❤ Szybciej, przed siebie! ❤

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Wzrok przekroczył linie rzeczywistości, zezwalając na brutalne zderzenie prawdy z domysłami, osnutymi książkowymi wzorcami.

Konkluzje osuwały się wzdłuż skreślonych dni kalendarza.

Odbierał dyplom, otoczony przez wyćwiczone uśmiechy i wyuczone aplauzy. Zebrał szereg istotnych dokumentów, opiewających jego zdolności. Zaświadczenia doskonałego ukończenia kursów oraz podziękowania za trud pracy w czasie warsztatów. Ostatecznie wszystkie spoczęły w oprawie skórzanej teczki. A gdy znalazła uznanie w oczach starszego brata, spoczęła w jednym z gabinetów dumnego wydawnictwa.

I już tylko błąd, niedociągnięcie, kaprys losu, ludzka niedbałość doprowadziły go w to przeklęte miejsce.

Niechęć zarzucała koszulę co ranek na jego ramiona i starannie wiązała krawat. Odraza rozbudzała goryczą kawy... lecz dziś... Dziś dziwna, dziecinna ekscytacja nawoływała go, wyglądając czy aby na pewno odrzucił, już puch pościeli. To ona przybierała go w dzienny strój i zezwoliła na słodycz poranka.

Wzrok śledził, jak w rytm melodii dziewięć i pół tygodnia wirują współpracownicy, którzy zamiast podążać za krokiem kochanek, pozwalali prowadzić się pracy. Papiery szeleściły podrywane z miejsca, przekładane, targane, segregowane. Faks niby metronom nadawał nowy rytm, nakładając się na melodię chaosu.

Trzy kroki w prawo i brunet uderzy głową w kant niedomkniętej szafki, przy której przed dwiema minutami ktoś głośno przeklinał. Obrócił się. Teraz brakuje dwóch ruchów, by zawartość kubka zabarwiła porzuconą na podłodze marynarkę. Do mężczyzny dołącza rubaszny pracownik, którego Senju może zaobserwować po raz pierwszy, wyzbytego szapańskiego nastroju. Obaj śledzą gesty wykonywane przez Izunę. Ten kończy po chwili rozmowę, przygląda się panoramie miasta, po czym spogląda na telefon, jakby analizując, ile chwil minie nim urządzenie rozbiję się o bruk, a może zdoła wgnieść się w dach niedbale zaparkowanej taksówki.

Telefon znów dzwoni.

Kroki na korytarzu świadczą o tym, że i Madara w pełni oddawał się obowiązkom.

Kolejny telefon.

- Wydawnictwo Konoha, Tobirama Senju, w czym mogę pomóc?





~*❤*~





Kwiaty. Czy te w żółtym odcieniu będą idealne? Czy żółć nie wiąże się z promieniami słońca? Czyż nie jest pełna nadziei? Nie, nie zdają się zbyt wyraziste. Te delikatne, drobne konwalie? Zbyt skromne jak na tak wielką uroczystość. Czy róże...?

Telefon rozbrzmiewa, właściwie zdaje się nie milknąć.

- Tak, słucham?

- Dodruk został przygotowany.

- Doskonale, jestem już w okolicy, powinienem być do dwudziestu minut.





~*❤*~



Faks, telefon, kawa, paraliż, laptop, służbowa wizyta w drukarni lub skontrolowanie miejsc, w których znalazł się nakład. Sterta naczyń zalegająca w zmywarce i piramida opróżnionych energetyków. Stos porzuconych, plastikowych opakowań – niektóre puste, inne wciąż pełne. Kobieta właśnie ocenia ich wartość, postanawia nie ryzykować zdrowia Tobiramy, pojemniki trafiają jeden po drugim w odmęt czarnej torby.

Otwiera okna, obiecuje sobie, że gdy tylko słońce przestanie razić, pozbędzie się smug. Kwiaty, trzeba podlać kwiaty, nim Hashirama zauważy, jak surowy w obyciu z nimi jest jego ukochany braciszek.

No dobrze, z bieżących rzeczy pozostał już tylko garnitur.

- Powinieneś odpocząć – wzrok Mito usiłuje nawiązać kontakt z siedzącym przy komputerze mężczyzną – Słyszysz mnie?

- A...

Kobieta wzdycha, kładąc dłonie na biodrach, przechyla głowę, jakby w ten sposób mogła lepiej przyjrzeć się gospodarzowi. Młodszy z braci był niezwykle sumienny, pracowity, dobitnie oddany swym obowiązkom, co można było zauważyć już na samym początku znajomości. Wiecznie pochłonięty lekturą lub zgłębianiem rozmaitych wiadomości ze świata, niechętnie oddawał się prozaicznym uciechom. Właściwie zarówno Hashirama, jak i Mito musieli stoczyć z nim najwyższej rangi debatę, w której zawierali szereg argumentów, by przekonać Tobiramę do chociaż jednego wspólnego wyjścia w tygodniu. Z czasem przywykł, godził się, stawiając jasne warunki swego uczestnictwa.

Potrzeba wywiązania się z obowiązków pozostała, martwiąc przy tym Mito. Stawką nie było już wspólne wyjście do kina, przechadzka alejkami parku, ani partyjka jakieś trywialnej karcianki. Oh nie. Tym razem kwestią sporną, o którą należało walczyć bardziej niż sam zainteresowany było jego zdrowie. Nawet jeśli kobiecie udało się zażegnać kryzys diety złożonej z szybkich, podgrzewanych dań i dopuścić dostęp świeżego powietrza do płuc Tobiramy, jego podkrążone oczy zdawały się krzyczeń, że organizm nie przyjmie już więcej kofeiny, że sen jest konieczny.

- Tobirama Senju!

- Odpocznę, kiedy to wszystko się skończy.

Tu nie mogło być miejsca na żadne argumenty. On musiał wykonać, co zostało mu powierzone. Ona wiedziała, że cykl pracy zakończy się dopiero z zakończeniem uroczystego bankiety.

Telefon zadzwonił na nowo, dając mu wytchnienie od niezrozumiałego poczucia winy. Hashirama zdawał kolejne relacje swego wyjazdu, zajmując przy tym Mito.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro