1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ariel prowadził samochód i popatrywał spod oka na siedzącą obok nastolatkę. Dziewczyna była strasznie spięta; gdy przypadkowo oparł dłoń o jej sztywną i zimną rękę, silnie drgnęła.
Pomyślał przez chwilę i pożegnał się z przewidywanymi rozkoszami tego weekendu. Ten wyjazd miał być prezentem dla siedzącej obok Kleo z okazji osiągnięcia pełnoletności a jednocześnie okazją dla niego, żeby wreszcie wprowadzić ją w bardziej zaawansowane praktyki erotyczne. Po dwóch latach bliskiej znajomości zamierzał skonsumować ten związek.

Do tej pory w sytuacjach intymnych przypominał sobie, że dziewczyna jest niepełnoletnia. Że jeszcze ma czas na "pierwszy raz". A teraz skończyła osiemnaście lat i mogła już w pełni stanowić o sobie. Rodzice Kleo już nie mogli powstrzymać ani jego ani jej. Dlatego ten weekend miał być przełamaniem dotychczasowych granic, wprowadzeniem jej w dorosłe życie.
Ale teraz, patrząc na nią, tak straszliwie spiętą uświadomił sobie, że dziewczyna nadal nie jest do tego gotowa. A on sam, planując weekendowe rozkosze, poczuł się trochę jak gwałciciel. I absolutnie mu się to nie podobało.
"Co się odwlecze... " - westchnął sentencjonalnie.

- Uspokój się, księżniczko - zaczął łagodnie. - Obiecuję, że w ten weekend nic się nie stanie.
Drgnęła i popatrzyła na niego wzrokiem, w którym dominowało zagubienie. Dlatego kontynuował:
- Nie jesteś jeszcze gotowa. Ten weekend ma być dla ciebie przyjemnością, nie wiązać się ze strachem.
- Ale umówiliśmy się... - próbowała tłumaczyć, choć jednocześnie nie potrafiła ukryć poczucia ulgi.
Uśmiechnął się ironicznie do własnych myśli.
"Upojny weekend właśnie poszedł się... bujać" - dokończył, żegnając się z nadziejami. No cóż, stać go na odrobinę altruizmu. Kiedyś to sobie odbije - obiecał sobie i swoim "klejnotom rodowym".

Kleo znów umilkła, teraz prawdopodobnie próbując się uspokoić. Patrzył na nią spod oka. Z biegiem czasu, w ostatnich trzech latach, ta mała stała mu się bliska. W różnorodny sposób. Jak dziecko, kochanka, obiekt obserwacji... Była dla niego wyzwaniem.
Na przestrzeni swojego czterdziestokilkuletniego życia zawsze szukał podniet, zarówno dla ciała jak i dla inteligentnego mózgu.

Skończył szkołę średnią jako laureat kilku olimpiad, na studia dostał się bez rekrutacji, w rekordowym czasie zrobił doktorat i habilitację oraz kilka świetnych, zagranicznych staży. Z uniwersytetu podkupiła go prężnie rozwijająca się niepubliczna Wyższa Szkoła Psychologiczna, oferując mu stanowisko dziekana i całkowitą swobodę kierowania wydziałem psychologii.
Jedną z jego pierwszych decyzji było uruchomienie kilku ciekawych studiów podyplomowych oraz szkoły psychoterapii, której jakość testował, będąc jednym z pierwszych słuchaczy. I otworzył własny gabinet.
Tej podniety starczyło mu na kilka lat.

Wykorzystując znajomości i pieniądze zarabiane na prywatnej praktyce, otworzył w porozumieniu z jednym z biznesmenów prywatną klinikę odwykowo- psychoterapeutyczną dla sławnych, bogatych i poszukujących dyskrecji.
Klinika "Ad astra" nie mieściła się w Warszawie ani obok, ale na uboczu - pod Ostrowią Mazowiecką, w lesie, gdzie poza nią nie było w pobliżu żadnych zabudowań. Celowo wybrał taką lokalizację; pacjenci mieli być odcięci od podniet i możliwości wielkiego miasta, żeby móc skupić się na sobie i swoich problemach. Miała być tylko klinika w środku lasu i dookoła nic więcej.

Partner biznesmen, który w zasadzie jedynie wyłożył pieniądze, wolał pozostać w cieniu. Dlatego twarzą kliniki stał się właśnie Ariel, psycholog - celebryta, szef zespołu terapeutów w klinice, "psychoterapeuta bogatych", jak go nazwały media.
To on decydował, kto zostanie przyjęty na leczenie do kliniki i jak długo w niej pozostanie. To on udzielał wywiadów, pisał książki, prowadził popularny program telewizyjny o psychologii. Miał swoją audycję w radio, gdzie nocami wysłuchiwał i rozwiązywał ludzkie problemy.
Wtedy pracował niezwykle ciężko, starając się zapracować własnym nazwiskiem na renomę kliniki. I udało mu się: klinika nie potrzebowała już reklamy; utytułowani, znani i bogaci pacjenci czekali do niej miesiącami a za możliwość terapii u niego płacili wygórowane stawki.

Wtedy przyszedł czas na zwolnienie tempa rozwoju i cieszenie się życiem. Był przystojny, inteligentny, bogaty i znany - czegóż więcej trzeba, aby spotykać na swojej drodze kobiety, które umilały mu czas? Spotykał je najczęściej podczas pracy zawodowej: dziennikarki, prezenterki, bizneswomen lub żony biznesmenów, panie ze środowiska naukowego (skrzywił się, gdy przyszedł mu na myśl feminatyw "naukowczynie") zajmujące się tworzeniem lub popularyzacją nauki. Kilkukrotnie wiązał się ze studentkami, aczkolwiek wtedy dbał o to, aby wiadomość o takiej relacji nie przedostała się do tzw. opinii publicznej. Spotykał się tylko z takimi, które również były zainteresowane utrzymywaniem relacji w ciszy i sekrecie. On miał z tego przyjemność, a one korzyści.

Z biegiem czasu jego upodobania wyewoluowały: lubił rządzić w relacji, dominować, uczyć partnerki nowych rzeczy i przekraczać ich granice. Oczywiście wszystko odbywało się za ich zgodą. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej.
W międzyczasie zaczął realizować projekt, którego powodzenie zależało od ścisłej tajemnicy.
Od dawna aktywnie korzystał z zasobów internetu, a teraz zaczął się anonimowo udzielać się na różnych forach, grupach, stronach z komentarzami. Szukał osób, które mogłyby mu nieświadomie posłużyć za obiekt badań nad tematem, który od dawna go fascynował: wpływu na ludzi. Temat w psychologii dogłębnie zbadany, opisany, ale nie przez niego.
Badań, jakie zamierzał przeprowadzić, nie zatwierdziłaby mu żadna komisja etyczna. A on nie miał zamiaru przestrzegać ograniczeń. 

Wyszukiwał w odmętach internetu samotne, nieszczęśliwe kobiety, niepewne siebie, mające poczucie niższości. Rozmawiał z nimi w grupach czy forach dyskusyjnych i za pomocą pisemnych perswazji wpływał na nie, przejmując kierowanie ich życiem.
Stopniowo doprowadzał do całkowitej dominacji nad tymi kobietami, wymuszając ich posłuszeństwo i bezapelacyjne oddanie. A kiedy już oddały mu rządy nad sobą, prowadził je w taki sposób, aby krok po kroku uwierzyły w swoją wartość, odkryły mocne strony i zasoby, przestały być samotne a zaczęły prowadzić szczęśliwe, udane życie. Popychał je i skłaniał do robienia rzeczy, o których same nie pomyślałyby albo nie miały odwagi, aby je zrobić.
Kończył znajomość wtedy, gdy widział efekty: zadowolone, odważne kobiety, które już go nie potrzebowały.

Najpierw zajmował się jedynie dorosłymi. Ale później postanowił sprawdzić, czy taki sam efekt osiągnie w kontaktach z młodzieżą.
Tak właśnie poznał swoje trzy podopieczne, z których pierwszą i najbliższą była mu Kleo. Dziewczynce, wtedy czternastolatce, zawalił się świat: musiała zmienić miejsce zamieszkania, zostawić przyjaciół i jechać do małego miasteczka na wschodzie kraju, gdzie nikt na nią nie czekał. I nikt nie pytał, czy chce to zrobić. Rodzina wyemigrowała z rodzinnego Lublina do tego małego miasteczka, bo ojczym Kleo, utrzymujący żonę i pasierbicę, dostał tu dobrą pracę. Żona nie protestowała a nastolatki nikt nie słuchał.

Dziewczynka była samotna i rozżalona. Poznał ją, omamił, przekonał, że jest wart zaufania. Wszystko to jedynie za pomocą wymieniania pisemnych wiadomości, najpierw na ogólnodostępnych, publicznych portalach a następnie w prywatnych rozmowach na messengerze.
Dopiero później przeniósł tę znajomość na zaszyfrowany komunikator, umożliwiający bezpieczne przekazy wideo.
Kleo była najmłodsza z jego dotychczasowych rozmowczyń. Była też jedyną, którą zdecydował się poznać w realnym świecie. Nie potrafił sobie tego odmówić, zbyt wiele przyjemności czerpał z kontaktów z nią.

Z czasem musiał dopuścić do osobistej znajomości jej szkolną przyjaciółkę, Darię i "trzecią muszkieterkę", Martę (historia została opisana w poprzednich tomach trylogii). Ale w zupełnie innym charakterze.
Kleo miała specjalny status wśród jego młodych podopiecznych. Stopniowo rozszerzał ich znajomość: od jednego spotkania po stałą, długotrwałą relację.
Wynajął mieszkanie w miejscowości obok jej miasteczka, żeby żeby ułatwić dziewczynie docieranie na wspólne schadzki. Kleo była niepełnoletnią uczennicą, dojazdy do Warszawy albo chociażby do jego kliniki z pewnością wywołałyby niechciane zainteresowanie mieszkańców Czarnego Boru, w którym mieszkała. Dzięki jego przezorności tylko wsiadała w pociąg, wysiadała na następnej stacji i już po chwili była w "ich" mieszkaniu.

Polubił ją. Była jedyną jego podopieczną, której nie złamał. Daria i Marta, jej przyjaciółki, silniejsze od niej, walczyły z nim i opierały się jego dominacji, dopóki nie wymusił na nich posłuszeństwa. Kleo była inna, delikatna; nie walczyła, więc nie stosował wobec niej brutalnych metod. A te, którymi operował, powodowały jej natychmiastowe posłuszeństwo, ale w sferze powierzchownej: Kleo przyjmowała karę (on to nazywał wyciąganiem konsekwencji), stawała się posłuszna, ale następnym razem znów robiła coś, co wykraczało poza definicję posłuszeństwa.
Przypominała mu wierzbę płaczącą - delikatną, pozornie łatwą do ułożenia, uginającą się pod jego karzącą dłonią, ale po jakimś czasie wracającą do stanu pierwotnego.

Podczas dwóch lat znajomości nauczył ją wielu umiejętności przydatnych każdej kobiecie: trzymania odpowiedniej postawy, zachowywania przy stole, prowadzenia talk smalku i bycia w towarzystwie. Kreował jej gust w kwestii noszonych ubrań. Kształtował jej światopogląd, wiedzę i umiejętność dyskutowania, rozmawiając z nią, każąc jej oglądać wybrane pozycje filmowe i czytać wskazane książki.
No i uczył ją seksu, wiedzy o tym, co sprawia przyjemność jej i może sprawić partnerowi.
"Ale z poszanowaniem jej młodego wieku" - westchnął. 

Kiedyś, kiedy Kleo dorośnie, będzie świadomą swoich potrzeb i zasobów kobietą, dobrą partnerką dla odpowiedniego mężczyzny. Będzie umiała odróżnić "męski odpad atomowy" od kogoś, kto ją doceni. Właściwy mężczyzna w przyszłości sprawi, że Kleo będzie miała dobre, udane życie.
Jednego w tej nauce nie tknął, zgodnie ze swoimi założeniami; Kleo dotąd była z medycznego punktu widzenia dziewicą. To było dość frustrujące dla niego, musiał się powstrzymywać w sytuacjach silnego podniecenia; ale miał silną wolę i zawsze szczycił się prymatem umysłu nad ciałem, więc radził sobie. 

Kleo dotąd była zbyt młoda i niewinna; kiedy ją poznał, miała niecałe piętnaście lat. Teraz była już prawnie dorosła, kilka dni temu stała się pełnoletnia i dzisiejszy wyjazd miał być dla niego nagrodą za jego tak długą powściągliwość. Miał też stanowić punkt wyjścia do bardziej zaawansowanych praktyk seksualnych, które planował z młodą podopieczną.
Dużo sobie obiecywał po tym kilkudniowym wyjeździe. Ale patrząc teraz na nią, taką przestraszoną i spiętą, wyglądającą jakby jechała na własną egzekucję, pomyślał, że nie bawi go wywieranie presji i przekonywanie do czegoś, do czego jeszcze nie jest gotowa.
"Stać mnie, żeby na nią poczekać" - pomyślał.
Dlatego przed chwilą zrobił to, co zrobił i ze zdziwieniem przyznał, że sprawiło mu to przyjemność.

***
Daria kończyła się przebierać na zapleczu. Chciała już wyjść z baru, zamknąć go i iść do domu.
- Hej skarbie, wszystko dobrze? - Tomek pojawił się w drzwiach.
- Tak, tylko jestem zmęczona - przyznała. - Miałam ciężki tydzień.
Zgodnie z radami Tomka ograniczyła pracę do dwóch dni w tygodniu, ale akurat te dwa ostatnie były ciężkie. A w dodatku w szkole miała sporo sprawdzianów, bo nauczyciele, przewidując rozprężenie przedferyjne, teraz właśnie postanowili sprawdzić wiedzę uczniów, żeby móc wystawić oceny na semestr.
Dlatego dużo pracowała, mało spała i była przemęczona.

Chłopak objął ją i przytulił. Położyła głowę na jego piersi i przez chwilę rozkoszowała się przyjemnością i poczuciem bezpieczeństwa:
- Dobrze mi - westchnęła. A on objął ją ściślej, jakby chciał odgrodzić od świata:
- Pamiętaj, skarbie. Nie musisz już walczyć samotnie ze światem. Masz mnie - szepnął, całując ją w czubek głowy.
Stali tak przez dłuższą chwilę, Daria ładując wewnętrzne baterie a Tomek ciesząc się jej zaufaniem.

Dopiero później oderwali się od siebie, zamknęli bar i zagłębili się w mroźny mrok styczniowej nocy.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem o tych nadchodzących imprezach - chłopak przerwał milczenie. - Jeśli i tak macie zamiar zrobić wspólną osiemnastkę, to po co robić konkurencyjną imprezę w Białym? I tak będziecie we trzy, to ja będę czwartym solenizantem, rok starszym. Zaproszę kilku fajnych, zaufanych kumpli z dziewczynami i pobawimy się razem. Co ty na to?
Przez chwilę milczała, trawiąc jego słowa. Przyszło jej do głowy, że chłopak chce się wycofać ze wspólnej imprezy, która jej kiedyś obiecał.

"Przemyślał wszystko i jednak nie zamierza zapoznać mnie ze  swoimi białostockimi przyjaciółmi. Myśli, że nie jestem go warta - dumała. - I ma rację. Gdzie mnie do niego". A głośno powiedziała:
- Jak uważasz. Możesz odwołać imprezę w Białymstoku i nie musisz wiązać się wspólną zabawą tutaj.
Ton jej głosu zabrzmiał tak smutno, że chłopak zatrzymał się, odwrócił ją do siebie i chwycił, patrząc przy tym uważnie w jej twarz:
- Co to miało być? Co sobie pomyślałaś?

Pod jego uważnym spojrzeniem pękły jej bariery ochronne i rozpłakała się. Chlipała żałośnie, wypłakując całe zmęczenie, rozgoryczenie jego słowami i tym, co wymyśliła na temat jego przekonań. Tomek pociągnął ją za sobą, schodząc z trasy, którą dotąd szli.
- Dokąd.... dokąd mnie prowadzisz? - wyszlochała.
- Do mnie. Musimy pogadać, raz a porządnie.
I więcej się nie odzywał, pozornie nie zwracając uwagi na jej szloch. Raz tylko podał jej chusteczkę, widząc, że ta, którą trzymała w ręku, jest już cała mokra.

Doszli do domu ciotki, w którym mieszkał. Wprowadził ją do swojego mieszkania na piętrze, pomógł jej się rozebrać z butów i kurtki i wskazał drzwi do salonu:
- Tam. - polecił.
A kiedy wsunęła się do pokoju i przysiadła nieśmiało na brzegu kanapy, usiadł obok, chwycił mocno jej dłonie i zmusił ją, żeby patrzyła na niego.
- A teraz mów - zażądał. - Wszystko, co ci leży na wątrobie. Jak na spowiedzi. Czemu tak zareagowałaś?

Już nie szlochała, choć nadal nie potrafiła zapanować nad łkaniem. Wzięła nerwowy wdech. Nie potrafiła patrzeć mu w oczy, więc przytuliła się do ciepłej piersi. Była tak strasznie zmęczona, że wszystkie bariery ochronne opadły:
- Rozumiem, że odwołujesz naszą wspólną imprezę urodzinową w Białymstoku. - zaczęła:

 - Rozumiem, dlaczego. Masz prawo tak czuć i nie musisz się krępować ani mną, ani tym, co pomyślę. Nie przejmuj się. Nie pomyślałeś o skutkach a teraz zmieniłeś zdanie. Rozumiem. Ale wiesz, co? Nie krępuj się mną i zrób imprezę dla przyjaciół sam, beze mnie. Oni są w twoim właściwym, prawdziwym życiu. Kiedyś do nich wrócisz. Może już niedługo. Ja jestem tu, w tym małym miasteczku. Wyjedziesz z niego i zapomnisz. - mówiła cicho, z trudem, ale z tych słów przebijała moc, szczerość i przekonanie.

- Dlaczego uważasz, że nie muszę się tobą przejmować? - zapytał spokojnie, ale Daria wyczuła nutę zniecierpliwienia.
- Bo jesteś kim jesteś, a ja.....
- A kim jestem? - ciągnął niby łagodnie. - I kim ty jesteś?
- Jesteś bogatym, przystojnym chłopakiem, który ma powodzenie i który może mieć każdą dziewczynę. Masz kumpli takich jak ty, bogatych i z bogatych domów. Nic dziwnego, że nie chcesz im pokazywać mnie, siostry kryminalisty, córki sprzątaczki, którą stać tylko na mieszkanie w hotelu pracowniczym. To zupełnie inne światy. - tłumaczyła, choć każde wypowiedziane słowo odczuwała boleśnie, jakby sama wbijała nóż w swoje serce.

- Długo nad tym myślałaś? - jego głos nadal wydawał się łagodny.
- Zawsze tak uważałam - przyznała. - A dziś, jak to powiedziałeś ... Nie chcę, żebyś czuł się do czegokolwiek zmuszony. Ja i tak jestem ci wdzięczna za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. I nigdy ci tego nie zapomnę. A pieniądze za obóz....

Nie dokończyła, bo w tym momencie podniósł jej twarz, przygniótł usta swoimi wargami i wycisnął pocałunek: silny, zaborczy i nawet trochę bolesny. Nie potrafiła się odsunąć, więc tylko poddawała się sile pieszczoty. Rozchyliła wargi, bo jego twardy język na nie napierał. A wtedy wtargnął gwałtownie do wnętrza, penetrował, szukał, zachowywał się jak zdobywca. Oszołomionej Darii zabrakło energii, mogła się tylko podporządkować.

Kiedy skończył, popatrzył na nią gniewnie:
- Jeśli jeszcze raz wspomnisz o tych cholernych pieniądzach, to odbiorę je sobie w naturze.
Miał na myśli dwa tysiące, które kiedyś jej pożyczył, żeby mogła pojechać z nim w wakacje na obóz żeglarski.
Jego głos brzmiał chrapliwie i groźnie, ale dziewczyna nie potrafiła się przestraszyć. Tomek, jakiego znała, troskliwy i opiekuńczy, z pewnością nie zrobiłby jej krzywdy. Uśmiechnęła się niepewnie, drżąc z emocji po niedawnym doświadczeniu:
- Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. - przyznała:
- Ale sam wiesz...

Tym enigmatycznym zdaniem chciała podsumować to, co zostało przywołane wcześniej. To, co powiedziała o sobie, było prawdą. Matka nie mogąc poradzić sobie z małomiasteczkową opinią publiczną, po aresztowaniu syna uciekła z nią z Piotrkowa do Czarnego Boru, gdzie brat zaoferował jej pomoc w znalezieniu pracy w dużych zakładach. Zatrudniła się jako sprzątaczka i otrzymała mieszkanie w hotelu pracowniczym na preferencyjnych warunkach. Zarabiała tylko tyle, że starczało na skromne utrzymanie ich obu. Daria, chcąc czasem sobie coś kupić albo pojechać na szkolną wycieczkę, musiała sama na to zarobić. Dlatego od półtora roku popołudniami i w weekendy pracowała w barze.

Tomek zaś był z rodziny bardzo dobrze sytuowanej. Po kłopotach, jakie miał z prawem i w szkole, rodzice wysłali go do ciotki, właśnie do Czarnego Boru, żeby odseparować go od środowiska, w jakim się dotąd obracał.
Tomek, trochę w poszukiwaniu własnego ja, trochę w buncie przeciwko robiącym karierę rodzicom, a trochę z poczucia niezależności podjął pracę w tym samym barze, co Daria. Zaprzyjaźnili się. Chłopaka chwyciła za serce dzielność nowej przyjaciółki, tak inna od tego, co prezentowały jego dotychczasowe znajome z białostockich, "bananowych" kręgów.
Darii nie interesowało, kim on jest i co posiada. Lubiła go dla niego samego.

Teraz jednak był zły. Nie lubił, kiedy Daria sama umniejszała swoją wartość:
- Tak, sam wiem. - westchnął. - Wszyscy moi znajomi mogą ci co najwyżej buty czyścić. Jesteś niesamowita: silna, dzielna i odważna. I moja...
Znów ją trzymał w ramionach, znów wyciskał namiętne pocałunki, znów słuchał jej westchnień i czuł na karku jej dłonie.
Z trudem odsunął ją na odległość przedramion. Patrzył na zarumienione policzki, lekko napuchnięte wargi, lśniące emocjami oczy:
- Zostań ze mną - poprosił. - Nie zrobię niczego, czego byśmy żałowali. Nawet nie będziemy dzielić tego samego łóżka. Ale zostań u mnie dziś w nocy....
Daria, jak w transie, kiwnęła głową. A on uśmiechnął się od ucha do ucha i znów ją przytulił.

***
- Jak to: u niego? Całą noc?! - Marta mimowolnie podniosła głos.
Daria rozejrzała się po korytarzu:
- Może jeszcze głośniej - zaproponowała z przekąsem. - Jeszcze nie wszyscy słyszeli...
Uśmiechnęły się do siebie. Marta patrzyła na nią jak na jakiś egzotyczny okaz:
- No i co? Opowiadaj, jak było - zażądała.
- Nic nie było - uśmiechnęła się Daria. - I zarazem wszystko....
- No, teraz toś mi wszystko opowiedziała - skrzywiła się Marta.

- No co? Najpierw się przytulaliśmy, a później dostałam całusa w nos i Tomek poszedł spać do salonu. Powiedział, że nie może być ze mną w sypialni bo nie gwarantuje mi, że mnie nie tknie. A nie chciałby przymuszać mnie do czegokolwiek. - tłumaczyła Daria:
- Rano zrobił śniadanie, zjedliśmy i przyszliśmy do szkoły. Widzisz, że mam na sobie te same ciuchy.
Marta kiwnęła głową, przyjmując do wiadomości. Może nawet popatrzyła na przyjaciółkę z nowym zainteresowaniem.

Z mamą po południu tak łatwo nie poszło. Kiedy Daria wróciła po szkole do domu, rodzicielka od razu zaczęła jej robić wyrzuty:
- Jak mogłaś mi to zrobić! Córeczko, martwiłam się o ciebie. Mogłaś zrobić największe głupstwo w życiu... Co ten chłopak o tobie pomyśli? A jego ciocia? Jak będzie się odnosiła do ciebie, jeśli wie, że spędzasz noce u chłopaka?

Płakała i wyrzucała z siebie zarzuty. Daria poczuła się zmęczona:
- Mamo, mam dużo lekcji. A wieczorem umówiłam się z dziewczynami.
- No właśnie, ciągle latasz, jak nie z dziewczynami to z tym chłopakiem, nie dbasz o swoją opinię - matka nie przestawała:
- A opinia dla dziewczyny to najważniejsza rzecz.

- Jak możesz tak mówić? - zaperzyła się Daria. - Pracuję ciężko, żeby było nas stać na różne ekstrasy, chodzę do wymagającego liceum, uczę się z kolegą, żebyśmy nie musiały wydawać kasy na korepetycje. I ty mi mówisz, że nie dbam o opinię? Wiesz, jaka się czasami czuję zmęczona? Jak chętnie zamieniłabym się z kimś, kto ma normalną rodzinę z dobrymi dochodami i może sobie pozwolić na wyjazd w wakacje czy wycieczkę szkolną? Kto mieszka w normalnym domu a nie w tej norze, do której wstyd kogokolwiek zaprosić?

To było mocne. Matka zamilkła i zbladła, a na jej policzkach wykwitły czerwone plamy. Podniosła rękę do twarzy a jej oczy zalśniły łzami.
Poszła do kuchni. Starała się obierać ziemniaki, ale ręce jej drżały.
Daria poczuła się źle. Wszystko, co powiedziała, było prawdą. Ale mama nie zasłużyła na taką przykrość.

Daria wiedziała, że mama zaszła w ciążę jako młoda dziewczyna, młodsza niż ona teraz. Że musiała rzucić szkołę a w wieku siedemnastu lat miała już dziecko i pracowała ciężko, żeby je utrzymać. Że kolejne lata wyznaczały jej poronienia spowodowane ciężką pracą oraz małżeństwo z alkoholikiem i przemocowcem, który w końcu zostawił ją z dwójką dzieci i bez grosza przy duszy. I że mama robiła, co mogła, żeby zapewnić Darii i jej bratu najlepszy dom, jaki potrafiła.

- Mamuś - dziewczyna podeszła do mamy i objęła ją:
- Przepraszam. Jestem wdzięczna za wszystko, co dla mnie robisz, co robiłaś dla nas obojga. Wiem, że było ci ciężko. I że nie zasłużyłaś na takie życie.
Matka wysunęła się z jej objęć. Milczała.
- Mamuś, ja cię kocham i naprawdę doceniam wszystko, co mi zapewniłaś. Zrobiłaś, co mogłaś. Teraz moja kolej, zrobić wszystko, co mogę dla swojej przyszłości. I twojej też.

Mówiła powoli, miękko, cicho. Matka popatrzyła na nią:
- Widzisz, córciu - zaczęła. - Było nam trudno i nadal jest. Jesteś cudowna, silna i mądra i świetnie sobie radzisz. Ja wiem, że nie powinnaś mieć takich problemów. Że powinnaś tylko się uczyć, bawić i rozwijać. Ale nie mogę ci tego zapewnić. Jedyne, co mogę, to dać ci jaki - taki dom i minimalne utrzymanie. I dobre rady, wynikające z mojego doświadczenia i błędów, jakie popełniłam. Uwierz mi, córciu, że dobra opinia jest czymś podstawowym. Jeśli ludzie będą cię postrzegać jako dobrą, pracowitą, porządną i uczciwą, będzie ci łatwiej w życiu. Ale jeśli pójdziesz na skróty, tak jak twój brat, zmarnujesz swój potencjał. Nie masz bogatej i ustosunkowanej rodziny, mieszkania, dużego konta w banku. Masz tylko mnie i swoją opinię. Nie zmarnuj tego...
Przytuliły się obie, cichutko popłakując i tak trwały przez dłuższą chwilę w milczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro