3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piotr wrócił do pokoju po północy. Był zmęczony. W nawale problemów zapomniał o zabraniu telefonu, a potem nie chciało mu się po niego wracać.

Rano był w szkole. Liceum, które go zatrudniło, było uważane za dość dobre, w rankingu "Perspektyw" mieściło się w pierwszej dwudziestce szkół warszawskich.

Był też "po słowie" z inną placówką, w której od listopada miał mieć początkowo kilka godzin tygodniowo w zastępstwie za odchodzącą nauczycielkę, z możliwością zwiększenia z czasem etatu do pełnego pensum.

Szkoła, w której został zatrudniony, działała zgodnie z jego przewidywaniami: aspirująca do wyższych lokat w rankingu, stawiała w dużej mierze na pracę własną uczniów, sprawdzanie wiedzy, oceny, punkty, rankingi maturalne. Nie była tak przyjazna, jak liceum w Czarnym Borze. Ale tego się spodziewał.

Pierwsze tygodnie, zgodnie z planem, poświęcił na zapoznanie uczniów ze swoim sposobem pracy, wymaganiami, naukę uczenia się i pierwsze sprawdziany.

Południa i wieczory poświęcał na pracę w azylu. Działalność administracyjna, organizacyjna, doradcza i dyscyplinująca zajmowała mu sporo czasu, a jeszcze zaangażował się w nauczanie Izy, bezdomnej dziewczyny, która tak bardzo ujęła go swoją historią..

Ponadto dziś rozchorowała się córeczka Alki. Młoda kobieta poprosiła go o pomoc podczas wizyty u lekarza, co zajęło mu dodatkowo dwie godziny. Od lekarza wracali przez park, wykorzystując spacer na omówienie spraw, które Alka zostawiła mu, idąc na zwolnienie. W pewnym momencie, przejęta chorobą córki, potknęła się i wsparła się na jego ramieniu.

Zanim wrócił do azylu, ogarnął całą czekającą pracę i poświęcił czas Izie, zrobiła się północ.
Kiedy poszedł na górę, zorientował się, że telefon mu się wyładował. Podłączył go do gniazdka i padł na łóżko.
"Dobrze, że jutro mam wolne w szkole - pomyślał, zasypiając. - Będę miał czas na rozmowę z Zuzką".

***
Obudził się rano pełen siły i energii. Zaplanował sobie dziś poważną rozmowę z Zuzką. Chciał jej wszystko opowiedzieć: o azylu i związanych z nim problemach, o nowej szkole, o tym jak tęsknił za nią przez ten miesiąc.

Mieszkając w Czarnym Borze bez trudu rozgraniczał swoje dwa życia: nauczyciela tam i prezesa fundacji tutaj. Nie mieszał ich, poza Sebastianem nikt nie wiedział o jego warszawskiej działalności. Ale teraz, gdy przeniósł się do Warszawy na stałe, postanowił opowiedzieć wszystko Zuzce, żeby nie mieć już przed nią tajemnic. Poza jedną - istnieniem Izy.

Jeszcze przez pół roku pobyt dziewczyny należało trzymać w ścisłej tajemnicy. O tym, kim jest Iza wiedzieli tylko oni dwaj: Piotr i Sebastian. Nawet Alka nie znała jej tożsamości.

Zdecydował więc, że i Zuzce tego nie powie, żeby nie obciążać jej niepotrzebną odpowiedzialnością (historia Piotra i Zuzki oraz azylu została opisana w książce "Miłość na krawędzi. W małym miasteczku i nie tylko").

Włączył telefon i zobaczył kilka nieodebranych połączeń i informacji od Zuzki z wczorajszego popołudnia. Spojrzał na zegarek: było po ósmej, Zuzka z pewnością jest teraz na uczelni. Postanowił znaleźć ją później.

***
Poznany wczoraj Robert przywitał ją ciepło:
- Jej, blado wyglądasz. Przejmujesz się tym kretynem - doktorem z wczorajszych zajęć? Czy tęsknisz za domem? A może - popatrzył na nią domyślnie - Kłopoty w raju?

Uśmiechnęła się. Nie miała ochoty rozmawiać, ale chłopak był sympatyczny i zasługiwał na odpowiedź.
- Nie wyspałam się, tęsknię za domem i mam chyba kłopoty w raju.

- Chodźmy na kawę - zaproponował, widząc jej niezdecydowanie.
- A wykład? - zaprotestowała.
- Wykład nie ucieknie, twoje problemy są ważniejsze - uśmiechnął się.

Kiedy się ociągała, zażartował:
- W tym twoim Czarnym Borze nie znali wagarów?
- Znali - uśmiechnęła się. - Ale mieliśmy jednego takiego nauczyciela, od najważniejszych przedmiotów, który skutecznie wybił nam wagary z głowy.

- Co za piła - jęknął z udanym przerażeniem. - Masz szczęście, że został tam daleko a ty przyjechałaś tutaj. No to idziemy na kawę - powtórzył.
Pokręciła przecząco głową:
- Teraz nie, ale chętnie w tej długiej przerwie postawie ci kawę.
- Oj, dziewczyno, widzę, że muszę nad tobą pracować. - westchnął żartobliwie. - Wyrwać z ciebie tę małomiasteczkową porządność i w zamian zaszczepić ci trochę luzu.

Kiedy wczoraj wykładowca podkreślił jej małomiasteczkowość, zabolało. I pewnie w jego intencji miało zaboleć. A Robert żartował z taka sympatią, że wiedziała, że nie chce zrobić jej przykrości.
"Zresztą to prawda - pomyślała. - Jestem dziewczyną z małego miasteczka i nie zamierzam tego ukrywać".

***
Zgodnie z wcześniejszymi planami, przerwę obiadową spędzili w bufecie. Zuzka zajęła stolik a Robert przyniósł kawę i dwie duże, smakowicie pachnące kanapki:
- Częstuj się, piękna - zachęcił.

Zuzka stropiła się:
- Wiesz, chyba muszę ci powiedzieć na początek, że jestem zajęta - zaczęła. Robert spojrzał na nią uważnie:
- Tak? Pomimo tego, co widziałem wczoraj? Zuzka, nie skomentowałem tego, ale mam wrażenie, sądząc po twojej reakcji, że wczoraj chyba widziałem koniec tej twojej "zajętości".

Urwał, po chwili dodał:
- Jeśli to nie był twój facet, ten wczoraj z parku, z dziewczyną z wózkiem, to jestem tancerzem z Teatru Wielkiego.
Roześmiała się, choć dotknął najbardziej bolącego problemu:
- To był mój facet. I nie odebrał ode mnie telefonu. Ale ufam mu i poczekam na wyjaśnienia. Więc...

- Wiele straciłem, mieszkając w Warszawie. Dawno nie widziałem tak porządnej i ufnej dziewczyny jak ty. Moje koleżanki ze szkoły to były same zołzy, zdeklarowane feministki i różne takie. Widzę, że porządne dziewczyny to tylko na prowincji mieszkają - zaśmiał się:

- I nie martw się, możesz mi wszystko powiedzieć. U mnie jak w studni - patrzył jej w oczy wesoło.
Mimo poważnego tematu rozmowy, nie mogła się nie roześmiać, patrząc na Roberta i słuchając jego pogodnego tonu.
- Dzięki, z ciebie też porządny chłopak. Ale.... - urwała. Widziała jego zainteresowanie jej sprawami i nie chciała, żeby zaszło zbyt daleko.

- Spoko, Zuzka, czuj się jak z bratem. Nie lecę na dziewczyny.
- Aha... - zatkało ją na chwilę - Faktycznie niezręczna sytuacja, bałam się, że próbujesz mnie poderwać - roześmiała się z ulgą.
Dołączył do niej, a potem powiedział poważnie:
- Nie afiszuję się z tym. Więc jeśli będziesz chciała fałszywego chłopaka, parawanu za którym potrzebujesz się ukryć, wal jak w dym - wziął ją za rękę:
- Masz ładne dłonie, takie delikatne i drobne - zauważył.

Uśmiechnął się i pocałował jej palce. Zuzka zarumieniła się i wyrwała dłoń:
- Wybacz, to sfera zarezerwowana dla..... - urwała. Uśmiechnął się i rozsiadł wygodnie, popijając kawę:
- No to opowiedz wreszcie o tych swoich kłopotach w raju, bo będę cię dalej podrywał - zażartował. - A jak już wiem, co na ciebie działa, to będę to bezlitośnie wykorzystywał. Ty się tak słodko rumienisz, że kto wie, może zaczną mnie kręcić i kobiety...

I Zuzka opowiedziała. O swojej reakcji na wczorajszą sytuację, braku kontaktu od wczoraj, o swoich kilkunastu telefonach i smsach, o tym, że przez całą noc wyobrażała sobie najgorsze scenariusze.

Robert słuchał uważnie:
- Powiedz mi jedno: czy ufasz mu? Bo jeśli ufasz, to załóż, że to jakiś dziwny zbieg okoliczności i poczekaj spokojnie na wyjaśnienie.
- A jeśli mu nie ufam? Nie tak do końca? - słowa rwały jej się na wargach, kiedy wyartykułowała pierwszy raz głośno swoje obawy:

- Jestem z nim zaledwie od kilku miesięcy, a to dziecko było duże. On często wyjeżdżał do Warszawy i nigdy nie opowiadał, po co. Mam wrażenie, że ma jakieś drugie życie. Ja... ja nawet nie wiem, gdzie on mieszka w Warszawie - wyliczała.
Robert kiwał głową, przyjmując do wiadomości jej słowa.

- Musicie sobie wszystko wyjaśnić. Tajemnice w związku mogą zabić najlepszą relację. Jeśli nie wiesz, gdzie go szukać, to nie masz wyjścia, musisz poczekać na jego ruch. Ale Zuzka, jeśli on się nie odezwie w ciągu dzisiejszego dnia, przemyśl sens istnienia tego związku. - powiedział poważnie. - Nawet jeśli cię wczoraj nie widział, to po tylu próbach kontaktu z twojej strony jego obowiązkiem jest zadzwonić i dowiedzieć się, co się stało.

- Wiem - opuściła głowę. - Ale boję się. Przyjechałam tu dla niego, mogłam jechać do innych miast, tam gdzie mam przyjaciółki. Tu nie mam nikogo... Poza Piotrem. A jeśli i jego też nie mam?

- Nie martw się na zapas. Dzisiejszy dzień się jeszcze nie skończył - uśmiechnął się Robert. - Chodźmy dziś po zajęciach do kina, rozerwiesz się, spędzisz czas w moim towarzystwie, a jak ten twój... Piotr... zadzwoni, będziesz ze mną....

Zuzce spodobał się ten pomysł. Zaczęła mieć dość tej nerwowej sytuacji, zaczął w niej narastać bunt przeciw temu, czego nie rozumiała i przeciwko swoim reakcjom. Nie chciała być sama, nie chciała myśleć, a czas spędzony z Robertem jawił jej się jako interesujący i relaksujący.

Chłopak zarezerwował bilety. Kiedy wychodzili po zajęciach z uczelni, w torebce Zuzki zawibrował telefon. Popatrzyła ze strachem na wyświetlacz.
- To ten twój? - domyślił się jej towarzysz.

Kiwnęła głową. Wyjął jej telefon z dłoni i odrzucił połączenie.
- Dlaczego? - zdenerwowała się.
- Niech ma nauczkę. Ty wczoraj dzwoniłaś kilkanaście razy, bez odbioru, teraz niech pomyśli, jak się czułaś. Wyłącz telefon żeby nie kusiło cię odebrać i chodźmy.

Zuzka po namyśle zrobiła, jak jej zaproponował Robert. Czuła w duszy narastający bunt przeciwko temu, co wczoraj widziała, temu że Piotr nie raczył wczoraj oddzwonić. Była też zła na siebie, że tak mocno przeżywa tę sytuację.

***
W kinie bawili się przednio. Potem skoczyli na szybkiego drinka do baru, który lubił Robert a następnie chłopak odprowadził ją do domu. Z szybkiego drinka zrobiły się trzy, więc humor jej dopisywał. Po drodze do domu zaśmiewała się z żartów, które opowiadał Robert.

Kiedy dochodzili do bloku, w którym mieszkała jej ciocia, z ławki przed budynkiem podniósł się wysoki, szczupły, niesamowicie przystojny brunet o posępnych, niebieskich oczach.
"Ten sam, którego widzieliśmy wczoraj" - pomyślał Robert.

Zuzka zesztywniała a Robert obrzucił intruza bacznym spojrzeniem:
- To ten twój Piotr? - zapytał szeptem. Kiwnęła głową.
- Widzę nadciągającą burzę. Potrzebujesz wsparcia? Jeśli tak, to zostanę z tobą.

Pokręciła głową przecząco:
- Nie, dzięki, poradzę sobie.
Ale Robert jej nie opuścił, aż zrównali się z czekającym mężczyzną. Obrzucił czekającego badawczym spojrzeniem:
- Dzień dobry, jestem Robert. Przyjaciel Zuzki. - i wyciągnął rękę.

Piotr przez chwilę patrzył równie badawczo, ale ujął podaną dłoń:
- Dzień dobry, jestem Piotr. Facet Zuzki - odezwał się swoim najbardziej zimnym, "belferskim" tonem. Ale Robert nie dał się odstraszyć. Jeszcze raz zmierzył przeciwnika badawczym spojrzeniem, cmoknął zaskoczoną Zuzkę w policzek, uśmiechnął się do niej dodając odwagi:

- Do zobaczenia, piękna. Zobaczymy się jutro w szkole - i odszedł.
Piotr przez chwilę patrzył za odchodzącym chłopakiem, a następnie spojrzał na Zuzkę. Zadrżała, to był ten wzrok, którym kiedyś obdarzył ją, kiedy nie nauczyła się na konsultacje: oczy jak dwie grudki niebieskiego lodu, chmurna mina i postawa emanująca chłodem.

- Czy możesz mi wytłumaczyć, co przed chwilą widziałem? - ton był adekwatny do spojrzenia. Teraz naprawdę poczuła, że przenika ją arktyczne zimno. Aż przeszedł ją dreszcz, mimo że wieczór był ciepły.

- A czy możesz mi wytłumaczyć, co widziałam wczoraj po południu, w Parku Skaryszewskim? - odparła buntowniczo, bo poczuła złość. - I czy możesz mi wytłumaczyć, czemu nie raczyłeś się odezwać do północy?

Nie była w stanie przebić lodowatego tonu Tabora, ale to, co zaprezentowała, tez wiało chłodem. Założyła ręce na piersi i odsunęła się od niego o krok, bo Piotr podszedł do niej:
- Miałem problemy i dużo roboty. - powiedział enigmatycznie, próbując ją objąć. Odsunęła się jeszcze o krok:

- Nie dotykaj mnie - wysyczała. - Nie wiem, czy masz do tego prawo.
Piotr poczuł się, jakby go spoliczkowała:
- Gdybyś odbierała ode mnie telefony, to byś wszystko wiedziała - nie podnosił głosu. Nie musiał. Ton, którego używał, był tak onieśmielający, że - jak to kiedyś określiły w szkole - brak mu tylko miecza gorejącego w dłoni i można malować kolejne "Wypędzenie z raju".

- Ciekawe, czekałam na twój telefon wczoraj do północy. A w zasadzie przez całą noc, bo nie mogłam spać. - złość, która ją ogarnęła, dała jej siły do prowadzenia kłótni. A wypity wcześniej alkohol wzmagał emocje.
Oparła dłonie na biodrach i przyjęła postawę konfrontacyjną. Piotr nigdy nie widział Zuzki tak bardzo rozzłoszczonej.

- Dlatego uznałam, że dziś robię sobie przerwę. Byłam w kinie i wyłączyłam telefon.
- Byłaś z tym gówniarzem? - Piotr machnął ręką w kierunku, w którym odszedł Robert.

- Nie, byłam z przyjacielem. - poprawiła Zuzka. - Ale tak, z tym. A jeśli mojego rówieśnika uważasz za gówniarza, to nie mamy o czym rozmawiać....
Odwróciła się, żeby przejść w kierunku drzwi. Piotr chwycił ją za rękę. Szarpnęła się:
- Puszczaj! - zawołała. Nie pozwolił jej się uwolnić. Trzymał ją mocno.

- To boli - jęknęła. Poczuła się bezradna. W tym momencie bunt i złość wycisnęły łzy w jej oczach. Piotr popatrzył na nią z niepokojem:
- Zuza, stop - wyszeptał ciepło. Drgnęła na dźwięk ich hasła bezpieczeństwa, do tego wypowiedzianego takim troskliwym tonem. Puścił jej rękę. Stał przed nią z dłońmi opuszczonymi wzdłuż ciała.

- Nie dotknę cię - obiecał. - Ale proszę o kwadrans rozmowy, to ci wszystko wyjaśnię. A jeśli teraz wejdziesz do bloku, proszę o ten kwadrans w dniu jutrzejszym.
Przez chwilę zastanawiała się, potem kiwnęła głową.
- Dziś. Teraz.

Westchnął z ulgą. Wskazał drogę:
- Tam jest kawałek parku, można pospacerować albo usiąść na ławeczce. Pójdziesz ze mną?
Ponownie kiwnęła głową. Ruszył pierwszy a Zuzka poszła za nim. Po chwili weszli do parku, o tej porze był pusty. Znaleźli ławkę.
- Słucham - odezwali się oboje.
- Widziałam cię wczoraj. Z kobietą i dzieckiem - odezwała się Zuzka.

- Tak, to moja współpracownica, Alka i jej córka, Tosia. Byliśmy razem u lekarza, bo mała się rozchorowała. Poprosiła mnie, bo wygodniej ogarniać chore dziecko w dwie osoby. Park był po drodze, wstąpiliśmy tam, żeby omówič to, co powiedział lekarz. Pocieszałem ją.

Zuzka parsknęła zimnym śmiechem:
- Taki jesteś troskliwy? Że chodzisz z obcymi kobietami i ich dziećmi do lekarza?
- Alka nie jest obca, znam ją od trzech lat - poprawił:
- Zapomniałem telefonu, wyładował mi się. Byłem zajęty do północy, a potem byłem zbyt zmęczony, żeby do ciebie dzwonić. Nie wiedziałem, że mnie widziałaś - tłumaczył. Widząc jej reakcję, zaklął zirytowany:
- Nie, to nie tak. Sam bym w te tłumaczenia nie uwierzył.

- No to jak? - patrzyła na niego zimno. Takie samo zimno czuła w środku, słuchając tych niewiarygodnych wymówek:
- Jaką możesz mieć współpracownicę od trzech lat, skoro pracowałeś w Czarnym Borze?

Popatrzył na nią ze smutkiem:
- Właśnie to ci chciałem dziś wytłumaczyć, gdybyś raczyła odebrać telefon. Czekałem na ciebie pod blokiem dwie godziny. A ty byłaś nie wiem gdzie z tym.... z tym młodym, bezczelnym człowiekiem - na wspomnienie sceny, której był świadkiem niedawno, jego też zaczęła ogarniać irytacja.

Pokręcił głową i wstał z ławki, nie był w stanie usiedzieć spokojnie:
- Zuza, oboje jesteśmy zirytowani. Oboje uważamy, że mamy do tego prawo, bo czegoś nie wiemy a widzieliśmy coś, co się nam nie podoba. Albo w tym momencie oboje wyluzujemy, albo pokłócimy się tak poważnie, że za chwilę nasz związek się stanie przeszłością.

Kiwnęła głową. Miał rację. Też nie mogła usiedzieć, zerwała się na równe nogi:
- No to mi wytłumacz, ale tak, żebym uwierzyła - zażądała. Sama sobie się dziwiła, że jest w stanie tak stanowczo rozmawiać z Piotrem. Do niedawna nie było to możliwe, nie odważyłaby się.

- Cała, szczegółowa opowieść zajmie znacznie dłużej niż te parę minut, które nam zostały. Jeśli dasz mi kolejną godzinę, powinniśmy się wyrobić.
Nadal patrzył na nią z chłodem, ale już nie tak zimno jak na początku. Jej też już złość mijała. Popatrzyła na niego ze smutkiem:
- Powiedz mi na początek jedno, czy jestem jedyną kobietą w twoim życiu? Czy masz jakieś zobowiązania wobec innych? Kobiet, dzieci?

Parsknął śmiechem i ten śmiech oczyścił trochę atmosferę. Wziął ją za ręce, przyciągnął do siebie i przytulił. Powoli, delikatnie, dając jej czas na ewentualne wyrażenie sprzeciwu.
- Zuza, skarbie, nie ma innej kobiety ani dziecka. Jestem tylko twój...

Rozpaczliwie chciała mu uwierzyć. Pozwoliła się objąć i przytulić i trwali tak przez chwilę.
- Historia, którą chcę ci opowiedzieć, zaczęła się przed ponad trzema laty. Wie o niej tylko kilka osób, w Czarnym Borze wiedział tylko Sebastian. A w tej chwili, po jego wyjeździe, w naszym miasteczku nie wie nikt - zaczął cicho.

Słuchała jak urzeczona. Przytulona do niego, a raczej - wtulona w niego, delikatnie kołysana, słuchała historii jak z książki: spotkanie bezdomnej i samej na świecie nastolatki w ciąży, ciocia o wielkim sercu, pomysł Sebastiana na utworzenie fundacji, historia zaginięcia i odnalezienia Justyny..... Coś ją zastanowiło:

- Skąd miałeś takie pieniądze? - weszła mu w słowo.
Popatrzył na nią łagodnie:
- Z odszkodowania za niesłuszne posądzenie o wykorzystywanie nieletnich i sprawę sądową.
Zmroziło ją, a potem zaczęła się śmiać:
- Ty, "Żelazny Piotr" i wykorzystywanie nieletnich? Jakim cudem?
A potem nagle śmiech zamarł jej na ustach i zapytała:
- A byłeś winny?

Zabolało go to pytanie. A w zasadzie nie tyle pytanie ile fakt, że zrobiła to Zuzka. Dlatego odpowiedział ironicznie:
- Tak, własnej naiwności.
Cofnął się w opowieści jeszcze dalej, chcąc, aby wiedziała już wszystko. Czuł, jak w pierwszym momencie spina mięśnie, jakby chciała się od niego odsunąć. Ale zapanowała nad sobą. W jego głosie było tyle smutku i żalu, kiedy opowiadał swoją poznańską historię, że nie miała sumienia okazywać mu braku zaufania.

Piotr mówił przez ponad pół godziny. Opowiedział jej prawie wszystko. Pominął tylko szczegółowe dane "lokalizacyjne", np. czyją siostrą jest Alka, że przywiózł ją z Poznania, gdzie mieści się hostel. Pominął też bardziej szczegółowe informacje o podopiecznych fundacji oraz wątek Izy. O dziewczynce nie wspomniał ani słowem.

Poza tym powiedział jej wszystko. Nie ukrył nawet tego, że kiedyś miał nadzieję na związek z Alką i że łączyło ich kilka intymnych sytuacji.
- Czy to minęło? - wielkie, ciemne od żalu i strachu oczy popatrzyły na niego. Przytulił ją mocniej:
- Minęło już na zawsze. - zapewnił ją. - To nie było żadne wielkie uczucie, raczej chęć bycia z kimś, a Alka była blisko.

Milczała. Historia, którą przed chwilą usłyszała, przekroczyła jej oczekiwania.
- Wiesz, spodziewałam się nowelki, a nie epopei - czuła, że Piotr oczekuje jej reakcji, a nie wiedziała jeszcze, jak się ustosunkować do tej historii. Burzyło się w niej wiele odczuć, w różnym natężeniu, emocje, których nie rozumiała i nie próbowała nawet ogarnąć w tej chwili.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałaś - szepnął, widząc, że nie doczeka się w tej chwili reakcji z jej strony.

- Piotr, ja.... muszę to sobie poukładać, dużo tego. Zbyt dużo jak na ten moment... - próbowała pozbierać myśli:
- Czy już wszystko mi powiedziałeś? - popatrzyła na niego badawczo.
Pokręcił głową ze smutkiem:
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie mogę ci powiedzieć jeszcze przez jakieś pół roku. I nie powiem. Ale uwierz, że ta tajemnica nie jest dla nas groźna.

- Powiedz! - zażądała, czując, że nie zniesie więcej niedomówień.
- Nie mogę. Powiem ci za pół roku. To nie tylko moja tajemnica, wie o niej również Sebastian - dodał, żeby ją uspokoić.
- A Justyna? - drążyła sprawę.
- Tylko Sebastian. On nie powie Justynie a ja tobie. - uciął stanowczo.

Milczała przez chwilę, a kiedy poczuła, że nie zniesie więcej zastanawiania się nad tym wszystkim, desperacko zmieniła temat:
- Moja historia nie zajmie godziny tylko pięć minut. Ale też jest dużo krótsza niż twoja, nie sięga trzech lat tylko dwóch dni, z dzisiejszym włącznie....

Widziała, jak się skrzywił. Opowiedziała krótko o znajomości z Robertem, o tym co widzieli, jakie wrażenie zrobiło na niej milczenie Piotra.
Że po nieprzespanej nocy chciała odreagować, więc przyjęła zaproszenie kolegi do kina i na drinka. Czuła się urażona i rozżalona opowieścią Piotra i tym, że pomimo tej "godziny szczerości" jeszcze ma przed nią jakieś sekrety. Dlatego, żeby odreagować i poczuć się pewnie, zataiła kwestię odmiennych preferencji seksualnych kolegi. Pomyślała, że nie zaszkodzi mieć asa w rękawie, na wypadek, gdyby musiała skorzystać z jego szalonej propozycji "parawanu":

- Cieszę się, że tak szybko znalazłam bratnią duszę - zakończyła.
Piotr stałym zwyczajem podniósł jej głowę do góry, żeby móc spojrzeć jej w oczy. Patrzył badawczo i uważnie:
- I co myślisz? Skomentujesz to jakoś?

- Tak. Że wcale cię nie znam. Że zadałam się z człowiekiem, który ma wiele tajemnic, bardzo skomplikowane życie i że mnie to wszystko przerosło. Teraz, kiedy już wszystko wiem.... a raczej wydaje mi się, że wszystko wiem - nie odmówiła sobie lekkiej ironii - muszę mieć czas, żeby sobie to wszystko poukładać. Nie dzwoń do mnie, nie przychodź. Ja zadzwonię do ciebie, jak będę gotowa...

Skinął głową. Tego się spodziewał. Odprowadził ją pod drzwi wejściowe w bloku.
Wyciągnął z kieszeni kartonik i długopis. Maznął na odwrocie kilka słów i podał jej ze słowami:
- Tu mnie znajdziesz, jak już będziesz gotowa.... I Zuza, uszanuj proszę moje zaufanie i cudze tajemnice, które przed chwilą ci powierzyłem. Tej historii nie zna nawet Justyna.

W odpowiedzi na jej pytające spojrzenie, dodał:
- Wie tylko tyle, że bardzo aktywnie pomagałem Sebastianowi jej szukać. Że mieszkałem tu kiedyś i mam różne kontakty, więc doradzałem mu, gdzie powinniśmy się rozejrzeć.

Pocałował delikatnie jej włosy, skinął głową i odszedł. Patrzyła za nim: szedł powoli, zgarbiony, jak człowiek, który dźwiga wielki ciężar.
Dopiero wtedy spojrzała na kartonik, który jej dał. Była to jego wizytówka jako prezesa fundacji, z adresem biura i dwoma obcymi numerami telefonu: stacjonarnym i komórkowym.

Odwróciła kartonik. Na drugiej stronie Piotr dopisał długopisem: "to adres hostelu, ale również mojego mieszkania. Jeśli będziesz potrzebowała, przyjdź w każdej chwili i zapytaj o mnie. Zawsze twój".
Kiedy wchodziła do mieszkania, cicho, żeby nie obudzić cioci, łzy płynęły po policzkach dwiema szerokimi strugami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro