Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia byłem lekko mówiąc załamany. No bo jak tu nie być skoro dziewczyna dała ci kosza a nawet nie byliście razem?!
Tak, tylko w moim życiu takie akcje. Najchętniej to położyłbym się do łóżka i nigdy nie wstał. Miałem jednak ważniejsze sprawy na głowie.

Co jak co ale przez moje zawody miłosne prawie zapomniałem o zbliżającym się meczu Quidditcha ze Slytterinem. ( Jak coś to nie wiem czy był taki mecz ale to dla fabuły). W dodatku z Malfoy'em w roli szukającego. Czyli będę grał przeciwko mojemu wrogu publicznemu numer 1.

A może właściwie to 2... Nie zapominajmy o Voldemorcie...

Boże Święty... Aż zadrżałem na samą myśl o tym potworze...

W każdym razie nie miałem czasu na użalanie się nad sobą bo Woody zarządził codziennie kilkugodzinne treningi.

Zaraz więc po skończeniu lekcji, (których dzięki Bogu miałem dzisiaj tylko 5) leciałem na złamanie karku na nasze szkolne boisko Quidditcha. 

Na nieszczęście drużyny okropnie lało co zdecydowanie utrudni nam trening. Tylko się modlić żeby na meczu była dobra pogoda...

Na boisku czekała w komplecie prawie cała drużyna.

Cholera! A spóźniłem się tylko o parę minut!

Mrucząc tylko jakieś szybkie przywitanie pobiegłem do szatni żeby się przebrać.

W małym pomieszczeniu zobaczyłem Ron'a zawiązującego buty. Przeklnąlem w myślach. Serio? To musiał być właśnie on? Przez cały dzień lekcji omijałem mojego przyjaciela jak ognia. Bałem się że wie o mojej rozmowie z Hermioną...

Wiem, że było to głupie ale kiedy brunetką przyznała że pomiędzy nimi dzieje się coś więcej to zacząłem sobie wyobrażać najróżniejsze rzeczy w ich relacji. Nigdy przecież nie mogłem wiedzieć czy Hermiona nie opowiedziała rudemu o naszej rozmowie.

A jeśli tak było to nie zamierzałem tego omawiać z Ronem co to to nie!

Gdy wszedłem do budki ten podniósł na mnie wzrok. Widziałem na jego twarzy niepewność. Zrobiłem w myślach szybkie kalkulacje i zdecydowałem grać pana
,, Nic się nie stało. Ja nic nie wiem."

- Hej - rzuciłem wyjmując mój strój i zaczynając się przebierać

- Hej - odpowiedział

Przez następne kilka minut w trakcie których przygotowywałem się na trening nie podniosłem wzroku i nie patrzyłem na Ron'a . Podniosłem wzrok dopiero gdy byłem gotowy do wyjścia. Przyjaciel na mnie patrzył.

- Co? - spytałem

- Co, co? - przewróciłem oczami. Ron skończmy te gierki.

- Gapisz się na mnie.

- Nie prawda. - Jezu mogłeś se ogarnąć lepsze argumenty typie

- Oczywiście że prawda. Gapisz się na mnie.

- No dobra Harry. Wiesz co?

- Co?

- Chodzę z Hermioną. - powiedział po prostu. Normalnie jakby mówił o pogodzie.

Spodziewałem się każdej głupoty ale nie tego... Co?! Czemu?! Od kiedy?!

- CO? OD KIEDY? CZEMU?

- Boże, stary wyluzuj. To tylko...

- No?! Co tylko?! Tylko związek mojego najlepszego przyjaciela z dziewczyną, którą kocham?!

- Stary, ciszej. Nie wiedziałem że tak się przejmiesz.

- STARY? NA POWAŻNIE?! A MYŚLAŁEŚ ŻE CO POWIEM?! ,,O super! Miłego związku! Mam nadzieję że będziecie szczęśliwi."?!!?!? NA SERIO RON? OCZEKUJESZ ŻE POWIESZ MI COŚ TAKIEGO I CHCESZ ŻEBYM... NO SAM NIE WIEM CO ZROBIŁ?! DO LICHA NO STARY!

Mój mózg parował. Przecież jeszcze wczoraj mówiła mi, że chciałaby spróbować a następnego dnia już są razem?! W mojej głowie cały czas jak kałczug odbijały się słowa Ron'a.

Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę Z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną

Te myśli były dla mnie jak najgorsza, najbardziej bolesna tortura...

Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną

Moja złość na przyjaciela zamieniała się w rozpacz. Przed chwilą miałem ochotę się na nim wyżyć a teraz miałem ochotę zniknąć i już nigdy się nie pojawić...

Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną

Opadłem na kolana. Czułem że ta myśl mnie przygniata...

Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną

Usłyszałem krzyki Ron'a . Nie zamartwiałem się nimi jednak. Słowa Ron'a cały czas dźwięczały mi w głowie.

Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną

Mój mózg resztkami świadomości słyszał wołanie Ron'a. Domyśliłem się że woła pomoc.

Chodzę z Hermioną
Chodzę z Hermioną
Chodzę z...

Wtedy urwała mi się klatka. Już nic nie czułem. Nie myślałem. Może i było to kojące... Przecież wreszcie od bardzo długiego czasu nie bombardowałem się myślami o Hermionie... O Ronie... O przeszłości... I przyszłości...
     

Okej, kochani. To tyle na dzisiaj. Jak widzicie rozdział jest trochę krótszy ale trochę nie mam weny do pisania... Tym razem nie chcę wam nic obiecywać bo możliwe że kolejny rozdział będzie dopiero w przyszłym tygodniu. Ale to jeszcze wszystko zobaczę. Zostawcie koniecznie gwiazdkę i życzę wam miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro