24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Anka, zmęczona po podróży, nie odespała we właściwy sposób: w nocy się obudziła i kilka godzin spędziła bezsennie, dręczona przez obawy i przypuszczenia. Miała w perspektywie konieczność rozmowy z Markiem, co nie nastrajało jej optymistycznie. Ale przede wszystkim męczyło ją to nieokreślone "coś", co zmieniło jej nastawienie do Wiktora.

Myślała nad tym w nocy, przewracając się z boku na bok. Zjadła całą tabliczkę czekolady, mając świadomość, że będzie musiała ją wypocić na siłowni.

"To się nazywa zajadanie stresu" - przypomniała sobie słowa Natalii, gdy kiedyś rozmawiały o różnych sposobach na odreagowanie trudnych sytuacji. Anka, po spięciu z Beatą, wtedy jeszcze swoją podwładną, schowała się w gabinecie i otworzyła czekoladę. Akurat wtedy weszła Natalia, prosząc o jakiś podpis. Widząc zdenerwowanie młodej szefowej, przysiadła na chwilę i pogadały sobie od serca. Chwila pogawędki o wszystkim i niczym spowodowała cuda, Anka się uspokoiła i nawet potrafiła popatrzeć na całą sytuację z humorem.

Wtedy zrobiła to instynktownie, teraz całkiem świadomie. Łamała tabliczkę na małe tafelki a później powolutku, jedną po drugiej, wkładała je do ust i gryzła. Cieszyła się niebiańską słodyczą, która zalewała jej język, chwilowo dodając energii życiowej.

Nie zauważyła, że kamera śledzi i nagrywa każdy jej ruch. I przekazuje w eter. Nie wiedziała, że wścibskie oczy naruszają jej najgłębszą i najbardziej prywatną, nocną intymność.

***

Do pracy szła bez entuzjazmu. Myślała, myślała i nawet wymyśliła całkiem zgrabne zagajenie, ale kiedy tylko zobaczyła młodego prezesa na korytarzu, z jej ust wypłynęło:
- Co się zdarzyło tamtej nocy?

Mężczyzna rozejrzał się, spłoszony, po korytarzu.
"Na szczęście pustym" - uspokoił się. Popatrzył nerwowo na stojącą obok kobietę:

- Wszystko ci powiem, tylko nie tu i nie teraz - oświadczył. - Wpadnę po pracy do twojego gabinetu, u ciebie jest spokojniej niż w głównej części. - Ale nie martw się - dodał, widząc, jak zbladła. - Nic złego się nie stało.

Dziś była mizerna. Jak zwykle świetnie ubrana, z nienaganną fryzurą. Ale lekki makijaż nie ukrył bladości i ściągniętych niewyspaniem rysów. A niepokoju, widocznego w dużych, błękitnych oczach, nie zakryje żaden makijaż.

Gdyby nie to, chętnie potrzymałby ją w niepewności. Tym bezpardonowym pytaniem zdradziła swoją niewiedzę. I brak pewności siebie. A on mógłby to wykorzystać, wmówić jej, że coś się zdarzyło pomiędzy nimi i pociągnąć to dalej. I chętnie by to zrobił, bo ta kobieta podobała mu się coraz bardziej. A gdyby uwierzyła, że już się zbliżyli, prawdopodobnie nie opierałaby mu się następnym razem.
"Romans z tak ładną, zadbaną i sympatyczną kobietą z pewnością byłby przyjemny - pomyślał. - Gdyby tylko nie była żoną Stawickiego".

Ale i ten straszak w ciągu dnia, tu w firmie, nie wydawał mu się czymś aż tak zaporowym, jak wtedy, gdy wymykał się z jej mieszkania. Wtedy przestraszył się tego, do czego o mało nie doszło. Teraz był spokojniejszy.
"No bo co on mi może zrobić? - uspokajał sam siebie. - Niech pilnuje żony, żeby nie spraszała po nocy obcych facetów".

Zawstydził się tej myśli. Anka, na ile ją poznał, nie była "pierwszą lepszą", która tylko czekała, żeby mąż dał nogę za próg, a ona już dzwoniła do kochanka. Wręcz przeciwnie, z tego co opowiadała o sobie, prowadziła prawie ascetyczny tryb życia.

***
Kiedy wszyscy wyszli, czekała na niego. Marek wszedł i widząc jej niespokojne spojrzenie, uśmiechnął się. Przysiadł na jej biurku, chcąc zniwelować dystans pomiędzy nimi. Ale Anka wstała i wskazała mu "kącik gościnny": dwa fotele przy małym, okrągłym stoliku. Skrzywił się i przeklął w duchu swoją inwencję z samego początku swojego urzędowania, gdy uparł się wyposażyć każdy gabinet kierownika czy dyrektora w taki właśnie zestaw. Miało to posłużyć za zasłonę dymną zakupu nowych, eleganckich mebli do jego gabinetu.

Nikt nie narzekał, wręcz przeciwnie. Szczególnie kierownicy zespołów cieszyli się z zestawów. Agencja przez lata była niedoinwestowana i o ile najwyższe kierownictwo otrzymywało nowe meble, o tyle niższy personel dawno już nie. Ale teraz żałował, bo gdyby nie ten kącik, mógłby usiąść obok niej i znacząco skrócić dystans.
- Usiądź, proszę. Tu nam się będzie wygodniej rozmawiało. - łagodnie wskazała mu fotel. Sama usiadła w drugim:
- Chcesz kawy, herbaty albo coś?
- Nie, dzięki. Piłem u siebie - pokręcił głową.

Wyprostowała się i oparła dłonie na kolanach. Wyglądała w tym momencie jak pilną uczennica:
- Wiem, że byłeś u mnie w domu - zaczęła. - Przed moim wyjazdem. To moja wina - uśmiechnęła się lekko:
- Byłam pijana i zaprosiłam cię. Całowaliśmy się...
Patrzył, jak uroczo się zarumieniła. Podobała mu się coraz bardziej. Nie tylko jej uroda i ogólne zadbanie, ale przede wszystkim odwaga i prostolinijność. Pokręcił głową:
- Nie całowaliśmy się - zaprzeczył. - Może by do tego doszło, ale usnęłaś. Więc wyszedłem. Dobrze, że masz zamek zatrzaskowy.

- Naprawdę? - ucieszyła się. A on skrzywił pociesznie:
- Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby kobieta reagowała w taki sposób. Z reguły były zadowolone z moich pocałunków.
Powiedział to żartobliwie, ale Anka przypomniała sobie, z jaką słodyczą całował jej dłoń. I zrobiło jej się gorąco.
"No, ładnie - pomyślała. - Wystarczyło jedynie wspomnienie tamtej pieszczoty, zresztą całkiem niewinnej, a ja już zaczynam być napalona jak nastolatka". A głośno dodała:
- Dziękuję, że nie wykorzystałeś mojego stanu. Chyba straciłam kontrolę nad sobą, co praktycznie mi się nie zdarza.

Lekkim skinieniem głowy przyjął jej tłumaczenia. Ale to, co sobie pomyślał, zostawił dla siebie:
- Jak ręka? - zmienił temat.

- Dobrze, dzięki. Chociaż mam wrażenie, że nie jest tak silna, jak była. Ale może to moja wina, może boję się nią tak mocno naciskać? - zastanowiła się. - Powinnam ćwiczyć, ale po tamtym miesiącu rehabilitacji mam dość poradni. A w domu jakoś nie mam ochoty ćwiczyć. Zresztą, nie mam drabinki ani tych wyciągów z łańcuchami. - wyznała. Skinął głową:
- Rozumiem cię - oświadczył. - I mam na to lekarstwo. Chodź, coś ci pokażę.

Wyszedł na korytarz, a ona, zaintrygowana, za nim. Maciejewski otworzył kluczem duże, metalowo wzmocnione drzwi, te same, które - jak wspominała Natalia - chyba nigdy nie były otwierane.
I które prowadziły do hoteliku.
Rozglądała się ciekawie. Kilka schodków do góry i już byli na wąskim korytarzu, prowadzącym do pokoi.

"Naprawdę jak w hotelu" - pomyślała, widząc proste przejście, z kilkorgiem drzwi usadowionych w regularnych odstępach na jednej ścianie. Ale mężczyzna skręcił, na ukryte za załomem ściany schody:
- Tu mamy zwykłe pokoje, apartamenty dla kierownictwa agencji są na piętrze. - objaśnił.
Piętro wyglądało zupełnie inaczej: szerszy korytarz, na podłodze zamiast płytek - wykładzina, na ścianach zdobienia.

Tutaj były, jak udało jej się zauważyć, tylko czworo drzwi, za to ustawionych w większych odstępach niż na dole:
- Tam - Maciejewski machnął ręką w kierunku podłogi i niższego piętra - masz zwyczajne pokoje. Tutaj są apartamenty, po dwa pokoje z kuchnią.
- Nigdy tu nie byłam. - przyznała. - Ale po co mnie tu prowadzisz?

- Zamierzam cię uwieść - oświadczył, a widząc jej zdumioną minę, przeradzającą się w szybkim tempie w oburzoną, błyskawicznie dodał:
- Żartowałem. Chcę ci pokazać, gdzie możesz ćwiczyć rękę, w spokoju i wygodzie. I w samotności, bo nikt tu nie przychodzi oprócz mnie.

W tym momencie otworzył przed nią drzwi do małej, ale dobrze wyposażonej sali gimnastycznej. Było tam wszystko, co potrzebne do ćwiczeń: maty, piłki, drabinki, wyciągi, rowerki, bieżnie i atlasy. Na jednej ścianie od podłogi po sufit były zamontowane duże lustra. Sala, dobrze doświetlona, sprawiała przyjemne wrażenie.

- Z założenia ma służyć mieszkańcom tego piętra, czyli agencyjnym vipom. - wyjaśnił Maciejewski:
- Czasem, kiedy jest dłuższe szkolenie czy konferencja delegatów z innych oddziałów agencji, udostępnia się ją przyjezdnym. Ale to się rzadko zdarza. Kiedyś były plany, żeby mogli z niej korzystać wszyscy chętni pracownicy naszej siedziby. - wyznał:

- Ale nie wiem, czemu nie zostało to nigdy wdrożone. Tak czy inaczej, teraz na stałe mieszkamy tutaj we dwóch, ja i prezes główny, a z tej sali korzystam tylko ja. Najczęściej wieczorami. Więc jeśli masz ochotę, przychodź tu, będziesz sama, nikt ci nie będzie przeszkadzał, podpatrywał, krępował. - zachęcał.

- Za wyjątkiem ciebie - zauważyła. Roześmiał się:
- Za wyjątkiem mnie - potwierdził. - Ale ze mną już dzieliłaś jedną salę gimnastyczną, przez cały miesiąc, więc pewnie przywykłaś. Mówię serio - dodał, gdy wychodzili za moment:

- Jeśli będziesz chciała poćwiczyć, przychodź. Nie znajdziesz bliższego miejsca do ćwiczeń ani bardziej prywatnego. Tu obok jest łazienka z prysznicem, regularnie czyszczona przez agencyjne sprzątaczki. Więc wszystko na miejscu. Po ćwiczeniach, zanim wyjdziesz, znów zrobisz się na bóstwo, nikt cię nie zobaczy saute - zażartował.

- Dzięki, to bardzo ciekawa propozycja - uśmiechnęła się. - Przemyślę i dam ci znać.
- Przemyśl i nawet nie musisz dawać mi znać. Korzystaj na zdrowie. - poprawił, ujmując jej dłoń i wkładając do niej klucz od metalowych drzwi.

Anka poczuła ciepły i stanowczy dotyk młodego mężczyzny. Miała wrażenie, że to ciepło promieniuje od niego poprzez dotkniętą dłoń i powoli rozlewa się dalej, promieniując do ramienia i w stronę serca. Zmieszana, zacisnęła dłoń na kluczu. Miała wrażenie, że ten kawałek metalu nie tylko otwiera sąsiednie drzwi, ale również symbolizuje wstęp do zupełnie innych obszarów, niż hotelowy korytarz.

***
Wiktor zadzwonił wieczorem. Późnym, kiedy już przysypiała. Przez ostatnie dwa dni trudno jej się było przyzwyczaić do "normalnych" godzin funkcjonowania: rano wstawała z bólem istnienia, dopiero mocna kawa stawiała ją na nogi, po południu chodziła jak zombie. A wieczorem, żeby było weselej, czuła się padnięta, a jednocześnie nie mogła zasnąć.

Dziś nawet skorzystała z propozycji Marka i godzinę po zakończeniu pracy spędziła na jego prywatnej siłowni.
"No dobrze, nie jego prywatnej, tylko firmowej - poprawiała się w duchu. - I nie siłowni, tylko sali gimnastycznej."

Miała nadzieję, że dodatkowa porcja zmęczenia ćwiczeniami fizycznymi pomoże jej zasnąć. Odwagi dodawał jej fakt, że już nikogo nie było na ich piętrze, nikt więc nie widział, jak przemyka do części hotelowej.

Uczciwie poćwiczyła: przebrała się, włączyła sobie muzykę ze smartfona, powtarzała nie tylko zapamiętane ćwiczenia na wzmocnienie ręki, ale również potrenowała ogólnie: na bieżni, rowerku, na materacu i przy drabinkach. Na początku łypała niespokojnie, czy naprawdę nikt tu nie idzie, ale z czasem uspokoiła się.

Tyle, że nie czuła się jeszcze na tyle swobodnie, żeby wziąć prysznic. Umyła się tylko, poprawiła makijaż i fryzurę, postanawiając porządnie wykąpać się w domu.

Dodatkowa porcja wysiłku fizycznego sprawiła, że zaczęła zasypiać o normalnej, wieczornej porze. I wtedy zadzwonił Wiktor. Nie włączyła kamerki, odebrała tylko fonię:
- Cześć, Wiktor. Co słychać? - ziewnęła.

- Cześć, kociątko. - usłyszała miękki głos męża. - Stęskniłem się za tobą.
- Dopiero minęło kilka dni od mojego wyjazdu. - zauważyła:
- Co słychać?

Próbowała wykrzesać z siebie zainteresowanie jego sprawami, choć przemożne zmęczenie dominowało w jej myślach. Kiedy mąż zaczął opowiadać, umysł jej powoli przestał rejestrować treść, skupiając się jedynie na sposobie mówienia. Zorientowała się w końcu, że w zasadzie nie wie, o czym Wiktor opowiadał:

- To bardzo.... ech, ciekawe... -ziewnęła, próbując ukryć swoją reakcję. - Ale wybacz, jest późno, a ja jeszcze nie pozbyłam się objawów jetlaga. Zadzwoń jutro, proszę, ale wcześniej.

Mężczyzna milczał przez chwilę. Sposób, w jaki Anka z nim rozmawiała, nie podobał mu się:
- Chyba nie zamierzasz już kończyć rozmowy? - chłód wkradł się do jego głosu. - Chciałem porozmawiać z tobą o twoim zachowaniu w Stanach, o tym, co warto byłoby poprawić w nim i o tym, co nasunęło mi się podczas naszej ostatniej nocy.

Westchnęła. Podczas tych kilkunastu lat, gdy była z nim w związku, a później w małżeństwie, wysłuchiwała regularnie takich analiz, napomnień, delikatnych połajanek. Wiktor zawsze twierdził, że skoro jest od niej o tyle starszy, że prawie mógłby być jej ojcem, a ona jest taka młodziutka i niedoświadczona, ma prawo ją wychowywać. I wychowywał, a ona poddawała mu się posłusznie, biorąc jego uwagi do siebie i starając się je wdrożyć.

Ale dawno już tego nie robił, a ona dziś była zmęczona, śpiąca i jeszcze rezonowało w niej to wszystko co się zadziało pod koniec jej wizyty w Stanach. Poza tym ostatnio, od kiedy udało jej się "wyrwać" z domu, jej pewność siebie wzrosła i chęć wychowywania przez Wiktora spotkała się w tym momencie z jej wewnętrznym sprzeciwem:

- Wiktor... proszę cię.... - jęknęła. - Chętnie cię wysłucham, ale jutro. O, zadzwoń koło osiemnastej mojego czasu. Porozmawiamy. Teraz naprawdę nie jestem w stanie.

Pilnowała się, żeby w jej głosie nie zabrzmiała uraza i niechęć. Bo tego z pewnością by jej nie odpuścił. Już sam fakt, że nie chciała z nim rozmawiać, był pewnego rodzaju rewolucją. Dlatego postarała się wykrzesać z siebie resztki uprzejmości i słodyczy:
- Ja też się za tobą stęskniłam. I naprawdę chętnie porozmawiam. Ale jutro, proszę... Teraz oczy mi się same zamykają...

Głos w słuchawce milczał przez moment, jakby trawiąc jej słowa. Po chwili mąż zakończył łagodnie, choć chłodno:
- Dobrze. Zadzwonię jutro. Oczekuję, że będziesz w lepszej formie i uda nam się konstruktywnie porozmawiać.

Nie widziała, jak wszędobylska kamera się włączyła, objęła obszar łóżka z leżącą w nim kobietą i zaczęła przekazywać obraz w eter. A Anka pożegnała się z mężem, wyłączyła telefon, oparła głowę na wygodnej poduszce i za chwilę już spała snem sprawiedliwego.

"W zasadzie - zmęczonego sprawiedliwego" - poprawił się mężczyzna, patrząc na śpiącą żonę. Mimo, iż zirytowała go swoją niechęcią do rozmowy, nie mógł się nie rozczulić, widząc, jak młodo, spokojnie i bezbronnie wygląda podczas snu.

Wyłączając kamerę, był usatysfakcjonowany.

***
Następnego dnia Anka znów wybrała się piętro wyżej do sali gimnastycznej. Spodobało jej się. Nikt jej nie widział, nigdzie nie musiała jechać, nie musiała też "wyglądać". Sala nie była tak wypasiona, do jakich przywykła w fitness klubie, nie było też trenera personalnego, ale na potrzeby codziennego treningu wystarczała spokojnie.

Poćwiczyła pół godziny, zrelaksowała się, nawet ośmieliła się wziąć prysznic. Tylko sprawdziła przedtem, czy łazienka zamyka się na zamek. Kiedy pakowała rzeczy do torby, wszedł Marek. Już przebrany z "pracowego" garnituru w luźną koszulkę funkcyjną, spodnie dresowe i adidasy. Z ręcznikiem w ręku. Uśmiechnął się na jej widok:

- Spodobało ci się - zagadnął, rzucając ręcznik na materac.
- Tak, dzięki - uśmiechnęła się również. - To chyba bardzo dobry pomysł. Nie muszę nigdzie jeździć, stać w korkach. Do fitness klubu pojadę, jak zatęsknię za zajęciami w grupie. A na codzień chętnie tu poćwiczę. Tak, jak teraz, po pracy.

- Korzystaj, ile chcesz. Możesz tu zostawić rzeczy - zaproponował, widząc, jak zmaga się z nieposłusznym suwakiem w torbie.
- But mi zablokował - rozsunęła torbę, wyciągnęła parę białych, lekkich adidasów i rozejrzała się.
Pokazał jej pustą szafkę w kącie sali:
- Cała twoja. I na kluczyk, więc nikt poza tobą jej nie otworzy.
Spodobał jej się ten pomysł. Zostawiła kosmetyczkę i buty. Resztę i tak musiała wziąć, żeby uprać. Torba zrobiła się znacząco lżejsza:
- Dzięki - uśmiechnęła się. Chciała dodać jakieś miłe słowo, ale się powstrzymała. Nadal miała pretensje o tamten wieczór. Do siebie i niego. Przede wszystkim do siebie, że tak bardzo straciła nad sobą kontrolę.
"Gdyby Wiktor się dowiedział..." - westchnęła przestraszona.

Ale i do Marka. Nie powinien był przyjmować jej zaproszenia. Przecież ona jest mężatką. A on? Nie nosił obrączki, ale to nic nie znaczy. A gdyby nie była mężatką? Czy to by coś zmieniło? Z pewnością. Ale nie ma co gdybać, ona jest mężatką i to zobowiązuje ją do pewnego kanonu zachowania.

Mężczyzna podszedł do niej bliżej, jakby wyczuł jej rozterki:
- Hej! Wyglądasz, jakbyś się czegoś bała. - teraz i on już się nie uśmiechał. Wyciągnął ręce, podała mu swoje. Uścisnął je:
- Jesli chcesz pogadać....
Miała wrażenie, że znów prąd przepłynął pomiędzy nimi. Powietrze wokół naelektryzowało się. Marek patrzył na nią z troską, podszyta czymś, czego nie potrafiła rozszyfrować.
Poczuła się sama, mała i bezbronna. I potrzebująca wsparcia. Chętnie przytuliłaby się do niego...
- Dość. - odsunęła się o krok, wyswobodziła ręce i poprawiła pasek od torby na ramieniu. - Wyjdę przez agencję, nie przez hotel. Nikt nie zauważy.

- Jasne. - pokiwał głową i ruszył za nią. Był zadowolony z tego, co się pomiędzy nimi zadziało przed chwilą. Gdyby trochę nacisnął, pewnie pozwoliłaby się przytulić.
"Coś ją gryzie - pomyślał. - Warto byłoby wiedzieć, co".
- Może umówimy się któregoś dnia na obiad czy kolację? - zaproponował. - Nie opowiedziałaś mi, jak było w Stanach.

- Nie wiem - wyrwało jej się. Ale za moment uśmiechnęła się i dodała:
- Dzięki za propozycję, ale muszę pomyśleć. Chętnie za to wróciłabym do nauki z tobą. Dużo wyciągam z tych naszych spotkań.
- A, to fajnie. - ucieszył się. - Znalazłem na stronie Detroit University bardzo fajne wykłady z zarządzania. Po angielsku, ale chyba nie masz z tym problemów?
Pokręciła głową, choć nie była pewna. Język biznesowy nigdy nie był przedmiotem jej lektoratów.
A Marek ciągnął:
- Możemy je oglądać razem, wymienimy się uwagami, a jak będzie coś trudnego, to ci będę tłumaczył.

- Mogę też sama je oglądać, w domu, a później przegadamy je - zaproponowała. Nie czuła się swobodnie w takiej bliskości z nim. Kiedy sobie wyobraziła wspólne oglądanie filmu... Nawet takiego o zarządzaniu...

- Możemy i tak zrobić. Ale ja nie gryzę... - uśmiechnął się. Zrobił to zupełnie, jak czasami Wiktor: z błyskiem prowokacji w oczach, uniesionymi lekko brwiami, a usta wygiął w seksowny grymas, eksponując ich urodę. Zadrżała. Była wrażliwa na pocałunki. Nawet chyba bardziej, niż na całą resztę. Przy odpowiednim nastawieniu, kiedy Wiktor ją całował, potrafiła odpłynąć i zatracić się do szczętu. A co do gryzienia.....

Do tej pory myślała, że jest wrażliwa tylko na Wiktora. Teraz się okazało, że działa na nią również obecność Marka. Mimowolnie wyobraziła sobie jego wargi na szyi, tam gdzie pulsuje tętno. I delikatne podgryzienia w tym miejscu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro