❤ Nieszczęścia chodzą parami ❤

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Zapach smażonej ryby mieszał się z kobiecymi perfumami. Mała odizolowana od reszty przestrzeń nabrzmiewała od zmieszanego aromatu. Wysoki parawan prezentujący przelatujące żurawie już dawno przestał ukazywać dumne ptaki na tle wschodzącego nieba. Zamiast jasnych odcieni błękitu przeplatanego z bladym różem, zaczynał dominować chciwy odcień żółtego. Zdawało się, że kolor ten zagarniał dla siebie kolejne włókna materiału wraz z każdym posiłkiem spożywanym w ukryciu parawanu. Zaniedbana ozdoba odbiegała od nowych, lśniących dekoracji, jakby wołała, jestem tu od początku i będę, aż po kres tego miejsca. A przeraźliwe, dziwnie dumne łkanie odbijało się echem w głowie właściciela, który nie śmiał oczyścić restauracji z przeszłości.

Tuż pod skrzydłami odlatujących żurawi, skrywała się dwójka młodych ludzi. Szraowłosy mężczyzna, który ze spokojem dzielił swoją uwagę między przyrumienioną rybą, a prowadzenie rozmowy. Blond włosa piękność wydawała się pogrążona w chaosie. Poprawiała włosy, przekładała pałeczki, doglądała makijażu, popijała herbatę, zaglądała w ekran telefonu, kosztowała ryby, przeglądała kartę dań.

W tle sali uwijali się kelnerzy. Niektórzy starali się w tłoku donieść zamówione dania, inni podejmowali się udręki, jaką stanowiło zbieranie opróżnionych naczyń. Piątkowy wieczór niósł ze sobą spore zyski, ale także zamieszanie.
Pośród nowoprzybyłych gości wyróżniała się jedna para. Wysoki, elegancki mężczyzna. Czarnowłosy przybysz niedbale spojrzał na przestrzeń wokół niego, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że nie pasuje do niego. Położył dłoń na ramieniu kobiety, licząc, że partnerka podejmie decyzję o opuszczeniu lokum. Stojąca obok piękność, w akcie łaski przybliżyła się do towarzysza, widocznie pragnąc udobruchać go swoją bliskością.
- Możemy zaproponować państwu odosobnione miejsce.

Kelner z przerażeniem oczekiwał reakcji. Kobieta uchyliła pomalowane na ciemny odcień wina usta, jednakże jej towarzysz był szybszy.

- Nie widzę innej możliwości.


~*❤*~


Madra siedział ze skrzyżowanymi dłońmi, wpatrując się z nienawiścią w odlatujące żurawie. Był tu z jednego powodu. Ów powód wpadł do jego biura chwile przed końcem trudów dnia codziennego. Mało tego zmusił go do dalszego odgrywania dobrego i przykładnego osobnika, który utrzymuje uśmiech i życzliwość, aż do momentu oddalenia się do krainy snów. [Imię] siedziała naprzeciwko niego, wpatrując się w parę, która opuszczała, postawione przed nią naczynie.

Ich milczenie przerywały odgłosy dobiegające z sali i kilka ledwie słyszalnych szmerów, które starała się stłumić parawan.

Uchiha po czasie uznał, że powinien zaczerpnąć powietrza. Pozostawił [Imię] przy stoliku, po czym wyszedł.

Kilka minut później kobieta obserwowała, jak w ślad za Uchihą zmierza jej edytor. Niesiona tym widokiem poderwała się z miejsca, w międzyczasie informując kelnera, że zamierza powrócić do stolika.

- Tobirama Senju!

- [Imię]?

Mężczyzna odwrócił się. Na jego twarzy pojawiło się wyraźne zdziwienie.

- Czyżbyś nie mogła doczekać się, aż przekażę ci kolejne dobre wieści?

- Nie, właściwie to przypadek – skłamała – Jakoś tak dziwnie poczułam się dziś samotna – tu akurat powiedziała prawdę – więc postanowiłam wyjść z domu.

- Rozumiem.

- Widzę, że u ciebie było podobnie.

- Ta powiedzmy, że mam tu małe spotkanie ze starym znajomym.

- Przepraszam, muszę wrócić do stolika, zanim kelner zabije mnie wzrokiem.

Kobieta odwróciła się i wtedy przed nią ukazała się blond piękność.

- Tobirama nie możesz kazać mi tyle czekać! Już wystarczająco długo cię nie widziałam.

Mężczyzna na moment zastygł w bezruchu.

- [Imię] to jest Yumiko, moja dawna znajoma. Obecnie pracuje jako dziennikarka, pomyślałem, że może nam pomóc w promocji twojej książki.

- Nie potrzeba nam podrzędnych dziennikarek.

Ostry, chłodny głos Madary dobiegł do uszu zainteresowanych. Jakże on pragnął zakończyć ten dzień, zamknąć za sobą wszelkie zbędne sprawy, uciec od tego wszystkiego. Los okazał się na tyle łaskawy, że nie tylko pozwolił mu doprowadzić wszystko do kresu, ale także wbić szpilkę Senju.

- Widzisz moja droga, wybierasz niszowe miejsca i później dochodzi do takich przykrych sytuacji. Bądź łaskawa zebrać swoje rzeczy, nie zamierzam spędzić tu więcej czasu.

Czerwone oczy Tobiramy wyrażały niezliczoną ilość negatywnych emocji. Zirytowany, a nade wszystko upokorzony i znieważony Senju zacisnął dłonie w pięści.
- Yumiko wybacz, proszę, że musiałaś wysłuchiwać pomruków tego gbura.

Adresatka przeprosin nie była zbyt zainteresowana ich treścią, wszelka jej uwaga została poświęcona osobie Madary. Yumiko wpatrywała się w niego, jakby był ucieleśnieniem bóstwa. Wzniosły, dumny, drapieżny jasno określił swoją pozycję w całym zamieszaniu.



~*❤*~



Uchiha zajął miejsce w skórzanym fotelu. Dzień dobiegał końca. Leniwe promienie słońca sunęły wolno, opuszczając jego mieszkanie. Obserwując wycofujące się światło czarnowłosy starał się ułożyć sobie w głowie w sposób logiczny przebieg całego dnia. Ot zwykły dzień w pracy, kilka dokumentów do zatwierdzenia, parę poprawek do zaakceptowania, dodanie paru komentarzy, trzy filiżanki kawy, ciasto przyniesione z udawaną sympatią, zlecenie prac na weekend i w końcu wizytka [Imię]. Początkowo Madara uznał to za swego rodzaju komplement, a nawet za mały triumf! Owszem podejrzewał, że coś jest nie tak, nie przypuszczał jednak, że kobieta będzie chciała się nim wysłużyć w celu przykrywki do śledzenia Tobiramy. To mu ujmowało! Z drugiej strony to właśnie do niego zwróciła się o pomoc.

Musiał się z tym przespać. Ułożyć pionki wedle własnej woli, by móc dostosować je do własnych potrzeb i zachcianek. Mógł przecież przekonać [Imię], że Senju nie spisuje się w roli edytora, tak jak należy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro