Część 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Halwyn:

Gdy zapadł zmrok i obie kobiety poszły spać, postanowiłem się cicho wymknąć. Wyszedłem przez ogród, po założeniu skarpetek, butów i kurtki zacząłem iść przed siebie. Wiedziałem, że źle robię tak po prostu od nich uciekając, ale nie mogę ryzykować ich zdrowiem psychicznym ani życiem. Szedłem przed siebie gdy drogę zastawił mi policyjny radiowóz, a wysiadł z niego Jordan Parrish we własnej osobie.

- Wiesz, że to nie ładnie uciekać od kogoś kto ci uratował życie?- spytał.

- Ty nic nie rozumiesz.- warknąłem w odpowiedzi.

- W takim razie mi wyjaśnij. Wyjaśnij mi, dlaczego uciekasz od kobiety, która uratowała ci życie, zaopiekowała się tobą, dała ci dach nad głową, miejsce do spania?- odparł.

- Nie chcę ich narażać.

- Na co? Na co nie chcesz ich narażać? Powiedz mi jak facet facetowi.

- Na to, że Anuk - Ite złoży im małą wizytę. Zadowolony?

- No to cię zaskoczę. Ostatnio był na posterunku i skłonił dwójkę zastępców szeryfa do samobójstwa. A potem ślad po nim zaginął.

Nie odpowiedziałem. Skoro był na posterunku policji, to znaczy, że niedługo uderzy.

- Halwyn!- usłyszałem za sobą.

Znów poczułem tą różano-brzoskwiniową woń. Patrycja.

- Halwyn, chodź do domu. Jest zimno i późno.- powiedziała, łapiąc mnie za rękę.

Ja dziwiąc się samemu sobie, uległem jej i dałem się poprowadzić z powrotem do ich domu. Ganiłem się w myślach za swoje zachowanie. Patrycja dała mi to czego nie miałem przez ponad sto lat. Dach nad głową, wygodne łóżko, ciepłe posiłki, a ja jej w taki sposób się odwdzięczam. Tak jej dziękuję za okazaną troskę i zrozumienie.

- Przepraszam, że uciekłem.- mruknąłem cicho.

- W porządku. Rozumiem, że zrobiłeś to aby nas chronić. Ale uwierz mi, ja i Liz mamy bardzo silną psychikę. Więc nawet gdyby ten potwór chciał, nie zdołałby nas złamać.- odparła.

- Patrycja, nie obraź się, ale nie masz pojęcia jaką on dysponuje mocą. Nawet najsilniejsza psychicznie osoba ulegnie jego mocy.

- Heh. Niech tylko spróbuje mi wejść do głowy. To się zdziwi do czego ja jestem zdolna.

Kiedy spojrzała mi w oczy, jej znów błysnęły bursztynowym blaskiem. Tak jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Te błyski w jej oczach. Wtedy zadałem sobie bardzo istotne pytanie. Czy Patrycja jest istotą nadprzyrodzoną?

Nazajutrz obudziły mnie promienie słońca, ale jakoś nie chciało mi się wstawać. Jednak musiałem, więc podniosłem się i rozciągnąłem. Wtedy coś do mnie dotarło. W domu było cicho. Za cicho.

- Liz? Patrycja? Jesteście?- zawołałem je.

Nic. Szybko poderwałem się na równe nogi i poszedłem na górę, gdzie kobiety mają swoje sypialnie. Najpierw zajrzałem do sypialni Liz. Nie było jej, a łóżko było pościelone. Potem zajrzałem do sypialni Patrycji. Też pusto. Zszedłem na dół i już miałem się ubierać i ich szukać gdy zauważyłem na lodówce karteczkę.

"Halwyn, razem z Liz poszłyśmy na miasto. Wrócimy gdzieś koło południa. W lodówce masz śniadanie, wystarczy odgrzać.

Buziaki, Pati ;*"

Odetchnąłem z ulgą. Są bezpieczne. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem talerz gofrów po czym, używając swoich umiejętności podgrzałem je. Zjadłem śniadanie i ubrałem się, złożyłem koc, przewieszając przez oparcie kanapy. Postanowiłem wyjść na ganek i posiedzieć. Tak też zrobiłem. Wyszedłem przed dom i usiadłem na schodach, rozglądając się po okolicy.

Było cicho wokół. Większość ludzi o tej porze jest już w pracy lub szkole. No właśnie, praca. Wytropienie Anuk-Ite to mój priorytet, ale będę musiał się też za czymś rozejrzeć. Nie mogę być ciągle na utrzymaniu Patrycji i Liz. W pewnym momencie przed domem zatrzymał się niebiesko-czarny jeep, a ze środka wysiadła dwójka nastolatków.

Podeszli do mnie.

- Ty jesteś Halwyn?- spytał ten po mojej lewej.

- Zależy kto pyta.- odparłem trochę sucho.

- Scott McCall, a to mój przyjaciel Stiles Stilinski. Jesteśmy znajomymi Jordana Parrisha.- powiedział.

- Cóż, w takim razie. Tak, to ja jestem Halwyn.- odpowiedziałem.

- Jordan nam powiedział, że polujesz na istotę zwaną Anuk-Ite.- powiedział Stiles.

- A skąd ty o tym wiesz?- spytałem go.

- Od Jordana.- odpowiedział Stiles.

- Stiles!- Scott zganił kolegę.

- No co? Ma prawo wiedzieć jak Anuk-Ite znalazł się w Beacon Hills. W końcu ten potwór nie wziął się od tak, znikąd.

Zaintrygowały mnie jego słowa, więc pokazałem mu aby mówił dalej.

- Kiedy Dziki Łów był w Beacon Hills zabrali mnie i prawie połowę mieszkańców miasteczka aby zmienić ich w kolejnych Jeźdźców Widmo.- powiedział.

- No nie! To teraz już rozumiem jak potwór uciekł z ich wymiaru. Mieli go pilnować. Ale to Dziki Łów, czego ja się po nich spodziewałem? Oni się rządzą własnymi zasadami. Pewnie nawet nie zauważyli kiedy Anuk-Ite im zwiał.- odparłem.

- Wiesz może coś na temat tej istoty co może nam się przydać? Każda informacja jest ważna.

- Scott, polowanie na tego stwora zostawcie mnie. Ja się nim zajmę.

- Jak masz zamiar niby go znaleźć?

- Po rytmie serca. Anuk-Ite ma bardzo charakterystyczną częstotliwość rytmu serca i tylko ja jestem w stanie ją wychwycić.

- Halwyn. Anuk-Ite może być gdzieś pośród uczniów naszego liceum, zarówno jedna jak i druga połówka. Jak niby masz zamiar wychwycić bicie serca obu połówek potwora pośród tysiąca innych? To się mija z cudem.

Spojrzałem na Scotta. Był pewny swoich słów.

- Dobra. Jest jedna metoda. Jeśli natkniecie się na dwie połówki Anuk-Ite, trzymajcie je jak najdalej od siebie i najlepiej w izolacji by nie mogły karmić się strachem. Obie połowy będą wystarczająco słabe aby stawić im czoła. Ale jeśli połączą się w jedno, pod żadnym ale to absolutnie żadnym pozorem nie patrzcie mu w oczy. Inaczej zmieni was w kamień. Zabije was, samym spojrzeniem.- podpowiedziałem im.

W tym samym czasie, Patrycja:

Razem z Liz i deweloperką weszłam do przestronnego pokoju i zaczęłam się rozglądać. Duże okna, jasne ściany, wykładzina na podłodze.

- O tak! Tutaj będzie idealnie!- wykrzyczała podekscytowana Liz.

Ja tylko westchnęłam i pokręciłam głową na zachowanie młodej kobiety. To moja przyjaciółka, ale mogła czasami zachować się bardziej taktownie.

- Pats, tu będzie idealne miejsce na twój gabinet!- powiedziała do mnie.

- Nie podjęłam jeszcze decyzji.- odparłam, trochę gasząc jej zapał.

- No proszę cię. Tylko popatrz jaką masz tu panoramę. Idealne widoki na Beacon Hills. Widać stąd miasto i rezerwat.- odparła mi, ciągnąc mnie w stronę okna.

Musiałam jej przyznać, że widoki, rzeczywiście były niczego sobie. Ale skąd mogłam wiedzieć, że ktoś będzie do mnie przychodził?

- Liz, a pomyślałaś, że inwestycja w taki gabinet to duże ryzyko? A jak się nikt nie zgłosi?- spytałam.

- Co ty pleciesz? Będą do ciebie schodzić całymi tłumami.- odpowiedziała mi entuzjastycznie.

Westchnęłam i powiedziałam deweloperce, że odezwę się gdy tylko przemyślę zakup. Po tym wyprowadziłam Liz stamtąd by nie narobiła mi większego wstydu. Jadąc samochodem do domu, byłam zła na Liz.

- Pati no proszę cię. Z twoją umiejętnością czytania intencji będziesz miała mnóstwo klientów.- powiedziała.

Tak, to jest właśnie moja moc. Potrafię czytać ludzkie intencje. Moja moc działa na dwa sposoby. Pierwszy to kontakt fizyczny, czyli muszę położyć dłoń na czyjeś klatce piersiowej, wyciszyć się i skupić na rytmie serca. Wtedy wyczuwam swego rodzaju energię w sercu danej osoby i z tej energii czytam intencje. Na tej podstawie mogę stwierdzić czy intencje danej osoby są dobre lub złe. Drugi to kontakt wzrokowy. W końcu przysłowie mówi, że oczy są oknami duszy. Kiedy spojrzę danej osobie głęboko w oczy, moje zaczynają świecić i również na tej podstawie mogę stwierdzić o tym czy czyjeś intencje są dobre lub złe. Niedawno odkryłam również nowe zastosowanie mojej mocy. Gdy położę dłoń na klatce piersiowej jakieś osoby i spojrzę jej w oczy to moje błysną bursztynowym kolorem a w ciało tejże osoby zostaje puszczony impuls energetyczny, który uspokaja i koi nerwy. Liz uważa, że dzięki mojej mocy mogę zarobić, ale ja podchodzę do tego faktu bardziej sceptycznie.

- Tylko ani słowa Halwynowi, jasne?- mruknęłam po chwili ciszy.

- A czemu?- spytała Liz.

- On nie może wiedzieć. Więc ani słowa.- odpowiedziałam poważnym tonem.

Kiedy dojechałyśmy do domu, Halwyn siedział na schodach. Szybko wysiadłam i podeszłam do niego. Już chciałam spytać czy coś się stało, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam, widząc jego zamyśloną twarz. Tylko, o czym tak myślał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro