34.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Oddelegowali tu na zastępstwo za ciebie taką jedną, starą babę. - opowiadała Magda, która koniec jej zwolnienia przyjęła z utęsknieniem:
- Tydzień się z nią męczyłam! Dobrze, że tylko jednego dnia byłyśmy razem przez całą zmianę. Wyobraź sobie, musiałam przychodzić całą godzinę wcześniej, żeby jej wszystko tłumaczyć!

Aleksa wróciła do pracy i wpadła w wir plotek. Magda chyba naprawdę stęskniła się za nią, bo był dopiero poranek, a nastolatka już urzędowała w bibliotece. Sama z siebie. Zrobiła też starszej koleżance kawę i wyskoczyła do sklepu obok po ciasteczka. 
W ciągu kolejnej godziny Aleksa dowiedziała się, prawie nie zadając pytań, o wszystkim, co ominęło ją przez ostatni tydzień: kto był w bibliotece, co wypożyczał, o czym rozmawiał; jakie są plany na nowe działania, jakie nowe książki zostały zakupione i co się zdarzyło wszystkim znajomym Magdy, ze szczególnym uwzględnieniem Tymka.

Znajomość tamtych dwojga rozwijała się, choć nie była pozbawiona raf i przybojów. Magda chyba traktowała chłopaka bardzo poważnie; dużo bardziej serio, niż kiedyś Adama. Aleksa, będąc mimowolnym widzem relacji pomiędzy żywiołową dziewiętnastolatką a nieco starszym informatykiem, kibicowała im i miała nadzieję, że po fali nieporozumień, rozstań i powrotów będą umieli pójść na kompromis.

Słuchała, uśmiechała się, piła kawę i herbatę. Pogryzała ciasteczka, podsuwane przez Magdę i czuła się "u siebie".
Praca, którą przyjęła kiedyś z potrzeby, stała się częścią jej życia; tym, co lubiła i w czym była dobra. Nie zamierzała jej zmieniać w najbliższym czasie i choć nie wybiegała myślami daleko w przyszłość, trudno było wyobrazić jej sobie siebie samą gdzieś indziej.

"I z inną współpracownicą." - pomyślała, popatrując na przejętą Magdę. Nastolatka była żywiołowa, gadatliwa, niezorganizowana i często wpadała w panikę, gdy napotykała niespotykaną trudność. Ale Oli dobrze się z nią współpracowało: dotarły się i potrafiły razem działać. Spokój Aleksy i żywiołowość Magdy przynosiły, zamiast wybuchów, doskonały efekt. Biblioteka obrastała w ciekawe inicjatywy, przyciągała coraz więcej młodych klientów, zyskiwała na znaczeniu.

Myśląc o tym wszystkim Ola, dopijając kawę, cieszyła się, że - razem z jej wyzdrowieniem - wszystko wróciło do normy.

"Przynajmniej w życiu zawodowym. - pomyślała. - Bo prywatnie to...." - machnęła ręką, próbując odgonić smutne myśli.

***
Mateusz zadzwonił w połowie tygodnia, informując, że weekend znów spędzi w Białymstoku. I że, jak zwykle, może ją podrzucić na zajęcia w sobotę rano.
- Bardzo chętnie skorzystam. - uśmiechnęła się do słuchawki. A później, wiedziona odwagą, która wzięła jej się nie wiadomo skąd, dodała:
- Jeśli chcesz... jeśli się zgodzisz.... - zająknęła się. - Chętnie w ten weekend wynajmę pokój w jakimś dobrym hotelu..... pokój dwuosobowy.... - zaznaczyła, a później oddała śmielej:
- I zaproszę cię na porządną kolację. W podziękowaniu za... wszystko, co dla mnie zrobiłeś....

"Oj, Oluś..." - pomyślał mężczyzna, doznając w jednym momencie całej gamy różnorodnych odczuć.  Uśmiechnął się do swoich myśli i oświadczył:
- Zgoda na kolację. Resztę omówimy przed wyjazdem, dobrze?
Pokiwała głową i teraz ona się uśmiechnęła. A później spoważniała: zanim zrobi to, o czym myślała w ostatnich dniach, musiała zrealizować coś jeszcze. Coś, na co nie miała ochoty i od samej myśli o tym skręcała się wewnętrznie.
Żeby nie stracić odwagi i znów nie odłożyć tej sprawy, wzięła telefon i wystukała informację. Zastanowiła się przez moment, gdy trzymała palec nad klawiszem "wyślij".

***
Adam odczytał wiadomość. Z jednej strony skrzywił się, bo naprawdę nie miał czasu, z drugiej zdawał sobie sprawę, że już dłużej nie może unikać tej rozmowy. Odpisał szybko i wczesnym popołudniem wszedł do budynku biblioteki, pozdrowił urzędującą w pomieszczeniu nastolatkę i usiadł przy stole, który kiedyś tak często okupował.
- Chcesz kawy, Adam? - zapytała Magda, traktując go jak "swojego". - Aleksa jest teraz zajęta, szukaj jej pomiędzy półkami... - roześmiała się.

Podziękował za kawę i ruszył w głąb marzenia każdego bibliofila. Znalazł dziewczynę pomiędzy półkami z literaturą przygodową, jak odkładała kolejne tomy.
Odwróciła się w jego stronę i nerwowo uśmiechnęła. Machinalnie otarła dłonie o dżinsowe spodnie:
- Cześć! Przyszedłeś zbyt wcześnie. - zauważyła.

- Owszem, ale odwołałem spotkania na dzisiejsze popołudnie, żeby mieć więcej czasu na naszą rozmowę. Nie przeszkadzam ci, przyszedłem się tylko przywitać. Magda zrobiła mi kawę. Usiądę i poczekam na ciebie.
Zauważył, że jej dłonie drżą. Była blada, ale to mogła być jeszcze pozostałość niedawnej choroby. Bo nie chciał, żeby z takim przejęciem reagowała na kontakt z nim.

Bardzo ją cenił i choć dzisiejsza rozmowa z pewnością nie będzie łatwa, to uważał, że ma szansę odbyć się na spokojnie:
- Hej! Nie bój się, przecież nie gryzę!
Próbował zażartować, ale w tym momencie przypomniała mu się jedna z gorących, wakacyjnych scen z domku w ośrodku. I zamilkł:
- No to nie przeszkadzam. Wycofuję się na wcześniej ustalone pozycje. - zażartował. - I spokojnie poczekam na ciebie.

***

Nie był spokojny, choć nadrabiał miną. Ona też nie: tyle, że nie była tak wytrawnym graczem i nie potrafiła maskować swoich uczuć. Ociągała się z uporządkowaniem biurka, z wzięciem kurtki i torebki. Trzy razy omiotła spojrzeniem pomieszczenia biblioteczne, zanim westchnęła:
- Chodźmy, jestem gotowa.

Otworzył przed nią drzwi i kiedy go mijała, wyczuł jej zdenerwowanie. Uśmiechnął się uspokajająco:
- Myślę, że pojedziemy do mnie. - oświadczył. - Będziemy mieli spokój.

Kiwnęła głową i zapadło milczenie. Dowiózł ją do domu, wziął od niej kurtkę, torbę i wskazał drzwi do salonu:
- Rozgość się, zrobię ciepłej herbaty.

Salon był duży i umeblowany staromodnie: regał na całej długości jednej ściany, do połowy wypełniony książkami, encyklopediami i albumami, od połowy zaś - bibelotami, tak lubianymi przez panie domu przed kilkudziesięcioma laty: kryształowe naczynia i pojemniki, jakieś słoniki z zakręconą trąbą, świece osadzone w większych lub mniejszych świecznikach, lampka olejowa; sporo ręcznie dzierganych serwetek, figurki porcelanowe, pluszaki.... 

W centralnym miejscu komoda ze stojącym na niej telewizorem, z boku druga, obstawiona zdjęciami, dokumentującymi różne etapy życia Adama: od maleńkiego dziecka do dorosłego mężczyzny w garniturze, prezentującego kolejne dyplomy. Taka sama liczba zdjęć wisiała na ścianie powyżej, na przemian z dyplomami Adama.

Aleksa przyglądała im się z uwagą:
- Widać, że mama była z ciebie dumna. - odezwała się, słysząc skrzyp drzwi.
- To prawda. - przyznał cicho. - I bardzo mnie kochała. Kiedyś tego nie rozumiałem. Dopiero, gdy zmarła....

Stanął obok dziewczyny i wspólnie z nią przyglądał się wystawie. Brał do ręki kolejne zdjęcia, przyglądał się, odstawiał. Przez moment oboje uśmiechali się, widząc udokumentowane kolejne stadia rozwoju tego samego chłopca a później mężczyzny. Najczęściej samego lub z matką, nobliwą, starszą panią. Tylko na dwóch zdjęciach towarzyszył im starszy pan Kawiński. Na niektórych Adam był w obecności rówieśników lub kogoś starszego.

- Nie ma tu Mirianny...- zauważyła Aleksa.
- Mama za nią nie przepadała, zresztą z wzajemnością. - wzruszył ramionami. - Ale było kilka zdjęć, tylko wyrzuciłem je po naszym rozstaniu. - wyznał.
- Nie żałujesz? - nie wiedziała, czy chce poznać odpowiedź na to pytanie.

Adam milczał przez moment, a później wskazał stół, na którym już stał dzbanek z herbatą i filiżanki:
- Usiądź, a ja jeszcze przyniosę ciastka. Chyba, że chcesz obiad... - zastanowił się. - Pani, która u nas sprząta i gotuje, zrobiła a ja jeszcze nie jadłem...

- Nie, dzięki. - i tak nic by nie przełknęła. Żołądek ścisnął jej się w supeł, jak zwykle, gdy miała przed sobą coś trudnego do zrobienia.
Ale ciastko skubnęła. Było naprawdę smaczne. Siedziała wyprostowana, ręce położyła na kolanach, żeby ukryć ich lekkie drżenie:
- Muszę ci....
- Zrozum, że...
Zaczęli oboje i oboje urwali. Przez moment starali się zachęcić siebie wzajemnie do kontynuacji. Pierwsza uległa Aleksa:
- Zamierzam być z Mateuszem. - oświadczyła. - Zależy mi na nim i zawsze zależało. Jeśli mi się uda, to chcę za niego wyjść. Tamten "nasz" miesiąc to była pomyłka! I błąd, za który płacę do teraz.

Nie umknęło jej, że po twarzy Adama przebiegł skurcz. Zrobiło jej się przykro, bo nie chciała go ranić.
- Błąd, mówisz? - powoli przeciągnął te dwa słowa, tonem tak sugestywnym, że stanęły jej w myślach wszystkie uniesienia, których doznawała w letnim domku.

Zarumieniła się. Przypomniała sobie, jak drżała pod jego dłońmi, jak rwał jej się oddech i jak Adam, patrząc na nią gorąco, scałowywał go z jej ust, aż prawie  umierała z nadmiernej rozkoszy.
- Jesteś pewna? - przysunął się bliżej. Już siedział obok, patrząc jej w oczy z odległości kilku centymetrów, a ona czuła jego rozognienie. Już twarze ich prawie się zetknęły...

- Nie! - zawołała, kładąc mu rękę na piersi. - Nie. - dodała spokojniej, odpychając go lekko. I teraz ona popatrzyła na niego z gniewnym ogniem w oczach:
- Co chcesz udowodnić? Że działasz na mnie? Owszem! I pewnie tak będzie zawsze. Ale tak się składa, że oprócz popędu mam jeszcze rozum. A on mi mówi, że już ci nie ulegnę. Bo nie chcę! - mówiła głośno i szybko.

"Trochę zbyt szybko i zbyt głośno. - pomyślał, prawidłowo odbierając jej zachowanie. - Tak, jakby chciała przekonać siebie, nie mnie".
- A może? - schowany w nim uwodziciel i urażona niedawno dumą doszły do głosu. Próbował ją wziąć za rękę, ale ją cofnęła.
- Adam, nie będzie żadnego może... - powiedziała wolno, akcentując każde słowo. - Przynajmniej nie z mojej woli. - uśmiechnęła się. - Jeśli się uprzesz, to możliwe, że nakłonisz mnie do kolejnej chwili zapomnienia. Tylko po co? Żebyś postawił na swoim? Żebym jeszcze bardziej znienawidziła siebie?

- Mocne słowa. - żachnął się. - Mam się poczuć jak gwałciciel? Przypadkiem sama tego nie chciałaś? - wstał wzburzony i podszedł do okna. Chciała podejść za nim i się przytulić. Nie, nie chciała. Ale coś ją ciągnęło. Powstrzymała się:

- Przecież wiesz, że to nieprawda. To był cudowny, wakacyjny czas. Sprawiłeś, że poczułam się wspaniale, jak kobieta, której się pragnie. - mówiła łagodnie. - Ale to nie miało szans się rozwinąć....

- Bo co? Bo ty tak zdecydowałaś? - urażona duma zaczęła dochodzić do głosu. W tej chwili znów poczuł się tak, jak wtedy, gdy dostał jej kartkę. Nieważne, że jeszcze kilka dni temu uważał podobnie, że związek z Aleksą nie ma większego sensu. Teraz czuł się zlekceważony. Znów usiadł obok niej i spojrzał w jej oczy:
- Dlaczego? Dlaczego uznałaś, że to koniec? Przecież jeszcze kilka dni wcześniej....

Odsunęła się o kilka centymetrów. Jego wzburzenie, na granicy z urażoną ambicją i chęcią wzięcia jej w objęcia, mocno ją niepokoiła. Wolała dać im obojgu większą przestrzeń:
- Mirianna... - odparła cicho. - Widziałam cię z nią.

- Gdzie? Ale przecież.... Mówiłem ci, że Mirianna nie ma z nami nic wspólnego. - powtórzył jak mantrę.

I to był ten moment, gdy Aleksa straciła cierpliwość. Teraz to ona wstała i, próbując zapanować nad emocjami, odeszła na środek pokoju. Stanęła i wsparła dłonie na biodrach, przyjmując postawę konfrontacyjną:

- Nie ma "nie dotyczy", gdy się jest w związku. Nie dotyczy chwilowego romansu, podrywki, jedno lub kilkunocnej. Samo to, że używasz takich słów świadczy, że nie traktowałeś nas poważnie.

I, jakby ktoś odkorkował butelkę, wylała swoje dawniejsze obawy i ostatnie przemyślenia. Wyartykułowała wszystko, co na ten temat wiedziała, uważała i była przekonana.

- Nigdy nie uważałeś nas za poważną parę - kończyła. - Byłam dla ciebie letnią podrywką, zakończeniem dawnej historii, podratowaniem męskiej dumy w przerwie rekonwalescencyjnej pomiędzy związkiem z Mirianną a .... związkiem z Mirianną!

Otworzył usta, jakby zamierzał się bronić, ale nie dopuściła do tego:
- Zastanów się, co chcesz powiedzieć. - ostrzegła. - I po co. Ja nie potrzebuję twoich wyjaśnień. Owszem, wkurzyłam się i poczułam oszukana, widząc cię w tak dobrej komitywie z byłą narzeczoną, która rzekomo tak okropnie z tobą postąpiła. Ale...

- Ale nie uznałaś za stosowne ze mną porozmawiać? - przerwał jej. - A może wyciągnęłaś nieprawdziwe wnioski? Wtedy jeszcze nie.... - zorientował się, że niewiele brakowało, żeby powiedzieć za dużo.

Uśmiechnęła się. Irytacja zaczęła z niej opadać. Opuściła ręce:

- Widzisz, Adam... - zaczęła. - ta nasza relacja nie miała racji bytu. Było fajnie, nawet bardzo...-  zarumieniła się przy ostatnich słowach. - Ale zbyt dużo rzeczy sie wydarzyło, mieliśmy różne oczekiwania... Ty się chciałeś bawić, odpowiadał ci taki romans bez zobowiązań. Był świetny na emocjonalną rekonwalescencję po niedawnych przeżyciach. A ja chyba poszłam za głosem dawnych marzeń, za mitem "żyli długo i szczęśliwie". Poza tym, ty wyjedziesz. Wcześniej czy później. Znów skusi cię stolica. A moim miejscem jest Czarny Bór. I Mateusz. - dodała z mocą:

- Za bardzo się różnimy... - zakończyła i przysiadła obok niego. Przez moment milczeli.

- Jesteś pewna? - Adam nie wiedział, co powinien odczuwać. Z jednej strony zalała go ulga, że nie musi sam kończyć tej relacji (w kontekście tego, co myslał o ich intelektualnym niedopasowaniu), z drugiej zaś szkoda mu było. Aleksa naprawdę mu odpowiadała: była niekłopotliwa, niewymagająca, chętna i nie kryła namiętności.

Z trzeciej nadal czuł urażoną dumę, że ona tak po prostu postanowiła zakończyć ten romans, nie dając im szansy, żeby zbudowali coś dobrego. Ale czy on chciał budować? Czy chodziło mu tylko o nieoczekiwany koniec? Wsłuchiwał się uważnie w jej wcześniejszą przemowę i musiał przyznać, że dziewczyna miała sporo racji. Nie przyszło mu do głowy, żeby zrobić wspólnie coś poza ośrodkiem, choćby wybrać się z rodziną na jakąś weekendową wycieczkę. A przecież mógł i z pewnością Michałkowi bardzo by się podobało.

Z czwartej zaś strony, ostatnie wizyty w stolicy i spotkania z Mirianną i jej ojcem znów otworzyły przed nim pewne perspektywy. Nie musiał już zamykać się w czterech ścianach małego miasteczka. A de la Vigne nie ukrywał, że znów widzi go jako zaufanego współpracownika i w przyszłości na pozycji zawodowego spadkobiercy. Oczywiście, jeśli jego życiową partnerką będzie Mirianna.

"Mirianna..." - pomyślał ciepło, przypomniawszy sobie tamtą noc. Jego była narzeczona wiedziała, co lubił i nie miała zahamowań, żeby mu to dawać. Ostatnio dość często się z nim kontaktowała: nie tylko po to, by zapytać, czy zdecydował się na ojcowską propozycję, ale interesowała się, co u niego: jak praca w "Kawiński i syn", co u taty, czy nie miałby czasu wyskoczyć do teatru na nową premierę...

- Przyjedź, zamówiłam bilety. - kusiła. - Będą znajomi z kancelarii, ze studiów.... A później pójdziemy do knajpy, pogadamy....

Potrząsnął głową, widząc, że myśli odpływają mu od Aleksy i ich rozmowy. Zdał sobie sprawę, że przez ostatnią chwilę nie słuchał.
- Nie będę ci utrudniała kontaktów z Michasiem. Na razie nie planuję sądowego uznania ojcostwa. - popatrzyła na niego:
- Ale myślę, że jesteśmy na tyle cywilizowanymi ludźmi, że sobie poradzimy bez większych zgrzytów.

- Dlaczego nie chcesz, żebym również prawnie był jego ojcem? - nastroszył się, choć znał odpowiedź, zanim padła.
- Nie widzę takiej potrzeby. - odparła krótko. - Ty musisz się nauczyć być ojcem; a ja na razie chcę mieć pełną swobodę w decydowaniu o sprawach Michasia. Nie wyobrażam sobie, żebyś spierał się ze mną, co dla dziecka będzie najlepsze, nie znając go tak naprawdę.

Ubodło go to. W słowach dziewczyny widział ewidentny brak zaufania:
- Ale wiesz, że jeśli nie będę prawnie jego ojcem, nie możesz liczyć na alimenty? - zauważył nanurmuszony.
- Trudno. Daję sobie radę od czterech lat bez alimentów od ciebie. - wzruszyła ramionami. - Dam sobie dalej.
- A jeśli ja wniosę sprawę o ustalenie ojcostwa?
- Trudno. - powtórzyła i znów wzruszyła ramionami:
- Co będzie, to będzie. Wolałabym, żebyś na razie spróbował być ojcem bez tych wszystkich ceregieli prawnych. Ale jeśli się uprzesz...

Rozmawiali jeszcze długo. Wbrew pierwotnym obawom, kiedy już odłożyli emocje na bok i zagłębili się w konkretne tematy, potrafili się porozumieć. Adam wyznał wszelkie obawy, z jakimi według niego łączyło się rodzicielstwo; Aleksa nie omieszkała go pochwalić za zajęcie się synkiem podczas jej choroby. Wspominali wspólne chwile spędzone z Michasiem, Aleksa opowiadała o trudach ciąży, porodu i bycia samotną młodą matką, Adam z kolei przywoływał wszystkie uczucia, jakie urodziły się w nim od momentu, gdy dowiedział się, że jest ojcem.

Potrafili się roześmiać i uronić łzę wzruszenia, gdy wzajemnie przerzucali się opowieściami lub gdy dziewczyna pokazywała zdjęcia synka, które miała w telefonie.
Pod koniec spotkania poczuli oboje, że wspólnymi siłami zakopali topór wojenny i że potrafią rozmawiać, nie próbując się wzajemnie poderwać, nie walcząc z sobą ani nie rywalizując.

Pożartowali nawet, gdy się okazało, że oboje planują ten weekend spędzić w Białymstoku. Ona na zajęciach i przyjemnościach z Mateuszem (miała taką nadzieję), a on zamierzał zaprosić Miriannę, żeby pokazać jej, że dobry i wygodny świat jest nie tylko w Warszawie i za granicą. Że jego Podlasie też ma ciekawe miejsca i warto tutaj bywać.
- Może randka w czwórkę? - zażartował Adam, ale dziewczyna się skrzywiła:
- Może jednak nie.... A przynajmniej nie tym razem. - odparła.

Kiedy Aleksa wychodziła z domu Kawińskich, zadowolona z osiągniętych rezultatów, zdobyła się nawet na czysto przyjacielskiego buziaka w policzek. Adam objął ją i przytrzymał, żeby nie straciła równowagi, bo znów błoto pośniegowe sprawiło, że było ślisko.
Mimo jej lekkiego oporu (pójdę piechotą), odwiózł ją autem pod sam dom.

Jeszcze raz pocałowała go po przyjacielsku, on znów ją objął i pożegnali się, pełni nadziei na utrzymanie dobrego kontaktu w przyszłości.
Dziewczyna pchnęła oblodzoną furtkę i zrobiła kilka kroków w stronę domu, nie wiedząc, że jej zachowanie sprzed chwili stało się obiektem czyjegoś zainteresowania...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro