Rozdział 14. Wakacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Vivienne

Nadszedł ostatni dzień czerwca. A za tym szła tęsknota. W sumie to bardzo często rozpamiętuję tę noc i to, co mówił mi Łapa. W dalszym ciąg nie jestem do tego przekonana. A może miał rację? Nie mam pojęcia, ale on cierpliwie czeka na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony. Tylko, że ja boję się tej odpowiedzi. Boję się reakcji przyjaciół na taką wiadomość!

Siedziałam na błoniach i myślałam. Huncwoci będąc obok mnie, co chwila wybuchali gromkim śmiechem. Lilly usiadła dalej twierdząc, że potrzebuje spokoju.

W końcu z rozmyślań wyrwał mnie głos Petera:
— Ooo! - Z nie wiadomego mi powodu cały czas tak wykrzykiwał.
Skierowałam wzrok w tamtą stronę i ujrzałam Jamesa, który popisywał się chwytaniem znicza.
Spojrzałam na niego z politowaniem i powiedziałam:
— Nie martw się, Lily i tak nie patrzy.
Rogaś najpierw otworzył usta, zamknął je, a potem w bardzo widowiskowy sposób chwycił znicza, który zaczynał się wymykać z jego pola widzenia.

W pewnym momencie nadeszła grupa dziewczyn z Dorcas na czele. Syriusz prędko schował się za drzewem. Nawet mu się nie dziwię. On - tak samo jak ja -nie ma zamiaru psuć sobie ostatniego popołudnia w Hogwarcie.
— Ej! — zawołała Dorcas — Nie wiedzieliście czasem Syriusza? Byłam pewna, że jeszcze chwilę temu tu był — dokończyła tym swoim pogardliwym tonem.
— Nie... Nie wiemy, gdzie jest — odparłam szybko, próbując brzmieć przekonująco i nie wybuchnąć śmiechem.
Dziewczyny odeszły, a Łapa wrócił na dawne miejsce. Lunatyk poklepał go po ramieniu i rzekł;
— Masz przechlapane stary.
— No co ty nie powiesz! —burknął.

James nie uczestniczył w rozmowie, lecz patrzył na Lily.
Uśmiechnęłam się złowieszczo, kiedy Rogacz na chwilę się odwrócił, by coś powiedzieć Remusowi
— James! Lily tu idzie! — zawołałam.
— Co?! Gdzie?... Jak? — ryknął i podskoczył, na co złota piłeczka wyleciała z jego ręki. Natomiast druga ręka powędrowała do jego ciemnych włosów.
Ryknęliśmy śmiechem. James wrócił ze zniczem wściekły jak osa.
— Nie wydaje mi się, żeby to było śmieszne — wrzasnął.
— A mi się wydaje, że tak — zachichotałam, robiąc niewinną minę.
Rogacz chciał coś wtrącić, ale Syriusz, który rozłożył się na trawie westchnął głośno.
— Nudzi mi się — jęknął.
— Ooo! Patrzcie, kto tu idzie! — rzekł okularnik. - to przecież Smiecierus!
— Yyy co wy... — zaczął Remus.
— Chodź, Syriuszu!
Rzeczywiście Severus z nosem w książce zmierzał w stronę najdalszego zakątka błoni.
— Witaj, Wycierusie! — ryknął Rogacz, ale tak, że wszyscy uczniowie siedzący na błoniach zaczęli się schodzić.
Ślizgon jak na komendę wyciągnął różdżkę, upuszczając przy tym resztę rzeczy.
Z tego wszystkiego powstała awantura, James i Syriusz rzucali nowymi obelgami. W końcu Severus zawisnąć na drzewie. Zaczął krzyczeć na Jamesa, a ten użył zaklęcia czyszczącego.

I muszę przyznać, że wyglądał naprawdę śmiesznie z pianą na całej twarzy i z żałośnie wiszącą szatą. Z kolei przez to było widać blade, chude nogi i wielkie gacie. Zaczęłam chichotać.
— Zostawcie go! — uśmiech zniknął z mojej twarzy. To krzyczała Lilka — Głuchy jesteś, Potter? Puść go — wrzasnęła.
— Puszczę jak się ze mną umówisz, Evans — rzekł o wiele niższym głosem niż zwykle.
— Wiesz co? Jesteś żałosny, po prostu żałosny — warknęła.
— Nie wydaje mi się — uśmiechnął się szarmancko.
— Tak? Prawie codziennie wpadasz w kłopoty, na okrągło targasz włosy, by wyglądać jakbyś dopiero, co zsiadł z miotły, popisujesz się zniczem... — urwała na chwilę — Jesteś mniej poważny od Syriusza.
— Ja tutaj jestem! — warknął.
Podeszłam do niego z miną pt. Nie warto. To ich sprawa.
— Już wolałabym się umówić z wilkołakiem niż z tobą — warknęła.
— Da się załatwiać — mruknął Rogacz.
Teraz już wszyscy zaczęli się dokładnie przysłuchiwać tej kłótni. Jeszcze tylko brakuje tu nauczyciela.
— Macie go zostawić! — znów krzyknęła moja przyjaciółka, wyciągając różdżkę
— Ah, Evans nie zmuszaj mnie do tego — jęknął James takim tonem, jakby robił jej łaskę.
— Do cze...
Zanim Lily zdążyła cokolwiek powiedzieć, dał się słyszeć cichy, lecz pełny nienawiści głos;
— N-nie potrzebuje pomocy tej małej szlamy.
Zamarłam, czując odrazę do Snape'a a jednocześnie żal do Lily...
Skutek był natychmiastowy. Rozległy się gwizdy wyrażające zgorszenie.
— Masz ją przeprosić! — ryknął okularnik na Severusa.
— Nie- zaprotestowała ostro — nie każ mu tego robić. Pewnie to dla niego za dużo — szepnęła.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Powoli zaczęła odchodzić.
— Lily — wrzasnęłam.
— Zostaw mnie — szepnęła tak, abym tylko ja to dosłyszała...

Trochę później...

Tamten wieczór okazał się być dla nas bardzo trudny. James był po prostu zrozpaczony. Chyba od razu po kolacji poszedł spać.
Ja zdołałam zacząć rozmowę z Lily

Następnego dnia...

Właśnie bardzo zdyszana wracałam z końca pociągu. Lily usiadła na drugim końcu. Ja musiałam tak chodzić co chwila.

Później...

Wreszcie dojechaliśmy na stację King's Cross. Wakacje to najlepszy moment na to, by Lily odpoczęła od Jamesa.

Peron opustoszał. Pożegnałam się z każdym oprócz Syriusza...
— Pa! — Pomachałam do okularnika, który już znikł z pola widzenia.
Odwróciłam się do Łapy i mocno go przytuliłam.
— Będę tęsknić — szepnęłam.
— Ja też — odparł.
— Pamiętaj, żeby pisać, bo się zanudzę na smierć — mruknęłam.
— Obiecuję.
Już schyliłam się po kufer, ale usłyszałam dziki krzyk. A najdziwniejsze, że Syriusz nie rozejrzał się zdziwiony, tylko wywrócił oczami i ciężko westchnął.
Podeszła do nas średniego wzrostu kobieta o jasnej karnacji i kruczoczarnych włosach. Miała takie same szare oczy tyle, że teraz się zwęziły. To pewnie jego matka...
— Jak śmiesz ty wstrętna plugawa szlamo — krzyczała na mnie.
Nie wiedziałam z jakiego powodu.
— Pani do mnie mówi? — zapytałam z ironią, aby podkreślić, że nie podoba mi się jej zachowanie.
— Nie nazywaj jej tak! — krzyknął Łapa buntowniczym tonem.
— Ty — wrzeszczała jak opętana — ty!
— Viv, proszę, idź już — jęknął
zrezygnowany, ale dalej wściekły Łapa
Posłuchałam się i czym przeszłej przekroczyłam barierkę...

Oczami Syriusza

Byłem wściekły na całą moją rodzinę. Ja nie pozwolę na obrazę moich przyjaciół.

Matka chwyciła mnie i Regulusa. Deportowaliśmy się do miejsca, którego nigdy nie mogłem nazwać domem, czyli Grimmauld Place 12. Ten ponury i czarny dom wskazywał na rodzaj ludzi tu mieszkających. Każdy z rodu Black nie mógł szanować mugolaków. Jeśli ktoś się sprzeciwi, zostanie wydziedziczony. Ja właśnie jestem taki innym. Od zawsze się buntowałem...

Moja rodzicielka najpierw kazała mi iść do pokoju, a potem zeszła do kuchni. Słyszałem, jak coś krzyczy, ale mało mnie to obchodziło. Zacząłem wypakowywać kufer, a raczej wyrzucać z niego rzeczy.
Nagle drzwi się otworzyły i wpadł ojciec, a za nim jak cień kroczyła Walburga Black. Nie zwróciłem na to uwagi.
— Wstań — rozkazał ojciec.
Zrobiłem to bardzo niechętnie.
— Czy to prawda, co widziała twoja matka? — syknął przez zaciśnięte zęby.
— A co takiego widziała? — udałem niewiniątko.
— Rozmawiałeś z tą szlamą — warknęła.
— To nie jest szlama! To moja przyjaciółka — krzyknąłem.
Ich oblicza stały się purpurowe.
— W takim razie zabraniamy ci się z nią widywać — usłyszałem ich surowe głosy.
— Aha, bo uwierzę — roześmiałem się.

Odwróciłem się w stronę kufra. Jednak to był błąd...
— Crucio! — ryknął ojciec.
Poczułem ból. Ból, którego nie da się opisać słowem ani gestem. Ból, który oślepia, sprawia, że pragniesz tylko śmierci.
Upadłem, wijąc się i krzycząc.
Ci okrutni ludzie nie przestawali. Zacząłem wrzeszczeć, że chce umrzeć. Oni nie zwracali na to żadnej uwagi.
W końcu zmęczyli się. Pozostawili mnie leżącego na ziemi, obolałego do granic możliwości. Nie byłem w stanie się ruszyć. Poczułem smak krwi i znów ten ból.
Nawet nie wiem kiedy, ale zemdlałem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro