21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piotr czuł się na korytarzach czarnoborskiego liceum jak w dawno nie widzianym domu. To były "jego" korytarze, znał w tym budynku każdy kąt, w szczególności ten, w którym ukrywali się starsi uczniowie, żeby robić coś, czego nie pochwalała kadra pedagogiczna. Jako jeden z młodszych nauczycieli w swoim czasie miał obowiązek dyżurowania na korytarzach, sprawdzania, co robi młodzież i czy nie grozi to kłopotami.

To była też "jego" młodzież. W zasadzie poza pierwszakami, znał tu prawie każdego ucznia. A i oni go pamiętali, żywo reagując na jego widok. Spacerując z Darkiem podczas długiej przerwy, wdawał się w pogawędki z witającymi go uczniami, ciesząc się na widok ich radości ze spotkania.

- To jedna z nich, widzisz? - Darek pokazał mu dyskretnie dziewczynę, ubraną w workowate dzienny i długi, bezkształtny sweter. Na stopach miała coś, co kiedyś nosiło nazwę "glany" - solidne buty ze wzmacnianymi czubkami, sznurowane i zakrywające kostki. Dziewczyna miała dość mocny, ciemny makijaż i słuchawki w uszach.

- Faktycznie dziwnie ubrana, rok temu takich tu nie widywałem. - przyznał zaintrygowany Piotr.
- Spotykają się najczęściej w tej małej salce obok szatni wuefowej jeśli jest otwarta lub w toalecie damskiej na drugim piętrze. Albo po lekcjach bądź podczas okienka za szkołą, za tą pryzmą piachu - tłumaczył Darek a Piotr kiwał ze zrozumieniem głową, przypominając sobie tamte miejsca.

Darek podszedł do dziewczyny i zagadnął:
- Dzień dobry, Kleo, pamiętasz, że wasza klasa ma dziś zajęcia dodatkowe?
Dziewczyna spojrzała na niego, jakby zbudził ją ze snu. Przez chwilę wyglądała, jakby miała trudności z zebraniem myśli, później kiwnęła głową, ale bez przekonania.

Mężczyźni odeszli.
- Widzisz? Zupełnie nieprzytomna - podkreślił Darek:
- I one tak wszystkie, snują się po szkole, albo siedzą razem, na lekcjach nawet jeśli są, to najczęściej gdzieś zgubione w swoich myślach, nieprzytomne... I to trwa od paru miesięcy.
- A jak wypadają na sprawdzianach? Tutaj musi być choć minimum koncentracji - zainteresował się Piotr.

- Różnie, najczęściej piszą na mierne, co najwyżej trójki. Ale ta Kleo dostaje czasem lepsze oceny...
- No właśnie, zwróciłem uwagę, jak się do niej zwróciłeś. Kleo, to skrót od czego? Od Kleopatry? - zainteresował się Tabor i obaj roześmieli się z jego przypuszczenia.
- W dokumentach ma "Julia", ale od początku przedstawiała się jako Kleo, więc co mi szkodzi przyjąć to przezwisko? - zaśmiał się młodszy z mężczyzn.

- A ogólnie, jak ci się tu pracuje?
- Świetnie. Miałeś rację, że to dobre miejsce i super dyrektor. Przetarłeś szlaki i mnie poleciłeś, miałem łatwiej. Podoba mi się a i dyrektor jest że mnie zadowolony. - opowiadał Darek:
- Chociaż takiej legendzie jak ty nie dorównam.

Roześmieli się ponownie. Widząc ich dobry nastrój, podeszła jedna z dziewcząt, która od dość dawna przyglądała im się:
- Dzień dobry, Profesorze - odezwała się do Piotra z zalotnym uśmiechem:
- Czy przyjdzie pan do nas po przerwie? Sala 28? Chętnie posłuchamy o pana doświadczeniach w dużym mieście.... I tak mamy wtedy WOS...

Piotr uśmiechnął się i skierował jej spojrzenie na Darka:
- To zależy, czy wasz nauczyciel pozwoli...
Darek roześmiał się:
- Pozwolę. Porozmawiasz z nimi przez chwilę, a ja sprawdzę poranne kartkówki, jeszcze dziś będziecie wiedzieli, jak wam poszło...

***
W tym czasie Sebastian pił koniak u byłego szefa. Naczelny nie krył, że liczy na współpracę:
- Brakuje mi pana, pisał pan świetne artykuły: miał pan dziennikarskiego nosa i dobre pióro. Kapitalnie wyszukiwał pan tematy i rewelacyjnie je rozgrywał... Dlatego pomyślałem, że warto byłoby dotrzymać obietnicy sprzed dwóch lat...
- Bardzo chętnie wrócę do tamtego tematu, choć w nowej odsłonie - uśmiechnął się Sebastian. - Jak pan widzi tę edycję trudnych tematów? Czy ma pan jakieś propozycje?

- Liczę na pana inwencję, Sebastianie. Mam do pana zaufanie. Puszczę wszystko, co pan napisze, nawet bez czytania. Od kiedy pan odszedł, brakuje mi kogoś z takim rozeznaniem spraw w lokalnym środowisku, pomiędzy ludźmi... Na część wakacji zatrudnię w ramach praktyk tę pana protegowaną, która prowadziła pana redakcję....

Zanim Sebastian zrozumiał, że chodzi o Kasię Zawadzką, jego pierwszą sekretarkę, zakrztusił się kawą. W pierwszej chwili stanęła mu w oczach Justyna ubrana w seksowne fatałaszki, siedząca na jego biurku w redakcji, z jedną nogą założoną na drugą. Żeby ukryć niefortunne wrażenie, zwrócił się do byłego szefa:
- Niech mi pan opowie o codzienności miasteczka, jak się tu teraz żyje, czy pana zdaniem powinienem coś uwzględnić?
- Trochę się zmieniło w ostatnim roku - zaczął opowiadać naczelny.

***
Kiedy po południu wszedł do restauracji, kelner na jego widok ukłonił się:
- Dzień dobry panu redaktorowi. Stolik dla ilu osób?
Zanim Sebastian zdążył odpowiedzieć, z głębi sali zamachała do niego seksowna blondynka po czterdziestce:
- Sebastian, tutaj!

Sebastian uśmiechnął się do kelnera:
- Na razie jestem sam, panie Stanisławie, ale możliwe, że niedługo dołączą do mnie dwaj przyjaciele.
I ruszył do wołającej go kobiety. Blondynka podała mu dłoń, którą on szarmancko ucałował:
- Witaj, Anno. Jak słyszę, interesy dobrze idą?
- Tak, firma mi się rozrosła, zaczęłam ekspansję na wschód, zatrudniłam nowych pracowników. Ciężka praca przynosi efekty..

Mówiąc to, patrzyła zalotnie na Sebastiana:
- Brakuje nam tutaj ciebie. - przyznała - Gdybyś tu był, już dawno opisywałbyś moje sukcesy. Chętnie osobiście oprowadzę cię po firmie, jeśli będziesz zainteresowany...
- Chętnie skorzystam - uśmiechnął się Sebastian. - Przyjechałem tu, żeby wznowić współpracę z "Głosem Podlasia", co prawda na razie umówiliśmy się z naczelnym na jeden konkretny temat, ale nie odżegnuję się od zapoznania z innymi. Na teraz czy na przyszłość.

Kobieta parzyła na niego z wyraźnym zaproszeniem:
- Chętnie posłużę ci za osobistą przewodniczkę podczas eksploracji tego tematu. I innych zresztą też - położyła na chwilę palce na jego dłoni, wyraźnie dając do zrozumienia, co ma na myśli.
- Będzie mi miło zwiedzić zakład w twoim towarzystwie. Przyjechałem tu z Taborskim, on pewnie też z przyjemnością zwiedzi z nami twoje królestwo... "Komers" to efekt twojej ciężkiej pracy, masz prawo się chwalić, a przyjaciele z chęcią dowiedzą się szczegółów... - odparł grzecznie Sebastian:

- Właśnie czekam na niego i na jeszcze jednego młodego człowieka. O, kelner przygotował nam stolik - wskazał dyskretnie.
Blondynka wydęła wargi:
- Jestem zawiedziona, myślałam, że zjesz ze mną. I że może później pójdziemy pozwiedzać moje królestwo, jak je nazwałeś. Chętnie podejmę cię najpierw w moim gabinecie i przypomnę ci, jaki był stan przed rokiem i co warto zobaczyć teraz ...

Sebastian poczuł się zmieszany. Wiedział, co kobieta proponuje. Zdarzało mu się bywać w jej gabinecie pod pozorem zbierania materiałów do artykułu i pamiętał, jak gorący przebieg miały te spotkania, kiedy tylko prezes Anna Bolecka zwolniła sekretarkę na resztę dnia....
Swego czasu chętnie odpowiadał na zaproszenie seksownej kobiety, która była mu bliska temperamentem i upodobaniami.

Teraz uśmiechnął się do kobiety po przyjacielsku:
- Anno, ponieważ moi przyjaciele spóźniają się, chętnie zjem obiad w twoim towarzystwie. Jeśli oczywiście masz czas, bo może się spieszysz do pracy - zaznaczył - Ale myślę, że rozbudowa twojego zakładu naprawdę zainteresuje Taborskiego. Dlatego chętnie obaj zwiedzimy go na twojej zaproszenie.

Zostało to powiedziane ciepło i z sympatią, ale głosem, który wykluczał wszelkie podteksty. Dlatego kobieta zachmurzyła się i powiedziała:
- Wiesz, faktycznie muszę wracać do zakładu. Zapomniałam, że powinnam jeszcze dziś spojrzeć na nowe plany budżetu. Ale zadzwoń do mnie, to się jakoś umówimy. Jeśli nie ja was oprowadzę, zrobi to mój inżynier, uprzedzę go. Do zobaczenia!

Wstała, uśmiechnęła się do Sebastiana chłodniej niż na początku rozmowy i opuściła restaurację. A mężczyzna poczuł chęć rozmowy z Justyną. Poprzez samą rozmowę o podtekście erotycznym poczuł się nie w porządku wobec dziewczyny. Wiedział, że gdyby widziała tę scenę, byłaby zasmucona.

***
Kiedy Zuzka była na zajęciach, Justyna z Izą zwiedzała hostel:
- Nie pamiętałam go - przyznała. - Tak skutecznie wycięłam tamte chwile z pamięci, że przeszłabym obok niego i nie poznałabym tego budynku.
Iza spojrzała na nią figlarnie:
- Ale chyba nie wszystko wycięłaś? Tego gorącego powitania z Sebastianem chyba nie?

Roześmiały się. Wróciły pamięcią do czasów, gdy wystawiały twarze do słońca i fantazjowały o tym, jak książę z bajki odnajduje zagubioną Justynę. I jak fantazja przerodziła się w rzeczywistość.
- Tego powitania nie - przyznała starsza z dziewcząt. - To pamiętam doskonale, wtedy w jednym momencie wróciła mi pamięć. Ale ciebie już nie było, żebym mogła ci przedstawić Sebastiana i opowiedzieć, kim naprawdę jestem.

Młodsza pokiwała głową:
- Taką zawarłam umowę z Sebastianem, że doprowadzę cię do azylu i spokojnie odejdę. Nie podobało mu się to, ale nie miał innego wyjścia.
- Wiem, że wtedy Piotr cię dogonił? - przypomniała sobie Justyna.
- Tak, już wtedy proponował, żebym tu została. Ale nie chciałam, bałam się... - posmutniała Iza. - Dopiero, kiedy były te silne mrozy i nie dałam rady mieszkać w piwnicy, przyszłam tutaj...

Teraz, kiedy już mogła, z prawdziwą radością opowiedziała dawnej przyjaciółce swoje dalsze koleje losu. Justyna słuchała z zainteresowaniem. Jej wyrzuty sumienia powoli zanikały, kiedy widziała, z jaką sympatią Iza się do niej zwraca:
- Tak naprawdę to dopiero dwa miesiące temu Piotr opowiedział mi o wszystkim. - przyznała. - Wcześniej naprawdę nie wiedziałam, jaką rolę w tamtej historii odegrał Piotr. Obaj trzymali to w tajemnicy....

Rozsiadły się w pokoiku zwanym przez Piotra "kanciapą", w którym zostawił rzeczy Sebastian.
- Pamiętam, to do tego pokoju zabrał mnie Seba, żeby mi wszystko opowiedzieć. - rozejrzała się Justyna:
- Skromny. Piotr ma lepszy - przyznała ze śmiechem.

- Piotr jest prezesem fundacji, a ta kanciapa służyła najczęściej jako magazyn - zawtórowała jej Iza.
Dziewczyny odnalazły wspólny język, zupełnie jak wtedy, gdy się zaprzyjaźniły. Wczoraj, w obecności Zuzki, nie rozmawiały bardzo szczerze, odczuwając skrępowanie. Zuzka nie dzieliła z nimi doświadczeń bezdomności, wiedziały, że nie zrozumie pewnych rzeczy. Dopiero teraz mogły się zagłębić w szczegółach wspomnień. Justyna była ciekawa dalszych losów przyjaciółki a

Iza nie szczędziła jej wyjaśnień:
- Piotr jest tak szlachetnym człowiekiem, że oddałabym mu duszę, gdyby potrzebował - zakończyła Iza.
- A serce i ciało? - badała Justyna, pamiętając o obiekcjach Zuzki.
Iza roześmiała się:
- A po co mu moje narządy ? Ma swoją dziewczynę i ona mu wystarcza. Ja chyba mam komu oddać i serce i ciało. Krzysiek jest bardzo porządny i dobry dla mnie.

***
Po południu, kiedy usiedli na "swojej" ławce w Parku Praskim, Iza przytuliła się do chłopaka i objęła go w pasie. Zamknęła oczy i westchnęła:
- Uwielbiam się do ciebie tulić. I czuję się przy tobie bezpiecznie...
Krzysiek również ją objął i uśmiechnął się:
- Lubię, jak się do mnie tulisz. Przynajmniej wiem, że robisz to z własnej inicjatywy. - mimowolnie jego głos pod koniec wypowiedzi nabrał goryczy.

Iza otworzyła oczy i popatrzyła na niego badawczo:
- Wszystko robię z własnej inicjatywy - powiedziała stanowczo. Usiadła mu na kolanach i zaczęła go całować. Chłopak najpierw nieśmiało odpowiadał na jej karesy, ale dodała mu odwagi:
- Nie skrzywdziłeś mnie i nie krzywdzisz. Ufam ci - w jej wzroku było tyle stanowczości, że zaczął jej wierzyć.
- Jeśli chcesz, możemy iść do ciebie i udowodnię ci to - dodała pomiędzy pocałunkami.

- Wierzę - zapewnił. - Na razie mój współlokator jest w mieszkaniu, wyjedzie dopiero w sobotę.
- To na sobotę umawiamy się na randkę u ciebie - poprosiła. - Tylko niech alkohol będzie mocniejszy niż piwo...
- Jesteś pewna? - teraz on popatrzył na nią badawczo.
Pokręciła głową:
- Nie zagwarantuję ci tego na sto procent, ale chcę spróbować.
A później, innym tonem, dodała cicho, z tęsknotą:
- Chce być normalna, nie bać się intymnego dotyku, pokazać ci, że naprawdę mi zależy. Chcę, żebyś wiedział, że czuję się przy tobie bezpiecznie...
- Ja to wiem... - pocałował ją w czoło.

***
Za wcześnie się z nim umówiła. Krzysiek planował zapoznać Izę ze swoim przyjacielem ze stowarzyszenia, psychoterapeutą. Chciał, żeby przyjaciel porozmawiał z Izą, przekonał ją, że nie należy się spieszyć. Widział, że dziewczyna wbiła sobie coś do głowy i będzie do tego dążyć, praktycznie "po trupach".

On sam nie wiedział, jak ją do tego zniechęcić. Z drugiej strony, wcale nie chciał. Iza w obecnym wydaniu podobała mu się, uwielbiał jej szczupłe ciało, szczere, bezpruderyjne zachowanie i jej chęć bycia z nim.
Nie miał zbyt wielu doświadczeń z dziewczynami i znajomość z Izą była dla niego czymś szczególnym. Marzył o chwili, kiedy będzie mógł ją kochać bez obaw, że zrobi jej krzywdę. A jednocześnie bał się tego, że źle oceni sytuację i ich bliskość zamiast przyjemności przyniesie dziewczynie szkodę.

Dlatego chciał, żeby ktoś fachowo porozmawiał z Izą, powiedział jej, że nie powinna się spieszyć, że zanim dopuści do bliskości z mężczyzną, warto byłoby odbyć przynajmniej kilka sesji z psychoterapeutą.
Ale teraz nie miał już czasu. Mieli się zobaczyć w sobotę, u niego w mieszkaniu, nie potrafił wynaleźć pretekstu, żeby zaprosić na to spotkanie zaprzyjaźnionego specjalistę.

"Niech się dzieje wola nieba" - zacytował w myślach fragment z "Zemsty" Fredry, godząc się z nieuniknioną sytuacją. Chciał wierzyć, że jakoś to będzie i że będzie dobrze.
Iza przyjechała punktualnie. Weszła roześmiana, trzymając w rękach kartonowe pudełko z logo jednej z cukierni i butelkę koniaku.

Popatrzył z niechęcią na butelkę, która wręczyła mu w drzwiach:
- Tego nie będziemy pić - rzekł stanowczo. - Mam mocniejsze piwo, 8,5%, które musi nam wystarczyć. A jeśli nie wystarczy, to znaczy, że musimy twoje plany przełożyć na inny czas.
I zanim dziewczyna zdążyła się obrazić, ujął jej dłonie i popatrzył w oczy:
- Iza, skarbie, uwierz, że mam rację. Poczyniłaś ogromne postępy w ostatnim czasie i wiem, że chcesz zrobić jeszcze większe. Ale nic na siłę. Koniak zachowamy na inną okazję, a teraz zadowolimy się piwem.

- A jeśli... nic z tego nie wyjdzie? - posmutniała.
- Jak nic nie wyjdzie? Spędzimy razem czas, porozmawiamy, obejrzymy film, poprzytulamy się i będziemy czerpać wzajemnie przyjemność ze swojej obecności. To jest nic? - podniósł lekko głos, trochę zirytowany naprawdę a trochę na pokaz:
- Zaczynam podejrzewać, że potrzebujesz mnie użytkowo, tylko w jednym celu. Bo inaczej tego, co jest pomiędzy nami, nie nazywałabyś "niczym"...

Puścił jej dłonie i odwrócił się. Zrobił to z przykrością, ale przestraszył się jej determinacji. Pomyślał, że to dobry sposób, żeby Izę trochę uspokoić i przyhamować jej oczekiwania.
Dziewczyna objęła go od tyłu w pasie i przytuliła się do jego pleców:
- Wybacz. - poprosiła. - Poniosło mnie. Ostatnio jestem taka szczęśliwa, wszystko mi się układa, jest lepiej niż mogłabym kiedykolwiek pomyśleć. A ja chciałbym jeszcze więcej, chciałabym wszystkiego już, teraz, natychmiast...

Przypomniał sobie identyczny schemat postępowania, jaki teraz prezentowała Iza. Zetknął się z nim, kiedy miał praktyki w poradni niepłodności. Tam pary skoncentrowane na jednym celu, zajściu w ciążę, podporządkowywały mu wszystkie myśli i działania. Zanikały radosne intymne chwile we dwoje, a zamiast nich wchodziły czysto techniczne procedury: dni płodne i bezpłodne, mierzenie temperatury, odpowiednie pozycje seksualne, pomagające zajść kobiecie w ciążę, systematyczne i drobiazgowe wypełnianie tabelek... Pary mimowolnie traciły radość i poczucie bliskości, umiejętność cieszenia się każdą intymną chwilą. A przeżywany stres nie pomagał im odbudowywać więzi pomiędzy nimi.

Iza identycznie skoncentrowała się na celu i parła do niego jak czołg, pomijając to, co jest najprzyjemniejsze i daje największą radość - bycie razem i cieszenie się wspólnymi chwilami.
To jego rolą było teraz przekonać ją, że udany bądź choćby zadowalający stosunek seksualny nie jest szczytem jego marzeń. Że najważniejsze jest bycie z nią, możliwość wzięcia jej w ramiona, całowanie, radość z tego, że Iza tuli się do niego....
Dlatego odwrócił się, przytulił ją i uśmiechając się ciepło, zaproponował:
- Obiad prawie gotowy, pomożesz mi przygotować surówkę? Zjemy, potem obejrzymy jakiś film, pogadamy, poprzytulamy się.. A czy wyjdzie coś więcej, to już zostawmy losowi....

***
No i nie wyszło - zaśmiał się w duchu, patrząc na śpiącą w jego ramionach dziewczynę.
Zaczęło się zgodnie z planem: zrobili i zjedli obiad, później on przygotował deser (to znaczy wyłożył kupione przez nią ciasto na talerzyki i podał do stołu) a Iza pozmywała.
Filmem, który wybrał na dzisiejsze spotkanie był "Strażnik czasu", staroć sprzed prawie trzydziestu lat, którego głównym bohaterem był ówczesny heros kina akcji, Jean - Claude van Damme.

Wybrał ten film, bo lubił jego naiwne przesłanie, grały ładne aktorki a van Damme jak zwykle prezentował połączenie gracji i skuteczności. Lubił czasami popatrzeć na takie bajki. Pomyślał też, że przystojny aktor spodoba się Izie. No i akcja była jak na ten rodzaj filmu nie najgłupsza, można było zastanowić się nad tym, co nam przyniesie przyszłość, wzruszyć się losami głównych bohaterów, cieszyć się happpy endem... Poza tym film był łatwy w odbiorze, nie zmuszał do wysiłku intelektualnego, postaci były czarne i białe a dobro na końcu zatriumfowało, pokonując zło.

Iza, zgodnie z planem, otworzyła piwo. Jak obiecał, było dużo mocniejsze niż to, które pili poprzednio. Dziewczyna była spięta, pół butelki piwa wypite podczas filmu pomogło jej się rozluźnić. Podobnie jak ciepły uścisk jego dłoni. Ale akcja filmu wciągnęła ją na tyle, że zaprzestała chwilowo karesów i wyciągnęła się wygodnie, przytulona do niego.

Poza tym, nie była przyzwyczajona do alkoholu. Trzymała się od niego z daleka, kiedy była bezdomna, bo szkoda jej było wydawać pieniądze na używki i obawiała się stracić kontrolę nad swoimi działaniami. A później, już w hostelu, nie miała powodu, żeby pić. Zresztą regulamin hostelu surowo zabraniał używek. Dlatego teraz mocniejsze piwo zrobiło swoje. Dość szybko zrobiło jej się ciepło i przyjemnie i Krzysiek sam nie wiedział, kiedy zapadła w sen.

Patrząc na jej mizerną twarz wyobrażał sobie, z jak poważnymi obawami walczyła w ostatnim czasie i jak bardzo postanowiła je pokonać. Pokręcił głową, na myśl, że przecież te jej rozterki są niepotrzebne.
"Poczekam na nią, tyle ile będzie trzeba. Problem w tym, jak przekonać tę upartą, silną, kochaną dziewczynę, która dla mnie postanowiła zmierzyć się ze swoimi demonami".. - myślał, patrząc na nią z czułością.

Powolutku wyswobodził się z jej uścisku, ułożył ją na swoim łóżku i przykrył kocem. Pomyślał, że od paru miesięcy Iza ma strasznie dużo przejść: odzyskana wolność i poczucie, że już nie musi się przed nikim ukrywać, praca, nauka, związek z nim i mierzenie się z dawnymi strachami ... Nic dziwnego, że to wszystko wzięte razem pokonało dziś tę waleczną dziewczynę....
Wyłączył film i wyszedł cicho z pokoju, pozwalając jej spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro