44.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ariel patrzył spokojnie na chłopaka, siedzącego po drugiej stronie biurka:
- Daria wyraziła zgodę na tę rozmowę. - zaznaczył. - Inaczej nie miałaby ona miejsca.
- Rozumiem. - Tomek skinął głową. Nie czuł się komfortowo podczas tego spotkania, w tym gabinecie i z tym mężczyzną.
Niecałą godzinę temu przywiózł Darię do kliniki. Teraz zajmowała się nią pielęgniarka, a profesor poprosił jego do gabinetu:
- Daria jest w poważnym stanie. Pomogę jej, ale musi tu zostać przynajmniej tydzień, jeśli nie dłużej.
- Ale mamy dziecko. Maleńkie. - zaprotestował Tomek.

Coś w nim się burzyło na samą konieczność kontaktu z profesorem. Coś, co kazało mu się sprzeciwiać i dyskutować.
- Chcesz odzyskać żonę, młody człowieku? Czy wolisz, żeby twoja córka została bez matki? - Ariel popatrzył na niego chłodno. - Czy zdajesz sobie sprawę, w jaki stanie jest Daria?
- Niech pan nie przesadza - prychnął Tomek. - Przywiozłem tu Darię, jak pan zaproponował, bo nie chciałem się kłócić. Ale nie uważam, że konieczne jest jej pozostanie tutaj. W domu jest maleńkie dziecko, a dziecku potrzebna jest matka. Kto się nią zajmie, jak Daria będzie tutaj? Poza tym, ona musi się uczyć, za pół roku zdajemy maturę.

Profesor pokręcił głową:
- Chyba czegoś nie rozumiesz, młody człowieku. Jeśli teraz nie pomogę Darii, za niedługo może nie być ani matki małemu dziecku, ani matury. Daria jest na progu samobójstwa, a przynajmniej silnego skrzywdzenia siebie. Jeśli nie otrzyma pomocy, możemy wkrotce mieć do czynienia nawet z samobójstwem rozszerzonym. W tej chwili jest do tego zdolna. Zaoferowałem jej miejsce natychmiast i za darmo. A mam kilometrową kolejkę chętnych do przyjęcia. Zapłacą każdą cenę. Naprawdę chcesz zrezygnować z takiej możliwości?

- Nie prosiłem o to. - odparł zirytowany chłopak. - Mam wrażenie, że pan przesadza i wcina się z pomocą tam, gdzie nie jest ona potrzebna. Daria musi być w domu. Mamy maleńkie dziecko! Kto się nim zajmie, jeśli Daria będzie tutaj? - powtórzył, będąc na granicy paniki.
Profesor uśmiechnął się:
- Wobec tego nie mamy już nic do omówienia. Masz szczęście, to Daria jest moją klientką i to ona decyduje, co chce zrobić.

Podniósł słuchawkę i rzucił:
- Proszę przyprowadzić tu pacjentkę.
Po chwili do gabinetu weszła Daria, zmęczona, zgnębiona i nieszczęśliwa. Ale z nadzieją w oczach. Usiadła na drugim wolnym krześle.
- Daria, nie zgadzamy się z twoim mężem co do twojego leczenia. Jak wiesz, ja uważam, że powinnaś tu pozostać przynajmniej przez tydzień, jeśli nie dłużej. Twój mąż potrzebuje cię w domu. Ale to ty decydujesz o swoim leczeniu, nie żaden z nas. Więc co ty na to? - odezwał się łagodnie Ariel.

Daria spuściła głowę:
- Zostanę tutaj. - odparła cicho. Mimowolnie odsunęła się od Tomka, na co on zareagował jeszcze większą irytacją:
- Zapomniałaś, że w domu czeka na ciebie Adi?
Słysząc to, Daria wybuchnęła płaczem. Ariel wstał:
- Słyszałeś, młody człowieku. Daria chce się leczyć. W tej chwili poddałeś ją ordynarnemu szantażowi emocjonalnemu. Może dopniesz swego i Daria wróci z tobą. Ale nie radzę.

Popatrzył z góry na zirytowanego chłopaka i ciepło na dziewczynę:
- Moja propozycja jest taka. Daria zostanie tu przez tydzień. - popatrzył na Tomka. - Ty w tym czasie zajmiesz się malutką, tak, żeby Daria mogła być spokojna. Za tydzień przyjedziesz tu z małą Adi i możecie pobyć razem przez kolejny tydzień, spędzić razem święta i doczekać do Nowego Roku. A później zobaczymy, jak będzie. Jeśli Daria poczuje się na tyle dobrze i stabilnie, że poradzi sobie w domu, to was puszczę. Jeśli nie, to zostawisz tu małą a Daria zajmie się nią przy pomocy pielęgniarek.

Zapadła cisza, w której było słychać łkanie dziewczyny. Ale i ona zaczęła się uspokajać, gdy usłyszała propozycję.
- Depresja poporodowa to nie żarty. - dodał Ariel. - Nie robiłem dokładnego wywiadu i nie lubię diagnozować na wyrost, ale prawdopodobnie z tym mamy do czynienia.
Ariel miękkim ruchem podał jej chusteczkę:
- Jesteś bardzo dzielna, Daria. Tylko ty wiesz, jak dużo siły i odwagi kosztowało cię poproszenie o pomoc. - powiedział ciepło.

- A jeśli się nie zgodzę? - Tomka korciło, żeby się sprzeciwić.
- Kochasz ją? Chcesz odzyskać taką Darię, jaką była jeszcze niedawno?
Ariel powstrzymał się od przypomnienia, że zgoda Tomka lub jej brak nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia.
Chłopak kiwnął głową.
- No to ustalone. A ty przez ten tydzień zajmij się córką sam, tak jak dotąd Daria. Zobacz, z czym się mierzyła przez ostatnie trzy tygodnie. - Ariel zakończył rozmowę.

***
Szybkim krokiem nadchodziły święta. Marta musiała odbyć trudną rozmowę z mamą:
- Nie, jeśli on przyjdzie na wigilię, mnie nie zobaczysz! - poinformowała. - Mamo, nie życzę sobie siedzieć przy jednym stole z rodzinnym oprawcą... Nie, nie przesadzam. Po tym wszystkim, co nam zrobił, zaprosiłaś go na święta? Masz zamiar dzielić się z nim opłatkiem? Trudno, wybieraj: albo ja albo ojciec.

Zakończyła stanowczo, ale kiedy odłożyła telefon, wybuchnęła płaczem. Radek, który mimowolnie śledził rozmowę, podszedł, żeby ją przytulić.
- Mama właśnie pozbawiła mnie możliwości spędzenia świąt z nią i chłopakami. - oświadczyła przez łzy. - Zaprosiła ojca na wigilię, a ponieważ on nie ma się gdzie podziać, zatrzymał się w domu. Nie wrócę tam.
- Nie wrócisz - zgodził się Radek. - Wigilię spędzimy razem, a w pierwszy dzień świąt pójdziemy do moich rodziców. Najwyższy czas, żeby cię poznali. Mama już pytała, czy się pojawimy.

***
Kleo też rozmawiała z mamą o nadchodzących świętach. I ta rozmowa również nie była przyjemna:
- Kochanie, odsunęłaś się od nas, wyprowadziłaś z domu, wyjechałaś. Tata uważa, że zawiodłaś jego uczucia. Dlatego nie bardzo chce, żebyś spędzała z nami święta. Zresztą, nie będzie nas w domu. Tata zarezerwował pobyt w górach, w pensjonacie. Wrócimy dopiero po Nowym Roku - tłumaczyła mama.
Kleo odłożyła telefon i zadumała się. Ariel objął ją i posadził sobie na kolanach:
- Księżniczko, nie martw się. Będzie dobrze. Pamiętaj, zaopiekuję się tobą. - przypomniał.
- Tak, Ariel... - odparła cicho. - Ale to są święta, rodzinny czas. Boli, jak rodzina się ciebie wypiera....

Mówiła smutno, zupełnie, jakby opuściła ją całą radość życia. Mężczyzna przytulał ją przez chwilę, próbując natchnąć ją swoją siłą i energią:
- Zamierzałem wyjechać z tobą w Alpy, do małego, bawarskiego miasteczka. Zobaczyłabyś, jak tamtejsi ludzie potrafią celebrować święta - zaczął. - Ale nie mogę opuścić kliniki. Mam ważnych pacjentów, których muszę osobiście doglądać.
- No tak, Daria tam jest... - przypomniała Kleo. Gdyby o tym nie wspomniała, Ariel nawet nie zająknąłby się imieniem przyjaciółki.

- Właśnie - podchwycił mężczyzna. - I dlatego rano wyjeżdżam, do Nowego Roku będę w klinice. Daria potrzebuje mojej pomocy. Może spędzimy święta wspólnie? Jeśli chcesz, zaproś również Martę z tym jej aktorem. Jeśli nie mają innych zobowiązań, niech przyjadą na wigilię do kliniki....
Oczy Kleo pojasniały:
- Naprawdę? Zbierzesz nas wszystkie? I spędzimy razem wigilię?

- Wigilię i oba dni świąt, jeśli chcecie. Spotkacie się wszystkie trzy, będziecie miały okazję nadrobić zaległości w kontaktach i wymienić najnowsze informacje - uśmiechnął się:
-Tylko Daria jest  w tej chwili w bardzo niestabilna, trzeba z nią postępować ostrożnie. - przypomniał. - Ale myślę, że za tydzień już będzie lepiej a wasze towarzystwo może jej pomóc.
- Damy sobie radę. - roześmiała się Kleo.

***
Tomek zaczął rozumieć, co Ariel miał na myśli, mówiąc: "z czym się mierzyła Daria". Przez ten tydzień, zgodnie z umową, został ojcem i matką: wstawał w nocy, karmił, przewijał, tulił... i tak co kilkadziesiąt minut. Rano, do szkoły, szedł niewyspany i rozkojarzony. W trakcie jego nieobecności Adi zostawała z panią Polą, szczęśliwą, że kolejny raz może zaopiekować się tak małym dzieckiem:
- Proszę się nie martwić, ja już zrobię wszystko, żeby maleńkiej było dobrze jak z mamą. - zapewniała go kobieta.

Na ten tydzień odłożył wszystkie aktywności pozadomowe: zresztą, lekcje i tak skończyły się trzy dni później, konsultacje przedmiotowe też a w kancelarii ojciec go nie potrzebował.
- Przerwa świąteczna to czas, który zapracowani prawnicy powinni spędzać z bliskimi - tłumaczył. - Czas na regenerację i ładowanie baterii. Nie da się efektywnie pracować non - stop.
I Tomek się z tego cieszył. Wracał po szkole do domu, zamieniał kilka zdań z panią Polą, jadł obiad i zajmował się córką.

Radości starczyło mi na dwa dni. Trzeciego szedł do szkoły jak zombie, nieprzytomny po zarwanych nocach i w stresie, bo nie rozumiał, dlaczego mała tak płakała w nocy.
"Dobrze, że za chwilę koniec lekcji i tydzień wolnego" - jedynie ta myśl podtrzymywała go podczas zajęć.
Nie został ma wigilię klasową, nie miał siły.

W domu przebrał się i szybko zjadł obiad, jednocześnie słuchając wyjaśnień opiekunki:
- Adi miała trudny dzień, była płaczliwa i praktycznie nieodkładalna - tłumaczyła pani Pola. - Dlatego niewiele mogłam zrobić. Tyle, że ugotowałam panu obiady na dwa dni; ale posprzątać już nie zdążyłam.
- A dlaczego pani zdaniem Adi tak dziś płakała? - zainteresował się.
- Możliwe, że tęskni za mamą - uśmiechnęła się kobieta. - W końcu przez ostatnie trzy tygodnie, czyli przez całe życie malutkiej, jej główną opiekunka była pani Daria.

Kiedy pani Pola pożegnała się i poszła, Tomek został sam z córeczką:
- Zostaliśmy sami, bez mamy... - zanucił, ale w tym momencie dziecko wykrzywiło buzię w podkówkę i zaczęło płakać.
- No już, słoneczko, co się dzieje? - mruczał, przytulając małą:
- Pani Pola cię nakarmiła, masz sucho i ciepło, tatuś tuli, co się malutkiej dzieje?

Przemawiał do niej słodko, ciesząc się, że jest sam i nikt go nie widzi w tej chwili. Ale z biegiem czasu, gdy Adi uspokajała się tylko na chwilę i na jego rękach, a odkładana do łóżeczka marudziła, zaczął się irytować i niepokoić.
- Żebyś ty, malutka, potrafiła mówić - mamrotał. - Płaczesz, czyli jest ci źle. Ale ja nie wiem, czego ci brakuje.....

Czuł się coraz bardziej bezradny. Sprawdził pieluchę, przygotował butelkę z mlekiem, próbował ją poić rumiankiem i nawet wykąpał, mając nadzieję, że kontakt z ciepłą wodą ją uspokoi.
Coś zadziałało, choć nie wiedział, co, bo Adi przestała płakać. Odetchnął z ulgą.
Ale po godzinie było podobnie. Co prawda dziecko nie płakało, tylko marudziło, ale dawało znać, że czegoś mu brakuje.
Tak wyglądało popołudnie, wieczór i noc. Tomek odetchnął, gdy przyszła rano pani Pola:
- Proszę, niech ją pani przejmie, ja muszę się przespać - poprosił.

***
Po kolejnych trzech dniach miał serdecznie dość. Mała uspokajała się przy nim, ale odkładana marudziła. Tomek nawet pojechał z nią do pediatry, bo bał się, że coś złego się dzieje, ale lekarka uśmiechnęła się:
- Dziewczynka jest zdrowa jak koń! Trzeba jej okazać trochę ciepła i bliskości i będzie okej.
"Trochę ciepła i bliskości" - przedrzeźniał Tomek, wracając z dzieckiem do domu.
Przez ten tydzień samodzielnej opieki nad córką zachowywał się jak zombie i tak się czuł. Do tego przestraszony, zdenerwowany tym, że nie rozumie własnego dziecka.

W pewnym momencie, doprowadzony do ostateczności, zawołał, patrząc malutkiej prosto w oczy:
- O co ci chodzi? Przecież się staram, jestem przy tobie przez całą dobę, wstaję w nocy, karmię, tulę, śpiewam, czego ty jeszcze chcesz?
Wydarł się na nią i poczuł chęć rzucenia czymś. Przerażony, szybko odłożył Adi do łóżeczka i wybiegł z jej pokoju.

Usiadł na kanapie w salonie i starał się uspokoić.
"Jeszcze nie minął tydzień, a ja już jestem doprowadzony do ostateczności - myślał:
- A ominęła mnie niedyspozycja fizyczna i burza hormonalna. Gdyby nie to, możliwe, że zachowałbym się jak Daria".
Zrozumiał nauczkę, jakiej tym eksperymentem udzielił mu psycholog. Docenił dzielność i determinację Darii, która w ten sposób radziła sobie od początku, dbając o to, żeby on mógł się wysypiać.

A przecież on był zdrowym, silnym mężczyzną, nie wymęczoną i osłabioną ciążą i porodem nastolatką.
Przypomniał sobie, jak wracał po zajęciach i usiłował dokształcać Darię i zrobiło mu się wstyd. Wtedy nie rozumiał, że dodatkowo budzi w niej poczucie winy. Odpoczywał trochę, gdy w domu była pani Pola. Ale pomimo to, gdy zostawał sam, to ostatnie, czym był gotów się zająć, to nauka szkolna.

Od kilku dni, a w zasadzie nocy, szedł na łatwiznę. Przygotował Adi miejsce w ich małżeńskim łóżku : umościł jej gniazdko, obudował murem z poduszek i tam ją usypiał. Gdy dziecko kwiliło w nocy, wystarczyło, że dotknął ją lub przytulił, i się uspokajało. Działało mniej więcej w połowie przypadków.
Niestety, druga połowa wymagała od niego przerwania snu i aktywności.

Dopiero teraz zrozumiał, że chcąc pomagać Darii, tylko pogarszał sytuację. Wydawało mu się, że robi dobrze, a mimowolnie wpędzał ją w depresję.
- Lekcja zrozumiana i przyswojona, profesorze! - powiedział głośno i przytulił córkę. Poczuł, jak spływa na niego spokój.
Od tego momentu Adi zaczęła się zachowywać spokojniej: nie płakała już tak rozpaczliwie, przesypiała dłuższe odcinki czasu, budziła się później i zachowywała pogodniej.
Zrozumiał, że jego zmęczenie i irytacja wpływały na córkę i powodowały, że była bardziej niespokojna.
"Nic dziwnego, że przy przemęczonej Darii płakała tak często" - pomyślał.

***
Dziewczyny zdzwoniły się na messengerze:
- Ariel miał kapitalny plan - przyznała podniecona Marta:
- Będziemy razem, spędzimy wspólnie ten piękny czas, nie poczujemy się samotne i opuszczone.
Nawet Daria uśmiechała się, słuchając paplania przyjaciółek.
- Przyjedziemy w trójkę: Radek, Marta i ja - tłumaczyła Kleo.
- A Tomek z malutką zabiorą twoją mamę - dopowiedziała Marta.

- Tak się martwiłam - w oczach Darii zamigotała ulga. - Nie chciałam spędzać świat samotnie.
- Przyjedziemy rano, udekorujemy ten prywatny salonik, który Ariel oddał nam do dyspozycji. Będziemy niezależne od reszty kliniki - opowiadała Kleo.
- I będziemy rozpieszczać twoją Adi, my dwie ciotki, a ty będziesz wypoczywała. - obiecywała Marta.
- O nie! Stęskniłam się za nią - głos Darii był miękki i czuły:
- Ten tydzień był trudny. Tylko świadomość, że Adi jest w dobrych rękach, pomagała mi przetrwać. Ale teraz, jak ją przytulę, to nikomu nie oddam.

Dziewczyny podziwiały jej reakcję:
- Wiesz, jak tak mówisz, to nawet ci zazdroszczę. I też tak chcę w przyszłości. Jesteś taka czuła i słodka, jak taka prawdziwa mama z książek dla dzieci. Widać, że bardzo kochasz Adi - uśmiechnęła się Kleo.

- Bardzo kocham. - potwierdziła Daria. - I już chyba nie boję się być matką. Nie muszę być taka perfekcyjna: mam prawo być zmęczona, nie w humorze, mam prawo czuć się niepewnie albo czegoś nie wiedzieć - wyliczała. - Adi kocha mnie bezwarunkowo i dla niej jestem całym światem, taka jaka jestem. I dopóki ja też będę ją kochać i opiekować się nią, to będzie dobrze. A jak nie będę miała siły, mam prosić o pomoc. Różnych ludzi. A Tomka mam nie prosić, tylko po prostu mu to powiedzieć. Ariel przez ten tydzień bardzo dużo mi pomógł. A będę tu jeszcze tydzień, więc jeszcze bardziej się wzmocnię, a później zobaczymy.

***
Dziewczęta uściskały się serdecznie. Było przedpołudnie, Radek z Martą wyjechali z Warszawy jeszcze po ciemku.
Kleo i Marta były tu pierwszy raz, więc Daria czyniła honory domu, oprowadzając przyjaciółki po klinice.
- Ależ tu luksus - westchnęła Marta, porównując widziane wnętrza z czarnoborskim szpitalem.
- No... Ale też nie leczą się tutaj tacy zwykli ludzie z ulicy - pokiwała głową Daria. - Oprócz mnie. Miałam szczęście, że znam Ariela....
- Wszystkie miałyśmy i mamy to szczęście - dodała Kleo, na co dziewczyny roześmiały się:
- A ty szczególnie....

Radek dał im chwilę na prywatne, dziewczyńskie pogaduszki, a następnie dołączył do nich:
- Mamy pokój na najwyższym piętrze, w prywatnej części - oznajmił. - Bardzo wygodny. A salonik jest obok. Będziemy się tam dobrze bawić i nikomu nie przeszkadzać.
Niedługo przyjechał również Tomek, który przywiózł mamę Darii i córeczkę. Daria porwała ją w ramiona i prawie się rozpłakała:
- Jak ja za tobą tęskniłam, malutka!

Pozostali patrzyli na nią z podziwem, a Tomek z czułością:
- Chodź, skarbie, pogadamy....
Pojawił się również Ariel, który dotąd zabawiał rozmową mamę Darii. Kobieta była trochę skrępowana, ale zadowolona:
- To bardzo dobry pomysł, panie profesorze, urządzić święta tutaj, skoro Daria nie mogła opuścić kliniki.

- Możliwe, że za tydzień pozwolę jej wyjść - uśmiechnął się psycholog. - Wszystko będzie zależało od sytuacji. Ale Daria bardzo dobrze reaguje na terapię, to mądra dziewczyna i wystarczy ją ukierunkować, dać narzędzia i sama sobie radzi.
- Co my byśmy bez pana robiły, profesorze - westchnęła kobieta.
Ariel uśmiechnął się i skłonił głowę.

***
W pokoju Darii wstawiono dziecięce łóżeczko, przewijak i wanienkę. Tomek rozpakował torbę z dziecięcymi rzeczami, a Daria nakarmiła córkę.
Dziewczynka sapnęła, ukontentowana i zaspokojona i zamknęła oczy. Matka odłożyła ją do łóżeczka a później usiadła obok, na kanapie i zachłannie wpatrywała się w śpiące dziecko:
- Przepraszam - uśmiechnęła się nieśmiało do Tomka.

Chłopak posadził ją na kanapie i ukląkł u jej kolan, chwytając obie jej dłonie w swojej ręce:
- To ja przepraszam, Daria. To tylko moja wina. Byłem idiotą i nie widziałem, że zamiast ci pomagać, tylko wpędzam w kłopoty.
- Nie, to ja... - przerwała mu łagodnie. - Mogłam ci powiedzieć...
- Mogłaś - zgodził się. - I powinnaś. Ale zakładam, że nie wiedziałaś, jaki to poważny problem, aż się zrobiło za późno.
- Trochę tak. - zgodziła się. - Ale chciałam być taką perfekcyjną matką, żoną, której nie będziesz musiał się wstydzić. I nawet z tym sobie nie poradziłam.

- Jesteś cudowną matką i fantastyczną żoną, skarbie - ucałował jej dłonie. - Mam nadzieję, że wybaczysz mi, że nie widziałem problemu. Ale ten tydzień dał mi dużo doświadczeń i skłonił do przemyśleń. Zajmowałem się Adi sam i wiem już, jak ciężko jest być opiekunem takiego maleństwa. Ten tydzień dał mi w kość...
Ukrył twarz w jej dłoniach i tak trwał, pragnąc, aby czas się zatrzymał.
- Chciałam do ciebie pojechać - wyznała. - Do was. Ale Ariel mi zabronił. To znaczy - poprawiła się szybko - wiem, że gdybym się uparła, to byłoby po mojemu. Ale radził, żebym wykorzystała ten czas na odpoczynek i terapię. I zrobiłam to. Boże, pierwszy raz od miesiąca się wyspałam.... - westchnęła.

- A ja wręcz przeciwnie, wpadłem w chroniczne niewyspanie - uśmiechnął się Tomek. Podniósł głowę i utkwił spojrzenie w jego oczach:
- Tego nie uczyli w szkole rodzenia, a szkoda - przyznał:
- Uczyli o pomocy partnerce, o pielęgnacji dziecka, ale nie powiedzieli, że trzeba wziąć współodpowiedzialność za opiekę. I że trzeba się zaopiekować nie tylko dzieckiem, ale też młodą matką. Może bardziej dorosłym ludziom nie trzeba tego tłumaczyć, ja poległem....
Pogładziła go po włosach i uśmiechnęła się:
- Mamy przed sobą tydzień, żeby się tego wszystkiego nauczyć.
"I całe życie" - pomyślał.

***
Marta z Radkiem wieszali dekoracje. Chłopak był wyższy, więc dekorował zwieńczenie drzwi i okien a także zawiesił gwiazdę na choince. Dziewczyna podawała mu ozdoby i wieszała bombki na niższych gałęziach.
- Co poniektórzy mogliby się przestać migdalić i przyjść pomóc - mruknął chłopak.
- Zostaw ich - uśmiechnęła się Marta. - Kleo tęskniła za Arielem, dostawała kota w tym wielkim apartamencie, a Tomkowi i Darii potrzeba trochę ciszy i spokoju.
- Wiem - uśmiechnął się. - Ale pomarudzić sobie mogę, nie?
- Nie mogę się doczekać wigilii - uśmiechnęła się Marta. - Pierwszy raz tak usiądziemy wszyscy, którzy się lubimy i szanujemy. I tylko ci....

Uśmiech spełzł z jej twarzy, gdy wyobraziła sobie wigilię w domu rodzinnym. Radek zauważył jej zmianę nastroju i mocno ją przytulił:
- Martuś - szeptał. - Pamiętaj, twoja mama miała wybór. Skorzystała z niego w taki sposób, choć moim zdaniem zrobiła błąd. Ale nie bądź smutna, tak jak powiedziałaś, dziś przy stole spotkają się ci, którzy się lubią, cenią, przyjaźnią i szanują. I z tego trzeba się cieszyć!
A później popatrzył na choinkę, dopiero do połowy ubraną, i skrzywił się pociesznie:
- Ale pomóc by mogli...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro