rozwodu - oświadczyła.

Janek popatrzył na nią, zdumiony:
- O czym ty mówisz?

Westchnęła smutno, ale spokojnie zaczęła tłumaczyć:
- Nie jestem głupia. Tak naprawdę nie wróciłeś stamtąd. Nadal tam jesteś, wśród tamtejszych przyjaciół i... przy niej - wypluła ostatnie słowo.

- Przy jakiej "niej"? - próbował grać. Popatrzyła na niego z irytacją:
- Doskonale wiesz. Nie udawaj, bo zadajesz gwałt mojej i twojej inteligencji. Tej, z którą piszesz i rozmawiasz, myśląc, że nie widzę. Tej, do której dzwonisz w nocy, kiedy wydaje ci się, że śpię. Nie wiem, kim ona jest - ciągnęła, nie pozwalając sobie przerwać.
- Ale nie interesuje mnie to. Romek - uśmiechnęła się, wspominając synka - jest mały, a ciebie długo nie było, więc dla niego nic się nie zmieni. Po prostu się wyprowadzisz, tym razem na stałe. Co kilka tygodni możesz się z nim widywać.

- Nie pozwolę! - podniósł głos, zirytowany, że wszystko już ustaliła. - To nie tak, jak myślisz... - zaczął tłumaczyć, mimowolnie używając chyba najczęściej wykorzystywanej wymówki. - Ona dla mnie nic nie znaczy. Czułem się tam samotny, pracowałem w nocy, wolny czas miałem tylko w dzień, gdy ty byłaś w pracy a Romek w żłobku. Kiedy późnym popołudniem wracaliście do domu, ja wtedy odsypiałem, żeby móc działać w nocy. I w ciągu dnia czułem się strasznie samotny. Z kim miałem zwiedzać miasto i okolice? Zwiedzałem z Jagodą, ona też czuła się samotna. Ale nic więcej nas nie łączyło... nie łączy - poprawił się.

- I z kimś, z kim cię nic poważnego nie łączy, rozmawiasz późno w nocy, pilnując, żebym o tym nie wiedziała?

Pokiwała głową. Tłumaczenia Janka były niewiarygodne. Starała się zachowywać spokój i godność, ale w środku aż ją skręcało z emocji.

- Nie będę cię rozliczała z tego uczucia - odparła na pozór spokojnie. - Tak jak powiedziałam, to dobry moment, żeby rozwieść się bez szkód dla Romka. On nawet nie zauważy różnicy; i tak przez połowę jego życia przyjeżdżałeś co kilka miesięcy. Tak, jak teraz...
- Nie zgadzam się. - Janek popatrzył na nią prosząco, usiadł przy Natalii i wziął ją za ręce. - Daj nam szansę. Obiecuję, że to zakończę. Zresztą to nie było nic ważnego, nie spałem z nią. Ty i Romek jesteście dla mnie najważniejsi.

Rzeczywiście zakończył. Ustały nocne rozmowy prowadzone ukradkiem, kiedy Natalia spała, siedzenie z nosem w telefonie i odpisywanie na setki smsów, poranna wymiana memów i codziennych czułości.
Stał się troskliwym ojcem i dobrym mężem, chciał pokazać, że Natalia, dając mu szansę, nie popełniła błędu.

"Odbywanie zaufania nie jest proste - myślała Natalia - Ale jak się powiedziało A..."

Przez kolejne kilka lat uczyła się mu wierzyć. Udeptywała podejrzenia, gdy późno wracał albo kiedy w nocy jego telefon przyjmował SMS; każde spotkanie z przyjaciółmi, o którym ją informował, mogło być randką z kochanką; każde spotkanie z klientem, w normalnych godzinach pracy lub poza nimi, tak samo.
Wszystko to było stanowiło trudną lekcję zaufania, jakie musiała w sobie wypracować, żeby nie wpaść w samonapędzający się wir podejrzeń i oskarżeń.
Z czasem, z biegiem lat, poradziła sobie. W małżeństwie i rodzinie układało się spokojnie; Janek był dobrym mężem i ojcem, nie dawał jej większych niż wyobrażone przez nią powodów do podejrzeń.

Od tamtych czasów minęło prawie dziesięć lat. Uspokoiła się, zaczęła ponownie ufać i chwalić sobie, że nie rozwodząc się, podjęła dobrą decyzję.
"Tyle małżeństw się rozpada, tyle dzieci cierpi. A nasze wytrzymało, daliśmy i wciąż dajemy Romkowi spokojny, ułożony dom".
Bo faktycznie był spokojny. Od kiedy Janek zakończył tamtą znajomość, nie dał jej ani krzty podejrzeń odnośnie swojej wierności. Oboje starali się dzielić obowiązki domowe i wychowawcze i wywiązywać się z nich.
I masz ci los! Znów się okazało, że Jankowi czegoś brakuje w małżeństwie, że prowadzi drugie życie. I nawet się z nim zbytnio nie kryje...

***

Zamierzała zrobić mu awanturę i zażądać wyjaśnień. Ale w najbliższych dniach była tak obolała po ciosie, który jej zadał, że nie miała siły na konfrontację. Musiała sama z sobą się uporać; dać sobie czas, żeby wróciła jej pewność siebie i przemyśleć, czego chce od męża i dalszego życia.
Przez najbliższy tydzień chodziła jak struta; w nocy nie mogła spać, w pracy była przemęczona i trudno było jej się skupić, w domu nie miała sił na nic więcej, niż opieką nad dzieckiem.

"Wszystkim się wydaje, że w takiej sytuacji zrobiliby niewiernemu "jesień średniowiecza", wyrzucili ciuchy przez balkon i natychmiast wnieśli sprawę o rozwód" - dumała, nie mogąc usnąć.

Najchętniej rzuciłaby wszystko i wyjechała, gdzieś daleko, żeby pobyć tylko z samą sobą i zastanowić się nad sytuacją. Nikt by jej nie przeszkadzał i nie rozpraszał, domagając się uwagi dla męża czy dziecka.
Ale nie mogła. Syn, mimo że już nie maleńki, potrzebował jej na codzień: żeby pogadać, poradzić się, poprosić o pomoc w lekcjach czy po prostu wspólnie spędzić czas. Z uwagi na niego, nie mogła uciec. Zacisnęła więc zęby i postanowiła, że znów sobie poradzi. Jak kiedyś.

Udała, że męczy ją jakaś infekcja i przeniosła się do pokoju gościnnego, żeby nie dzielić łóżka z mężem. Nie była w stanie. Dlatego nocą mogła do woli przewracać się z boku na bok i myśleć.

"Ta niespodziewana wiadomość to szok. Najpierw muszę się uporać z sobą samą i nabrać sił, żebym mogła zrobić mu "piekło na ziemi" - myślała.

Postanowiła działać mądrze: nabierać siły, a jednocześnie zebrać maksymalnie dużo wiedzy i dowodów mężowskiej zdrady.
W ramach kolekcjonowania argumentów wybrała się do adwokata, którego ktoś jej polecił; ale wyszła z kancelarii jeszcze bardziej przybita, niż kiedy tam wchodziła.

Adwokatka, obrotna kobieta po czterdziestce, doświadczona, brutalnie ją skonfrontowała z rzeczywistością:
- Czego pani chce? Ale tak naprawdę? I na co pani ma siły? - zapytała bez ogródek.

- Chcę rozwodu z winy męża - odparła pewnie Natalia.

Adwokatka popatrzyła na nią ze współczuciem:
- Biorąc pod uwagę warszawskie realia, sytuację, jaką ma pani w domu i dziecko w wieku średnio nastoletnim, musi się pani przygotować na kilkuletnią walkę z powoływaniem świadków, praniem brudów i powoływaniem syna do zeznań.

- Syna nie.... - odparła zdecydowanie.

Adwokatka omiotła ją zdecydowanym spojrzeniem:
- Nie będę pani oszukiwać. W tej chwili sądy są przeciążone, chyba wszędzie, a w Warszawie szczególnie; sprawy opieki nad dzieckiem i majątkowe ciągną się latami, a wywalczyć rozwód z orzeczeniem winy męża nie jest tak prosto. Nawet jeśli ma się, tak jak pani, dowody w postaci SMS-ów, maili, nagranych rozmów. Szczególnie, że zbieranie takowych to ingerencja w czyjąś prywatność i naruszenie tajemnicy korespondencji. Będzie to kosztowało czas i spore pieniądze.

Kiedy wymieniła kwoty, Natalia zbladła. Szczególnie, że oprócz swoich kosztów, prawniczka podała również przeciętne wynagrodzenie detektywa, którego radziła zatrudnić.

- To ja się jeszcze zastanowię - Natalia wzięła głęboki oddech.

- Oczywiście. Będę na panią czekać - odparła adwokatka, a później dodała. - Dużo szybciej i prościej jest się rozwieść bez orzekania o winie. Jeśli małżonkowie są zgodni, opracują wcześniej sensowny plan wychowawczy wobec małoletniego dziecka i nie wnoszą o podział majątku, sprawa może się zamknąć w dwóch latach. Nawet w jednym roku, jeśli poszczególne rozprawy będą wyznaczane szybko. Choć w Warszawie trzeba mieć sporo szczęścia, żeby było szybko. Oczywiście, mówiąc "szybko", mam na myśli teminy wyznaczane co kilka miesięcy - dodała, żeby klientka ją dobrze zrozumiała.

- Nie, nie interesuje mnie rozwód bez orzekania o winie - powiedziała Natalia.

Podziękowała, dopytała o szczegóły, i wyszła z kancelarii, biedniejsza o dwieście złotych.
W domu, w trakcie kolejnej bezsennej nocy, wszystko przemyślała: detektyw będzie kosztował przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście tysięcy złotych. Adwokat też z dziesięć, albo i więcej, łącznie, przez cały czas trwania sprawy. Świadków, którzy potwierdzą winę męża, brak. Przynajmniej ona nie miała.
Ani w jednym, ani w drugim przypadku niewiele zdziała: jako urzędniczka nie zarabiała tak dużo, żeby pozwolić sobie na utratę kilkunastu lub więcej tysięcy "na dzień dobry". Świadków mężowskiego romansu też nie znajdzie, przynajmniej nie prosto i szybko.

"Mogłabym powołać na świadka kochanicę męża" - roześmiała się gorzko.

Ale nie byłaby sobą, gdyby nie postanowiła działać. Problem w tym, że miała ograniczone możliwości: Janek miał własną jednoosobową firmę usługową, ciągle wisiał na telefonie lub pisał maile i SMS-y, pracował u klientów; nowoczesne telefony wymagały podania kodu lub odcisku palca albo nawet wzoru siatkówki oka; każde konto emailowe również otwierało się po podaniu loginu i hasła.
Teoretycznie mogłaby go śledzić, ale przecież pracowała, a trzynastolatek w domu również czasem wymagał jej obecności i pomocy. A ich samochodem jeździł mąż.

Kiedy już oswoiła się trochę z sytuacją i zaczęła działać, zrobiła sobie listę powodów, dla których powinna się rozwieść i tych, dla których nie powinna tego robić. Wbrew pozorom, było ich kilka i w dodatku ważnych: jej rodzice, oboje po zawałach, bardzo cieszyli się z udanego życia rodzinnego córki; wiadomość, że mąż ją zdradza mogliby przypłacić silnym stresem i pogorszeniem zdrowia; syn za kilka miesięcy kończył siódmą klasę a do rekrutacji do szkoły średniej został mu rok z kawałkiem, czyli najważniejszy czas, żeby popracować nad osiągnięciami szkolnymi; ona musiała się zastanowić, czego chce: czy iść w długie i energochłonne udowadnianie mężowi winy, czego domagała się urażona duma i zranione uczucia, czy odpuścić i rozwieść się bez orzekania o winie. Przed tym ostatnim wzdrygała się, uważając to za niesprawiedliwe.

Nikomu nie powiedziała o swoich problemach. Nie miała przyjaciółek, które przeszłyby takie boje a dalszym znajomym nie do końca wierzyła; koleżanki w pracy były albo zamężne i nie rozważające rozwodu, albo singielki; rodzicom nie chciała się skarżyć, bojąc się, że pogorszy im się zdrowie i finalnie to ona, zajmując się nimi, będzie miała jeszcze więcej kłopotów. Lepiej było trzymać język za zębami a rozmawiając przez telefon, uśmiechnąć się i powiedzieć "wszystko u nas dobrze, dzięki".
Syn, młodszy nastolatek, z pewnością miałby sporo pytań i pretensji do niej lub ojca i na pewno trudno byłoby mu się z tą sytuacją oswoić.

"Zresztą dziecko to dziecko, muszę je chronić a nie zrobić sobie z niego partnera do dyskusji' - myślała.
Była zdecydowana przeprowadzić tę sprawę przy użyciu jak najmniejszych kosztów emocjonalnych.

***

Gdy rozejrzała się dookoła i nie znalazła nikogo, kto przeżywałby to samo i mógłby jej sensownie doradzić, podjęła decyzję, że zatrzyma swoje kłopoty w tajemnicy.
Nie zamierzała rozmawiać z kimś, kto temat rozwodu znał tylko ze słyszenia. Taką wiedzę posiadała sama. A narażać się na współczucie, jeśli nawet prawdziwe a nie udawane, nie chciała.

"Przynajmniej na razie, zanim nie nabiorę sił i nie rozważę, co robić dalej" - myślała.

Nie miała pojęcia, że tuż obok jest ktoś, kto przeżywa podobne trudności. Kto też się czuje niechciany i niezrozumiany. I właśnie zamierza zmienić swoje życie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro