31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W urodzinowy poranek Marta została obudzona czułym pocałunkiem:
- Martuś, skarbie, obudź się, proszę..
- MMM... - przeciągnęła się. - Jeszcze chwilkę....
- Nie chwilkę, bo mi te zołzy żyć nie dadzą.... - usłyszała spokojną rezygnację w jego głosie.

Zaintrygowało ją na tyle, że otworzyła oczy i rozejrzała się. Radek siedział obok z laptopem na kolanach. Odwrócił go ekranem do niej. Na ekranie, w poszczególnych okienkach, były dziewczyny: Daria w pokoju hotelowym a Kleo na leżaku, chyba na plaży. Obie uśmiechnęły się na jej widok:
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam.... - zaśpiewały.
Choć starały się równo trzymać rytm, to jednak wspólne śpiewanie, będąc w różnych miejscach, wymaga większego wysiłku wykonawców.

"Słuchaczy też" - pomyślała z humorem, gdy słuchała rozjeżdżającej się melodycznie i rytmicznie piosenki, śpiewanej w dwóch różnych tonacjach.
Ale była wzruszona. Nie przeszkadzał jej niezbyt zgrany duet ani nitki fałszu, które często wplatały się w melodię.
Najważniejsze dla niej było, że dziewczyny pamiętały o niej, będąc w zupełnie innych miejscach: Daria w Londynie a Kleo na Wyspach Kanaryjskich.

- Sto lat, stara! Przepraszam, że cię obudziłyśmy, ale chciałyśmy być pierwsze! - śmiała się Daria.
- Choćby z daleka - dopowiedziała Kleo.
- Odległość nie zaszkodzi prawdziwej przyjaźni. - to znów Daria.
Marta czuła się szczęśliwa:
- No, baby, aleście mi zrobiły niespodziankę. - przyznała że wzruszeniem. - I to tak z samego rana....

- Rozmawiałybyśmy wcześniej, tylko ten Cerber obok ciebie bronił cię własną piersią: nie i nie. - sparodiowała Daria.
- Ten Cerber pilnuje, żeby jubilatka się wyspała, bo mamy plany - odparł żartobliwie Radek.
Dziewczyny przez chwilę jeszcze rozmawiały: śmiały się, opowiadały wrażenia.

- Pięknie wyglądasz, Kleo - podziwiała Marta. - Zupełnie jak rasowa turystka. Podobają ci się Kanary?
- Jest cudnie - westchnęła Kleo. - Ariel obiecał, że pokaże mi świat i to właśnie robi. Pogadamy, jak się spotkamy.
- I wreszcie wypijemy legalnie - dodała Daria. - Do tej pory piłyśmy z małolatą. - uśmiechnęła się do Marty.
- Legalnie to wypijemy, jak małe przyjdzie na świat - odparowała Marta. - Wiesz, że prawie wychowałam dwóch braci, zgłaszam się do pomocy przy maleństwie.

Jeszcze przez chwilę śmiały się, zwierzały, opowiadały wrażenia. Radek wyszedł z pokoju, żeby dać Marcie trochę prywatności.
Zrobił kawę i dokończył przygotowywanie śniadania, więc kiedy Marta wyłoniła się z pokoju, wszystko na nią czekało: uroczyście nakryty stół, na nim piękny bukiet kwiatów, ślicznie zapakowane pudełeczko obok talerza i jakaś gruba koperta, przewiązana ozdobną, szeroką, złotą wstążeczką.

- Siadaj, Martuś - Radek wskazał jej nakrycie. - Musisz zjeść porządne śniadanie, bo mamy plany.
- Jakie plany? - zdziwiła się. Przez ostatnie kilka dni chłopak robił tajemnicze miny, kiedy któreś z nich wspominało o jej urodzinach. - Co to? - wskazała pudełeczko i kopertę.
- Twój prezent - odparł krótko. - Ale najpierw zjedz.

Ciekawość ją rozsadzała, najchętniej sięgnęłaby od razu po pakuneczki. Ale w Radku obudził się sadysta. Dokładał jej naleśników, które przedtem pracowicie smarował dżemem jabłkowym, syropem klonowym, bitą śmietaną i nutellą; przyniósł kawę; troskliwie rozpytywał, jak się bawią dziewczyny za granicą; na koniec zapytał:
- Nie zazdrościsz im? Nie chciałabyś też gdzieś wyjechać?
- Oczywiście, że zazdroszczę - odparła.

Zrobiło jej się smutno. Radek swoim pytaniem pokazał, jak bardzo nadal jej nie rozumie. Wielokrotnie rozmawiali, że Marta, kiedy podejmie pracę, będzie chciała zobaczyć kawałek świata. Na początek tego najbliższego, w sąsiednich krajach Europy. A później dalej. Tak sobie planowała i już nie mogła się doczekać. Ale te plany musiały zostać odwleczone, dopóki nie zaoszczędzi odpowiedniej kwoty. Radek tego nie rozumiał, dla niego cały świat stał otworem. W takich właśnie sytuacjach ujawniały się różnice pomiędzy nimi: córki samotnej matki, kasjerki w markecie i jego, czołowego aktora młodego pokolenia, należącego do sławnych i bogatych.
- I może kiedyś wyjadę. - odparła z mocą.

Dopiero wtedy pozwolił jej na otwarcie prezentów.
W pudełeczku był zegarek: złoto - srebrny, z elegancką bransoletą. Przymierzyła - bardzo ładnie prezentował się na jej nadgarstku.
Bransoleta nie obejmowała ściśle ręki, była taka, jak Marta lubiła: na tyle luźna, że w razie potrzeby mogła ją przesunąć wyżej. A w kopercie.....
- Łał! - krzyknęła z radości.
Prospekt hotelu w Hiszpanii, program dwutygodniowego pobytu, bilety na samolot i.... jej paszport? Skąd? Paszport przecież miała w domu. Popatrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem.

Chłopak uśmiechnął się:
- Wszystkiego najlepszego, Martuś. Zaraz idziemy na zakupy, bo nie podejmuję się wybierać ciuchów za ciebie. Później obiad na mieście a wieczorem się pakujesz. Bo zauważyłaś datę?
Jeszcze raz spojrzała. Wylot był zaplanowany na jutro.
- A... paszport? Jakim cudem...
Uśmiechnął się, dumny z siebie:
- Twoja mama mnie lubi. - wyznał. - Obiecałem jej, że przyjadę kiedyś do niej do pracy, żeby jej psiapsióły mnie poznały. Twoja mama chce się pochwalić, że mnie dobrze zna.... Znalazła paszport i przygotowała przesyłkę, a ja posłałem kuriera.

Marta pokiwała głową. Jej mama namiętnie oglądała serial, w którym Radek grał jedną z głównych ról. Nic dziwnego, że chłopak wkupił się w jej łaski.
A później objął ją i posadził sobie na kolanach:
- Obiecałem ci, Martuś, że pokażę ci kawałek świata. - szepnął, zanurzając twarz w jej włosach:
- Miej w końcu jakąś korzyść ze znanego i zamożnego chłopaka - zażartował.

***
Zośka wyciągnęła się na kocu, chroniąc kapeluszem słomkowym twarz przed promieniami słońca.
Darek leżał obok. Jemu słońce nie przeszkadzało. Po tym, jak wrócił z męskiej wyprawy w wysokie góry, przyjechali do domu tylko po to, żeby się przepakować: zostawić bojówki, trapery i osprzęt turystyczny a wziąć kostiumy kąpielowe i arsenał olejków do opalania.

- Przyjemnie - odezwała się. Było ciepło, choć nie upalnie. Miała wrażenie, że promienie słońca przenikały jej ciało i rozgrzewały nie tylko na powierzchni, ale i w środku.
- Mhm... - mruknął sennie Darek. - Fajnie jest tak leżeć i nic nie robić...

Uśmiechnęła się. Gdyby słyszał to ktoś z zewnątrz, pomyślałby, że chłopak jest leniwy. Może uważniejszy obserwator zauważyłby siniaki na nogach i biodrze, pamiątkę po zsunięciu się kilkadziesiąt metrów w dół i zatrzymanie na krzaku kosodrzewiny. Czy czegoś innego - dodała uczciwie w myślach.
Wyprawa "klubu górołazów" tym razem miała konsekwencje w postaci stłuczeń, siniaków i jednej złamanej ręki.

- Na szczęście tylko ręki - opowiadał jej Darek. - Bo dzięki temu nie trzeba było wzywać TOPR, sami sobie poradziliśmy z ewakuacją kolegi.
Pechowy dzień był ostatnim z zaplanowanych w wysokich górach, więc pomijając stres, ból i trudy schodzenia, wszyscy uczestnicy wrócili zadowoleni i usatysfakcjonowani.

Po opatrzeniu uszkodzeń i obejrzeniu przez lekarza mniejszych dolegliwości, pięciu mężczyzn spotkało się na pożegnalną kolację i solennie umówili się na kolejne spotkanie:
- Za rok o tej samej porze! - Piotr zacytował tytuł głośnej sztuki i podniósł szklanicę z piwem.
- Oby nam się! - pozostali czterej dołączyli do niego.

Przez te kilka dni Zośka grzecznie czekała na Darka w pensjonacie. Nie nudziła się. Z Zuzką, dziewczyną Piotra chodziły na spacery, po sklepach, na basen i do sauny. Znalazły wspólny język, na tyle, że umożliwiło im to miłe spędzenie czasu.
Zośka, pamiętając propozycję Piotra, wypytywała Zuzkę o fundację i azyl. Bardzo poważnie zastanawiała się nad możliwościami, które dawny kolega przed nią otworzył. A młodsza kobieta serdecznie namawiała ją do przyjęcia propozycji:
- Uczyć umiesz i robisz to doskonale - roześmiała się. - Piotr jest dobrym szefem. Z resztą personelu też się dogadasz. Bierz tę robotę, zawsze to inne doświadczenia i dodatkowe pieniądze. Nie spodoba ci się albo uznasz, że za ciężko, to zrezygnujesz.

Na takich rozmowach mijały im dni. Ale obie wypatrywały "swoich mężczyzn" i w końcu się doczekały.
Zośka rwała włosy z głowy, widząc jak bardzo posiniaczony jest Darek i wyobrażając sobie, co by się stało, gdyby na drodze jego upadku nie pojawiłby się ten krzak. W polskich i słowackich Tatrach w tym sezonie zginęło już kilka osób. Nie chciała, żeby Darek był następny:
- Nad morzem jest bezpieczniej, nie ma gdzie spaść - tłumaczyła, na co Darek odparowywał:
- Ale można się utopić.
A później śmiał się, widząc wyraz zgrozy na jej twarzy, całował i obiecywał, że będzie dobrze.

I dlatego teraz leżeli na plaży, pławiąc się w promieniach słońca. Zośka chciała zrezygnować z wcześniej planowanych wypadów na tańce, ale Darek jej nie pozwolil:
- I tak ci zepsułem wyjazd, naraziłem cię na stres i strach. Będziemy się bawić na tyle, na ile dam radę. A jeśli nie, to chociaż popatrzę, jak się bawisz z innymi.
Ale żadni "inni" nie wchodzili w grę. Jeśli on nie mógł tańczyć, ona też nie wstawała.

- Dobra z ciebie dziewczyna, Zosiu. Wierna i troskliwa. - mówił, gładząc ją po ręku.
- Skąd wiesz, że wierna? - próbowała zażartować.
- Bo nie czekałabyś na mnie w pensjonacie jak Penelopa. Jesteś zbyt uczciwa, żeby ukryć jakąś zdradę. - odparł spokojnie.
A któregoś dnia, gdy siedzieli w cukierni przy kawie z bitą śmietaną, wyciągnął z kieszeni aksamitne pudełeczko i otwierając je, powiedział:
- Zosiu, ten pierścionek czekał na ciebie półtora roku. Aż będziesz... aż oboje - poprawił się. - będziemy pewni, że chcemy być razem już na zawsze. Wyjdziesz za mnie?

***
Tydzień później zadzwoniła do Piotra:
- Cześć, tu Zośka. Chętnie wezmę tę dodatkową pracę. Mogę pracować w weekendy, tak jak proponowałeś. Myślę, że dwa razy po pół dnia będzie w porządku. Zacznę od początku września, okej?
- Jasne. Dzięki. Czekam na ciebie w pierwszy weekend po wakacjach. Chyba, że wolisz przyjechać jeszcze w sierpniu, żeby dokonać formalności. - usłyszała ciepły głos.
- Mogę w sierpniu - zgodziła się.

Czekało na nią nowe wyzwanie, większe obciążenie zawodowe, mniej czasu wolnego i sporo czasu w drodze. Oraz znielubiane wielkie miasto, czyli coś, od czego zawsze starała się trzymać z daleka. A teraz była gotowa zmierzyć się z nim i z własnymi lękami, wyjść ze strefy komfortu i zdobywać nowe doświadczenia.

***
Wakacje mijały zbyt szybko, tak jak to się dzieje, gdy spotyka nas coś miłego. Lipiec zamienił się z sierpniem; deszczowe dni odeszły w niepamięć, zastąpiły je upalne, słoneczne, takie typowo wakacyjne.

Trzy przyjaciółki powróciły z wakacyjnych wyjazdów i pełne wrażeń spotkały się, żeby wymienić wspomnienia. Wszystkim trzem te wyjazdy dobrze zrobiły: wyglądały na starsze, eleganckie, bardziej doświadczone. Wreszcie miały do dyspozycji coś więcej niż skromne kieszonkowe lub wypłaty z dorywczej pracy, więc mogły sobie pozwolić na lepsze ciuchy, fryzjerów, kosmetyczki. Każdy z partnerów nie szczędził środków, żeby sprawić swojej wybrance przyjemność.

Do tego wielość doświadczeń spowodowała, że wydawały się bardziej wyrafinowane.
Wszystko to sprawiło, że w mieszkaniu nad kawiarnią "Amor" spotkały się już nie nieopierzone nastolatki, ale młodziutkie, atrakcyjne kobiety. Polor atrakcyjności przyniosły im drobne ingerencje w kolor włosów, fryzurę, lekki makijaż czy dobrze zrobione paznokcie. I modne ubrania, dodatki, drobna biżuteria.
A one, świadome swojej atrakcyjności, nie były już szarymi, niepozornymi myszkami.

Marta rozjaśniła swoje "mysie" włosy refleksami blondu i rudości, co dodało jej blasku.
Obie przyjaciółki pochwaliły pomysł, a Daria dodała:
- Chciałam przefarbować się na brunetkę, ale fryzjerka powiedziała, że w ciąży nie powinno się tego robić.
Były same; Tomek musiał pojechać do Białegostoku, na jakieś spotkanie w sprawie kancelarii.

- Coraz częściej tam jeździ - zwierzyła się Daria. - No i ojciec go angażuje w sprawy kancelarii. Chyba najwygodniej byłoby, gdyby Tomek się tam przeniósł.
Spuściła głowę. Nie rozmawiała jeszcze o tym z najbardziej zainteresowanym, ale zdawała sobie sprawę, że ta kwestia będzie musiała zostać poruszona.

Nie było już żadnego powodu, dla którego Tomek miałby mieszkać w Czarnym Borze: był pełnoletni, unikał kłopotów, nabrał poczucia odpowiedzialności. Przebąkiwał, że po maturze pójdzie na prawo a następnie zatrudni się w rodzinnej kancelarii. No właśnie, do matury został rok. Jeśli Tomek myślał o prawie, to należało ukończyć szkołę ze świetnymi wynikami. Z pewnością dobre liceum w stolicy województwa byłoby pod tym względem korzystniejsze niż ich szkoła w Czarnym Borze.

Przed czerwcowym ślubem Tomek zadbał o odpowiednią intercyzę, która - jak sam powiedział - zabezpieczała interesy Darii i dziecka po ewentualnym rozwodzie.
"I to by było na tyle" - myślała.
- Radek z kolei pewnie wyprowadzi się z Białegostoku do Warszawy - zwierzyła się Marta. - Nic go już nie trzyma, szkołę skończył, maturę zdał, na studia pójdzie albo nie, ale na razie chce się realizować jako aktor. Serial, teraz coś się kroi z filmem albo nawet całą ich serią, reklamy... To wszystko kręci się w Warszawie, nie w Białymstoku.

Daria uścisnęła jej rękę. Doskonale rozumiała to, co niewypowiedziane. Każda bajka kiedyś się kończy. Nawet ta najpiękniejsza.
- A co u Ariela? Co będzie po wakacjach? Nic nie mówisz - skierowały uwagę na Kleo. Ta westchnęła:
- Wiem tyle, co wy. Ariel mówi tylko to, co chce. Ale nie widzę podstaw do jakiejkolwiek zmiany: pracuje w Warszawie, w klinice, tutaj utrzymuje mieszkanie... Obiecał mi, że będę mogła w nim zamieszkać w tym ostatnim roku szkolnym. Mam tylko nadzieję, że nie przestanie tu przyjeżdżać... - zamyśliła się.

Wyjazd z Arielem dał jej do myślenia. Mężczyzna zmienił się w stosunku do niej w ostatnich kilku miesiącach: stał się bardziej czuły, delikatniejszy i więcej uwagi zwracał na jej potrzeby.
Ostatnio naprawdę czuła się jak księżniczka. Jego księżniczka, rozpieszczana i dosłownie oraz w przenośni noszona na rękach.

Cóż, czasem musiała za tę czułość i troskliwość zapłacić niewygodnymi praktykami, które jego zaspokajały a od niej wymagały przekraczania granic. Ale Ariel zawsze ją uprzedził, przygotował, zadbał przede wszystkim o jej przyjemność.
A kiedy sprawiał jej ból czy doskomfort, zawsze zwracał uwagę na jej reakcje. No i nie było to tak często. Raz na pięć czy dziesięć "normalnych" kontaktów .... No, chyba, że chodziło o miłość oralną, bo tę praktykował często; lubił ją obdarzać przyjemnością w ten sposób, choć Kleo nadal się krępowała.

"Tamto", jak określała, czyli bicie, wiązanie, seks oralny z jej strony i inne nieprzyjemne praktyki czy pieszczoty, zdarzały się na tyle rzadko, że potrafiła je zaakceptować jako część bycia z Arielem. Szczególnie, że mężczyzna naprawdę troszczył się o nią i nawet w tych "trudnych" praktykach pilnował, aby nic nie było ponad jej siły, możliwości czy gotowość do zmierzenia się z nieuniknionym.
Jeśli było bicie, to niezbyt mocno; jeśli wiązanie, to tak, aby było jej wygodnie; jeśli musiała przed nim klęczeć - to starał się nie używać siły.

A pozostałe noce czy dni - tu się zarumieniła - były po prostu przesycone dbałością o jej rozkosz. A dorosły mężczyzna potrafił sprawić, żeby młoda dziewczyna wiła się przy nim, pod nim czy na nim, wzdychając, jęcząc czy nawet krzycząc z przyjemności.
"Ale nie będę o tym opowiadać dziewczynom - pomyślała zawstydzona. Nauczyła się pewne rzeczy robić, ale jeszcze nie umiała o nich mówić bez zawstydzenia.

Współczuła przyjaciółkom, doskonale rozumiejąc, jak bardzo są zagubione i niepewne przyszłości. W jej znajomości z Arielem nic nie zapowiadało kłopotów czy zmiany charakteru ich związku.
- No, ale pomówmy o czymś weselszym - zagaiła. - Jakie macie plany na resztę wakacji? W sumie jeszcze został miesiąc.

- My z Tomkiem wyjeżdżamy na ten obóz żeglarski - zaczęła Daria. - Tomek chce i ja też, w zeszłym roku podobało mi się. A teraz już będziemy mieć ten wypasiony pakiet, więc będzie super. Bo po wakacjach to już będzie końcówka ciąży a później dziecko, więc to ostatni beztroski miesiąc.

- Radek chce, żebym z nim pojechała jeszcze do Berlina, Pragi, może Budapesztu czy Wiednia. Też dwa tygodnie. Bo później będzie musiał wrócić, bo zaczną kręcić serial. - zwierzyła się Marta. - A ty, Kleo? Jakie masz plany?
- Nie wiem - zapytana, wzruszyła ramionami. - Ja już chyba nigdzie nie wyjadę. Ariel wrócił do pracy w klinice, ale czasem musi bywać w Warszawie.

***
Ariel ostatnio prawie nie korzystał z mieszkania służbowego w klinice. Ot, tyle co się przebrać, chwilę odpocząć, wziąć prysznic. Noce spędzał w Nielinowie. Sprawiało mu przyjemność, gdy wieczorem przyjeżdżał a Kleo czekała na niego: chętna i poddająca się jego pieszczotom.

Uwielbiał, gdy otwierała mu drzwi w samej bieliźnie, gdy brał ją pod prysznic lub do wanny i wzajemnie sobie sprawiali przyjemność, gdy w nocy przytulała się do niego przez sen, miękka i cieplutka niczym kociak. Tulił ją wtedy, delikatnie, aby jej nie zbudzić a ona mruczała rozkosznie.
Wielokrotnie brał ją w półśnie, nie mogąc się powstrzymać przed pieszczeniem jej chętnego, ciepłego ciała.

Lubił patrzeć na nią rano, gdy otwierała oczy i rzucała mu pierwsze, jeszcze nie zawsze przytomne spojrzenie. Z czasem zdał sobie sprawę, że gdy musi nocować w Warszawie, brakuje mu jej rannego, jeszcze zaspanego uśmiechu.
Lubił nawet jej dziewczęcą paplaninę o znajomych, plotkach z wielkiego świata, o tym co nowego ukazało się w social mediach.

Pomyślał, że kiedy październik wymusi na nim większą aktywność uczelnianą, trudno mu będzie pozbawić się stałego towarzystwa Kleo. A ponieważ nie przywykł, że musi się obywać bez czegoś, postanowił coś z tym zrobić. Jeszcze nie wiedział, co; ale zdecydowanie nie uśmiechało mu się spotykanie z dziewczyną co kilka tygodni, jak w ciągu roku akademickiego.

***
Przyjaciele siedzieli przy włączonych kamerkach:
- Wysłałem ci wykaz sprawdzonych placówek- mówił Tomek:
- Ta pierwsza ponoć jest najciekawsza: niewielka, różne poziomy nauczania, spersonalizowane podejście ...
- Dzięki - Radek skinął głową. - Czyli dogadaliśmy się?
- Jasne. Dam znać adwokatowi, niech przygotuje umowę. Powiem mu też, że możesz dzwonić w sprawie tego wykazu.....

- Teraz tylko trzeba pogadać z dziewczynami. Jak myślisz, jak przyjmą nasze ustalenia?
- Może być ciężko - skrzywił się Tomek. - Nie psujmy sobie najbliższych wyjazdów. Naprawdę chcesz sobie skomplikować życie sprzeczkami z Martą? Poczekaj te dwa tygodnie, niech jeszcze nacieszy się wyjazdem z tobą. Ja zamierzam powiedzieć Darii dopiero po obozie. I tak jeszcze trzeba dopiąć kilka spraw, więc powiem jej, jak już wszystko będzie gotowe.

- Może masz rację - głośno myślał Radek. - Miejmy jeszcze dwa tygodnie spokoju. Fajnie było, ale czas dorosnąć i podjąć pewne decyzje. Pamiętaj o tej umowie. - przypomniał na koniec:
- Ty jesteś bogaty, ja znany. Jakby ktoś się doszukał, że robimy interesy "na gębę", obaj mielibyśmy problemy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro