24.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak długo to trwa? - zapytał poseł, patrząc na młodszego mężczyznę. Sebastian był pewien, że w tej chwili w głowie Kowalskiego kręcą się trybiki rozważań, czy nie zaszkodzi to jego wizerunkowi.

Tak jak obiecał Alicji, poprosił posła o spotkanie. Teraz siedzieli w jego służbowym mieszkaniu, pijąc whisky. Sebastian przed chwilą poinformował posła o związku z Justyną.
- Od kilku miesięcy - skłamał Sebastian. - To znaczy, cenię i szanuję pana córkę od dawna, ale parę miesięcy temu zdałem sobie sprawę, że ją kocham. Spotykaliśmy się w Poznaniu na gruncie starej przyjaźni i powoli rosła w nas zażyłość innego rodzaju. Ostatecznie zamieszkaliśmy razem.

Poseł machnął ręką:
- Kocham, kocham. Z tymi sprawami zwróć się do mojej żony. Ona jest matką Justyny. Zresztą miłość nie jest taka ważna. Najważniejsze, co ludzie powiedzą na to, że moja córka mieszka z mężczyzną bez ślubu.

- Ludzie pomyślą to, co im sprzedamy - uśmiechnął się Sebastian. Wiedział, jak rozmawiać z posłem. - Jeśli ktokolwiek napisze o tym, że pana córka jest w związku z pana doradcą, od razu wrzucę do mediów artykuł o sprawie sprzed dwóch lat, o naszej przyjaźni i o tym, że wykiełkowało z niej coś dobrego. Mam już gotowy.

Mówił to z przekonaniem, wiedząc, że tylko tak uspokoi posła:
- Prawdopodobnie ta sprawa wypłynie przed wyborami, ale będziemy gotowi. Zresztą, możemy to ujawnić jako pierwsi. - uśmiechnął się i upił whisky:

- Od dawna jestem pana doradcą i pokazuje się w pana tle. Teraz możemy w razie potrzeby włączyć temat mój i Justyny jako element pańskiej kampanii wyborczej. Będę się pokazywał z państwem już nie tylko jako pana doradcą, ale również jako partner pana córki. Przekujemy tę sytuację na korzyść pana posła. Wybory będą jesienią, a wcześniej, w wakacje, Justyna podejmie wolontariat w jakiejś organizacji pomagającej ludziom. Wolontariat Justyny na rzecz dzieci, osób biednych lub bezdomnych zwierząt skutecznie zagłuszy wszelkie niepochlebne opinie. Puścimy informacje, że to z pana inicjatywy córka pomaga w jakiejś fundacji.

Poseł pochylił się w jego stronę i słuchał zadowolony:
- O, to mi się podoba. Masz głowę na karku. - pochwalił:
- Myślisz, że to wystarczy?
- Myślę, że tak - odparł Sebastian. - Moim zdaniem jesienną kampanię ma pan już wygraną.

Poseł popatrzył na dziennikarza z namysłem:
- Wiesz, o co będę chciał zawalczyć w niedalekiej przyszłości?
- Wiem - Sebastian twardo patrzył mu w oczy. - Dlatego od dwóch lat obaj pracujemy na pana opinię. Pana żona i córka również.
- Szczególnie córka, mieszkając z mężczyzną bez ślubu - skrzywił się poseł. - Córka jednego z czołowych posłów Partii Prawdziwej Polski. Partii, która promuje tradycyjne, moralne wartości....

Sebastian pomyślał z irytacją, że najchętniej rzuciłby posłowi w twarz prawdziwy powód ucieczki Justyny, od którego zaczęła się cała historia sprzed dwóch lat. Wyobrażał sobie szok młodej dziewczyny, gdy stanęła oko w oko z niewiele od niej starszą kochanką posła....

Powstrzymał irytację i spokojnie odparł:
- Panie pośle, przynajmniej obaj mamy gwarancję, że Justyna nie zrobi nic głupiego. Nie zaplącze się w żadną wątpliwą znajomość, żaden młody człowiek nie będzie mógł sprzedać gorącej historii tabloidom. Gdyby Justyna mieszkała sama, poznawałaby różnych kolegów, może nawet z którymś weszłaby w bliższy związek? Przecież pan wie, w jaki sposób żyją studenci: prowadzą szerokie życie towarzyskie, wchodzą w krótkie związki, często zmieniają partnerów. Justyna, mieszkając ze mną, nie ma ani możliwości ani powodu do prowadzenia swobodnego życia. Paparazzi nie będą mieli używania. Justyna wyszła spod pana skrzydeł i znalazła się pod moją opieką. Na moją lojalność może pan liczyć....

Gryzły go te słowa w gardło. W tej chwili czuł się tak, jakby dobijał targu z posłem, kupując od niego nieświadomą niczego dziewczynę.
Ale posłowi spodobał się jego tok myślenia. Usatysfakcjonowany, dolał whisky do obu szklaneczek:
- Rozumiem, że jesteś zdecydowany ciągnąć ten związek do ewentualnych wyborów prezydenckich? A przynajmniej tak pokierować sytuacją, żeby Justynka nie zaplątała się w żaden skandal w ciągu najbliższych dwóch lat?

- Tak - potwierdził Sebastian. - Nawet, gdyby popsuło się pomiędzy nami, zrobię wszystko, żeby kariera pana posła nie ucierpiała. I oczywiście dobro pana córki również. - dodał świadomie, żeby uzmysłowić Kowalskiemu, co powinno być dla niego najważniejsze.

- Cieszy mnie to - przyznał poseł. Podobał mu się ten młody człowiek. Miał głowę na karku. To dzięki jego działaniom przed dwoma laty opinia Kowalskiego nie ucierpiała, do dziś poseł cieszył się sympatią potencjalnych wyborców, co w przyszłości może mu się bardzo przydać. Dotąd działania i rady dziennikarza bardzo mu się przydawały. Był zdecydowany zatrzymać go przy sobie nadal, do czasu ewentualnego rozpoczęcia kampanii prezydenckiej :

- Pozostaje tylko jedna wątpliwa sprawa... - zaczął, zastanawiając się, jak to powiedzieć. Ale Sebastian go wyręczył:
- Zastanawia się pan, czy może mi ufać? - roześmiał się drwiąco:
- Może pan. Nie tylko wtedy, gdy będziemy się dogadywać, ale również gdyby nasze drogi się rozeszły. Justyna jest dla mnie ważna i nie zrobiłbym nic, żeby ją zasmucić.
- Cieszy mnie to - powtórzył poseł.

Sebastian był zadowolony z przebiegu rozmowy. Poseł nie sprzeciwił się jego związkowi z Justyną, nie rozsierdził się, nie robił mu wyrzutów. Pozostało jeszcze jedno do omówienia:
- Panie pośle, proszę się zastanowić, czy nie przepisać umowy najmu mieszkania Taborskiego na Justynę albo na mnie. I tak, od kiedy mieszkam z pana córką, oddaję jej kwotę, którą pan płaci za wynajem. Wolałbym jednak już oficjalnie przejąć od pana ten obowiązek. Jestem dorosły, samodzielny finansowo, chcę utrzymywać nasze lokum.

Kowalski popatrzył na niego z zainteresowaniem. Tak, zdecydowanie ten młody człowiek podobał mu się. Lekceważąco machnął ręką:
- Nie ma znaczenia, kto jest oficjalnym najemcą. Mogę dalej płacić za wynajem a ty możesz oddawać mi pieniądze. Możemy też, jeśli wolisz, zmienić umowę wynajmu. Omów ten temat z moją żoną i powiadomcie mnie, co ustaliliście.
"Chyba najpierw z Justyną" - pomyślał Sebastian.

Po tej delikatnej odprawie pożegnał się i wyszedł. Był zadowolony z przebiegu rozmowy. Dla posła najpierw liczyła się jego kariera polityczna i wizerunek wśród opinii publicznej, później długo, długo nic, a później dopiero córka. Sebastian podczas tej rozmowy zagrał odpowiednimi kartami, użył dobrych argumentów i poseł był usatysfakcjonowany.

"Jakby Alicja usłyszała, o czym rozmawialiśmy i jak podmiotowo potraktowaliśmy Justynę, byłaby wściekła" - pomyślał.
Od dawna zastanawiał się, co Kowalska widzi w mężu i dlaczego nadal z nim jest. Nie kochała go, to wiedział od dawna. Miał wrażenie, że nawet niezbyt go lubi. Od dawna Kowalscy prowadzili na codzień osobne życie, bywając razem w zasadzie tylko od okazji do okazji.

Alicja po trudnym dla siebie okresie wróciła przed dwoma laty do nauczania w czarnoborskim liceum, od czasu do czasu wspierając posła w jego karierze, towarzysząc mu w niektórych roboczych spotkaniach i uroczystościach.
Kowalska była cudowna, mądra, silna i wrażliwa. Zdaniem Sebastiana marnowała się w związku z posłem. Powinna mieć przy sobie dobrego mężczyznę, który doceniłby ją tak, jak na to zasługuje.

Przypomniał sobie ich intymne spotkanie oraz tych kilka sytuacji, gdy mogli porozmawiać bez świadków. Jak świetnie się rozumieli. Wtedy tak naprawdę poznał tę cudowną kobietę i przez kolejne dwa lata jego szacunek dla niej rósł. Gdyby miał taką partnerkę jak Alicja... Nawet, gdyby była w dalszym ciągu mężatką, nie przeszkadzałoby mu to. Pożałował, że....
Nie, skarcił się w duchu. Nie może w taki sposób myśleć o Kowalskiej. Nie w sytuacji, gdy jest związany z jej córką.
Przez chwilę pożałował swoich wyborów sprzed dwóch lat.

***
Zuzka zdawała egzamin z ćwiczeń u nielubianego Myczkowskiego. O dziwo,wykładowca był dziś grzeczny i nie raczył jej swoimi uszczypliwymi uwagami. Zadawał pytania, uważnie słuchał odpowiedzi i kiwał potakująco głową.

Zaliczenie ćwiczeń u niego było w formie egzaminu ustnego, zdawanego w formie "jeden na jeden". Jego przedmiot był jednym z wiodących na kierunku, więc wielu studentów miało obawy przed taką formą sprawdzenia wiedzy.
Pozytywne zaliczenie ćwiczeń było podstawą do dopuszczenia do egzaminu, który miał się odbyć za dwa lub trzy tygodnie.

Zuzka nie bała się. Wiedziała, że historię państwa i prawa zna na tyle, żeby sobie poradzić. Nie obawiała się też wykładowcy. Dokuczał jej przez cały rok, ale potrafiła się przed nim bronić. Dlatego wpisała się jako pierwsza na listę, żeby już mieć z głowy.
- Pani Zuzanno, jestem zadowolony. Doskonale sobie pani poradziła.

Zuzka otworzyła oczy z wrażenia. Tak pochlebnych słów od tego człowieka się nie spodziewała. Myczkowski uśmiechnął się:
- Dobrze pani słyszy. Od roku obserwuję pani karierę studencką. Jest pani dobrze przygotowana, obowiązkowa. Ponadto, co ważne u prawnika, jest pani odporna emocjonalnie i potrafi sobie radzić z negatywnymi naciskami. Jeśli dalej będzie pani tak podchodziła do studiów, będzie pani świetnym prawnikiem. Bez względu na to, jaką dalszą drogę pani obierze - przypomniał jej słowa z pierwszych zajęć.

Uśmiechnęła się i podziękowała, nadal nie wierząc, że właśnie usłyszała to, co usłyszała.
- Będziemy się jeszcze spotykać, mam u państwa w grupie jeszcze inne przedmioty. Będę więc śledził pani postępy. Na razie z przyjemnością stawiam pani najwyższą ocenę. Nie tylko z ćwiczeń, ale również z egzaminu. Nie widzę potrzeby ponownego egzaminowania pani.

To mówiąc otworzył również drugi protokół. Z nieufnością patrzyła, jak wykładowca wpisuje do obu dokumentów piątkę:
- Bardzo dziękuję panie doktorze, nie spodziewałam się - wyjąkała.
- Proszę bardzo i życzę dalszych sukcesów podczas sesji. Ma pani przedmiot zaliczony, nie musi już pani uczestniczyć w pozostałych zajęciach.
- Bardzo dziękuję, panie doktorze.

Wyfrunęła z sali egzaminacyjnej, uskrzydlona jego decyzją. Ćwiczenia i wykłady z tego przedmiotu zajmowały ładne kilka godzin w tygodniu, zwolnienie jej od uczestnictwa w nich dało jej sporo wolnego czasu, który będzie mogła wykorzystać na naukę do kolejnych egzaminów albo w sposób dowolny.
- Jak poszło? - pod salą czekał Robert. Przyszedł tu specjalnie dla Zuzki, on zdawał u Myczkowskiego jutro.

- Myczkowskiego chyba ktoś podmienił - roześmiała się. - Był grzeczny i postawił mi piątkę.
- Może kosmici go porwali i podstawili na jego miejsce klona? - uśmiechnął się z nią.
- Może... Tak czy inaczej, mam już wolne do końca roku od historii państwa i prawa. Egzamin też mi przed chwilą zaliczył - przyznała się.

Robert gwizdnął z podziwem:
- W sumie, należało ci się. Facet czepiał się ciebie przez cały rok, od pierwszego wykładu. To co, idziemy oblewać twój sukces? Pierwszy egzamin na studiach, to nie byle co.
- A może poczekamy do jutra i oblejemy oba? Twój i mój? - zaproponowała.

- Jutro oblejemy mój, jeśli będzie co oblewać - skrzywił się:
- Mam wrażenie, że jutro zacznie się kończyć moja kariera studenta prawa. Nie czuję się przygotowany.
- No to idziemy do biblioteki - zdecydowała. - A jak ją zamkną, pojedziemy do mnie. Będziesz na jutro przygotowany i zaliczysz te ćwiczenia.
- Wolałbym iść do baru, oblać twój sukces - uśmiechnął się chłopak.

Po kolejnych dwóch godzinach zrobili sobie przerwę i poszli na obiad. Zuzka była przerażona lukami w wiedzy kolegi. Obawiała się, że zadanie ją przerosło. Zdecydowana mu pomóc, wykręciła numer Piotra. Opowiedziała mu wszystko i zakończyła słodkim:
- Pomożesz?
Czuła, jak po drugiej stronie słuchawki Piotr z niechęcią zgrzytnął zębami. Ale usłyszała to, co chciała:
- Pomogę, przyjeżdżajcie.

***
Następnego dnia przed południem Piotr relacjonował Sebastianowi zdarzenia z poprzedniego wieczora. Przyjaciel skręcał się ze śmiechu:
- Zawaliłeś wieczór i kawał nocy, który mogłeś spędzić ze mną na piciu whisky albo na seks randce z Zuzką, żeby przygotować do egzaminu tego bezczelnego chłopaka?
- Tak - potwierdził Piotr. - Zuzka mnie poprosiła. On naprawdę niewiele umiał.

- Miałeś możliwość pozbyć się go z otoczenia Zuzki - zauważył Sebastian. - Oblałby parę egzaminów i wyrzuciliby go. Nie spotykałby się z nią tak często.
- Myślałem o tym - przyznał Piotr. - Ale Zuzka mnie poprosiła, to było dla niej ważne, nie potrafiłem odmówić. Zresztą - uśmiechnął się mrocznie - dałem mu niezłą szkołę a on już nie był taki bezczelny. Miałem frajdę, kiedy dotarło do niego, jak niewiele wie. Zrobił się taki malutki...
- A "Święty Piotr", jak zwykle, pomógł... - dopowiedział Sebastian.

- Gdybym nie pomógł młodemu, Zuzka miałaby do mnie żal. - zauważył Piotr.
W tym momencie jego telefon przyjął wiadomość "Dzięki tobie zaliczyłem na 4. Zapraszam na wódkę, kiedy będziesz miał czas. Jestem twoim dłużnikiem". Piotr uśmiechnął się i pokazał wiadomość przyjacielowi:
- Postaram się, żeby ta wódka to była porządna whisky. Jak chłopaka uderzy po kieszeni, może uzna, że taniej jest się uczyć. I odpisał: "Gratuluję. Zaproszenie przyjmuję. Przygotuj dobrą whisky. Szczegóły później".

***
Na picie z Robertem umówili się dwa dni później. Chłopak, kiedy się dowiedział, że Sebastian jest w Warszawie, zaprosił ich obu. Mieszkanie Roberta było niewielkie, dwa maleńkie pokoiki, ale urządzone ze smakiem. Sebastian rozejrzał się z uznaniem:
- Ładnie tu u ciebie. Kto projektował wystrój?
- Ja - uśmiechnął się chłopak z dumą. - Lubię robić takie rzeczy.

- To dlaczego jesteś na prawie? - zdziwił się Sebastian. - Nie lepsza byłaby Akademia Sztuk Pięknych? Jakieś projektowanie wnętrz?
Robert machnął ręką:
- Byłaby lepsza - westchnął - ale rodzice nie daliby mi żyć. Ojciec jest jednym z bardziej wziętych prawników, matka psychologiem. Często pokazuje się w mediach. Jedna siostra skończyła prawo i pracuje w korporacji, druga została psychologiem policyjnym. Ja jestem najmłodszy. Dotąd w rodzinie nie było żadnych ciągot artystycznych i chyba nie bardzo wiedzieli, jak do mnie podejść. W zasadzie miałem tylko taki wybór, pomiędzy prawem a psychologią. Ojciec wolał prawo.

- Nie chciałeś się sprzeciwić rodzicom? - zainteresował się Piotr.
- Chciałem, ale nie wyszło - westchnął Robert. - Ojciec w nagrodę za dostanie się na prawo kupił mi mieszkanie, zapłaci za szkołę i utrzyma mnie przez pięć lat. Jakbym poszedł na ASP, musiałbym sam się utrzymywać. Nie chciało mi się zaczynać życia od problemów finansowych. - a potem dodał weselej. - Jakoś przeżyję na tym prawie. A wystrój mieszkań mogę projektować znajomym.

- Jak będziesz tak się uczył, jak do ostatniego egzaminu, to długo nie pociągniesz na tym prawie - odezwał się złośliwie Piotr.
- Pierwotnie miałem właśnie taki zamiar - przyznał chłopak:
- Chciałem zrobić ojcu na złość. Oblać wszystko co możliwe i w ten sposób pokazać mu, że prawo nie jest dla mnie. Ale kiedy Zuzka zaproponowała mi pomoc swoją i twoją, wstyd mi się było do tego przyznać. - złożył samokrytykę. - Gdyby nie ty, nie poradziłbym sobie. - przyznał uczciwie. - Dziękuję. Wiem, że mnie nie lubisz, i że zrobiłeś to dla Zuzki. Ale zrobiłeś.

Piotr uśmiechnął się chłodno:
- Weź się od teraz do roboty, bo Zuzka straci najlepszego kumpla - wycedził. - Chyba, że w dalszym ciągu wolisz wylecieć po pierwszym roku.

- Teraz, kiedy Zuzka mi pewne rzeczy tłumaczy i po tej nauce z tobą, nawet polubiłem trochę prawo i możliwe, że jeszcze tu pobędę. Zuzka jest fajna a ty tak dobrze tłumaczysz, że każdy jełop pojmie - pochwalił go Robert.

Następnie przyniósł z kuchni zakąski, z barku wyciągnął alkohol i napoje:
- Zapraszam, panowie. Oblewamy moje pierwsze zaliczenie w tej sesji i pijemy zdrowie najlepszego korepetytora, jakiego znam.
Wznieśli toast. I to niejeden tego wieczora.

Wesoło spędzili czas u Roberta. Ku ich zdziwieniu, chłopak okazał się dobrym kompanem: gościnnym, towarzyskim, wesołym. Z dużym dystansem do siebie. Nie przeszkadzało mu, że Piotr traktuje go "z góry" i jest w stosunku do niego chłodny i uszczypliwy. Starał się złapać z mężczyznami dobry kontakt i z Sebastianem w pewnym sensie udało mu się, a i Piotr, odnoszący się do niego z dystansem, z biegiem wieczora trochę złagodził swoje podejście.

Wyszli od niego grubo po północy, mocno podchmieleni, ugoszczeni naprawdę dobrze i w świetnych humorach. Wracając do azylu, Sebastian dokuczał przyjacielowi:
- Dałeś się wrobić w pomoc komuś, kogo nie lubisz? O kogo jesteś zazdrosny? I jeszcze obiecałeś mu, że w razie czego ma dzwonić i pomożesz mu nadrobić zaległości?

- Nie jestem o niego zazdrosny - zaprzeczył Piotr. - Tylko go nie lubię. I nie wiem, co mi strzeliło do głowy, jak obiecywałem mu pomoc. Fakt, że wtedy już nie byłem trzeźwy.
- Nie tłumacz się nietrzeźwością, ty po prostu nie potrafisz odmówić, jak ktoś potrzebuje twojej pomocy - skontrował Sebastian.

Piotr zastanowił się przez chwilę, a następnie przyznał:
- Masz rację, nie potrafię. Nawet, jak gościa nie lubię. Mam nadzieję, że nie będę musiał zbytnio się angażować, że zrozumiał co jest ważne i że sam weźmie się za naukę. Zresztą - dodał po chwili - już wolę sam mu pomagać, niż miałby siedzieć po nocach z Zuzką. Szczególnie w tym jego wypieszczonym mieszkanku.Na to nie dam zgody - jego głos, dotąd przytłumiony alkoholem, w tym momencie stał się zimny i nieprzystępny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro