Rozdział 51. Wszystko się kiedyś kończy.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka dni od naszego przyjazdu do szkoły. Tak naprawdę to te kilka dni — a dokładniej trzy — minęły dość przyjemnie, aczkolwiek było sporo pracy.

Zacznijmy od tego, że Gruba Dama nie chciała nas wpuścić do wieży Gryffindor'u. Koniec końców wysłaliśmy Remusa, by spróbował ją przekonać.

Lunatyk wrócił po godzinie i oświadczył, że Gruba Dama prosiła, by nam przekazać, iż jesteśmy bandą nierozgarniętych dzieciaków, które nie mają za grosz odpowiedzialności. A wszystko to mówił, naśladując głos Damy, przez co ryczeliśmy wręcz ze śmiechu.

Następnego dnia po południu Gruba Dama jednak zgodziła się nas wpuścić, chociaż za każdym razem, kiedy wchodziliśmy lub wychodziliśmy, robiła nam tego typu uwagi.

W między czasie wybraliśmy się również do skrzatów, czyli do kuchni. Skrzaty mają to do siebie, że lubią przebywać w jednym miejscu, więc w kuchni.

Sporo im pomagałam, ale tak na dobrą sprawę to czysta przyjemność.

Chyba nam wszystkim przydał się taki "urlop". A w każdym bądź razie ja odpoczęłam. Nie było łatwo się przyzwyczaić do Hogwartu, w którym nie było ani uczniów, ani nauczycieli. Ktoś mógłby rzec, że wręcz za spokojnie jak na miejsce wiecznie tętniące życiem. Cóż, nie na długo, ponieważ Huncwoci obmyślili bardzo ciekawy plan powitania nauczycieli...

Na dwa dni przed rozpoczęciem planu pogoda wreszcie się poprawiła. Choć dalej było zimno, śnieg już przestał padać i zza chmur wyjrzało słońce.

Lily i ja postanowiłyśmy się przejść, bo ile można tkwić w środku?

Niestety, nasz spacer i wesołą rozmowę przerwał James. Podleciał do nas na swej miotle, ponoć jednym z lepszych modeli. Zaraz za nim pojawił się Syriusz.

— No to co? Zabierzmy gdzieś panienki! — zawołał Rogacz, zataczając się lekko.
— James, czym ty znów się upiłeś? — zapytała Lily, ale po chwili na jej zaróżowione od mrozu twarzy zagościł uśmiech.
— Nie. Ja? Skąd?
— Nie gadaj, tylko chodź — powiedziała i pociągnęła go za ramie.

— Pasują do siebie jak ulał — mruknął Łapa, gdy tylko zostaliśmy sami.
— Tak, bardzo do siebie pasują. — Uśmiechnęłam się.

Doszliśmy aż go jeziora. Zerwał się wiatr.

— Myślisz, że po szkole dalej będziemy się tak często widywać? Czy Huncwoci pozostaną Huncwotami? — zapytał ni z tego, ni z owego.
— Nie wiem, mam tylko nadzieję, że wszyscy będziemy szczęśliwi. Że jakoś odnajdziemy się w prawdziwym życiu. Coraz częściej zaczynam myśleć o tym, co będzie po Hogwarcie. Być może komuś nie wyjdzie... ale życie toczy się... dalej.
— A co będzie z nami?
Spojrzałam w dal, jakby głęboko się nad czymś zastanawiając.
Ostrożnie wzięłam Syriusza za rękę, a potem powiedziałam:
— Tego nie wiem, ale chcę tylko, żebyś był szczęśliwy.
— Bo będę, ale tylko z tobą.
Uniosłam kącik ust. Chyba musimy się pogodzić z końcem szkoły, bo... wszystko się kiedyś kończy... ale to, co będzie między nami, będzie się toczyć dalej.

Hej!
Jest kolejny rozdział, wiem, że krótki, ale mam tylko nadzieję, że nie zasłodziłam tego zbytnio XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro