Rozdział 19. Nowa... przyjaciółka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

1 września wstałam niezwykle wcześnie. Szybko wykonałam poranne czynności. Zjadłam śniadanie i w jakiś niewytłumaczalny dla siebie sposób zwlokłam kufer na zewnątrz. Niestety to był dopiero początek, ponieważ musiałam zataszczyć ten bagaż aż do domu Jamesa. Tak, to pani Potter powiedziała, że zabierze i mnie na King's Corss. Ruszyłam.

W końcu dotarłam do jego domu i dysząc cieżko, zapukałam. Drzwi otworzył pan Potter, który karze do siebie mówić Fleamont.
- Dzień dobry moja droga. - Uśmiechnął się ciepło. - Przyszłaś na czas!
- Tak, bardzo się starałam nie spóźnić.
Ledwo przekroczyłam próg domu, a niewiadomo skąd pojawił się James, a za nim przytrzymując się framugi dziwi, Łapa. W prawdzie czuł się o wiele lepiej, ale jeszcze daleko mu było całkowitego wyzdrowienia.
- Cześć! - zawołałam.
- To jak? Gotowa na szósty rok nauki w Hogwarcie - spytał Rogacz.
- Jeszcze jak!
- Ale mam nadzieję, iż skończycie z tymi żartami. - Do rozmowy wtrąciła się mama Jamesa. - W zeszłym roku otrzymywałam tyle listów - warknęła, groźnie marszcząc brwi. - że nie nadążałam z ich czytaniem, więc jeśli w tym roku będzie tak samo, to popamiętasz. - Wycelowała palcem w swojego syna.
- No mamo liczę, że się przyłożysz do pisania odpowiedzi. - Zrobił niewinną minę.
Euphemia Potter uniosła ręce ku niebu, jakby prosiła o litość i poszła do salonu. Zaczęłam chichotać.
- No dobrze chodźmy - zakomunikował tata Rogasia, który uważnie przysłuchiwał się tej rozmowie. - Macie wszystko?
- Tak.
Wspólnie deportowaliśmy się na King's Cross. Potem przedostaliśmy się na peron 9 i 3/4. Naszym oczom ukazał się ekspres Hogwart. Zaczęłam szukać wzrokiem Lunatyka i Glizdogona. W końcu sami do nas podeszli z niepewnymi minami.
- I jak tam Syriuszu? - spytał Remus. - To o czym pisał mi James, było straszne!
- No właśnie - pisnął Peter.
- Lepiej - odparł krótko.
- To jak może pójdziemy znaleść siebie jakiś przedział? - zaproponował Syriusz.
- Dobrze, ale ja i Remus musimy iść do wagonu prefektów, a potem będziemy patrolować korytarze.
- Ja muszę znaleść Lilusię - zawołał Rogacz.
- Jak ją tak nazwiesz, to cię rąbnie - mruknęłam.
James zniknął, uprzednio żegnając się z ojcem.
Kiedy tylko Łapa spróbował podnieść swój kufer, jęknął z bólu kurczowo łapiąc się za prawą rękę. Spojrzałam porozumiewawczo na Lunatyka i Glizdogona, którzy natychmiast wzięli nasze rzeczy.
- Chodź. - Złapałam go za prawe ramię.
- Ale... ja dam sobie radę - mruknął tak, że ledwo go usłyszałam.
- Och nie bądź głupi. Twoja godność i tak zniknęła ładnych parę lat temu!
Łapa nic nie odpowiedział i już po kilku krokach zatoczył się lekko. Szliśmy korytarzem, ale niestety musieliśmy się natknąć na Dorcas i jej przyjaciółki. Meadows popchnęła mnie i jakby nigdy nic zaszczebiotała;
- Ach Syriuszku! Co ci się stało? - podeszła niebezpiecznie blisko, za blisko.
- Ja... nic... to znaczy - Łapa podrapał się po karku, nie wiedząc co odpowiedzieć.
Czy on zawsze musi z siebie robić durnia?
- Nic, co powinno cię obchodzić - odrzekłam, podnosząc się z ziemi.
- Nikt się ciebie nie pytał. - Zaśmiała się ironicznie.
- Viv, chodźmy już - szepnął Łapa, na co kiwnęłam głową.
- W porządku.

Wreszcie dotarliśmy do przedziału, gdzie czekali już wszyscy. Nawet Lilly. Niestety musiałam pobiec z Remusem do wagonu prefektów.

Później...

Dwie godziny późnej zaczęłam włóczyć się po korytarzu. Co jakiś czas upominałam pierwszoroczniaków, żeby nie biegali tak szybko...
Szłam tak w dalszym ciagu, lecz nagle przystanęłam, słysząc dobrze znany i znienawidzonym głos;
- Ona? To pewnie jakaś brudna zdrajczyni krwi. - Podniesionym głosem mówił Lucjusz Malfoy a jego banda chichotania.
Stali nad jakąś dziewczyną.
- Malfoy! - krzyknęłam. - Masz zostawić ją w spokoju!
- Bo co? Co niby osoba twojego pokroju - Nacisnął na dwa ostatnie słowa. - może zrobić?
- Chciałeś powiedzieć prefekt. - Szturchnęłam odznakę. - och ja nie muszę nic robić. Wystarczy, że kiedy przyjdziemy do szkoły, zrobię raport i odejmie ci punkty - zagroziłam.
Malfoy prychnął wyniośle, ale odszedł. No, wreszcie mu pokazałam!
Już chciałam odejść, kiedy uchwyciłam wzrok dziewczyny. Była średniego wzrostu, rudowłosą o zielonych oczach.
- Dziękuje - wyszeptała z uśmiechem.
- Ale nie ma za co! - wyszczerzyłam się.
- Nazywam się Molly Prewett.
- Vivienne Blue. - Podałam jej rękę.
Była w moim wieku, więc spytałam;
- Czy ty czasem nie jesteś nowa? Jakoś nigdy cię tu nie widziałam.
- Tak - powiedziała nieco pewniej - i...
W sumie to nie miałam powodu, żeby wypytywać ją dalej, ale wydała mi się bardzo miła a przede wszystkim nieśmiała. Do Hogwartu jedzie po raz pierwszy. W sercu czułam, iż chętnie opowiem jej o tak wspaniałej szkole. Pamiętam i to dobrze jak się czułam, kiedy mając jedenaście lat, zastanawiałam się jak to będzie...
- Może gdzieś usiądziemy? - zaproponowałam, bo co chwila ktoś nas mijał i nie dało się porozmawiać.
- Jasne! Nawet zajęłam przedział
Wkroczyliśmy do wolnego przedziału, w którym był tylko kufer Molly.
- Do jakiej szkoły chodziłaś wcześniej? - spytałam, kiedy usiadłyśmy wygodnie.
- Do Beauxbatons.
- Przeprowadziłaś się do Anglii - bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Tak, ale nie żałuje - odparła szybko. - bo widzisz... Ja nie byłam tam żadnych przyjaciół. Wszyscy uważali mnie za dziwadło a-a - Głos zaczął jej się lekko łamać. - teraz kiedy znaleźliśmy się w Londynie ja myślałam, że może... być inaczej, ale...
Uśmiechnęłam się tak szeroko, jak tylko mogłam.
- Jeśli chodzi ci o Malfoya, to nie przyjmuj się tym. On po prostu taki już jest. A z resztą, teraz masz mnie.
- S-serio? - zdziwiła się.
- Ależ oczywiście! - wybuchnęłam śmiechem.

Nastała cisza, którą przerywały tylko donośnie głosy innych osób. W końcu Molly się odezwała;
- Opowiesz mi coś o Hogwarcie?
- Aha - mruknęłam, starając się przypomnieć te informacje, które mówiła profesor McGonagall, kiedy pierwszy raz mieliśmy wejść do Wielkiej Sali. - tak, więc są cztery domy; Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Tiara Przydziału wybiera, do którego z nich trafisz. Swoje decyzje opiera głównie na cechach charakteru, ale nie tylko.
- A ty, do którego domu należysz?
- Do Gryffindoru.
- Ja nie wiem i nawet nie chce wiedzieć. Kiedy się dowiem to wtedy...

Kilka godzin później...

Czas spędzony z Molly mijał niezwykle szybko i przyjemnie. Bardzo dużo dowiedziałam się o jej poprzedniej szkole, o tym, jak denerwują ją bracia. Ja też zaczęłam mówić o przygodach w Hogwarcie i napewno mówiłabym jeszcze długo, ale Hogwart Ekspres zatrzymał się w Hogsmeade.

Wyszłyśmy z pociągu i skierowałyśmy się ku powozom. Starałam się znaleźć Lilly lub Huncwotów, ale jak na złość ich nie było. Trudno, najwyżej spotkamy się w Wielkiej Sali...

Dotarłyśmy do szkoły. Już siedziałam przy stole Gryfonów, a Molly rozmawiała z profesor McGonagall, stojąc nieco z boku.
- Vivienne! - usłyszałam głosy przyjaciół i natychmiast się odwróciłam.
- Cześć! - zawołałam entuzjastycznie.
- Gdzieś ty była? - Prawie krzyknęła Lilka.
- Ja byłam z Molly.
- Z kim? - odezwał się Łapa, na którego zwrócone były oczy większości dziewczyn. Nawet się już do tego przyzwyczaiłam.
- To nowa uczennica Hogwartu. Przyjechała z Beauxbatons na ostatnie dwa lata i tak się złożyło, że napadł na nią Malfoy.
- Tak, ten Lucjusz jest wstrętny.

Nikt nie zdążył już nic więcej powiedzieć, bo podszedł Dumbledore.
- Moi drodzy - zaczął. - pragnę serdecznie powitać was w Hogwarcie. Ten rok będzie wyjątkowy dla nas wszystkich, ponieważ szkoła świętuje 1000 lat! - Jego głos odbijał się echem od ścian. - I z tej okazji zorganizujemy pewną niespodziankę, ale o tym później
Tiara Przydziału zaśpiewała, a potem zaczął się przydział. Na początku usłyszałam;
- Molly Prewett!
Wyprostowałam się. Spośród tłumu pierwszorocznych wystąpiła Molly. Dziewczyna usiadła z niewyraźną miną. Lecz, kiedy tylko Tiara dotknęła jej głowy, natychmiast krzyknęła;
- GRYFFINDOR!
Poczułam się lekko. Jak fajnie! Zaczęłam klaskać, a rudowłosa chwiejąc się podeszła i usiadła.
- Więc to ty jesteś tą Molly? - spytał Lunatyk.
- Tak.
Tym razem ja wstałam.
- Molly to są moi przyjaciele! Lilly, James, Remus, Peter i Syriusz.
- Miło mi- uśmiechnęła się.
- Nam też- zawołała Lilly.

Zaczęliśmy rozmawiać, a potem odprowadziłam pierwszorocznych do Wieży Gryffindor'u...



1214 słów! No, jest moc💪.  Obiecałam, że wstawię rozdział i jest!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro