Rozdział 27. Wybór

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od czasu ogłoszenia Dumbledore'a minęło więcej jak miesiąc. W zasadzie nikt tego nie zauważył. Mieliśmy tyle nauki, prac domowych, zajęć dodatkowych, że nie było na nic innego czasu. Mało tego już niedługo odbędą się egzaminy. Ja, Lilly, Molly i Ann rozplanowałyśmy sobie kiedy, gdzie i jak będziemy się uczyć. W sumie takie rozplanowanie jest bardzo przydatne. Huncwoci natomiast nie przejmują się nauką. Tylko Remus się stara i gdyby nie zaciągnął reszty do książek, przypuszczalnie teraz siedzieliby nam na głowach i przeszkadzali, a tak siedzimy sobie spokojnie w Pokoju Wspólnym.

Rozmawiałyśmy o tak zwanym wszystkim i niczym. To takie niesamowite, że w czwórkę dogadujemy się naprawdę dobrze.
- To jak? - zagadnęłam Molly z niewinnym uśmieszkiem. - powiesz wreszcie, gdzie tak znikasz? Dobrze wiem, że czasem wychodzisz z dormitorium, ale zawsze o tej samej porze.
Twarz dziewczyny natychmiast przybrała delikatny czerwony odcień, a kiedy wszystkie wlepiłyśmy w nią oczy, przybrała purpurowy odcień.
- Ja... No, bo ja...wieczorami spaceruję z Arturem - bąknęła.
- TO ŚWIETNIE! - ryknęła Lilly.
Uniosłam kącik ust i przytuliłam przyjaciółkę. Jednak usłyszałyśmy głos Mervy.
Marva jest blondynką o szarych oczach. Jest to dziewczyna, której priorytetem jest nauka, ale trzyma się z Dorcas. W sumie ona jest trochę jak Remus. Jakby ktoś mnie o to spytał, to powiedziałabym, że do siebie pasują, nawet bardzo.

Blondynka zaczeka pytać o coś Ann, a ja westchnęłam w duchu, bo przyszła Dorcas i się do nas dosiadła. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Lilly i już zamierzałam wstać, ale Ann złapała mnie za rękę i powiedziała, żebyśmy jeszcze zostały. Fakt pozostaje faktem, iż nie lubię Dorcas, ale czy warto psuć sobie dzień przez jakąś idiotkę? Nie, raczej nie...
Kiedy skończył się temat Molly, zaczęły się inne pytanie dotyczące balu i coś tego typu. Zdążyłam się już dowiedzieć jaką sukienkę założy Merva i Ann i, że Molly idzie na bal z Arturem, co było raczej oczywiste...
- Dorcas, czy ciebie już ktoś zaprosił na bal? - zapytała Lilly z jadowitym uśmiechem, a co najdziwniejsze cały czas patrzyła na mnie!
- Och - prychnęła wyniośle. - To przecież jasne, że idę z Syriuszem - ostatnie słowo wypowiedziała z naciskiem.
Żal mi tego Syriusza. Ja bym z nią nie wytrzymała choćby godziny, a on będzie musiał przez cały bal. Nie wiem też czemu, ale poczułam się nieswojo. Poczułam zazdrość?! Ale, ale dlaczego? Czy podświadomie pragnę zatańczyć z Łapą? Ale dlaczego? Chociaż teraz jak o tym myślę, mam przeczucie, że tak jest. Ja naprawdę chciałabym iść z Syriuszem na ten bal, ale dotąd tego nie zauważyłam, czemu? Tego chyba się nie dowiem.
- A skąd to wiesz? - Ruda nie dawała za wygraną i dalej drążyła temat.
Dziewczyna spojrzała na nią jak na wyjątkowo tępą osobę i powiedziała, cedząc słowa:
- A z kim innym chciałby iść Syriusz?! Przecież on jest we mnie zakochany na zabój! - Jej słowa sprawiły, że coś we mnie pękło, więc nim ktoś cokolwiek powiedział, spojrzałam na nią wściekłe i siląc się na obojętny ton powiedziałam:
- A skąd ta pewność?
Wiedziałam, że moje słowa dotknęły ją i upokorzyły, ale niczego po sobie nie pokazała. Tak, ta dziewczyna naprawdę dobrze gra i to jest jedyna rzecz, której jej zazdroszczę.
- Ja to po prostu wiem.
Miałam ochotę powiedzieć jej "Przecież ze sobą nie chodzicie. Zresztą nigdy nie mówił nic o tobie ani tym bardziej, że jest zakochany". Ale nie powiedziałam, bo wiem, że brzmiałoby to co najmniej dziwnie, dlatego zmieniłam temat.
Stopniowo zaczęłyśmy się rozchodzić. W końcu postanowiłam się przejść. Tak się złożyło, że zrobiłyśmy sobie wolne od nauki.

Wzięłam moją ulubioną granatową kurtkę i wyszłam.
Delikatne promienie wiosennego słońca sprawiły, że odprężyłam się.
Stanęłam na błoniach, w pobliżu nie było nikogo, co bardzo mi sprzyjało. Zaczęłam, więc rozmyślać.
Co się ze mną stało, gdy rozmawiałam z Dorcas? W dalszym ciągu nie wiem, ale to o czym wcześniej pomysłami zdawało się być prawdą. Więc ja chciałabym iść z Łapą na bal? O rany, świat staje na głowie! Chociaż, czyżbym ja....
Nie, nie to jest niemożliwe. To przecież największy casanova w Hogwarcie, on całuje się z dziesiątką dziewczyn w szkole! Nie, nie mogę o nim teraz myśleć! W każdym bądź razie nie teraz.

Wróciłam spokojnie do zamku. Nie chciało mi się iść do dormitorium, bo tam pewnie siedzi Dorcas. Nie chciał też iść do biblioteki, bo napewno tam są Lilly i Molly. Kto wie, może i one właśnie teraz siedzą pochylone nad książkami i szepcą miedzy sobą, dlaczego byłam tak złośliwa wobec Dorcas. Może się okazać, że wiedzą o tym, czego ja nie umiem nazwać, do czego nie umiem się przyznać.
Wlokłam się po korytarzach, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Nagle, niespodziewanie wpadłam na Remusa, który prawdopodobnie wracał z biblioteki.
- Cześć - mruknęłam.
- Cześć.
Chciałam odejść, ale Lunatyk mnie zatrzymał.
- Co się stało?
- Sama nie wiem - powiedziałam zagadkowym tonem, ale w głębi duszy potrzebowałam z kimś porozmawiać.
- Viv... Czy tu chodzi o Dorcas? - spytał nieśmiało.
- A skąd o tym wesz?
- Od Lilly.
Mruknęłam coś pod nosem.
- Ale....
- Ja sama już nie wiem - przerwałam mu. - nie wiem co się ze mną dzieje!
- Wiesz, ja chyba wiem...
- Ale to jest Łapa - znów nie dałam mu dojść do słowa. - To jest casanova Hogwartu, który nie wierzy w miłość! Dla niego liczy się tylko zabawa!
- Vivienne - powiedział. - to jest miłość i nie zaprzeczysz temu.
- Ale...
- Skoro Syriusz nie wierzy, to spraw by zaczął.
- Ale jak?
- To już twój wybór, ale ja wiem, że możesz!
- Jesteś pewien?
- Całkowicie.

880 słów. Postarałam się i proszę! Mamy rozdział 27!
I teraz uwaga, uwaga, jeśli dacie dużo gwiazdek i komentarzy obiecuję, że jutro będzie rozdział, choć planowałam napisać go w innym terminie, ale się postaram. 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro