Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


***

Po raz kolejny zdumiewam się, gdy wyczuwam u siebie dziką furię i zazdrość. Haidy wygrywa walkę — o ile można tak nazwać, to co się między nami dzieje — mimo że to ja zazwyczaj jestem silniejszy. Dziewczyna z rozmysłem doprowadza do sytuacji, w której powinienem wybuchnąć, aby ją zatrzymać.

Postanawiam porozmawiać o wszystkim z Tiną, jedyną kobietą, prócz babci, której mogę zaufać w stu procentach.

Przez chwilę w zamiarze miałem powiedzieć o swoich uczuciach do Haidy mojemu bratu Aaronowi i przyjacielowi Kyleowi, ale gdy zadzwoniłem do nich, szykując się do naszego ulubionego pubu, dowiedziałem się, że tego wieczoru są zajęci.

Właśnie w tamtym momencie moja furia zaczęła sięgać zenitu.

Mój nastrój, sytuacja z Freyą i Haidy, wszystko szło na opak.

Spoglądam z ukosa na Tinę. W tej chwili nie miałbym nic przeciwko, gdyby przyjaciółka oszczędziła sobie tworzenie teatrzyku, jak to ma w zwyczaju. Wrę gniewem przez wzgląd na to, że Haidy dała mi jasny sygnał, że ktoś pojawił się w jej życiu. Ktoś, kto jest w stanie mi ją zabrać.

– Z pewnością pomyliłeś adresy – parska Tina.

Ignoruję trzaśnięcie mi drzwiami przed nosem, całkowicie zajęty wpatrywaniem się w przestrzeń lodowatym wzrokiem.

– Patrzcie co za niespodzianka. – Drzwi otwierają się z powrotem. – Wejdź. – Tina łapie mnie dłońmi za kołnierzyk koszuli i wciąga do środka. Jestem pewny, że gdyby nie mój ponury nastrój, zareagowałbym na takie czyny całkowicie inaczej. Może nawet bym się zaśmiał.

– Proszę, twoje ulubione czekoladki. – Wręczam kobiecie ekskluzywny podarunek w oryginalnej drewnianej skrzyneczce. Na samą myśl o aksamitnej, mlecznej belgijskiej czekoladzie, której delikatna słodycz idealnie komponuje się z różnymi nadzieniami, cieknie mi ślinka. Tina mruga szybko, jakby zobaczyła przed sobą jakiś cud i przechwytuje pudełko z moich rąk.

– Witajcie. – Otwiera słodkości. – Zaraz was zjem, tylko ja.

Przechodzimy długim korytarzem do eleganckiego salonu utrzymanego w białych i złotych barwach. Gosposia Tiny wychodzi naprzód i wita się ze mną. Od razu potem pyta, czy mam ochotę na coś do picia. Proszę więc o wodę. Muszę zebrać się na odwagę, by porozmawiać o Haidy z Tiną. To przecież zabawne, stresuję się jak głupi małolat.

Wypijam pierwszą szklankę jednym haustem. Gosposia napełnia ją od razu. Przymykam oczy.

– Co się dzieje z Haidy?

– Och, Danielku, niestety nie mogę ci pomóc. Wiem nie więcej niż ty – wzdycha. – Dlaczego ona cię tak interesuje?

Prawda jest taka, że jestem bardzo poruszony jej dzisiejszym odrzuceniem mnie, ale wolę to przemilczeć.

– W końcu nasi ojcowie są przyjaciółmi – mówię cicho, zastanawiając się, czy dobrze robię, tłumiąc w sobie wszystkie emocje. – Człowiek powierzył ją w nasze ręce.

– Mhm. – Przyjaciółka mruczy, jakby przeczuwała, że ściemniam.

– Właśnie dlatego – dodaję z frustracją. – Czuję się odpowiedzialny. Rozumiesz?

– Mhm – powtarza, kiwając głową z niedowierzaniem.

– I kiedy dziś powiedziała, że w jej życiu pojawił się ktoś nowy...

– Coś nieprawdopodobnego! Ktoś pojawił się w życiu Haidy. Wow

– Niczego Ci nie powiedziała?

– Nie. – Kręci oczami. – My mamy tylko służbowe relacje. Czemu tak cię wzięło, co?

– To naprawdę nie jest tak, jak myślisz. Wydaje mi się, że nie ma dużego doświadczenia, jeśli chodzi o związki. Tyle przynajmniej wywnioskowałem z naszych wspólnych rozmów.

Pewnie mnie teraz nienawidzi, myślę nagle, a świat przed oczami zaczyna nieprzyjemnie i niekontrolowanie się chwiać, jakbym starał się złapać równowagę, stojąc na huśtawce. Dopijam drugą szklankę wody, ale gdy gosposia biegnie sprawnie z dzbankiem, by zadbać o mój komfort, zatrzymuje ją gestem dłoni. Teraz najchętniej napiłbym się czegoś mocniejszego.

– Nie chcę, żeby cierpiała.

– Teraz to i ja zaczęłam się martwić. – Podchodzi do mnie i klepie w ramię. – Zły czas. Dziewczyna młoda, śliczna, i rzeczywiście trochę naiwna. Będę ją mieć na oku. Nie martw się. W razie czego będziemy się konsultować.

Jestem tchórzem, wszystkie uczucia do dziewczyny wciąż skrywam i mimo zapewnień Tiny, że będzie miała Haidy na oku i w razie potrzeby odwiedzie ją od złych decyzji, uczucie, że jestem na huśtawce, nie opuszcza mnie do końca.



***

Wracamy z Joeyem do domu około godziny dwudziestej trzeciej. Oboje nie wyglądamy na zmęczonych, wręcz przeciwnie, emanuje z nas jakaś dziwna energia. Postanawiam znaleźć jakiś film i poleżeć w łóżku, póki nie zasnę. W międzyczasie przeczytam też pewnie notatki przygotowane przez Caroline i będę dalej rozmyślać nad planem dotyczącym wzbudzenia zazdrości w Danielu. Samantha i Isobel zostały z towarzyszami na pogaduszkach, więc można powiedzieć, że mam prawie cały dom dla siebie, no może z wyjątkiem tego, że Sherlock nagminne próbuje wdrapać się na moje łóżko każdej nocy. Joey zazwyczaj zamyka się w swoim wynajmowanym pokoju i jest cichutko jak myszka, co mi absolutnie nie przeszkadza.

Wybór pada na jakiś horror z lat dziewięćdziesiątych. Mimo że panicznie się ich boję, lubię to uczucie, gdy podczas przerażającej sceny po moich plecach przechodzą ciarki. Rozsiadam się wygodnie na łóżku. Po lewej stronie, na małym stoliku, kładę gorącą czekoladę, a po prawej, zaraz obok ud, rozkładam notatki z wiedzą potrzebną mi na jutro do pracy.

Zwiększam głośność w laptopie i podkładam pod głowę miękką poduszkę, którą zabrałam ze sobą z Egham. Czuję się bezpieczniej, gdy mam ją przy sobie.

Nie mija więcej niż dziesięć minut, gdy słyszę delikatne pukanie do drzwi. Zatrzymuję film w momencie, gdy nie zdąża się nawet rozkręcić, poprawiam swoją pozycję, żeby nie wyglądać tak niedbale i zapraszam pukającego, krótkim i dość cichym „wejdź”.

Joey staje w drzwiach z dziwnym grymasem na ustach i trzyma ręce na biodrach. Podnoszę na niego wzrok bardziej i na mojej twarzy wita szeroki uśmiech. Zamykam laptopa i odkładam go na sam skraj łóżka, przesuwam się i klepię dłonią wolne miejsce obok mnie.

– Też nie możesz spać? – pytam, gdy siada przy mnie powoli.

– Myślę nad jutrzejszym dniem. Będziemy musieli być naprawdę przekonujący, żeby twoja miłość ci uwierzyła – mówi i przewraca oczami. Prycham.

– Myślisz, że jeden pocałunek wystarczy, by go przekonać?

Joey milknie i zaraz potem wybucha jakimś niezrozumiałym dla mnie śmiechem.

– Chcesz się ze mną namiętnie całować w miejscu pracy? Mój nowy szef mnie pobije – żartuje. Szturcham go w ramię i patrzę w jego zatroskane oczy.

– Nie powiedziałam, że namiętnie – szepczę i opuszczam wzrok w chwili, gdy jego uśmiech blednie. To niespotykany widok. Joey jest najbardziej uśmiechniętym człowiekiem, jakiegokolwiek widziałam w swoim życiu. Nawet optymistyczna Samantha mu nie dorównuje. – Chcesz obejrzeć ze mną film? – pytam, szybko zmieniając temat. Zrobiło się dziwnie, co zaczyna mnie stresować. Na moje policzki wpływają rumieńce. Chłopak robi nadąsaną minę i odsuwa się ode mnie na parę centymetrów.

– Haidy... – przełyka ślinę. – Skoro zaczęliśmy już ten temat, może warto go dokończyć? Musimy być przygotowani na jutrzejszy dzień, żeby przypadkiem się nie wydać. A później z przyjemnością obejrzę z tobą film, zgoda? – Brunet wyciąga do mnie dłoń, a ja po kilku sekundach wahania, ściskam ją. Kładę się na brzuchu, nie przemyślając tego, że jestem ubrana jedynie w koszulkę kupioną na dziale męskim. Lubię spać w wygodnych ciuchach. Uginam nogi w kolanach, unosząc stopy. Otwieram laptopa i przewijam film na początek. – Haidy, nie zapomniałem, najpierw rozmowa.

Wzdycham. Opieram głowę na złączonych dłoniach. Joey przybiera tę samą pozę.

– Dobrze. Wejdziesz do firmy, Aaron zapewne zaprowadzi cię do sali konferencyjnej, gdzie już będzie Daniel. Poznasz go. Wysoki, przystojny brunet, cholernie pewny siebie i patrzący tak, że uginają się kolana. – Rozmarzam się.

Joey chrząka.

– Mi kolana się raczej nie ugną.

– Tak, tak. – Pospiesznie kiwam głową.

– Mam od razu mówić, że cię znam?

– Nie, lepiej nie. – Przymykam oczy, by wyobrazić sobie tę scenkę. – Lepiej będzie, gdy wejdę tam z kawą i dam ci buziaka na powitanie. – Przygryzam wargę, gdy do mojego umysłu wdziera się widok zazdrosnego Daniela.

– Dobrze – wzdycha i przysuwa się do mnie. Patrzę na niego z ukosa. Nasze odkryte ręce stykają się ze sobą. – No co? Nie jestem fanem horrorów.

Chichoczę.

– Jak będziesz się bardzo bał, możesz się przytulać.

Joey uśmiecha się i już po pół godziny filmu, przytula się do mnie częściej, niż patrzy na ekran laptopa.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro