32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nieobecność Piotra w azylu strasznie się Izie dłużyła. Zabrakło elementu stabilizującego sytuację pomiędzy Alką i nią. Nawet pensjonariuszki odczuwały brak głównego szefa, co wpłynęło na rozluźnienie dyscypliny.

Niektóre bardziej odważne i mniej obowiązkowe łamały bądź choćby znacząco naciągały przepisy regulaminu co do pracy na rzecz azylu, ciszy nocnej czy obowiązkowego stawiennictwa na zajęciach. Alka, jako zastępczyni Piotra, próbowała sobie z tym radzić. Ponieważ z jednej strony była zajęta swoimi obowiązkami, z drugiej zaś kobiety nie do końca postrzegały ją jako szefową, szybko popadała we frustrację a negatywne odczucia wyładowywała na Izie.

Któregoś dnia, po kolejnej gwałtownej reprymendzie Alki, Iza popatrzyła na nią spokojnie i grzecznie zapytała:
- Czy poczujesz się lepiej, jeśli odejdę z azylu?
Alka zaniemówiła. Patrzyła na młodszą dziewczynę:
- Jak to? - udało jej się wykrztusić.
- Normalnie. Przeszkadzam ci, przeze mnie jesteś zła i nie ukrywasz tego. Może jak ci zejdę z oczu, to poczujesz się lepiej.

- Kpisz, prawda? To taki dowcip? - Alka nie mogła się oswoić z informacją.
- Nie. Żaden dowcip. Źle nam się układa, nie potrafimy się porozumieć, choć się staram. A dla azylu ty jesteś ważniejsza. Piotr nie może sobie pozwolić na stratę takiej zaufanej osoby. - tłumaczyła Iza. - Dlatego, jeśli chcesz, wyprowadzę się w ciągu najbliższych dni. Jak tylko znajdę jakiś kąt. Odzyskasz jeden pokój i moją pensję, a pilnowanie porządku to i tak była zawsze twoja działka.

- I niby dokąd pójdziesz? - badała Alka.
Iza wzruszyła ramionami:
- Nie wiem. - przyznała. - Może Krzysiek pomoże mi znaleźć jakiś niedrogi pokój. Niedrogi, bo jeśli nie chcę rezygnować ze szkoły, to będę mogła pracować tylko popołudniami i w weekendy.

Starsza dziewczyna popatrzyła na nią uważnie:
- Mówisz serio? Faktycznie chcesz odejść?
- Nie chcę - westchnęła Iza. - Ale nie widzę możliwości współpracy pomiędzy nami. Nie lubisz mnie a ja widać nie potrafię tak pracować, żeby zyskać twoją aprobatę. Piotr nie będzie wiecznie stawał pomiędzy nami jako rozjemca. Lepiej się rozstać, niż ciągle się kłócić -tłumaczyła spokojnie Iza. - Piotrowi też to wytłumaczę, jak wróci, wezmę winę na siebie.

- Dlaczego? - dopytywała zszokowana Alka.
- Jesteś bardzo cenna dla azylu i dla Piotra jako szefa. Świetnie go uzupełniasz i ma z ciebie wielką pomoc. Ufa ci bezgranicznie. A ja robię coś, co cię denerwuje. A może denerwuję cię samym swoim istnieniem? - w tym momencie głos młodszej dziewczyny zadrżał.

Alka usiadła za biurkiem i oparła głowę na rękach. Przez chwilę milczała, po czym poprosiła:
- Chodźmy na górę, do mnie, pogadamy. Nie będę piła alkoholu w biurze, a na trzeźwo nie przejdzie mi to przez gardło.

Iza poszła za nią, ale skoczyła jeszcze do kuchni, żeby przynieść ser i trochę warzyw jako przekąskę. W pokoju Alka przygotowała kieliszki i otworzyła wino:
- Trzymaj - podała jej napełniony kieliszek.

Iza pokroiła w kuchence ser i warzywa i podała na stół. Alka nie protestowała. Po kilku na szybko wypitych kieliszkach, starsza z dziewcząt zaczęła opowiadać.
Popłynęła historia o poczuciu braku sensu pracy, o tym że nie czuje się pełnoprawną kierowniczką:

- Sama widzisz, że one mnie nie słuchają, jak nie ma Piotra. Każdej z nich ocierałam łzy albo płakałam z nimi. A jak czegoś wymagam, to mają to gdzieś. Piotr też nie traktuje mnie jako pełnoprawnej partnerki. Decyduje sam o zmianach. Czasami pyta pro forma o moje zdanie, ale ostateczna decyzja należy do niego. Włożyłam w ten azyl mnóstwo czasu i serca. Kiedy dojeżdżał z Czarnego Boru, polegał na mnie i moich decyzjach. A teraz rządzi samodzielnie, ja jestem mu potrzebna tylko po to, żeby zapewnić dostawy towarów, odbiór śmieci i płacić rachunki. Nawet odebrał mi prawo do ustalania grafiku i rządzenia sprawami porządkowymi - żaliła się, dolewając sobie wina.

Iza słuchała skrępowana. Nie wiedziała, że "wszechmocna" Alka czuje się tak niewiele warta. Kiedy tamta zamilkła, Iza wtrąciła:
- To wszystko nieprawda. Nieprawda! - powtórzyła stanowczo.

Bardzo chciała, żeby Alka jej uwierzyła:
- Piotr polega na tobie i ufa, że go we wszystkim zastąpisz. Odwalasz całą niezbędną pracę, żeby on mógł biegać po urzędach, załatwiać papierki i pieniądze. Jedna i druga rzecz jest niezbędna. Gdybyś nie kierowała azylem, Piotr nie miałby czasu na reprezentowanie fundacji na zewnątrz. Byłoby dużo mniej pieniędzy i działalność szybko skończyłaby się.

- Zabrał mi część pracy i dał tobie - nie ustępowała Alka.
- Tylko dlatego, że chciał mi pomóc. Przecież wiesz, jak to było. Był mi wdzięczny za Justynę, jest dobrym człowiekiem, widzi dla mnie jeszcze szansę na normalny rozwój, bez skierowania mnie na ścieżkę edukacji dla pracujących. I tak się zaczęło. Ja mam się szybko usamodzielnić, żeby nie być obciążeniem dla fundacji. Dlatego mam zrobić szybko szkołę i zdać maturę, żeby móc żyć samodzielnie. Jakby mi nie zaproponował pozostania i takiej pomocy jaką mam, musiałabym iść gdzieś zmywać gary, bo z samym gimnazjum nie zawojuję świata. A tak będę mogła iść kiedyś na studia, robić coś sensownego. Dostałam ogromną pomoc i zamierzam ją wykorzystać a jednocześnie próbuję się zrewanżować już teraz.

- Dał ci część moich zadań - mruknęła Alka.
- A co innego mógł mi dać? Żeby uzasadnić wypłacaną mi pensję? Przecież ja się znam tylko na sprzątaniu i trochę na gotowaniu. Tyle, co się tutaj przyuczyłam w kuchni. Do tego nie jest mi potrzebne zatrudnienie tylko normalnie mogę pomagać w ramach dyżurów. - rozgadała się Iza z pasją w głosie. - Piotr wie, że nie będę mogła polegać na rodzinie. Będę musiała sama zarobić na studia, mieszkanie, życie. Dlatego dał mi możliwość zarabiania już teraz, żebym mogła coś zaoszczędzić. A to było jedyne zajęcie, jakie mógł mi dać, żeby za nie zapłacić. Przy okazji ciebie odciążył. Możesz więcej czasu poświęcić na inne swoje zadania.

Alka patrzyła na nią z namysłem:
- Tak uważasz? Nie chcesz mnie zastąpić? Konkurować ze mną?
Iza roześmiała się. Zrozumiała wreszcie powód niechęci Alki i chciała go wyjaśnić do końca:
- Nie mam najmniejszego zamiaru. - oświadczyła z mocą:
- A nawet, gdybym chciała, to nie udałoby mi się. Ty jesteś naprawdę świetna w tym co robisz i masz doświadczenie. Gdyby ciebie zabrakło, azyl miałby problem.

- Chyba źle cię oceniałam - przyznała starsza dziewczyna. - Ale widzę w tobie sporo ze mnie samej z przeszłości i może dlatego boję się o przyszłość.
Roześmiały się. Patrzyły na siebie nieśmiało, z kiełkującą sympatią. Alka sprawiała wrażenie, jakby pozbyła się ogromnego ciężaru a Iza odetchnęła z ulgą.

- To co, dziś się zaprzyjaźniamy a od jutra rządzimy? - zapytała Alka, podsumowując rozmowę.
- Od jutra ty rządzisz a ja ci pomagam - poprawiła Iza. - A dziś się możemy zaprzyjaźniać, czemu nie? Zostało jeszcze trochę wina...

***
Piotr wrócił do azylu po kilku tygodniach odpoczynku. Pobyt w miasteczku pozwolił mu wypocząć: świeże powietrze, słońce i aktywność fizyczna sprawiły, że się zrelaksował, opalił i nadrobił zaległości towarzyskie.

Od pamiętnej rozmowy z Sebastianem coraz częściej zastanawiał się, czego właściwie chce od życia teraz i w przyszłości i w jaki sposób to osiągnąć. Wiedział, że i przyjaciel również zaczął się nad tym zastanawiać. W przyszłym roku obaj kończyli 35 lat. Taki wiek skłania do rozmyślań nad przyszłością: stabilną pracą, własnym kątem, założeniem rodziny.

I Piotr tego chciał. Dużo już osiągnął w życiu a chciał jeszcze więcej. Wiedział, że potrafi dać z siebie dużo dobrego potencjalnej rodzinie. Ale nie wyobrażał sobie, w jaki sposób to zrobić, mając za partnerkę młodą dziewczynę na progu dorosłości. Nawet mówienie o ślubie wydawało się przedwczesne, biorąc pod uwagę wiek Zuzki. A cóż dopiero planować dzieci?

Z drugiej strony Piotr, tak jak tłumaczył Sebastianowi, nie chciał mieć dzieci zbyt późno. Chciał mieć siły, żeby kopać z synem piłkę a z córką jeździć na długie wyprawy rowerowe. Pływać z dziećmi w jeziorze, łódką, chodzić po lesie, ćwiczyć na siłowni plenerowej i rozpalać z nimi ognisko. Do zabawy z dziećmi na dywanie czy toczenia wojny trzeba mieć sporo energii.

Zdawał sobie sprawę, że jego obudzone niedawno pragnienia z pewnością kolidowały z oczekiwaniami Zuzki, przynajmniej tymi na najbliższe kilka lat.
Z taką huśtawką myślową wrócił do Warszawy. Przyjechał sam; chciał sprawdzić, co się dzieje w azylu a poza tym zaczynały się obowiązki szkolne: pierwsze przymiarki do planów lekcji, rady pedagogiczne i tym podobne. Dlatego musiał wrócić do stolicy.

Zuzka miała przyjechać za kilka dni, z Sebastianem i Justyną. Oni oboje też zamierzali spędzić wrzesień w Warszawie.
Nadchodzący miesiąc miał być gorący politycznie. Sebastian podejrzewał, że będzie regularnie potrzebny posłowi. Justyna też zobowiązała się wspierać ojca, szczególnie że matka - nauczycielka również wracała po wakacjach do szkoły i mogła wspierać męża o tyle, o ile nie kolidowało to z jej obowiązkami.

Piotr uśmiechnął się, wchodząc do azylu: wszystko wydawało się w porządku, hol lśnił czystością, na ścianach ktoś zawiesił obrazki namalowane przez dzieci. W biurze siedziały ramię w ramię Alka i Iza, przeglądając jakieś dokumenty i zawzięcie dyskutując:
- Ja bym zerwała z nimi umowę - unosiła się Alka. - To już drugi raz, jak nie dowieźli pieczywa przed siódmą.

- A ja dałabym im ostatnią szansę. - tłumaczyła Iza. - Tylko jutro poszłabym na rozmowę do szefa piekarni i pokazała, ile stracą jak odwołamy zamówienia. Ewentualnie niech nam dają lub sprzedają wieczorem po groszowych cenach to, co jest jeszcze dobre a nie poszło w ciągu dnia. Dzięki temu będziemy miały pieczywo na rano a oni unikną strat. Sama mówiłaś, że ta piekarnia jest najtańsza.

Piotr stanął w drzwiach i z przyjemnością przysłuchiwał się dyskusji dziewcząt. Spodobało mu się, że są w takiej komitywie:
- To co, zrobić wam kawy czy dać pistolety? - zapytał z uśmiechem.
- Piotr! - roześmiała się na jego widok Iza. - Wróciłeś wcześniej, spodziewałyśmy się ciebie za dwie godziny.

- Udało mi się złapać wcześniejszy pociąg - wytłumaczył Piotr, ciesząc się że jest w domu. - Głodny jestem.
Dziewczyny usadziły go za biurkiem, uprzątnęły papiery i zrobiły mu kawę. Iza pobiegła do kuchni, żeby dopilnować podgrzania obiadu:
- Proszę - postawiła tacę przed nim. - Jedz spokojnie, na dziś wszystko ogarnięte.

Piotr patrzył na obie współpracownice ze zdziwieniem. Przed jego wyjazdem albo udawały że się nie widzą, albo dogryzały sobie. A dziś pierwszy raz zobaczył je w dobrej komitywie. Ale był zbyt zmęczony, żeby dopytywać o szczegóły. Odstawił tacę:
- Dziękuję, dobre było. Wezmę jeszcze wodę z kuchni i idę odpocząć. Nie ma nic, czym musiałbym się zająć na pilnie? - upewnił się, wychodząc.
- Nie, wszystko ogarnięte - pokręciły zgodnie głowami.

***
Justyna wyciągnęła się w ramionach Sebastiana:
- MMM, jak ten czas szybko zleciał. - zamruczała.

Ostatnie dwa dni spędzili razem w jego mieszkaniu. Piotr wyjechał a Darek miał wrócić pojutrze, więc wykorzystali puste lokum, żeby wreszcie być z sobą bez przeszkód.

Justyna krępowała się uprawiać seks w mieszkaniu rodziców. Miała wrażenie, że matka nie akceptuje do końca jej tak bliskiej znajomości z Sebastianem. Bywali tam często, ale głównie po to, żeby omówić z Kowalską ewentualne obowiązki każdego z nich w nadchodzących dwóch miesiącach. Nawet jeśli lądowali w pokoju Justyny, to jedynie po to, żeby pobyć przez chwilę sami: porozmawiać, poprzytulać się, powspominać dawne czasy.

Dlatego kiedy Piotr wyjechał, na całe dwa dni zamknęli się w mieszkaniu Sebastiana. Mogli kochać się bez ograniczeń, chodzić nago, kąpać się razem, w negliżu jeść posiłki i oglądać filmy. Justyna, jeśli ubierała się, to w seksowne, powiewne ciuszki, które robiły na mężczyźnie tak silne wrażenie.

- Doceniam twoją inicjatywę - mruczał jej do ucha - bo niesamowicie seksownie wyglądasz w tych pończoszkach i bieliźnie. Ale wiesz, że zaraz to z ciebie ściągnę?
- A musisz ściągać? - zaszeptała uwodzicielsko. - Ta spódniczka jest krótka i szeroka, jak usiądę na biurku to ci nie przeszkodzi.

- Przeszkodzi - mruknął, sadzając ją na skraju stołu. - Pończochy też. Pragnę wycałować cię całą, od stóp do głów. - i stanąwszy pomiędzy jej udami, zsuwał powoli pończoszki z jednej nogi a później z drugiej. Robił to tak powoli i w tak podniecający sposób, że Justyna nie mogła doczekać się dalszego ciągu.

Ponieważ mieli dla siebie całe dwa dni, mężczyzna nie spieszył się. Rozbierał ją powoli, zaczynając od pończoch i bluzki, później pozbawiając spódnicy. Kiedy została w samej bieliźnie, pieścił ją i całował poprzez materiał, co powodowało dodatkowe podniecenie u dziewczyny. Zanim pozbył się i bielizny, Justyna już prosiła go o przyspieszenie działań.

Zmierzył ją badawczym spojrzeniem i uśmiechnął się "mrocznie", jak to określała dziewczyna:
- Poczekaj, mamy czas.... - delikatnie pieścił jej stopy i łydki, kolana i uda, a ona już nie była w stanie usiedzieć na blacie:
- Seba, proszę... - mruczała, obdarzając go rozgorączkowanym spojrzeniem.

Kiedy wreszcie znalazł się pomiędzy jej udami i spełnił jej prośbę, Justyna wiła się z rozkoszy pod jego dłońmi. Z jej ust wyrwał się okrzyk ulgi, świadczący o seksualnym spełnieniu. Opadła na niego, bez sił, zaspokojona i szczęśliwa.
Dopiero wtedy przeniósł ją na łóżko i przytulił, pozwalając, aby jej drżące ciało uspokoiło się w jego ramionach:

- Wracajmy do naszej dziupli - poprosiła. - Chcę cię na codzień, tak jak zwykle.
- Nie masz mnie dość? - obdarzył ją przeciągłym spojrzeniem.
- Nigdy. Przecież wiesz - odparła, uśmiechając się zalotnie:
- Lubisz mieć nade mną władzę?

- Uwielbiam - uśmiechnął się drapieżnie. - Lubię, jak jesteś bezsilna, poddana moim decyzjom. Lubię myśleć, co zrobić ci na początku a co później. I lubię przekuwać te fantazje w czyn. Uwielbiam doprowadzać cię do granic spełnienia, aż prosisz o więcej. Twoje reakcje, tak nieskrępowane, naturalne i namiętne, niesamowicie mnie podniecają.

Uwielbiała słuchać, kiedy mówił tym "nowym pościelowym" głosem, seksownym, podniecającym a jednocześnie z nutami czegoś mrocznego. To już nie był ten tembr sprzed paru miesięcy, "pościelowy zwykły romantyczny", który podniecał ją swoją delikatnością. Słuchając tego nowego tonu, którego Sebastian zaczął używać w rozmowach z nią niedawno, wyczuwała głębię czegoś nowego, co ją niesamowicie kusiło a jednocześnie napawało nieokreśloną obawą.

- Lubię sprawiać ci przyjemność, ale w sposób, który zależy ode mnie. To ja jestem wtedy panem i władcą, decydując, w jaki sposób dać ci rozkosz.

Słuchając tego, Justynie znów zaczęło się robić gorąco. Ten nowy, mniej przewidywalny sposób kochania się, Sebastian wprowadził niedawno. Mężczyzna lubił dominować: przytrzymać jej dłonie bądź przywiązać je do wezgłowia łóżka, zabronić odzywania się, czasami nawet zasłonić jej oczy czy również unieruchomić stopy. Chwycić pasmo jej włosów, owinąć dookoła dłoni i pociągnąć. Podrażnić czułe miejsca czymś zimnym bądź mocno ciepłym, żeby zwiększyć odczuwanie przyjemności, dotykać mocniej i bardziej zdecydowanie.

W takich momentach była zdana na jego łaskę. Ku swojemu zdziwieniu, nie odczuwała strachu, nawet jeśli wiedziała, że nie jest w stanie nic zrobić. Wręcz przeciwnie, świadomość własnej bezradności i tego, że jest na łasce partnera wzmagała jej odczuwanie przyjemności i wznosiła je na wyższy poziom niż wcześniej.

Słuchając tego zmysłowego tonu, Justyna była gotowa oddać mu się tu i teraz. Głos Sebastiana kusił, nęcił, podniecał.
A później spojrzał na nią tak normalnie, zwyczajnie i ciepło się uśmiechnął:
- A najbardziej mnie kręci fakt, że tak cudownie mi się poddajesz, tak ufnie i bez obawy. I że w dalszym ciągu mam na ciebie tak duży wpływ. Że mój dotyk jeszcze ci się nie znudził....
-Kocham to. - odparła równie zwyczajnie.- I kocham ciebie.

***
Iza również leżała w ramionach ukochanego. Byli u niego w pokoju. Wcześniej obejrzeli film a następnie kochali się długo i delikatnie. Oparła głowę o jego tors, słuchała bicia jego serca. Krzysiek łagodnie gładził ją po plecach:
- Mówiłem ci już, że cię kocham? - szepnął.

- Nie, w ciągu ostatnich pięciu minut ani razu - zażartowała.
Dobrze jej było. Od czasu wspólnego wyjazdu nad morze, pozbyła się strachu przed jego dotykiem, nawet najbardziej intymnym. I cieszyła się tym. Na razie była na etapie głównie biernego uczestnika i obserwatora, ale tyle jej wystarczało w chwili obecnej. Lubiła patrzeć, jak chłopaka ogarnia podniecenie i jak dochodzi do spełnienia. Lubiła czuć go w sobie, patrzeć jak zmienia się jego twarz, od uśmiechu poprzez skupienie aż do rozkoszy i poczucia ulgi. Jak tężeją jego ramiona a ciało się spina.

Jak przytula ją w trakcie i na koniec. Czuła się wtedy bezpieczna i akceptowana. Nadal nie było jej dane przeżyć spełnienia, o jakim czytała w romansach, ale na tym etapie, na którym aktualnie się znajdowała, nie żałowała. Inne, nowe i pozytywne doznania na razie rekompensowały jej brak tego czegoś, czego jeszcze nie znała.

Uśmiechnęła się łagodnie:
- Jestem szczęśliwa, że cię mam. Jak to dobrze, że ponownie się odnaleźliśmy. W przeciwnym wypadku tyle bym straciła....
- Też się cieszę - odparł - że jestem teraz z tobą. Dajesz mi tyle dobrych emocji, uczuć, wrażeń. Opłacało się na ciebie czekać....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro