3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedząc skulona na kanapie, patrzyła jak powoli przesuwają się wskazówki ściennego zegara, popijała kolejnego drinka i wspominała dalej.
Wtedy przez cały rok zastanawiała się, czy Wiktor zrealizuje swoją obietnicę i przyjedzie. Ona dotrzymywała ustaleń. Mogła iść "na całość". Cieszyła się sympatią i powodzeniem wśród znajomych chłopaków, ale polecenie "poczekaj na mnie", wydane przed rokiem tym seksownym głosem, skutecznie powstrzymywało ją od intymnych randek.
Rzadko się z nią kontaktował, wysyłał jednego - dwa SMS-y co kilka tygodni. Nie zamierzał też przyjechać.

"Chcę cię zobaczyć dopiero za rok i sprawdzić, jak się moje kociątko rozwinęło" - napisał w odpowiedzi na jej nieśmiałe zapytanie.
Za to wysyłał jej wiadomości treści: "nie mogę się doczekać spotkania", " czekasz na mnie? bo ja na Ciebie tak", "pamiętaj, pilnuj tego, co moje" i podobne.

Po upływie kolejnych dziesięciu miesięcy odebrała od niego telefon:
- Witaj, kociątko - ze słuchawki zabrzmiał czuły i niesamowicie pociągający głos. - Przyjadę w przyszłym tygodniu, niestety tylko na dwa dni. Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Oczy... oczywiście - przełknęła i odezwała się pewnie.

Umówili się, że po zakończeniu dyżuru Anka zapuka do jego pokoju. Specjalnie wzięła tego dnia zmianę w recepcji, żeby móc rzucić mężczyźnie pierwsze spojrzenie w momencie, gdy Wiktor będzie wchodził do hotelowego holu.

I rzuciła, zapraszając go do swojego stanowiska:
- Dzień dobry, miło pana znów widzieć. Pokój jest przygotowany.

Kiedy dokonywała rejestracji, mężczyzna nie sprawiał wrażenia, jakby był nią szczególnie zainteresowany. Owszem, odpowiedział uśmiechem i grzecznym słowem na jej powitanie, ale to wszystko. Poprosił, żeby od dwudziestej nikogo do niego nie łączyć i nie przeszkadzać mu. Zanotowała informacje w systemie.

A po dwudziestej, zaraz gdy skończyła pracę, zapukała do jego drzwi, stojąc na drżących nogach i z bijącym mocno sercem, niepewna powitania.
Otworzył tak szybko, jakby czekał za drzwiami. Uśmiechnął się i wpuścił ją do środka. Ujął jej rękę, pocałował w nadgarstek, a następnie powoli, tak żeby dać dziewczynie możliwość wywinięcia się z uścisku, przyciągnął ją do siebie. Na koniec oparł dłonie po obu stronach jej talii i splótł je razem, sprawiając, że znalazła się w obręczy jego ramion. Odchylił się odrobinę, aby móc na nią patrzeć i znów się uśmiechnął:

- Witaj, kociątko. Wyglądasz tak pięknie, jak w moich marzeniach.

Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem, a serce jej biło jak oszalałe.
Nie wiedziała, jak to będzie. Nie miała okazji tego z nim omówić. Bała się trochę, ale wierzyła, że Wiktor nie zrobi jej krzywdy.
Rano szczególnie starannie przygotowała się do spotkania, pod służbowy strój założyła najlepszą koronkową bieliznę, wyszczotkowała dokładnie włosy zanim je upięła i zrobiła lekki makijaż. Poprawiła go pod koniec pracy, tak żeby móc się zaprezentować z najlepszej strony.

Teraz mogła mu się przyjrzeć. Nadal wyglądał fantastycznie: przystojna twarz o zdecydowanych rysach, z wyrazistymi ciemnymi oczami; krótko obcięte, ciemne włosy; silne mięśnie, które ją obejmowały; wyraziście wykrojone usta, które kojarzyły jej się z siłą i delikatnością; wzrost taki, że odrobinę pochylając się, mógł ją pocałować w czoło lub czubek głowy.
Patrzył na nią tak wyraziście, że zawstydziła się i spuściła wzrok.

Mężczyzna uśmiechnął się na widok jej zmieszania i dotknął palcami jej piersi:
- Serduszko bije ci tak mocno, jak u przestraszonego ptaszka - zauważył łagodnie. - Boisz się mnie, kociątko?

Pokręciła głową, nadal nie będąc w stanie popatrzeć na niego. Ale poradził sobie, podnosząc jej twarz i wpatrując się w oczy dziewczyny:
- Tęskniłem za tobą, kociątko - mruknął. - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Czekałem rok, więc stać mnie, żeby poczekać jeszcze trochę...

Uśmiechnął się do własnych myśli, patrząc, jak na twarz Anki wypływa ulga pomieszana z rozczarowaniem.

Trzymając ją jedną ręką w talii, drugą rozpuścił długie włosy, aż opadły swobodnie. Następnie rozpiął dwa górne guziki w jej służbowej bluzce z logo hotelu, odrobinę podciągnął spódniczkę i skłonił, aby usiadła mu na kolanach. Jedną ręką podtrzymywał dziewczynę, aby nie straciła równowagi, drugą zaś oparł na jej biodrze, które delikatnie pieścił przez materiał spódniczki.
Widział, jak pieszczota działa na jej zmysły; jak na usta wypływa uśmiech a przez całe ciało przechodzi dreszcz.

- Nie obawiaj się, kociątko - szepnął. - Nie zaciągnąłem cię tu na przygodny numerek. Chcę cię przyzwyczaić do mnie... do nas - poprawił się. - Tak, żebyś się nie bała, gdy będę odbierał, co moje.

- A kiedy będziesz odbierał? - modliła się, żeby głos jej nie zadrżał.

- Zaraz o tym porozmawiamy - uśmiechnął się i zaczął muskać jej usta swoimi wargami, tak długo i delikatnie, aż rozchyliła je odrobinę.

- O tak, kociątko - mruczał zmysłowo. - Rozchyl je jeszcze bardziej, chcę posmakować twoich warg, języka, zębów i całej reszty...

Przesunął po jej dolnej wardze najpierw kciukiem, naciskając odrobinę, aby nie połaskotać, a następnie zrobił to samo językiem. Czuł, jak dziewczynę znów przeszedł dreszcz.

- Przyjemnie, kociątko? - mruknął pytająco, a ona pokiwała głową.

Nie rozebrał jej. Rozpiął kolejne kilka guzików w bluzce, tak żeby mieć dostęp do piersi okrytych biustonoszem i bardziej podsunął spódniczkę, aż do bioder, żeby móc podziwiać jej koronkowe, białe figi, w tej chwili już lekko wilgotne. Dotknął palcami w miejscu na styku ud i poczuł, jak dziewczyna mimowolnie wygina się do tyłu.

"Niewinna, ale nie wyprze się kobiecej natury" - pomyślał.

Tym mocniej ją przytrzymywał, aby nie straciła równowagi i nie spadła.
Silniej też dotknął jej najczulszego miejsca, nawet przez osłonę koronki czując, jak ono pulsuje. Westchnęła.

- Pilnowałaś tego, co moje? - poparzył jej w oczy. Pokiwała głową.

- To dobrze, kociątko. To bardzo dobrze. Zasługujesz na rozkosz, wchodząc w dorosłość i ja ci ją dam - powiedział zdecydowanie.

- A gdybym nie upilnowała? - zainteresowała się.

Skrzywił usta w grymasie: - Byłbym bardzo rozczarowany.

Tylko tyle. I aż tyle, bo nagle poczuła się odepchnięta.

- Pilnowałam, Wiktor - potwierdziła, chcąc przywrócić atmosferę sprzed chwili.

- To dobrze - powtórzył, uśmiechnął się i nacisnął kciuk w najbardziej pulsującym miejscu.

Drgnęła, a on nie pozostawił jej czasu na reakcję; jego palec rysował okręgi wokół jej łechtaczki, większe i mniejsze; raz delikatnie, a za moment mocniej.
Dziewczyna na jego kolanach zaczęła się wić i pojękiwać, najpierw cichutko, później trochę głośniej.

I wtedy przerwał, a ona popatrzyła na niego nieprzytomnie:
- Ja... Co? - i mimowolnie poruszyła biodrami.

Rozczulił go ten ruch, znany od pradawnych czasów wszystkim kobietom, u tak niewinnej dziewczyny.

- Jesteś gotowa, kociątko, na więcej doświadczeń - mruknął, ponownie bawiąc się jej najskrytszym miejscem, nadal zasłoniętym koronką.

Całując delikatnie powoli napierał na nią, aż położył ją na łóżku. Wtedy opadł obok, nadal całując, a jego dłoń wyśliznęła się pod rozpiętą bluzkę i dotknęła piersi, nadal okrytych biustonoszem.

Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, a on pocałował ją w skroń:
- Ciii, kociątko, nie bój się. - szeptał. - Obiecałem, że nic ci nie zrobię. Nie dziś...

Następnie, tak jak ją wcześniej podniecił, tak samo uspokoił nastoletnie pragnienia i reakcje. Kiedy już popatrzyła na niego przytomnie, uśmiechnął się:

- Widzisz, kociątko, że warto było czekać? A to tylko przedsmak tego, co będzie później...

- Kiedy? - pragnęła wtulić się w niego i zaznać tego, co obiecał.

- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Po to przyjechałem...

Pomógł jej się podnieść i uporządkować garderobę. Kiedy już wyglądała tak, jak powinna, gestem zaprosił ją na balkon.

Tam, na stoliku nakrytym na dwie osoby, czekała wcześniej zamówiona kolacja.
- Zjedzmy teraz, kociątko - odsunął jej krzesło i poczekał, aż się wygodnie usadowi, a następnie zajął drugie. - Gdybym cię tu nie poprosił, byłabyś już w domu i jadła kolację. Z mojej winy jesteś głodna - uśmiechnął się.

Kiedy zaspokoili pierwszy głód, zaczął planować:
- Za miesiąc skończysz osiemnaście lat. Chciałbym wtedy spotkać się z tobą i dokończyć to, co dziś musieliśmy przerwać...

- Przyjedziesz tu? - oczy jej pojaśniały, ale pokręcił głową.

- Ty przyjedziesz do Warszawy. Możesz powiedzieć rodzicom, że chcesz zwiedzić kilka uczelni, na które zamierzasz złożyć podanie. Będziesz już znała wyniki matury - przypomniał.

- Nie myślałam o wyjeździe na studia - zaprotestowała. - Mogę podjąć pracę w urzędzie i studiować zaocznie...

- Zrobisz, jak uważasz - w jego głos wkradła się nutka zniecierpliwienia. - Ale myślę, że warto rozważyć również inne opcje. Dotąd niewiele widziałaś poza swoim miasteczkiem; raptem tyle, ile ze szkolnymi wycieczkami. Sama mówiłaś, że z rodzicami prawie wcale nie wyjeżdżałaś - przypomniał. - Proponuję ci, żebyś przyjechała do Warszawy, rozejrzała się z moją pomocą po ofercie stołecznych uczelni, spróbowała przez tydzień życia w dużym mieście i dopiero wtedy podjęła decyzję. Mogę ci w tym pomóc - ujął jej dłoń i pocałował nadgarstek, wiedząc, że ta pieszczota silnie działa na Ankę.

Nawet w półmroku zauważył, jak się zarumieniła. Pociągnął ją delikatnie za rękę, aż wstała i podprowadził do barierki ochronnej. Dziewczyna oparła się o nią a on stanął z tyłu, na tyle blisko, by czuła ciepło jego ciała. Oparł usta na włosach nastolatki i tak trwali przez chwilę, napawając się zmrokiem i swoją wzajemną obecnością.

- Przyjedziesz? - szepnął, a ona kiwnęła głową, nadal wpatrzona w horyzont.

- Odbiorę cię z pociągu - obiecał - i pokażę, jak dobrze jest żyć w dużym mieście. Jeśli nadal będzie się dobrze układało pomiędzy nami, to wprowadzę cię w dorosłość, dając taką rozkosz, jakiej nigdy nie zaznałaś.

Szeptał zmysłowo, widząc, że jego słowa wywołują delikatne dreszcze na ciele dziewczyny.

***

Westchnęła nostalgicznie, przypominając sobie tamtą chwilę. Jaka wtedy była zakochana! Oczywiście pojechała do Warszawy, tak jak Wiktor zaplanował. Spędziła w niej nie tydzień, a dwa.
Z każdym dniem było jej trudnej wyjechać. Wiktor dotrzymał słowa i sięgnął po to, co "jego". Nie obyło się z jej strony bez strachu, bólu i łez, ale w męskich ramionach szybko zapomniała o niewygodach.

Za jego namową złożyła dokumenty na jedną z prywatnych uczelni, która miała świetne opinie i wysoki poziom. Ance bardziej podobała się psychologia, ale Wiktor zdecydował, że powinna iść na ekonomię. A ponieważ to on płacił za jej studia, uznała jego racje.

Była tak zakochana, że przedłożyła zdanie Wiktora nad każde inne. Rodzice nie byli szczęśliwi z powodu tak szybkiego wyjazdu córki. Próbowali oponować i tłumaczyć Ance, że powinna trochę przystopować i nie pakować się tak bardzo w ten związek.
Dorosły, bogaty mężczyzna, który przyjechał z nią po bagaże, nie wzbudził ich zaufania. Ale Anka wiedziała swoje:

- Jesteście zazdrośni, że chcę być szczęśliwa! Najchętniej zatrzymalibyście mnie tutaj, a przecież poza naszym miasteczkiem jest taki wielki świat! Wyjeżdżam z człowiekiem, którego kocham i będę szczęśliwa - tłumaczyła zdenerwowana, na granicy łez.

- Córeczko, ale czy on cię kocha? - matka się wtedy rozpłakała.

Ojciec był zdenerwowany, nawet wymknęło mu się:
- Jeśli teraz z nim wyjedziesz, możesz już nie wracać!

A Anka uniosła się honorem młodej, naiwnej dziewczyny, która nie widzi świata poza ukochanym:
- I nie wrócę!

Kiedy jechali do Warszawy, dotarło do niej, co się stało. Wpadła w przygnębienie i uroniła kilka łez, ale wtedy Wiktor popatrzył na nią swoimi ciemnymi oczami, ujął jej dłoń i pocałował w nadgarstek:
- Kociątko, nie martw się. Dam ci wszystko, więcej niż rodzice. Zobaczysz, będziesz ze mną szczęśliwa...

Podjęła studia i doceniła, że nie musi pracować, żeby się utrzymać. Wiktor zatrudnił ją w swojej firmie, ale nie wymagał, żeby się tam pojawiała:

- Kociątko, wystarczy, że zajmiesz się mną. I studiami. Nie musisz sobie zaprzątać ślicznej główki dodatkową pracą. Ale taki angaż ci się przyda, bo masz legalną pensję, składki emerytalne i zdrowotne, a poza tym masz prawo leczyć się w prywatnej korporacji medycznej, której moja firma jest współudziałowcem. Dzięki temu nie będziesz musiała nigdy stać w kolejkach do publicznej przychodni ani czekać na odległe terminy konsultacji - tłumaczył.

Wynajął jej kawalerkę i często odwiedzał. Nigdy nie wiedziała, kiedy mężczyzna do niej wpadnie. Na początku zdarzyło się kilka niezręcznych sytuacji, bo raz zaprosiła nowe koleżanki na "wspólną naukę", mocno zakrapianą winem, a w któryś weekend zaproponowała koledze, który przyjechał na zjazd zaoczny, że go przenocuje. Oczywiście akurat wtedy przyszedł Wiktor...

Miał klucze do jej kawalerki, to było ustalone od samego początku. Zachował się jak dżentelmen: zamówił koleżankom taksówki a koledze zasponsorował pokój w hotelu, ale później nie omieszkał dać znać, co myśli o jej nowo nabytej samodzielności:

- Kociątko, miałem nadzieję, że pobędziemy razem. Tęskniłem za tobą. - powiedział z łagodnym wyrzutem. - Bardzo się rozczarowałem, gdy, mając nadzieję na słodkie tete-a-tete, zastałem tu twoje koleżanki.

Natomiast obecność kolegi skwitował chłodem. Rzucił tylko uważnym wzrokiem na dwa posłania, jakby podejrzewał mistyfikację:

- Jestem rozczarowany, kociątko, twoim postępowaniem - powiedział łagodnie, gdy kolega się pożegnał. - Nie sądziłem, że zechcesz aż tak swobodnie korzystać z dorosłości...

Opadł na kanapę i schylił głowę, a Anka, skruszona, usiadła u jego stóp. Ujęła ręce mężczyzny w swoje dłonie i zaczęła zdławionym głosem:
- Wiktor, przepraszam! Nic się nie stało, chłopak nocował na podłodze, na materacu! Przecież widzisz! - tłumaczyła żarliwie.

Tak, trochę tych gaf popełniła, zanim nauczyła się, jak funkcjonować zgodnie z upodobaniami kochanka. Gdy uznał, że zawiniła w czymś, potrafił ją ukarać. Robił to w nocy, w łóżku, gdy była najbardziej bezbronna. Zaczęła się więc uczyć, co robić, żeby nie musieć ponosić konsekwencji.

Wiktor nigdy wprost nie krytykował jej wyglądu czy zachowania, ale często pokazywał, co podoba mu się u innych kobiet: sylwetka, fryzura, makijaż, stroje... Albo podczas nocnych pieszczot mruczał:

- Uwielbiam gładkie, jędrne ciało, bez zbędnego tłuszczu czy niepotrzebnego owłosienia...

A ona już wiedziała. I katowała się kolejnymi sesjami w salonach piękności, na basenie i w siłowni.
Jedyne, czego nigdy nie krytykował, to jej włosy. Uwielbiał je, takie długie, gęste, o kolorze ciemnego złota: rozpuszczał je, gdy zaczynali się kochać, owijał wokół dłoni, głaskał, ciągnął za nie, plątał podczas seksu i później rozczesywał.

Zanim zrobiła licencjat, oświadczył jej się. Zaręczyny i ślub były piękne, jak z bajki. Nie wiedziała, że mówiąc "tak", tym samym nie tylko weszła do złotej klatki, ale sama zamknęła za sobą drzwi i wyrzuciła klucz.
Broniła pracy licencjackiej już jako jego żona. A później skończyła studia magisterskie, nadal formalnie pracując w firmie Wiktora.

Kilka razy, zaraz po obronie, pojawiła się w swoim oficjalnym miejscu pracy. Pokręciła się przez chwilę po biurze, zobaczyła, że nikomu nie jest potrzebna i wyszła.
Niepracowanie było fajne przez kilka lat, szczególnie że Wiktor dbał o nią i wypełniał jej czas zakupami, wizytami w SPA, siłowni i na basenie, kursami językowymi i wyjazdami zagranicznymi, w bliższa i bardziej odległe miejsca.

Ale z czasem znudziło jej się to wszystko. Koleżanki ze studiów pracowały, zakładały rodziny, zachodziły w ciążę i rodziły dzieci. Ona w tym czasie pilnowała, żeby ładnie i zgrabnie wyglądać i czekała na swojego męża. Ale ileż można dobierać odcienie lakieru do paznokci do stroju, a butów do torebki?

- Czego ci, kociątko, brakuje? - łagodził Wiktor, gdy żaliła mu się.

I tak było przez kolejne lata. Mąż nie zgodził się, aby szukała pracy ("przecież jesteś zatrudniona"), nie chciał słyszeć o dziecku ("kociątko, musimy sami sobą się nacieszyć"), nie był zainteresowany żadną jej aktywnością.

Ostatnio zbuntowała się. Znajomości ze studiów rozjeżdżały się, nowych nie miała gdzie zawrzeć. Dbanie o wygląd już jej nie wystarczało. Czuła się strasznie samotna, gdy Wiktora nie było w domu. A często go nie było; prowadzenie tak dużej firmy i planowanie ekspansji na obce rynki zajmowało sporo czasu.

Kiedyś, gdy tama jej odczuć pękła i właśnie wypłakiwała się koleżance ze studiów, ta roześmiała się:

- Idź do pracy. Takiej normalnej, z wolnego rynku. O, nawet u mnie w firmie szukają w tej chwili. Nie masz doświadczenia, więc zaczęłabyś od niskiego stanowiska, ale wszystko przed tobą.

Przez kilka dni zastanawiała się nad tym. Z jednej strony bardzo chciała, z drugiej obawy powstrzymywały podjęcie decyzji. W końcu, gdy kolejny wieczór spędzała sama, bo Wiktor znów miał jakieś spotkanie, wybrała numer do koleżanki i poprosiła o pomoc. Wkrótce miała przygotowane CV i list motywacyjny i została umówiona na rozmowę kwalifikacyjną.

Nie powiedziała mężowi. Ale w momencie, gdy usłyszała:
- To kiedy może pani zacząć?

wiedziała, że teraz mąż musi się dowiedzieć.

***

To był przełom w ich relacjach. Wiktor, jak przystało na uprzejmego dżentelmena, ukrył po mistrzowsku niezadowolenie. Tylko w nocy był bardziej brutalny niż zwykle. Wiedziała, że chce ją ukarać za nieposłuszeństwo, zresztą nie pierwszy raz. Zawsze, gdy zrobiła coś, co mu się nie podobało, ganił ją delikatnie, ale w sypialni pokazywał, kto rządzi w ich małżeństwie. Tak było od początku ich związku.

- Boli, Wiktor! - zwracała początkowo uwagę, myśląc, że tak mu wyszło. A mężczyzna wtedy uśmiechał się mrocznie:

- Kotek, życie też boli - i mocniej ugniatał jej piersi, gwałtowniej w nią wchodził, ciągnął silnie za włosy, podgryzał wargi, kark i ramiona, aż zostawały ślady.

Przez lata nauczyła się znosić karę bez sprzeciwu, wiedząc, że jeśli zaprotestuje, będzie ona bardziej dolegliwa. Dlatego teraz też była dzielna.
Rano, wychodząc do pracy, zatuszowała niedoskonałości kosmetykami i strojem, żeby nikt nie zauważył. Chciała, żeby ten pierwszy dzień był naprawdę dobry.

W pracy odżyła. Szybko zintegrowała się z zespołem, szef ją polubił, miała określone obowiązki i zaczęła zawierać znajomosci.
Tyle, że w domu nie mogła się tym pochwalić. Wiktor udawał, że słucha, ale zawsze miał jedną radę:

- Rzuć tę pracę. Zabiera ci czas, dodaje kłopotów, a pieniędzy z tego masz mniej, niż kiedy studiowałaś...

- Daje mi satysfakcję i niezależność... - odparowała, ale mężczyzna tylko się roześmiał:

- Zobaczyłabyś, ile warta jest twoja niezależność, gdybyś musiała za tę pensję wynająć mieszkanie i utrzymać się. Kotek - bo od czasu, gdy sprzeciwiła mu się, nie nazywał jej już "kociątko" - przez całe dorosłe życie jesteś otoczona luksusem i moją opieką. Uwierz, beze mnie nie poradziłabyś sobie. Tyle - pogardliwie machnął ręką - jest warta twoja niezależność.

W ostatnich dniach Wiktor coraz więcej czasu spędzał poza domem. Kiedy prosiła, żeby wrócił na kolację, zawsze okazywało się, że przedłużyło się spotkanie, wywalił się program komputerowy albo zdarzył się jakiś inny kryzys, wymagający jego obecności w biurze do późnych godzin nocnych.

A ona, tak jak dziś, czekała z utęsknieniem. Bo nadal go kochała i tęskniła. Był jej pierwszym i jedynym mężczyzną, który potrafił ją rozpalić i w mgnieniu oka zaprowadzić na szczyt rozkoszy. A później tulić, całować i szeptać czułe słowa.

Nie rozumiał potrzeby jej niezależności, ale nadal dzielił z nią życie, a ona, pomimo obowiązków zawodowych, nadal dbała o siebie, dom i męża. Wiktor był dla niej zawsze na pierwszym planie.
Tymczasem mężczyzna, udając, że sprawy Anki go nie interesują, uważnie słuchał. W pewnym momencie uśmiechnął się w duchu, doceniając ironię losu.
Ale kiedy wystukał pewien numer i podniósł telefon do ucha, to już nie był zbieg okoliczności. Odbył krótką a treściwą rozmowę, obiecał ze swojej strony wsparcie i uśmiechnął się szeroko, korzystając z faktu, że "kociątka" nie ma przy nim.

W efekcie tej rozmowy, po kilku dniach dyrektor wezwał Ankę i zaproponował jej awans na kierownika zespołu.

- Jak to.... - nie rozumiała. - Dlaczego?

- Pani Aniu, przejrzałem jeszcze raz pani cv, przemyślałem sprawę - tłumaczył mężczyzna. - Zaszła pomyłka; miejsce, które pani teraz zajmuje, już wcześniej zostało komuś obiecane. Mam wolny etat jedynie na stanowisku kierownika zespołu. I tylko takie mogę pani zaproponować.

Był grzeczny, ale stanowczy. Anka w myślach już powoli żegnała się z nowo podjętą pracą.

- Pani Aniu, niech pani spróbuje. Ma pani kilkuletnie doświadczenie w dużej firmie, jako asystentka prezesa z pewnością realizowała pani złożone projekty - zachęcał.

Anka przeklęła w myślach inwencję koleżanki. Owszem, miała w cv taki zapis. I nawet nie skłamała, rzeczywiście Wiktor formalnie zatrudniał ją na stanowisku asystentki prezesa. To właśnie koleżanka namówiła ją, żeby wpisać ten fakt do cv:

- Trochę głupio wygląda, że kobieta trzydziestokilkuletnia nie ma doświadczenia - tłumaczyła. - Więc wpisz to, co formalnie robisz. Nikt się nie będzie szczegółowo zagłębiał, jako starszy referent nie musisz się wykazywać wysokimi kompetencjami - kusiła.

A teraz, przez dziwny zbieg okoliczności, szef się tym zainteresował. No tak, zgodnie z papierami, miała doświadczenie i powinna mieć umiejętności. Ale przecież nie pracowała! Nie miała zielonego pojęcia o tym, co robi szef zespołu. A przede wszystkim, w jaki sposób to robi.

- Pani Aniu, będę z panią szczery. Jeśli pani nie przyjmie stanowiska kierownika, będziemy musieli się pożegnać - podsumował dyrektor.

Anka poprosiła o czas do namysłu.

- Dobrze, dam pani kilka dni - westchnął mężczyzna. - Ale chciałbym, żebyśmy do końca tygodnia zamknęli sprawę.

Bardzo poważnie zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić. Szczególnie, że Wiktor zdradził, że planuje wyjazd służbowy do USA i Kanady. Nagle zapragnęła zostawić wszystko, podziękować za pracę i lecieć z nim. Nie musiałaby myśleć, silić się na samodzielność, zastanawiać się, czy podoła na proponowanym stanowisku.

"A może praca zawodowa nie była mi pisana? - zastanawiała się. - Taka niecodzienna pomyłka, aż trudno uwierzyć. Albo kierownik, albo nic... A gdzie mi tam do kierownika" - dumała.

Poza tym pomyślała, że kilka wspólnych tygodni z mężem pomoże im odnaleźć te dobre klimaty z początku związku. Szczególnie, że w trakcie wyjazdu przypadała dziesiąta rocznica ich ślubu.

Ale gdy spytała o szczegóły, Wiktor popatrzył na nią z pobłażaniem:

- Kotek, nie sądziłem że będziesz mogła ze mną jechać. Przecież pracujesz - prawie wypluł te słowa. - Trzeba było mi wcześniej powiedzieć, bo teraz już wszystko zaplanowałem i wyjazd jest w fazie realizacji. Pojedzie ze mną do towarzystwa nowa stażystka; bardzo chciała się nauczyć, jak funkcjonuje firma, więc na czas wyjazdu zrobię ją drugą asystentką.

Uśmiechnął się, jak to on, uprzejmie i zapytał o kolację, udając, że nie widzi upokorzenia żony.

Następnego dnia Anka zameldowała się u szefa:
- Jestem zaszczycona i z przyjemnością przyjmuję propozycję awansu. Obiecuję, że dołożę starań, aby nie zawieść pana zaufania...

I gdy Wiktor po kilku dniach naprawdę zaproponował jej wyjazd, odparła z mocą:

- Niestety, nie mogę. Obowiązki służbowe nie pozwolą mi na tak długą przerwę.

A kiedy Wiktor wyjechał, poszła do fryzjera i ścięła włosy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro