13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adam nie mógł sobie znaleźć miejsca. Biblioteka została zamknięta na prawie miesiąc. Działała ta druga część, wypożyczalnia i czytelnia dla dorosłych, ale akurat nie o nią mu chodziło. Przeklął w duchu, skądinąd bardzo sensowny, pomysł władz miasteczka zamykania na przemian jednej lub drugiej części biblioteki w okresie wakacji.
Było to skorelowane z zamykaniem przedszkola, też na miesiąc i dokładnie w kratkę: gdy przedszkole miało przerwę, działała biblioteka dla dzieci. I odwrotnie. Dowiedział się tego, studiując stronę urzędu miasta i zamieszczone tam podstrony biblioteki i przedszkola. Teraz przyszła kolej na zamknięcie biblioteki.
Ale jemu to nie pasowało! Wolałby inaczej!

"A te zołzy nic mi nie powiedziały"! - wściekał się. Choć może i powiedziały. To znaczy: Magda. Ale ona mówiła dużo, w zasadzie paplała prawie na okrągło, więc często jej po prostu nie słuchał. A przynajmniej słuchał wyrywkowo, rejestrując co którąś informację.
Z kolei Aleksa chyba ćwiczyła na nim umiejętności przydatne w klasztorach klauzurowych: opanowanie i milczenie.

Ona na pewno nie mówiła o urlopie. Jakże więc się zdziwił, gdy w poniedziałek rano przyszedł, jak zwykle, do biblioteki a tam zobaczył informację o czterotygodniowym zamknięciu.
Później doszukał się odpowiedniej wiadomości na stronie biblioteki. I pewnie wisiała tam od dawna. Ale dotąd nie był zainteresowany jej wirtualną częścią, więc i informacja do niego nie dotarła.

Jeszcze zagadał na mess do Magdy, żeby potwierdzić info. Niestety, to była prawda. Przy okazji, jak to w kontakcie ze szczebiotką, dowiedział się kilku innych ciekawych rzeczy.

Aleksa po tym namiętnym pocałunku, gdy powiedziała "nie", znów wzniosła pomiędzy nimi mur. Dokładnie tak, jak na początku ich ponownej znajomości: była opanowana, uprzejma, gładka; znów nie dawała mu możliwości zaczepienia.
Miał nadzieję, że ponownie uda mu się zrobić wyłom w jej rezerwie. Ale teraz, gdy biblioteka została zamknięta, nie było na to szansy.

Magda go poinformowała, że Aleksa wyjechała na kilka dni z tym swoim lekarzem. A już miał nadzieję, że udało mu się jej wytłumaczyć, że popełnia błąd, wiążąc się z kimś tak dużo od niej starszym i z takim poważnym podejściem do życia.
Pamiętał rozterki Oli, gdy mówiła z obawą o zakupie mieszkania i kredycie na trzydzieści lat.

I słusznie! Młoda, fajna dziewczyna, powinna myśleć o zabawie, przyjaźniach, romansach, a nie o wiązaniu się na resztę życia. Tylko taki nudziarz, jak ten cały Mateusz, mógł widzieć w tym wartość. Na pewno nie Aleksa!

Powtarzał to sobie od momentu, gdy dowiedział się od szczebiotki - Magdy o jej... ich... wyjeździe. I to we dwoje. A kiedy wyjeżdża się w parze? Gdy zamierza się zażywać rozrywek dla dorosłych albo ustalać plany życiowe. Nie podobało mu się to.

Tamto pierwsze spotkanie przed czterema laty pozostawiło w nim niedosyt. Dlatego, że było tak odmienne od innych. Gdyby wtedy została, gdyby spędzili z sobą trochę więcej czasu, może potraktowałby ją jak większość dziewczyn na jedną noc. A może nie. Nie wiedział tego. I nie miał okazji się przekonać. Niby jej później szukał, ale chyba tak, żeby nie znaleźć, jak sobie teraz uświadomił.

Gdy teraz ponownie, po latach, spotkał Olę i miał okazję poznać ją lepiej, spodobała mu się. Nie tylko z wyglądu, ale również z zachowania, wiedzy, charakteru. Lubił z nią rozmawiać, drażnić, żartować, patrzeć, jak pod wpływem jego słów, spojrzenia czy dotyku dziewczyna miesza się albo wręcz przeciwnie, daje mu odpór.

Pociągała go. Chętnie rozszerzyłby tę znajomość na bardziej osobiste aspekty. Teraz nie byłoby szybko, po ciemku, w korytarzu i po pijanemu. Potraktowałby ją jak księżniczkę: wspólnie spędzony wieczór, atencja z jego strony, romantyczna otoczka i niespieszny (a może spieszny, ale nie tylko) seks; wzajemne cieszenie się sobą, odkrywanie, co jej sprawia przyjemność. No i przede wszystkim, nie ograniczyłby się do sypialni.

Spędzałby z nią czas tak, jak się robi z bliską osobą: patrzył na nią, słuchał, śmiał się i rozmawiał; zabrałby ją na kajaki, rower wodny czy nawet żaglówkę. Nie byłoby z tym problemu.
Na wszystkim, co było w ośrodku, umiał pływać i miał odpowiednie uprawnienia. Łącznie z tytułem ratownika wodnego. Zrobił kurs jeszcze w szkole średniej, zaraz po uzyskaniu pełnoletności, żeby podrywać dziewczyny na plaży.

Więc Ola byłaby z nim bezpieczna na wodzie. I właśnie na wodzie byłby świetny moment, żeby porozmawiać. Przede wszystkim dowiedziałby się wszystkiego o tamtej nocy. O tym, co się zdarzyło i dlaczego. Czy była z nim pierwszy raz z powodu alkoholu (nic nagannego, zdarza się), czy może z innych powodów (ciekawość? zauroczenie)? I dlaczego uciekła? przestraszyła się? źle się poczuła? zmieniła zdanie? Dlaczego nie dała im szansy na wspólne przeżycie tamtej nocy?

Chciał.... wróć, potrzebował.... pogadać z nią szczerze. A później pokazać jej, że byłoby jej z nim dobrze. Nie przeszkadzało mu, że Aleksa ma dziecko. Już prędzej przeszkodą w podrywaniu dziewczyny był ten nieszczęsny narzeczony.

Adam zawsze stawiał na jasne relacje; nigdy nie pchał się "pomiędzy wódkę a zakąskę", nie odpowiadała mu rola kochasia trzymanego w tajemnicy przed oficjalnym chłopakiem, narzeczonym, mężem. A wiedział, o czym mówi. Zdarzały mu się odważne i szczere propozycje od klientek czy żon klientów kancelarii ojca Mirianny, mecenasa ze starej prawniczej rodziny de la Vigne.

Ale nigdy nie korzystał. Nie wydawało mu się to słuszne moralnie ani właściwe zawodowo. Szanował związki i nigdy nie chciał być tym, który je rozbija. Zresztą nie musiał. Na studiach, zanim związał się z Mirianną, miał powodzenie wśród koleżanek, więc wybierał te, które nie miały żadnych zobowiązań. Później też nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci pięknej. Tyle, że będąc z Mirianną, nie brał pod uwagę rysujących się możliwości.

Kiedy spotkał Olę, pierwszy raz pomyślał, że może warto byłoby ją odbić temu nadętemu "narzeczonemu". Fajna jest a on chyba już przebolał nagłe zakończenie poprzedniego związku. I chętnie odreagowałby, podrywając Aleksę i ciesząc się jej towarzystwem.
I sprawiłby, że ona cieszyłaby się wraz z nim.

Ochoczo poświęciłby kilka tygodni czy nawet miesięcy, żeby poeksplorować tę znajomość, dając upust ciekawości i pożądaniu. Bo Aleksa działała na niego: jej spojrzenia, uśmiech, ton głosu, to jak się poruszała... to wszystko powodowało, że miał wielką ochotę na zbliżenie.

Po niedawnym pocałunku, po jej reakcji wiedział, że ona też nie jest "królową lodu"; że on potrafi ją rozpalić. Więc dlaczego nie mogliby cieszyć się wzajemnie swoim towarzystwem, budząc i zaspokajając pożądanie? W najbliższych tygodniach a nawet miesiącach nie zamierzał zmieniać miejsca pobytu a taka czarowna różyczka jak Ola z pewnością przyniosłaby mu sporo rozrywki i przyjemności. A on jej. Gdyby nie ten narzeczony i ich dziecko.

No właśnie. Przyglądał im się uważnie przy tych kilku sytuacjach, których był świadkiem. Dziewczyna nie wyglądała na szaleńczo zakochaną a między nią i Mateuszem nie iskrzyło. Bardziej przypominało to wieloletnie małżeństwo. I pewnie takie było, biorąc pod uwagę, że byli z sobą od kilku lat, poczęli dziecko....

A nawet, jeśli przez jakiś czas nie tworzyli związku, na co wskazywał panieński stan Oli, to i tak zachowywali się teraz jak stare małżeństwo. Bez chemii i fajerwerków.
"Ola jest za fajna, za dobra, żeby utkwić w takim związku. - buntował się. - Ona teraz ma czas na zabawę, poszukiwania, romanse, wzloty i upadki. Na udane i nieudane eksperymenty. Na małżeństwo przyjdzie czas później." - dumał.

Myślał chaotycznie, to prawda, ale wszystko w nim buntowało się przeciw planom życiowym dziewczyny. Był przekonany, że godząc się na nie, Aleksa popełnia wielki, życiowy błąd. A on nie miał możliwości, żeby ją od tego odwieść.

Magda nie wiedziała, lub nie chciała powiedzieć, dokąd Aleksa wyjechała. A nawet jeśli by wiedział, to co mu z tego? Przecież nie pojedzie w ślad za nią.

***
- Bardzo tu ładnie. Trochę jak w naszym miasteczku, a trochę zupełnie inaczej. - powiedziała Ola, gdy wracali z plaży.
Szalenie jej się podobało, że mieszkają pomiędzy Zalewem Wiślanym a morzem. Zdążyli już być nad jednym i drugim. Mijali, jadąc tu, tory kolejowe i Ola była zachwycona, widząc wodę z jednej strony torów i szosy i z drugiej:
- Takiej atrakcji u nas nie ma. Szkoda, że Michaś tego nie widzi.

Mateusz zacisnął lekko usta. Miał nadzieję, że zabierając Olę na kilka dni z miasteczka, pobędzie z nią tylko we dwoje. Ale dziewczyna tak często wspominała syna, że miał wrażenie, że są tu w trójkę. O mało się nie obejrzał, czy na tylnym siedzeniu przypadkiem nie siedzi dziecko.

Za to przekop Mierzei Wiślanej i cała inwestycja, tak często wspominana w mediach, który mijali jadąc do Piasków, średnio ich zachwyciły:
- Taką ładną przyrodę zmarnowali... - skrzywiła się Ola.
Oczywiście wysiedli i obejrzeli, co się dało, traktując to jako swoistą atrakcję turystyczną. Nie oni jedyni zresztą.
Ale szybko mieli dość. Szczególnie Aleksa:
- Nie podoba mi się. Raz widziałam i wystarczy.

***
Pierwszego poranka spali do późna, ciesząc się swoim towarzystwem. A drugiego wręcz przeciwnie, już w nocy Mateusz wyciągnął dziewczynę na plażę:
- Zobaczymy wschód słońca.
- Dlaczego słońce wschodzi o tak skandalicznej godzinie? - marudziła, choć z humorem. Siedzieli na plaży i patrzyli, jak niebo różowieje a później przechodzi w spokojny błękit.

Aleksa, oparta o ramię Mateusza i objęta jego ręką czuła się jak w prawdziwym niebie: spokojna i bezpieczna:
- Warto to było zobaczyć, dzięki. Ale trudno mi było wstać tak rano. Michaś zrywa mnie bladym świtem. Jak dorośnie, nie będę się budziła przed dziewiątą - oświadczyła.

Mężczyzna patrzył na nią z czułością. Ola była dobrą dziewczyną. Zawsze ją lubił, choć długo pozostawali w czysto przyjacielskich relacjach. Nie od początku myślał o nich jako o parze. Dopiero później, gdy poczuł upływ czasu. Gdy zastanowił się, że niedługo będzie miał trzydzieści lat i warto iść krok dalej w swoim życiu. I że wypadałoby się rozejrzeć za jakąś kandydatką na żonę.
Ola była mu najbliższa, do tego sympatyczna i miła. Dlatego pomyślał o niej.

Zdawał sobie sprawę, że nie łączy ich szaleńcza namiętność. Raczej coś cichego, bezpiecznego, zgodność upodobań i temperamentu. Ale to było dobre. On mógł się zaopiekować nią i Michasiem, ona z pewnością postarałaby się być dobrą żoną.

Ola chyba też musiała tak myśleć, bo wykonała pierwszy krok, zapraszając go na noc. A on chętnie przyjął jej słowa i wcielił w czyn. Widział, że jego karesy są jej miłe. Że odpręża się przy nim i pogodnieje. Podobnie, jak on przy niej.
Już się cieszył na wspólne życie, na leniwe poranki i kawę na tarasie lub balkonie. O, właśnie - pomyślał:

- Rozglądałaś się za jakimś domkiem lub mieszkaniem? - zapytał.
- Tak, ale to strasznie dużo kosztuje. Nie stać nas. - odparła.
- Wszystko kosztuje, Oluś. - pocałował ją w czubek głowy:
- Zobaczymy, co jest na rynku i w jakich cenach, zapytamy o kredyt. Zobacz, czy twój urząd nie oferuje jakichś pożyczek dla pracowników. Ja z kolei sprawdzę w szpitalu. Mam pewne oszczędności, ty prawdopodobnie też. Może zbierzemy odpowiednią kwotę. Chciałbym, żebyśmy mieli dom z ogrodem. Żeby można było rankiem wypić kawę na tarasie i patrzeć, jak poniżej, w ogrodzie, bawią się nasze dzieci.

Poczuł, jak dziewczyna sztywnieje. "Powiedziałem coś nie tak?" - zastanowił się.
- A ileż czasu spędzisz na tym tarasie? - zapytała trzeźwo:
- Więcej cię w domu nie będzie, niż będziesz. Szpital, przychodnia, wizyty domowe...

Nie mówiła napastliwie, lecz on i tak poczuł się zaatakowany:
- Łatwo ci mówić. Ty masz niezobowiązującą pracę, w godzinach biurowych. Lekarz, Oluś, pracuje inaczej. Ratuje zdrowie i życie. W miasteczku nie ma nadmiaru lekarzy, sama wiesz. A ludzie chorują, ulegają wypadkom. Nie mogę pracować sześć czy osiem godzin i zamykać sklepiku. Gdybym pracował tylko w przychodni, nie mielibyśmy okazji się spotkać. Bo to nie ja byłbym na dyżurze, gdy przyjechałaś z Michasiem. A gdybyś trafiła na doktora Rafalskiego, nie miałabyś tak lekko i spokojnie. To trudny człowiek.

- Wiem. - przytuliła się do niego i na przeprosiny pocałowała w kącik ust. Uśmiechnął się:
- Więc trzeba coś postanowić. Masz rację, że dużo pracuję. Zbyt dużo. - przyznał. - Ale ty to rozumiesz i myślę, że będziesz dobrą żoną lekarza. Ogarniesz nam dom i naszą rodzinę. A kiedy pojawi się drugie dziecko, postaram się pracować mniej.

- No właśnie. - musiała to powiedzieć. Nie było sensu dłużej zwlekać, jeśli już planowali przyszłość:
- Chcę zacząć studia. Sam zrobiłeś, więc z pewnością zrozumiesz moje potrzeby.
Zamilkł gwałtownie, a ręka, która gładził jej włosy, znieruchomiała:
- Jak to sobie wyobrażasz? - zapytał po chwili.

Zaczęła opowiadać. Wskazywała na wygodę studiów zaocznych, zaangażowanie głównie weekendami, na potrzebę samorealizacji. Wysłuchał, a później ponowił pytanie:
- Jak sobie wyobrażasz tak duże obciążenie z prowadzeniem domu i drugim dzieckiem?
- Drugie dziecko musi poczekać. - odparła tak szybko i zdecydowanie, że musiała mieć tę odpowiedź przemyślaną.

- Ale powiedziałem ci, że chcę mieć kolejne dzieci. - zauważył:
- I nie za dziesięć lat; chcę kopać z nimi piłkę, jeździć na rowerze i nie zamierzam mieć wtedy pięćdziesiątki. Teraz jest dobry moment na stabilizację; kiedy dzieci będą na tyle duże, żeby jeździć z nimi na rowerze albo chodzić na wycieczki, będę miał niecałe czterdzieści lat. To dobry wiek. A ty jesteś w optymalnym biologicznie okresie na rozwój rodziny. Wiem... - uniósł lekko rękę, widząc, że Ola zamierza zaprotestować:
- Wiem, że średni wiek rozrodczości u kobiet się podniósł. Ale to wynika z uwarunkowań kulturowych i społecznych. A biologii nie oszukasz. Nadal najlepszy jest okres do dwudziestu sześciu lat. I najbezpieczniejszy dla kobiety i dziecka.

Teraz ona zacisnęła usta i popatrzyła na niego chmurnie:
- A gdzie w tym wszystkim ja? I moje potrzeby?
Odsunęła się od niego tak, by spojrzeć mu w oczy. Dawno nie widział u niej tak niechętnego spojrzenia:
- Mati, pewnie masz rację. Ale ja też mam. I albo pogodzimy te dwa punkty widzenia, albo....
- Albo co?! - prawie krzyknął. Czuł, że w tej chwili rozwala mu się, jak domek z kart, cała zgrabnie zaplanowana przyszłość.

- Musimy je jakoś pogodzić, jeśli chcemy być razem. Nie zdążyłam wyjechać na studia, ale nie zamierzam poprzestać na maturze i bibliotece. Chcę się rozwijać. Mam przed sobą całe życie.

Mówiła łagodnie, starając się go przekonać. Była zdecydowana, ale pragnęła, by on to zrozumiał i przyjął.
- Nie zrozumieliśmy się. - powiedział cicho:
- Byłem przekonany, że zamierzasz mieć własny dom a w nim Michasia, mnie i kolejne dzieci.
-Chcę! - zapewniała go. - Ale nie teraz! Za kilka lat. Już z jednym Michasiem trudno mi będzie studiować, a z dwójką? I to z malutkim niemowlakiem?

Pokręcił głową. On też tego nie widział. Owszem, znał kobiety, które studiowały z małym dzieckiem, nawet u niego na roku, ale wiedział, jak wielki wysiłek wkładały w naukę. Nie chciał tego dla Oli. Pożałował, że nie jest prawdziwym ojcem Michasia. Jeszcze niedawno wydawało mu się, że jego instynkt ojcowski zaspokoi ten mały, pogodny chłopiec, który od jakiegoś czasu mówił do niego "tato".

Ale pomylił się. Zbiegło się to z informacją, kto jest ojcem małego. Nie chciał teraz drążyć, ile w tym jest naturalnej chęci przedłużenia własnego gatunku a ile potrzeby pokazania Kawińskiemu, że naprawdę nie ma czego szukać u Oli. Takie rozważania nie wydawały mu się godne cywilizowanego człowieka.

- Gniewasz się? - zapytała cicho, badając jego wyraz oczy i twarzy.
- Nie, Oluś. - pokręcił głową, znów ją przygarniając. Dobrze się czuł, mając ją przy sobie. - Tylko zastanawiam się, jak to wszystko pogodzić. Z pewnością długo nad tym myślałaś. Jaki masz pomysł?

Łagodny ton Mateusza ośmielił ją. Uśmiechnęła się:
- Chciałabym narzeczeństwa przynajmniej przez rok. Będziemy cieszyć się sobą, swoim towarzystwem, spotykać się ze znajomymi. Chcę mieć możliwość pobawić się, potańczyć, wyjechać tak jak teraz i coś zwiedzić. Utwierdzić się w decyzji o wspólnym życiu. W tym czasie na spokojnie zastanowimy się, co dalej, Michaś podrośnie a ja zacznę studia. Później możemy wziąć ślub, kupić mieszkanie albo dom .... - zastanowiła się. - Może być w odwrotnej kolejności. Będę studiować przez trzy lata. Albo pięć. W którymś momencie możemy pomyśleć o dziecku. Przecież mnóstwo kobiet tak robi.

Brzmiało szczerze i sensownie. Ola miała rację. To on naciskał na szybkie powiększenie rodziny. Patrząc na jej przejęcie, z jakim próbowała mu wytłumaczyć swój punkt widzenia, starał się przyjąć jej argumenty. Że przecież nic się nie stanie, jak poczekają.... Że to jedynie jego plany się zmienią. Chciał mieć pierwsze dziecko za rok? Trudno, jeśli dziewczyny nie uda się przekonać, będzie musiał poczekać na własnego potomka trzy - cztery lata.
Chyba, że zdarzy się coś nieoczekiwanego - pomyślał. Ale nie, nie mógłby tego Oli zrobić. To nie byłoby honorowe.

Szczególnie, że - musiał to przyznać - pragnienie dania jej dziecka wynikało nie tylko z chęci przedłużenia gatunku i posiadania czegoś "swojego", lecz również z mało chwalebnej ochoty przywiązania dziewczyny do siebie. Tak, żeby nawet nie pomyślała o jakimkolwiek bliskim związku z młodym Kawińskim. Bo na ile poznał prawnika, wyczuwał potencjalne problemy w tej sferze. Adam zbyt nadskakiwał Oli, wodził za nią wzrokiem, uśmiechał się jak rasowy podrywacz.
A Mateusz bał się, że dziewczyna, oczarowana tymi zabiegami, odpowie na nie.

Aleksa, nieświadoma toku, jakim biegły myśli Mateusza, patrzyła uważnie na jego twarz. Widziała, jak ściągnięte rysy się rozluźniają, jak chmurne oczy nabierają pogody i jak na jego ustach wykwita uśmiech:
- Zgoda, Oluś. Niech będzie po twojemu.

Przypieczętowali porozumienie gorącym pocałunkiem. Ona czuła, jak opada z niej napięcie ostatnich dni, on odzyskał spokój i pewność siebie.
A później dodał:
- Nie powiedziałem ci, otwiera się przede mną możliwość ogromnego poszerzenia wiedzy. Na konferencji poznałem lekarkę z USA, Polkę pracującą w jednym z dużych szpitali uniwersyteckich. Zasiada w radzie opiniującej przyznawanie grantów i przyjmowanie stażystów.

Ola znów przyjęła postawę uważnego słuchacza. Pomyślała, że będzie to kolejna opowieść, z której niewiele zrozumie. Ale z zachowania Mateusza zrozumiała, że to dla niego ważne, więc powinna słuchać. A on ciągnął:
- Była pod wrażeniem moich pytań i opowieści o tutejszym szpitalu. Możliwe, że wejdą z nami we współpracę. A ja byłbym poniekąd ich ambasadorem. Ale żeby dokładnie zrozumieć, jakie korzyści przyniosłaby taka współpraca, musiałbym tam polecieć na jakiś miesiąc. Oni tam teraz wprowadzają nowe standardy opieki nad dzieckiem.

- A ty chętnie byś je poznał? - roześmiała się.
Kiedy Mateusz mówił o pracy, o nowych pomysłach, zapalały mu się w oczach ogniki. Uwielbiała wtedy patrzeć na niego. Był tak zaaferowany, zaangażowany, wszystko inne w tym momencie dodało na drugi plan.
- A puścisz mnie do Stanów na miesiąc? - przechylił głowę i uśmiechnął się prosząco. Wyglądał teraz jak dziecko, które chce lizaka.
- Pogadamy o tym. - pocałowała go.
Oddał pocałunek i kolejne chwile, dość długie, upłynęły im na wymianie czułości. Było słodko i miło, spokojnie z nutą pożądania. Dawali i brali na zmianę, czerpali energię z pocałunków, z każdym z nich budując przywiązanie i wzajemną siłę. Każde z nich pragnęło obdarzyć to drugie swoją uwagą i zapewnić o uczuciach.

I w tym momencie zadzwonił telefon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro