Rozdział 31. Tajemnice, tajemnice i tajemnice

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czym prędzej wbiegłam do Pokoju Wspólnego. Nadal było pusto i cicho.
Usiadłam przy oknie i zagłębiłam się w myślach. Zaczął padać deszcz.

Nagle ujrzałam Huncwotów, Molly i Artura. Byli na drodze prowadzącej do wioski. Remus chyba kupił sobie kolejną książkę. Glizdek ma słodycze z Miodowego Królestwa, a tam... Tam jest Syriusz. Zawsze na jego widok, muszę się mimowolnie uśmiechnąć. Ale to jest silniejsze ode mnie! Dlaczego to musi być takie trudne? Często nie umiem się skupić, bo myślę o nim. Chociaż... To nic w porywaniu do tego, co zaczęło się dziać. Chyba to, co mu wytknęłam w dniu balu, musiało mocno zapaść w jego pamięci. Wystarczy tylko, że zostaniemy sami, a już obrzuca mnie lawiną pytań typu "Vivienne, co to jest miłość?", "Vivienne, po czym poznać, że jest się zakochanym?". Już nie wspomnę, jak się czuję, kiedy muszę odpowiadać i to właśnie jemu!
Nagle pokuj rozświetlił błękitny blask. Poderwałam się i wrzasnęła na całe gardło.
- Viv! Co się stało?! - Obróciłam się i zobaczyłam Molly.
Za nią stali Huncwoci i Artur. Wszyscy byli wyraźnie przerażeni.
- W-wy, w-wy tego n-nie widzicie? - spytałam, a to światło zaczęło mnie oślepiać.
- Czego nie widzimy?
Szczęka mi opadła. Oni naprawdę nic nie widzieli, a przecież... To już jest jakaś paranoja!
- Muszę iść - rzuciłam i wybiegłam z Wieży Gryffindor'u.
Wyszłam na błonia, a potem do lasu. Zaczęło padać, ale ja dalej biegłam do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło.

Deszcz siekł mnie po twarzy, ale ja stałam dokładnie w tym miejscu, gdzie po raz pierwszy dostrzegłam Enfiriusa.
- Dlaczego to tak musi być? - jęknęłam i opadłam na kolana.
Teraz pomyślą, że jestem stuknięta. Może tak jest naprawdę, skoro zaczynam widzieć rzeczy, które tak na dobrą sprawę nie powinny istnieć. Już nie wiem, co się ze mną dzieje. Całe moje życie zaczyna się poważnie komplikować. A jeśli tego już nie da się zmienić? Jeśli wydarzą się kolejne, dziwaczne rzeczy? To wszystko powoli zaczyna tracić sens.

Ni stąd, ni zowąd usłyszałam pohukiwanie sowy. Rzeczywiście, podleciała do mnie ta sama sowa, która przyniosła mi anonimowy list.
- No, jeszcze tego mi brakowało-burknęłam.
Sowa zrzuciła mi list na głowę i odleciała, a ja stałam, nie wiedząc, co zrobić.
W końcu rozerwałam kopertę i z mocno bijącym sercem przeczytałam.

Vivienne,
Cieszymy się, że zaszłaś już tak daleko, ale pamiętaj! Moc jest naprawdę potężna i zły wybór doprowadzi do cierpienia i śmierci. Pamiętaj! Jeśli dobrze wybierzesz, wszystko się zmieni, ale jeśli dokonasz złego wyboru...

Nie, nie no teraz to już jest przesada. Kolejna dziwaczna wiadomość! Czy to się nigdy nie skończy?! Znów nie mam pojęcia, o co chodzi ani kto te list pisze. Tylko po co to robi? W sumie i tak nic z tego nie wywnioskowałam. Za pierwszym razem to miało ręce i nogi, a teraz? Mam o czymś pamiętać? I o co chodzi z wyborem, cierpieniem i śmiercią? Mam wybrać, a jeśli zrobię to źle, to ktoś zginie? Nie, to już przesada. Nie dość, że zostałam wciągnięta w sprawę Enfirusa, to prze zemnie może ktoś zginąć?! Nie chcę w to uwierzyć.
- Vivienne - usłyszałam ciepły, wesoły głos... Łapy.
Dlaczego musiał teraz przyjść? Wolałbym pobyć sama, wszystko przemyśleć.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam z rezygnacją w głosie.
- Bo cię szukałem.
- Dlaczego?
- Wyjaśnisz mi, co ci się stało? - spytał i podszedł bliżej, przez co po karku przeszedł mi dreszcz.
- Nie wiem, nie wiem, co mi się stało - odpadłam twardo.
- A wiesz, chociaż co to było za czarne światło?
Wytrzeszczyłam oczy. On też widział, ale dlaczego u licha czarne światło. Przecież było błękitne.
- Jesteś pewien, że to było czarne światło?
- Czyli też je widziałaś?
- Tak, ale wtedy było błękitne.
- Jak to?
- Było wyraźnie błękitne.
- Ale skąd to się wzięło? Może ktoś to wyczarował?
- To nie były czary. W każdym bądź razie nie takie jak myślisz - westchnęłam.
- Co? - prawie krzyknął.
- Tak - wyjęłam kieszeni przemoczonej bluzy dwa kryształy.
Syriusz zrobił wielkie oczy i nic nie powiedział.
- Nic z tego nie rozumiem - odezwał się wreszcie.
- Ja też nie i ta wiadomość też nic nie wyjaśnia - szepnęłam.
- Jaka wiadomość?!
- No tak - uśmiechnęłam się - przecież ty nic nie wiesz.
- Czego nie wiem?

Opowiedziałam mu historię Enfiriusa i dałam do przeczytania ten list. Prawdę mówiąc, już nie miałam siły na więcej wyjaśnień. Chciałam wrócić do zamku i położyć się spać.

- Aż trudno w to uwierzyć - szepnął Syriusz.
- Może i tak - mruknęłam.
- Nie da się tego jakoś sprawdzić? Dowiedzieć się więcej?
- Nie. Nie da się. Przewaliłam całą bibliotekę i nie ma nawet wzmianki.
- Jakie to jest dziwne - mruknął.
- Uważam, że powinniśmy po prostu poczekać. Może z czasem się wszystko wyjaśni, bo teraz nie możemy nic zrobić.
- Dobrze.
- Syriuszu?
- Tak?
- Proszę... Nie mów o tym nikomu. Wolałbym, żeby to pozostało tajemnicą.
- Obiecuję - rzekł - A może wrócimy już do zamku?
Dopiero teraz zauważyłam, że dosłownie ociekam wodą. Syriusz zresztą podobnie.

Łapa złapał mnie za rękę i pozwoliłam się prowadzić przez las.




797 słów! Sadzę, że jest okej. ;*

Pozdrawiam Czarne Łapy Ponuraki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro