❤ Odważ się ❤

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Ciekawość mamiła go tanimi obietnicami. Obietnicami przepełnionymi słodyczą zwycięstwa absolutnego. Pozostawiwszy puch pościeli, rozpoczął krzątaninę. Czy teczka powinna dotrzymać mu towarzystwa? Czy też winien jest swym zwyczajem napełnić jej wnętrze arkuszami papieru? Na boga! Przecież to elegancka uroczystość! A może... a może, by tak zabrać ją na wszelki wypadek i pozostawić w samochodzie lub na portierni? Ten przeklęty Uchiha z pewnością wykorzysta wszechobecny harmider, zażąda zdania relacji z udziału z pierwszej tego typu uroczystości, będzie domagał się, diabeł wie czego! I niech się domaga, niech plącze się w pajęczynie intryg, Tobirama zdołał już przywyknąć do wszechobecnych podstępów.

Ostatni łyk kawy, nim nałoży na siebie koszulę. Zapasowa czeka już w ciemnym futerale, niemalże gotowa do wyjścia. Wypastowane buty również oczekują jego przybycia. Mężczyzna tymczasem staje przed lustrem. Ruchami wyzbytymi gracji zapina srebrne spinki w mankietach białej koszuli. Nakłada ciemną marynarkę. Poprawia krawat. Strzepuje niewidzialne pyłki z fałd materiału. Efekt jest satysfakcjonujący.



~*❤*~



Dlaczego miałby zezwolić, by Uchiha odbierał mu niepostrzeżenie liche drgania zegara, świadczące o wymykaniu się kolejnych minut bankietu? Otóż nie musiał godzić się na tego typu zagrywki. Wiedziony rozsądkiem przybył przed czasem. Sala zwana kolumnowym rajem gotowa była witać gości mnogością kwiecistych ornamentów. Jasne, marmurowe kolumny osaczone drobnymi kwiatami, pięły się ku witrażowej rotundzie. Zerkające słońce zdobiło sale milionem ciepłych, pastelowych barw.

Mężczyzna odrywa się od jednej z kolumn, widząc ekipę cateringową prowadzącą złote wózki przepełnione zastawą.

- Przepraszam...

Czy znajdzie tu odpowiedniejszych ludzi, którzy udzielą mu kluczowych informacji i których przychylność zezwoli mu nie troszczyć się o bukiet [nazwa kwiatów].



~*❤*~



Chaos i rozgarbiarz. Tysiące kroków, szmerów, pomruków, gwizdy, pisk opon, wybuchy śmiechu, tłumione oklaski, przeplatające się melodie telefonów.

- Poczekaj, wyjdę po ciebie.

- Cóż za obrzydliwe buty, jak ona mogła wybrać coś tak paskudnego.

- E? Nie miałem pojęcia, że tak powinno być.

Strzępy rozmów, klakson, krzyki kobiet i seria wyzwisk.

W głowach wszystkich wtórują myśli finiszu. Serca tłoczą krew z pragnieniem ogłoszenia sukcesu. Oszem sprzedaż ruszy wraz z nastaniem kolejnego poranka, dziś jednak każdy jest pewien, że nie otrzyma żadnego alarmowego telefonu. Każdy egzemplarz znalazł swe miejsce na sklepowych półkach, odpowiednio wybrane, zyskały własne mniej lub bardziej pompatyczne wystawy.

Dziennikarze niby sępy żądni nowych donosów żerują pośród przybywających gości. Pobliscy mieszkańcy oraz ciekawscy gapi odkładają na bok szereg obowiązków, by choć na moment odczuć szereg cudzych emocji.

Szkarłat, biel, złoto, purpura, czerń, grafit, szarość i wszelkie odcienie pudrowego różu przeplatają się wzdłuż i szerz sali.

Jego wzrok nieustępliwie domaga się jednego widoku. Nic tak nie porywa jego serca i umysłu, jak monumentalny rozmach doskonałości jej aury. W końcu wychwytuje w tłumie niepewne spojrzenie, z wolna lustrujące sale za wachlarza ciemnych rzęs. Usta wyraźnie podkreślone [kolor] szminką układają się w wyraz zdumienia. Jakieś kobiety śmią robić sobie przystanek na linii jego wzroku. Chwile później otacza je wianuszek marnych adoratorów i kiczowaty, ulotny kupidyn zasłania swymi skrzydłami wizerunek ukochanej.

Parę chwil później dostrzega ją w towarzystwie Madary. Widzi, jak rozmowa staje się coraz to gwałtowniejszą wymianą zdań, jak narastają gesty, jak drobne dłonie zaciskają się w piąstki. Jest blisko, bliżej, jeszcze parę kroków nim położy dłoń na jej ramieniu, dając znać, że jest tu dla niej. Już, już i... inna męska dłoń uprzedza go.

Akio stoi, dumnie, zuchwale wpatrując się w ciemne oczy Uchihy. Redaktor naczelny marszczy brwi. Senju nie jest zdolny ocenić, w czym właściwie przeszkodził, nieproszony gość, wie że musi interweniować.

- [Imię], niezmiernie cieszę się na twój widok – głowa opada lekko na znak powitania. Słodkie usta witają go delikatnym uśmiechem.



~*❤*~



- Powinieneś nabrać doświadczenia — usta Madary z niemalże z doskonałą dykcją wyrzucają kolejne dobre rady, a właściwie dobrze nasączone kąśliwym jadem słowa — Każda okazja jest odpowiednia, by szukać wniosków i wskazówek. A dziś kto wie — prycha z typową dla świata pogardą — może ktoś inny niż ja okaże ci dostatecznie dużo łaski, by podzielić się kilkoma radami.

Uchiha milknie. Gwar sali powoli zdaje się mu wtórować. Ktoś uderza opuszkami palców w wysoko ustawiony mikrofon. Tysiące spojrzeń skupia się na sylwetce eleganckiego staruszka. Kenji Shoto, prezes Wydawnictwa Konoha rozpoczyna swą przemowę, równocześnie otwierając uroczystość.

Mężczyzna kończy, oddając głos kolejnym. Reprezentanci odmiennych działów wymieniają się wyćwiczonymi grzecznościami oraz wytrenowanymi uśmiechami. Oklaski brzmią niby ponownie odtwarzane nagranie. 



~*❤*~



Piękni, wyselekcjonowani kelnerzy wirują wśród niesymetrycznie rozstawionych gości, zezwalając im kolejne srebrne tace. Kiwają między sobą, informując się wzajemnie, że oto ostatnie kieliszki zostały rozdane. Jeden z nich delikatnie odchrząka, stojąc w pobliżu czcigodnego prezesa, który raz jeszcze otwiera uroczystość.

Uchiha zdołał zniknąć w tłumie tuż po wygłoszonym monologu i podziękowaniach, które gdyby mógł, zarezerwowałby jedynie dla młodszego braciszka.

Ktoś trąca go w bok.

- Nie mów, że jesteś sam. Myślałem, że wpadniesz z tą miłą dziewczyną - obok niego stoi zdecydowanie niższy mężczyzna. Jego krótkie, tłuściutkie paluszki oplatają niewielkich rozmiarów spodek mochi.

- Niestety, ale ta miła pani jest narzeczoną mojego brata - mimowolnie uśmiechnął się na myśl o Mito - choć wiem, że gdybym ją zaprosił nie odmówiłaby. Niestety zdołała znaleźć lepsze towarzystwo. Daichi - Tobirama odwraca się w kierunku rozmówcy - właściwie, który raz bierzesz udział w czymś takim?

- Zdaje się, że piąty. Można przywyknąć.

- Przywyknąć?

-Hmm... właściwie te imprezy niczym się nie różnią, czasami mam wrażenie, że ci faceci nie silą się nawet na stworzenie nowych pogadanek



~*❤*~



Statuetki oraz kwiaty zostały wręczone. Wyróżnieni, docenieni, nowi, szanowani i uznawani artyści zdawali się, być jedyną grupą wyrażającą szczerość swego szczęścia.

Dane mu było zamienić z [Imię] zaledwie parę słów, gdyż kobieta co rusz układała usta w dziękczynnym uśmiechu.

Tuż u jej boku znajdował się Akio. Wzniosły, wyidealizowany blondyn z równie idealnym uśmiechem odbierał kwiaty od młodej pisarki, stawiając za punkt honoru zapewnienie kobiecie poczucia komfortu. Mężczyzna ten ginął raz na raz w tłumie, zapewniając tym samym miejsce na kolejne bukiety wszelakich kwiatów, które ponownie starannie wynosił w znanym tylko sobie kierunku. Kiedy Akio wykonywał kolejny kurs, na jego linii pojawił się nowy, niespodziewany przystanek. Rubaszny towarzyszy Tobiramy właśnie zdołał pochwycić w swe serdelkowe paluszki kolejne dania, jednakże ich liczba świadczyła o tym, że Daichi z pewnością odnalazł pozostałych towarzyszy niedoli i dobrodusznie postanowił, uraczyć ich sprawdzonymi pysznościami.

- Cholera, by cię!

Pąsowa smuga soczyście odznaczała się na tle białej koszuli prawnika.

Jeśli Senju kiedykolwiek przeklinał w duchu na niezdarność Daichiego, właśnie składał jej hołdy.

- Proszę o wybaczenie! Przysięgam, że pana nie zauważyłem! Najmocniej przepraszam!

- Przestań tak tym wymachiwać nim narobisz więcej szkód!

- Przepraszam!



~*❤*~



- ... rozumiem. Brzmi intrygująco.

- Cieszę się, że ci się podoba. Tak miło mi się z tobą pracowało, a teraz kiedy się trochę poznaliśmy jestem pewna, że będzie nam to wychodziło jeszcze lepiej.

- [Imię i Nazwisko] wiem, że przyjęłaś dziś liczne gratulację, ale proszę przyjmij również moje.

Róże w kolorze śniegu kontrastowały z ciemną marynarką Uchihy.




~*❤*~



Telefon zadzwonił punktualnie o 18.30. 

- Halo? Oh, ależ tam głośno! Pewnie świetnie się bawisz. Podoba ci się? Oi! Nie zapomnij zabrać czegoś pysznego na później, chętnie zjem, kiedy będę już w domu. To krótki lot, sam dojazd na lotnisko jest bardziej męczący. Świetna piosenka! Powinienem być za półtoragodzinny. Oh, muszę iść, zdaje się, że wszyscy czekają na mnie. Do zobaczenia!

Hashirama w typowy dla siebie sposób, czyli nie zezwalając na szybkie dojście do głosu rozmówcy, obwieścił swemu młodszemu braciszkowi, że już wkrótce się zobaczą.

Madara wydawał się błogo porażony tym krótkim, aczkolwiek jasnym komunikatem. Oczywiście utrzymywał kontakt ze starszym Senju i doskonale zdawał sobie sprawę z daty powrotu przyjaciela, wolał jednak mieć w swym poukładanym życiu gwarancje pewności, a ta zanikała, gdy w grę wchodził Hashirama i jego zmienność planów.

- Madara Uchiha! Czy zechce pan wypowiedzieć się w kwestii dzisiejszego spotkania? Czy pana romans z tu obecną debiutantką miał wpływ na jej karierę? Czy?

- Yumiko, wystarczy.


~*❤*~



Ten stukot obcasów zdawał się być wyjątkowy. Wyjątkowy do tego stopnia, że Tobirama bez problemu wiedział, że [Imię] przemknęła niezwuważona tuż obok jego. Kiedy jego wzrok wychwycił jej [kolor] suknię, u jej boku znajdował się już Akio wraz, z którym opuściła salę. 

- Madara! - położył dłoń na ramieniu przełożonego. Uchiha zdawał się również wychwycić obraz oddalającej się dwójki - muszę odebrać Hashirame, za chwile przyznają ostatnie nagrody, powinienem odebrać ją w imieniu [Imię], ale nie zdążę.

Tyle wystarczyło, by łakome ego Uchihy rozpostarło przed nim wizję indywidualnego wręczenia nagrody.

- Oboje wiemy, że lepiej będzie jeśli ja będę reprezentował [Imię]



~*❤*~



Upewniwszy się, że Uchiha pozostał na miejscu mężczyzna wykonał telefon.

- Mito, możesz już jechać.



~*❤*~



Tobirama Senju z niebywałą łatwością zdołał przewidzieć, iż młoda artystka będzie starała się opuścić przesadzony bankiet z nadejściem odpowiedniej chwili. Urażona szybkimi zniewagami, których źródło stanowiła niebywała chciwość Uchichy przybliżyła, jedynie moment wyjścia. Za sprawą Mito, znalazł odpowiednie rozwiązanie problematycznej daty, splatającej firmową uroczystość z powrotem Hashiramy.

Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że sam Uchciha, także zechce podążyć za [Nazwisko] w celu wybielenia swojej osoby, toteż dowiedziawszy się, że statuetka powinna być odebrana, jeśli nie przez autora, to osobę z nim pracują. Tu łatwo mógł obstawić, że gdyby sam nie zaproponował Madarze, aby to on pełnił honory, Uchiha sam wyznaczyłby się, jako jedyną godną osobę.

Niestety. Jedynym niemożliwym do rozszyfrowania elementem całej tej sytuacji był Akio.

Jeszcze tylko wdech i będzie gotów zapukać do drzwi mieszkania. Jeszcze tylko upewni się, że ma fasadach ubrań nie zalega żadna zbędna plama, ani okruch. Jeszcze tylko upewni się, że ktokolwiek znajduje się w środku.

Pewne, donośne uderzenia. Raz, dwa, trzy. I jeszcze raz.

Szmer.

- [Imię], poświęć mi proszę chwile. Nie zdążyłem ci pogratulować.

Kolejne wyraźniejsze szmery, zdawały się stawać głośniejsze. Aż był zdolny rozpoznawać wykonywane czynności. Kobieta musiała dopiero co zdjąć [kolor] szpilki, które odrzuciła w kąt. Przesunęła coś nogą, najpewniej torebkę. Tobirama mógł przysiąc, że kilkukrotnie pociągnęła nosem, nim zdecydowała się uchylić drzwi.

- Nie musiałeś się fatygować aż tutaj — mówi nie podnoszą wzroku znad czubków jego butów — mogłeś zadzwonić albo poczekać z tym do następnego razu.

Kobieta wpuszcza go do środka, gdzie barwne kwiaty roszczą sobie prawo do odbierania przestrzeni osobistej.

- [Imię], przyjmij proszę moje najszczersze gratulacje. Jestem pełen podziwu dla twoich prac. Życzę ci dalszych sukcesów.

Sam nie był wstanie zauważyć, kiedy jego ciało pochyliło się nad kobiecą postacią, kiedy wolna dłoń objęła te wątłą istotę. Wzrok przez chwile tonął w odmętach [kolor] kwiatów. Przymknął powieki, by chłonąć w pełnym wyciszeniu te chwilę. 

- Dziękuję, to najpiękniejsze słowa, jakie dziś usłyszałam — mówi, zaciskając palce na wysokości przedramion.

- Wiem, że mogłem wstrzymać się z gratulacjami, ale widzisz [Imię], kiedyś nauczyłem się, że nie warto czekać na odpowiednie momenty, należy je stwarzać samemu — przerywa swą rozkosz. - Wiesz, obserwowałem, kiedyś pewną dziewczynę. Wydawała mi się wyjątkowa pod każdym względem. Widywałem ją w szkole. Najchętniej i najczęściej przyglądałem się jej w bibliotece. Kochała czytać, tak jak ja... i chyba to sprawiło, że imponowała mi, tak bardzo. Obserwowałem, jak delikatny uśmiech wkradł się na usta młodej dziewczyny. Jasne, malinowe wargi idealnie komponowały się z perlistą cerą, na której gdzieniegdzie można było zauważyć malutkie zbiory piegów. Miała zaskakujące włosy, brązowe, a miejscami rudawe. Nigdy nie miałem pewności, jakiego koloru były dokładnie. Czasem zdawały się soczyście brązowe, innym razem mógłbym przysiąc, że dziewczyna jest ruda, ale po godzinie musiałbym zarzec, że jest jasną brunetką. Nie wiem, ile poświęciłem czasu na zwykłe obserwacje, ale w końcu nastał dzień, w którym miałem wyznać jej co czuję. Była wtedy z przyjaciółką. Oddaliła się od niej na chwilę. Wyprostowała się i gdy już miała się obrócić, by zniknąć wśród regałów szkolnej biblioteki, podniosła wzrok. Moje oczy napotkały się z jej [kolor] tęczówkami, które chwilę później zniknęły za zasłoną rzęs. Uśmiechnęła się. Ona uśmiechnęła się do mnie. To trwało parę sekund, ale trwało. W końcu odwróciła się i ruszyła w stronę półek. Chciałem za nią iść. Kiedy miałem, wykonać pierwszy krok poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Ktoś śmiał przeszkodzić mi w tak ważnym dniu. Usłyszałem pełne pogardy "Daj sobie. Będzie moja". Wiedziałem, kim była ta osoba. Mogłem zrobić cokolwiek, ale nie zrobiłem nic. Po prostu stałem i patrzyłem.

- To chyba głupie - odzywa się niepewnie - ale... ale zazdroszczę ci, że potrafiłeś wyciągnąć wnioski z takich sytuacji.

- [Imię], to ty byłaś tą dziewczyną. Byłaś dziewczyną, którą kochałem i którą wciąż kocham. Nie przyjechałem tu złożyć ci kolejnych gratulacji. Jestem tu, ponieważ, kiedy dowiedziałem się kim jesteś postanowiłem spełnić swój zamiar. Nawet jeśli odrzucisz wszystko, co usłyszałaś i zapragniesz wymienić naszą współprace zrozumiem to. Nie mogłem kolejny raz pozwolić sobie, na duszenie tych słów.

Wargi w kolorze [odcień] zaciskają się w cienką kreskę, powieki ściskają się ile sił, palce zaciskają się w piąstki gniotąc materiał [krój] sukni. 

- Tobirama - odzywa się po chwili, zapewne potrzebowała jej, by stłumić płacz - stałeś mi się najpiękniejszym natchnieniem



~*❤*~


KONIEC

Kochani!

Dziękuję najpiękniej, jak potrafię za przyjęcie tej historii. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro