13.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sebastian znowu musiał wykręcić numer Alicji Kowalskiej. Odebrała po drugim dzwonku:
- Tak? - usłyszał w jej głosie daleko posuniętą rezerwę. Wziął głęboki oddech:
- Witaj, Alicja. Poświęcisz mi chwilę?
- Witaj, Sebastian. W czym ci mogę pomóc?
- Wiesz, że jestem doradcą medialnym twojego męża?
- Wiem - westchnęła. - I wiem, że zamierza teraz dość mocno cię angażować, w końcu za rok wybory....

- Zgadza się. - przytaknął. - Zamierzam namówić posła, żeby zaczął się więcej pokazywać z wami - tobą i Justyną. Nie tylko w miasteczku, ale i w stolicy. To dobrze zrobi jego wizerunkowi. Istnieje duża możliwość, że będziesz się na mnie natykać, bo ja też będę dość często bywał w Warszawie.
Kowalska milczała przez chwilę. Już zaczął się obawiać, że coś ich rozłączyło, kiedy się odezwała, jak zawsze stonowanym, uprzejmym głosem:
- Rozumiem. I dziękuję, że mnie uprzedziłeś.

- Zresztą zamierzam spotkać się z wami, musimy omówić kilka spraw. To nie wygląda dobrze, jak każde z was mieszka gdzieś indziej: ty w miasteczku, poseł w Warszawie a Justyna w Poznaniu. Pamiętaj, że poseł jest przedstawicielem Partii Prawdziwej Polski, ma na sztandarze wartości rodzinne, tradycje i takie tam.
- Rozumiem. Co proponujesz? Mam tu pracę. Chcesz, żebym ją rzuciła? - w tym momencie głos jej zadrżał. Przypomniała sobie niedawną przeszłość i siebie samą z tamtego czasu.

- Absolutnie! - Sebastian podniósł głos. On też pamiętał. Dlatego jego głos zabrzmiał ostrzej. Dopiero po chwili kontynuował spokojniej:
- Musimy ustalić plan, który uwzględni obowiązki twoje, posła i Justyny. Pomysł jest taki: ty w miasteczku uczysz młodzież jak być dobrym, wykształconym obywatelem; masz swoją pracę ale wspierasz męża, kiedy trzeba. Justyna studiuje w innym mieście, jest zajęta, ale często spotyka się z rodzicami. Musimy tak ułożyć plany, żebyście spędzali razem sporo czasu wtedy, gdy to będzie możliwe i konieczne. Z uwagi na wasze miejsca zamieszkania, myślę, że najłatwiej będzie się spotykać w Warszawie. We dwoje albo w trójkę. Zresztą, tam poseł będzie najbardziej widoczny. W miasteczku pozostaną wszelkie okazje rodzinne, święta, jakieś miejskie uroczystości. Na razie tak to widzę, w razie spadku sondaży popularności będziemy ten plan korygować. Oczywiście, o ile zamierzasz wspierać posła? - zawiesił głos:

- O to cię zamierzałem zapytać na początku rozmowy, wybacz. Denerwuję się - przyznał.
Kowalska pomimo zachowywanej rezerwy uśmiechnęła się, słyszał to w jej głosie:
- Seba, chłopaku, nie jestem taka straszna. Owszem, teraz mam z tobą duży problem, ale wiesz, że cenię cię jako fachowca. Jeśli ułożysz taki plan, że dam radę uczyć i wspierać Romana, to w porządku.

- Dziękuję ci. Kiedy będę jechał do posła, zamierzam zabierać z sobą Justynę. Znamy się, mieszkamy w jednym mieście, Justyna chętnie odwiedzi tatę w Warszawie, a ja mogę służyć podwózką..
- Logiczne - przyznała. - I nie będzie wzbudzało podejrzeń Romana. Daj znać, kiedy to będzie, jeśli będę mogła, też będę przyjeżdżać.

- Cieszę się. Tylko musisz być przygotowana, że też będę się tam kręcił - uczciwie ją uprzedził. - Więc będziesz mnie widywać.
- Rozumiem. - zgodziła się.
Teraz Sebastian zamilkł na dłuższą chwilę:
- Dlaczego jesteś tak uprzejma dla mnie? - wydukał.
Kowalska roześmiała się. Nie był to ten jej perlisty śmiech, który tak bardzo lubił. Ten zawierał w sposobie dużo rezerwy a mniej radości, niemniej jednak był to śmiech:

- Chłopaku, póki żyję, będę ci wdzięczna za to, co zrobiłeś dla Justyny. Że ja znalazłeś i wyprowadziłem na prostą. No i za to, co zrobiłeś dla mnie. Nie chodzi mi o sam seks - zaznaczyła szybko:
- Choć był rewelacyjny. Ale chodzi mi o twoją wiarę we mnie, o przywrócenie mnie do życia. Jestem na tyle silna, że gdybym chciała, rozwiodłabym się z Romanem. Ale nie chcę. Więc jeśli chodzi o nas, to naprawdę jest ok. Było, miło, skończyło się. Natomiast mam problem z tobą jako partnerem Justyny - przyznała:

- I mówię to otwarcie, bo wiem, że zrozumiesz. Od naszej ostatniej rozmowy sporo myślałam na ten temat.
Kiwnął głową, jakby go mogła zobaczyć. A Kowalska ciągnęła:
- Nie chodzi mi nawet o sam fakt, że wczesniej spałeś ze mną. Bo zgodziliśmy się, że tamto popołudnie to sprawa już zamknięta. Było, minęło. Nie ma. Chodzi mi o to, że jesteś z Justyną. Pomiędzy nią a tobą jest ogromna różnica wieku, doświadczenia, w zasadzie wszystkiego. Rozumiem, że kiedy spędzaliście tak wiele czasu razem, coś was połączyło. Nawet, jak ci powiedziałam wcześniej, dopuszczam myśl, że idea tego związku wyszła od Justyny. Ale uważam, że nie powinieneś był się na to godzić. Jesteś starszy, więcej wiesz, z niejednego pieca jadłeś chleb. Wiesz, że ten związek nie ma szans powodzenia. Justyna jest dla ciebie zbyt młoda i niewinna.

Przy każdym zdaniu kiwał głową. Nic dodać, nic ująć.
- Nie zapominaj, że ja wiem, na co cię stać. Co lubisz, co potrafisz. Moja córka jeszcze długo nie będzie w stanie stać się dla ciebie równoprawną partnerką. Do tego potrzeba nie tylko umiejętności, ale dojrzałości psychicznej. Z drugiej strony, wierzę, że ci na niej zależy. Faktycznie, w ostatnim roku zaniechałeś swojej aktywności wśród kobiet. Popytałam trochę, stąd wiem. Jeśli zrobiłeś to dla Justyny, to chwała ci. Jeśli pojechałeś za nią do Poznania, zostawiając tu wszystko co miałeś zawodowo, to doceniam twoje zaangażowanie. Och, Justyna z pewnością jest z tobą szczęśliwa. Ty potrafisz sprawić, żeby kobieta poczuła się jak królowa. Jeśli Justyna wystarczyłaby ci do szczęścia, pierwsza bym wam pogratulowała. Ale boję się, że ci nie wystarczy. I będzie przez to cierpiała. A jeśli unieszczęśliwisz moją córkę, to ci tego nie wybaczę.

W tym momencie głos Kowalskiej zabrzmiał groźnie. Wierzył jej.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - odezwał się zdławionym głosem:
- Powiesz posłowi?
- Nie zamierzam. - zaprzeczyła Kowalska, już spokojniej:
- To jest wasze życie. Poczekam, aż Justyna zdecyduje się powiedzieć nam o was. A może nie będzie musiała? Może twoja obecność przy Romanie i przy nas wystarczy? Mąż zrozumie że jesteście razem i zaakceptuje? I samo się zadzieje? A może wasza znajomość się wypali szybko i rozpadnie? I nie będzie o czym mówić?

- Justyna jest dla mnie kimś szczególnym - próbował ją przekonać.
- Wierzę. Nie uważam cię za potwora, bawiącego się uczuciami nastolatki. A Justyna na pewno cię kocha, skoro z tobą jest.
- Kocha. I ja kocham ją, przynajmniej na tyle, na ile jestem jestem w stanie. - przyznał.

- W to też wierzę - przytaknęła. - Pytanie, na jak długo wystarczy ci tej miłości, żeby uszczęśliwiać moją córkę. Nie żądam odpowiedzi - dodała szybko. - To raczej temat dla ciebie do zastanowienia. I co powinieneś zrobić, żeby nie cierpiała, jeśli zmienisz zdanie....

To pytanie - nie pytanie zawisło w ciszy pomiędzy nimi. W końcu Sebastian się odezwał:
- Teraz ja doceniam twoją szczerość.... Nie wierzysz w nas, prawda?
- Wybacz, ale nie - głos kobiety zaczął się łamać. - Zbyt się różnicie od siebie. Ty zbyt daleko zaszedłeś w swoim hedonistycznym umiłowaniu przyjemności...

Roześmiał się gorzko:
- Justyna określiła to mniej dyplomatycznie. Powiedziała, że jestem "przechodzony".....
Teraz i Kowalska się zaśmiała. Niewiele w tym śmiechu było radości, raczej przypominał śmiech przez łzy, ale był:
- Fakt, mało dyplomatycznie. Czyli ona zdaje sobie z tego sprawę...

- Owszem - przyznał. - Dlatego prawie mnie rzuciła. Właśnie z tego powodu. Mądrą masz córkę. Odziedziczyła mądrość i odwagę po matce.
Tego Kowalska nie skomentowała.
- Zadzwoń jeszcze kiedyś, żeby pogadać o życiu. Daj się poznać jako partner mojej córki. - zaczęła kończyć dyskusję. - I daj znać, jak coś ustalisz z moim mężem. Będę wspierać Romana o tyle, o ile nie uniemożliwi mi to pracy zawodowej.
- Dziękuję, Alicja. Za wszystko.

***
Kolejna dyskusja z Piotrem była trudna. Sebastian opowiedział mu o telefonie do Alicji.
- Rozmowa z tą kobietą dała mi, jak zwykle, dużo do przemyślenia. Uświadomiłem sobie, że gdybym podjął inne decyzje w przeszłości, to właśnie Alicja mogłaby być moją kochanką i partnerką. - wyrzucał z siebie. - I że przy tej mądrej, doświadczonej kobiecie dużo bym się jeszcze nauczył. Że w niej znalazłbym wsparcie i pomoc w potrzebie. Takie prawdziwe partnerstwo.

Piotr milczał, ale Sebastian czuł, że przyjaciel jest wściekły. I że jego wściekłość narasta. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili a jego zimny głos mocno uderzył w Sebastiana:
- Nigdy więcej nie chcę od ciebie słyszeć takich słów. Wierzę, że masz takie przemyślenia. Ludzie ciągle zadają sobie pytanie: co by było, gdyby...?? Ale ty nie masz prawa "gdybać", jeśli chodzi o twoją przeszłość i podjęte decyzje. Już nie masz prawa - podkreślił.

Sebastian miał wrażenie, że głos przyjaciela staje się zimniejszy z każdym wypowiedzianym zdaniem.
- Byłeś dorosły i z dużym doświadczeniem, kiedy sięgnąłeś po Justynę. Wiedziałeś, z czym to się wiąże: że jest młodsza, niewinna, zielona i że pomiędzy waszymi poziomami jest przepaść. Wszedłeś w to z otwartymi oczami. Chciałeś być rzeźbiarzem, który stworzy sobie kobietę według swoich potrzeb. Więc teraz weź to na klatę: zaopiekuj się dziewczyną i spraw, żeby była z tobą szczęśliwa. Zrób też coś o wiele trudniejszego i sam bądź z nią szczęśliwy. I przestań zastanawiać się, z kim innym byłbyś bardziej spełniony. A już absolutnie nie bierz pod uwagę Kowalskiej. Bo z takich rozważań nic dobrego nie przyjdzie. Ani tobie ani Justynie. Zrozumiałeś?

W tym momencie Sebastian poczuł to, o czym wielokrotnie opowiadały dziewczyny ze "złotej paczki": doświadczył przemiany Tabora w górę lodową, od której wiało już nie chłodem, a wręcz arktycznym mrozem. Czuł to nawet na odległość, za pośrednictwem telefonu.

- Wyluzuj, brat - poprosił Sebastian. - Słyszę, że zeźliłeś się konkretnie. Gdybyś był obok mnie, to czuję, że skończyłbym z podbitym okiem albo rozkwaszonym nosem. Mimo tego, że wciąż jestem silniejszy.
Piotr milczał a ze słuchawki nadal promieniowało zimno.

- Źle mnie zrozumiałeś - ciągnął Sebastian. - Nie zamierzałem robić podchodów do Alicji czy zostawić Justyny. Po prostu uświadomiłem sobie pewne rzeczy i tyle. Czysto teoretycznie.
Piotr nadal milczał, ale ze słuchawki nie rozchodził się już taki arktyczny mróz. Sebastian kontynuował:
- Dziękuję ci za to, co przed chwilą powiedziałeś. Pomimo tego, że wysnułeś zbyt pochopnie wnioski.

- Mam nadzieję, brat - Piotr odezwał się poważnie. - Pamiętaj, jesteś odpowiedzialny za tę młodą dziewczynę. Jest ci z nią dobrze, sam widziałem. I dbaj o to. Nie zrób niczego, czego później mógłbyś żałować.
A po chwili dodał, już z lekkim uśmiechem w głosie:
- Masz rację, chciałem ci przyłożyć. I możliwe, że zrobiłbym to, gdybym miał możliwość.

Sebastian roześmiał się, wyobrażając sobie tę scenę. Z drugiej strony, wcale nie było mu do śmiechu. Ciążyła mu myśl, że skoro takie słowa usłyszał od najwierniejszego przyjaciela, to jak źle postrzegają go inni? Piotr chyba wyczuł, w jakim kierunku idą myśli przyjaciela i pocieszył go:
- Seba, jesteś fantastycznym, mądrym człowiekiem. Wierzę w to, że będziesz z Justyną szczęśliwy. Przynajmniej tak długo, jak długo wam obojgu będzie to pasowało.

Sebastian wracał do domu z mocno mieszanymi uczuciami. Nie podobało mu się, że i Kowalska i Piotr postanowili tak mocno wmieszać się w jego prywatne życie. Zirytował się a jednocześnie czuł się strasznie zmęczony.
Kiedy wszedł do mieszkania, poczuł apetyczny zapach. Justyna krzątała się pomiędzy kuchnią a pokojem, na zmianę zaglądając do piekarnika i nakrywając stół. Ona też wyglądała apetycznie, ocenił Sebastian.

Justyna, starym obyczajem, zapoczątkowanym jeszcze w redakcji, w domu często zakładała spódniczki, sukienki, pończochy samonośne i koronkową bieliznę, wiedząc, że to się podoba Sebastianowi. Zresztą od czasów redakcyjnych przebieranek sama też polubiła taki styl ubierania, bo widząc gorące spojrzenia Sebastiana czuła się atrakcyjna i pożądana. Teraz też miała na sobie krótką, rozkloszowaną sukienkę i pończochy. Sebastian podszedł do niej i przyciągnął ją do siebie a następnie zanurzył twarz w jej włosach. Uśmiechnęła się ze zrozumieniem:
- Ciężki dzień, skarbie?
- Ciężki - westchnął. - Potrzebuję cię...

- Poczekaj chwilę - poprosiła - zaraz będzie gotowa zapiekanka, zjesz, poprawi ci się humor.
Sebastian wszedł do kuchni, wyłączył piekarnik i wziął Justynę w ramiona:
- Potrzebuję cię teraz - wymruczał, całując ją w szyję i prowadząc do pokoju. Usiadł na kanapie i pociągnął ją w taki sposób, że nogi dziewczyny miał po obu stronach ciała a jej najbardziej intymna część opierała się na jego przyrodzeniu. Zaczął ją zachłannie całować a jego twardy język napierał na jej usta.

Jedną ręką przytulał Justynę a drugą dłoń wsunął pod jej sukienkę i położył na nagim miejscu pomiędzy pończochą a bielizną. Uwielbiał, kiedy ubierała się w taki sposób: krótko, podniecająco, z łatwym dostępem do wszystkich cudownych atrybutów.

Justyna zadrżała i jak zwykle zmiękła w jego ramionach. W ciągu ostatniego półtora roku niewiele się zmieniło, w dalszym ciągu wystarczał jej jakikolwiek czuły gest ze strony Sebastiana, żeby jej podniecenie sięgnęło zenitu. Teraz też poczuła mocne łaskotanie w dole brzucha, nasilające się z sekundy na sekundę.
Kiedy Sebastian włożył palce pod koronkę bielizny, jej pragnienie sięgnęło szczytu. Wygięła się w łuk do tyłu, zamknęła oczy a dłonie zacisnęła w jego włosach. Czuła, jak przyrodzenie Sebastiana pod jej naciskiem rośnie i twardnieje, obiecując jej rozkosz.

Mężczyzna zsunął ją ze swoich kolan na podłogę, tak że znalazła się pomiędzy jego nogami. Wziął jej dłoń i położył na swoim penisie, jeszcze osłoniętym dwiema warstwami ubrań.
Justyna spojrzała na niego pytająco, a on kiwnął głową.
Rozpięła mu spodnie i spod bokserek wyłuskała sztywny, twardy narząd. Zaczęła go dotykać, aż pod jej naciskiem stał się jeszcze większy i bardziej sztywny.

- Weź go, skarbie - wyszeptał Sebastian.
- Ale..
- Potrzebuję tego. Weź go....
Justyna ujęła wargami jego penis i zaczęła pieścić. Sebastian westchnął i położył dłoń na jej włosach:
- Proszę.... - szepnął.
Justyna spełniła jego prośbę, biorąc do ust gorącą, nabrzmiałą męskość. Nie przepadała za tą formą sprawiania Sebastianowi przyjemności, aczkolwiek nie budziła ona już w niej takiego oporu, jak na początku ich znajomości. Zdumiewał ją proces przemiany męskiego narządu, zdolność jego rośnięcia w siłę pod wpływem jej pieszczot. Czuła zadowolenie, widząc jak wielką przyjemność sprawia Sebastianowi.

Podobało jej się, jak mężczyzna traci nad sobą kontrolę, sztywnieje, wzdycha i mocno zaciska palce w jej włosach.
W pewnym momencie Sebastian zsunął się na podłogę obok niej. Pocałował ją gorąco i przewrócił ją na brzuch, jednocześnie podciągając do góry rąbek jej sukienki i zdejmując jej bieliznę. Położył się na niej, obiema dłońmi przytrzymując jej ręce leżące na podłodze i silnie wbijając się penisem w jej wnętrze.
Jęknął z rozkoszy. Podniósł jej biodra do góry i przytrzymał, jeszcze mocniej wchodząc w głąb jej kobiecości. Poczuł, jak w środku mięśnie dziewczyny zaciskają się na jego organie.

- Pragnę cię - jęknął, wbijając się w nią raz po raz, coraz szybciej i silniej. Justyna też jęknęła: po równo z wysiłku i z ogarniającej ją przyjemności.
Kiedy później odpoczywali, Sebastian przytulił Justynę i całował ją czule i delikatnie:
- Dziękuję ci, skarbie - szepnął. - Tego potrzebowałem. Miałem wyjątkowo parszywy dzień.

Uśmiechnęła się. Domyśliła się tego z jego zachowania. Rzadko zdarzało się, żeby Sebastian aż tak gwałtownie jej potrzebował. Najczęściej seks, nawet jeśli w odpowiedzi na jego zły humor, był spokojniejszy a Sebastian nie domagał się aktywności, za którymi nie przepadała. Tym razem było inaczej. Ale lubiła sprawiać mu rozkosz, szczególnie jeśli Sebastian nie zapominał również o jej przyjemności. A rzadko zapominał. Nawet jeśli, tak jak przed chwilą, postawił swoje potrzeby przed jej, zawsze dbał o to, aby i Justyna była usatysfakcjonowana.

Zresztą lubiła te gwałtowne zrywy, moment, kiedy on wchodzi w nią mocno i pewnie; uwielbiała, jak jej mięśnie zaciskają się mimowolnie wokół intruza, powodując tak silne uczucie spełnienia, że zdarzało jej się nawet krzyknąć. Tak samo było tym razem.
- Drobiazg, skarbie - szepnęła, patrząc w jego pałające uczuciem oczy.

- To jeszcze nie koniec - obiecał, unosząc się nad nią:
- Tamto było dla mnie, teraz czas na twoją przyjemność.
Teraz on osunął się w kierunku jej kobiecości, zanurzając usta pomiędzy gorące i wilgotne fałdki. Teraz Justyna zacisnęła dłonie na jego włosach, drżąc z przyjemności. Sebastian, korzystając z nabytego przez lata doświadczenia, bezbłędnie wiedział, w jaki sposób ją pieścić i z jakim natężeniem, żeby dziewczyna odczuła spełnienie. Wiła się pod jego dłońmi i ustami, aż ponownie poczuła nadchodzącą rozkosz. Wtedy Sebastian znowu wbił się w jej wnętrze, gorące i wilgotne i doprowadził ją do granic przyjemności.

- Otwórz oczy, skarbie - szeptał. - Chcę widzieć, jak zachodzą mgłą rozkoszy. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, gdy gdzieś pod jej powiekami rozbłysły białe gwiazdy. Sebastian ponownie przytulił drżącą dziewczynę i delikatnie, uspokajająco ją całował.
- Dziękuję ci skarbie - szepnął - że jesteś ze mną. Że jesteś taka cudowna, ciepła i miękka. Że jesteś ze mną, kiedy cię potrzebuję po ciężkim dniu.

Mówił te cudowne słowa i wiele innych tym specjalnym, "pościelowym" tonem, który tak silnie na nią działał:
- Uwielbiam wracać do domu, wiedząc, że czekasz na mnie i jesteś tak seksownie ubrana. Kocham dotykać twoje ciało, które tak cudownie na mnie reaguje. Już kiedy dotykam tego nagiego paska na twoim udzie pomiędzy krańcem pończochy a koronką bielizny, jestem twój. Gubię się w twoich oczach, które przechodzą mgłą spełnienia a twoje westchnienia z rozkoszy są dla mnie najpiękniejszą muzyką. Skarbie, kochaj mnie tak cudownie zawsze, do końca świata i jeden dzień dłużej - poprosił, ma koniec silnie ją przytulając i mocno całując.

Justyna leniwie przeciągnęła się w jego ramionach. Nie chciało jej się wstawać, czuła się spełniona i zmęczona. Uśmiechnęła się:
- W związku z powyższym, kolację kończysz i podajesz ty - wskazała mu ręką kuchnię. - Nie zechciałeś poczekać te dziesięć minut, teraz musisz rozgrzać ponownie piecyk, żeby zapiekanka była znowu gorąca. Później przynieś ją na stół w tym żaroodpornym naczyniu. A ja pójdę pod prysznic.

- Może pójdę z tobą? - zaproponował. Pokręciła głową:
- Zapiekanka - ponownie wskazała mu drzwi do kuchni.
- O, i tu wystąpiła różnica pomiędzy poezją a prozą. Ja do ciebie o miłości, a ty do mnie o zapiekance - roześmiał się. Ale spełnił jej polecenie. Było mu lekko na duszy. Popołudniowe zmieszanie, spowodowane najpierw rozmową z Kowalską a następnie reprymendą Piotra, ustąpiło pod wpływem bliskiego kontaktu z Justyną. Czuł się spokojny, zrelaksowany i szczęśliwy.

"Warto było" - myślał, przygotowując kolację i czekając na Justynę, aż wyjdzie z kąpieli. Kiedy zobaczył ją ponownie, rozgrzaną od gorącej wody, z wilgotnymi włosami opadającymi wokół jej twarzy i ubraną tylko w ręcznik, ponownie poczuł podniecenie. Popatrzył na nią prosząco i wyciągnął do niej rękę, sugerując, żeby usiadła mu na kolanach. Pokręciła przecząco głową z uśmiechem i usiadła po drugiej stronie stołu:
- Zjedzmy najpierw, skarbie - zaproponowała.

Justyna również czuła się szczęśliwa. Uwielbiała te nagłe wejścia Sebastiana, gdy od progu wyciągał do niej rękę lub zamykał ją w ramionach, a jego oczy rozpalało pożądanie. Cudownie się czuła, gdy jego pieszczoty były coraz gwałtowniejsze i gdy nagle miała go w sobie; takiego silnego, zwartego i gorącego. Każdy jego ruch doprowadzał ją do silnego podniecenia, które najlepiej się spełniało w nagłym, gwałtownym akcie. Uwielbiała, jak po fakcie tuli ją w ramionach i łagodnie pieści, uspokajając jej drżące ciało.

Czuła, że jest dla niego ostoją po ciężkim dniu, a tych, jak wiedziała, w redakcji miał sporo.
Sebastian nie skarżył się jej, ale sama widziała, jak często przychodził zły czy zmęczony i wtedy szukał przy niej ukojenia. Negatywne emocje przetwarzał w seks, dzięki czemu ich zbliżenia były gwałtowne i satysfakcjonujące, a następnie relaksował się przy niej, sycąc jej młodością, gotowością i oddaniem. Podobało jej się, że potrafi go uspokoić, zrelaksować i wprawić w dobry humor. Uwielbiała się do niego przytulać po wszystkim, gdy szeptał jej czułe słowa i miłosne zaklęcia.
Dlatego teraz też, po zjedzeniu kolacji, uległa jego gorącym spojrzeniom i usiadła mu na kolanach, nie dbając o zsuwający się z jej piersi ręcznik.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro