35.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krzysiek wyciągnął się na łóżku i popatrzył na siedzącą przy stoliku dziewczynę. Uśmiechnął się leniwie, widząc jak ona gryzie koniec ołówka i patrzy w skupieniu w zeszyt:
- Kombinuj, młoda, kombinuj....

Iza też popatrzyła na niego, tyle że z rezygnacją:
- Poddaję się, nic mi nie przychodzi do głowy. Wytłumacz mi..
- Nie ma tak dobrze. Na razie myślisz nad tym zadaniem - popatrzył na zegarek - dopiero półtorej minuty. To niewiele. Pomyśl nad nim drugie tyle a wtedy ci pomogę. Jeśli wymyślisz, w jaki sposób zacząć, dostaniesz buziaka.

- I tak nic nie wymyślę - uśmiechnęła się. - Daj buziaka od razu.
Krzysiek stanął za nią, oparł dłonie na oparciu jej krzesła i zaczął muskać wargami czubek jej głowy. Odchyliła się do tyłu, umożliwiając mu dostęp do jej szyi i linii obojczyka.
- W takich warunkach na pewno się nie skupię. - oświadczyła:
- Pocałuj od razu i przejdźmy do ciekawszych rzeczy niż fizyka...

Podobała mu się jej niewymuszona ochota w podejściu do seksu. Iza lubiła ich zbliżenia, często je inicjowała, tak jakby nie mogła się nasycić jego bliskością. Zdawał sobie sprawę, że bardziej cieszy ją świadomość, że pożegnała demony przeszłości niż faktycznie odczuwa pożądanie, ale nie oponował. Szczególnie, że łączyło ich dużo więcej a seks był jedynie marginesem ich znajomości.

"Bardzo miłym marginesem - uśmiechnął się - ale nie decydującym o naszym być albo nie być".
Iza z irytacją przekreśliła jakieś nieudane równanie i widział, że jest bliska rzuceniem zeszytem.

Pokręcił głową. Dziewczyna zdecydowanie nie była umysłem ścisłym, co powodowało, że wszelkie trudności w tej materii traktowała jako nie-do-przejścia. Przytrzymał jej rękę i pociągnął Izę na łóżko. Nie broniła się a cała jej irytacja, wywołana trudnym zadaniem, zniknęła.

Pomyślał, że jeśli teraz zrobią sobie przerwę, to może później łatwiej będzie im się skupić na meandrach napięcia i natężenia prądu elektrycznego.
- Wolisz sprawdzać napięcie i natężenie w praktyce? - zażartował:
- Niż zgłębiać ten temat w teorii?
- Dokładnie tak - przyznała. - Tępa jestem i jakoś mi to nie wchodzi, nawet z twoją pomocą.

- Ale wiesz, że musimy się postarać? Sprawdzian masz za kilka dni, a jeśli go oblejesz, twój wychowawca z pewnością będzie miał pretensje do twojego korepetytora.... - żartował, całując jej odsłoniętą szyję i linię obojczyka.

Pomogła mu ściągnąć koszulkę i został jedynie w dżinsach. Za chwilę poczuł na skórze jej niecierpliwe dłonie:
- Trudno, korepetytor teraz jest zajęty innym zakresem nauki niż opór elektryczny. - mruknęła. - W tej chwili na tapecie jest ars amandi i totalny brak oporu. A napięcie i natężenie mieści się w górnych wartościach skali - zażartowała, całując go.

Po chwili i ona czuła jego dłonie. Chłopak rozebrał ją i została tylko w bieliźnie. Nie śpieszyła się z jej zdejmowaniem, bo Krzysiek uwielbiał zaczynać grę miłosną od drażnienia jej piersi i miejsca pomiędzy udami, kiedy jeszcze były osłonięte cienką warstwą materiału.

Później, kiedy leżeli objęci, Iza wróciła do tematu:
- Nie idzie mi ta fizyka. Ani chemia. Regułek i definicji jestem w stanie się wyuczyć, ale nie umiem rozwiązywać zadań. Z matematyką jest podobnie. Tam, gdzie można cokolwiek policzyć i jest jakiś konkretny wynik, to jeszcze rozumiem. Ale te wszystkie dziwne działy, funkcje, wielomiany, rachunek prawdopodobieństwa i tak dalej to nie dla mnie. Wątpię, aby udało mi się zrobić dwie klasy w jednym roku.... A taka była umowa...

Przytulił ją i próbował pocieszyć:
- Nie martw się. To był plan optymalny, przy założeniu, że wszystko wyjdzie. Jesteś w drugiej klasie. Nie musisz robić nic ponad bieżącą naukę. Najwyżej zrobisz liceum w cztery lata, tak normalnie, nie w trzy. Dorosłe życie poczeka na ciebie jeszcze rok.
- Ale planowaliście z Piotrem, że zrobię w trzy. A w zasadzie, licząc pierwszą klasę jako dwa miesiące, w dwa lata z kawałkiem. Pamiętaj, że mam już osiemnaście lat. Wypadałoby się szybko usamodzielnić, a nie wisieć na fundacji Piotra. - żaliła się:

- A może zmienię szkołę na liceum zaoczne i pójdę normalnie gdzieś do pracy? Będę zarabiać pieniądze, wynajmę jakiś pokój, zrobię liceum a matury nie muszę mieć.....

- Ciii - położył palec na jej ustach. - Teraz popłynęłaś. Albo sama uznasz, że opowiadasz bzdury, albo pójdę sobie. - zagroził:
- Masz pokój, pracę na pół etatu i szkołę. Wykorzystaj to. A czy będziesz się uczyć jeszcze dwa czy trzy lata, to naprawdę nie jest wielka różnica. Poczekam na ciebie, ile będzie trzeba. Zanim zdasz maturę, to ja zdążę się usamodzielnić finansowo. Uda mi się znaleźć przyzwoitą pracę, może kupić jakieś małe mieszkanko na kredyt. Będziemy mieli gdzie mieszkać. A jak tak bardzo chcesz prowadzić dorosłe życie, to możesz iść na studia zaoczne. Proszę bardzo. Ale do matury masz chodzić do normalnej szkoły, żadne liceum dla pracujących nie wchodzi w grę! - zakończył z mocą.

W połowie jego przemowy usłyszała coś, co ją zdziwiło:
- Chcesz ze mną w przyszłości zamieszkać? - upewniła się.
Chłopak uśmiechnął się namiętnie:
- Gdyby to zależało ode mnie, to już bym z tobą zamieszkał. Nie wyobrażam sobie lepszej sytuacji... Ale tobie na razie tutaj jest wygodniej, taniej i mniej problematycznie. - przyznał. - Więc poczekam.

Przepełniła ją radość i uściskała go serdecznie:
- Wiesz, ją naprawdę miałam wielkie szczęście w życiu. Trafiłam na tak cudownych ludzi jak Piotr i ty.... No dobrze, bierzmy się za ten opór elektryczny. - podjęła decyzję. - Wy dwaj we mnie wierzycie, muszę się postarać, żeby się udało. Wyjdzie albo nie, ale chcę sobie powiedzieć, że zrobiłam wszystko, co mogłam.

Okryła się jego koszulą i ponownie usiadła przy stoliku. Otworzyła podręcznik do fizyki i zaczęła go z uwagą studiować.

***
Sebastian i Piotr znowu wyruszyli do Czarnego Boru. Dziennikarz chciał osobiście podziękować naczelnemu "Echa Podlasia" za nieustającą życzliwość i gotowość do udzielania mu przestrzeni w gazecie i portalu internetowym i omówić możliwość dalszej współpracy. Piotr zaś jechał na kolejne zaproszenie Darka.

Po wakacjach powtórzył się problem z "dziwnymi" uczennicami. Darek chciał osobiście zasięgnąć rady starszego kolegi w tej sprawie a Piotr uznał, że bardzo chętnie odwiedzi miasteczko, w którym rozpoczął swoje drugie, udane życie i naładował baterie na przyszłość.

Wyruszyli w piątek po południu, gdy nauczyciel skończył lekcje.
Następnego dnia, kiedy już odespali podróż i załatwili część spraw, usiedli w ulubionej knajpie, w której mogli liczyć na zachowanie prywatności. Sebastian zamówił ulubioną whisky, która dość ochoczo zaczęli się raczyć.

- Nie boisz się, że przez weekend azyl się bez ciebie zawali? - zażartował Sebastian, rzucając aluzję do pracowitości przyjaciela.
- Wyobraź sobie, że nie - uśmiechnął się Piotr. - Dzielnie zastępuje mnie młode pokolenie: Alka, Iza i Krzysiek. Zaproponowałem mu pracę, skoro urząd miasta opłaca pół etatu psychologa, to należy z tego skorzystać. Chłopak jest młody, ale ma doświadczenie i głowę na karku. A poza tym - uśmiechnął się Piotr - i tak ostatnio spędza dni i prawie nocuje w azylu, nie mogąc się rozstać z Izą, więc niech chociaż mam z tego jakąś korzyść.....

- Prawie nocuje? - drążył Sebastian. - Czy....
- Czy... Ale udaję, że tego nie widzę, bo musiałbym zareagować. Zresztą, rzadko zostaje, najczęściej kiedy zbyt długo posiedzą nad książkami. - przyznał Piotr.

Roześmiali się serdecznie.
- Zobacz, jak to się wszystko składa. W życiu nie powiedziałbym przed kilkoma laty, że tak się ułożą nasze losy... - zauważył filozoficznie Sebastian. - I losy znajomych....

- To prawda. Życie pisze oryginalne scenariusze.. - zgodził się Piotr. - Poprosiłem Zuzkę, żeby zamieszkała ze mną. Jeszcze się waha, ale jestem dobrej myśli.
Upił kilka łyków złocistego trunku, oczekując na reakcję przyjaciela. I doczekał się, choć nie takiej, jak oczekiwał.

- Zamierzam poprosić Justynę, żeby za mnie wyszła - zwierzył się Sebastian, patrząc przed siebie. Piotr zakrztusił się whisky:
- Powtórzysz? - zapytał, nie dowierzając w to, co usłyszał.

- Jeszcze nie teraz, jest za młoda na ślub i może się wystraszyć. - uśmiechnął się Sebastian. - Ale za jakiś czas.... Mieszkamy razem już od roku. Ten łamaniec mieszkaniowy, który odstawiliśmy ostatnio w miasteczku, nie pasował nikomu z nas. Chcę mieć glejt opinii społecznej, żeby mieszkać z nią u siebie albo u jej rodziców, kiedy będziemy odwiedzać miasteczko. A poza tym, ostatnie wydarzenia upewniły mnie, że chcę ją na stałe w moim życiu; móc się nią opiekować, dać jej to co mogę i czerpać z jej energii; pragnę nadal ją kształtować i czerpać satysfakcję z jej dorastania; chcę móc kiedyś założyć jej na palec obrączkę i upewnić się, że to ona urodzi mi ewentualne dzieci...

"Poniosło go - pomyślał zdumiony Piotr.
Zdawał sobie sprawę, że Sebastian zaangażował się całkiem mocno, oczywiście na swój sposób, w związek z Justyną. Lubił nią kierować, rozwijać ją zgodnie z własnymi upodobaniami, odgrywać przewodnią rolę w tym związku. To było nie do uniknięcia, jeśli miało się dużo młodszą partnerkę. Piotr to wiedział. Ale oświadczyny? Z majaczącym na horyzoncie ślubem? dziećmi?

Piotr pokręcił głową, zdumiony zwierzeniami przyjaciela. Nigdy w życiu nie przypuściłby, że ten małomiasteczkowy Casanova ustatkuje się przy jednej kobiecie i to w dodatku tak młodej, która nie była dla niego żadnym wyzwaniem.

Chociaż ostatnio zachowanie Sebastiana dało mu do myślenia. Przyjaciel tak silnie się zaangażował w obronę Justyny, był tak poruszony i wściekły atakiem na nią, jak rzadko mu się zdarzało.

Piotr tylko kilka razy widział takie zdecydowanie ze strony dziennikarza. Sebastian raczej wolał życie proste, łatwe i przyjemne i rzadko pozwalał, żeby cokolwiek w taki sposób zaangażowało jego emocje.

- A co Justyna mówi o twoich planach? - zapytał ostrożnie.
- Jeszcze nie wie - uśmiechnął się Sebastian. - I na razie jej tego nie powiem, żeby się nie wystraszyła. Oczywiście, jeśli poproszę ją o rękę to od razu zaznaczę, że ślub nie odbędzie się od razu. Może być za kilka lat. Ona musi mieć czas, żeby dorosnąć do tej myśli. Ale chcę, żeby wszystko było jasne. Żeby wiedziała, że jest moja, że tylko ja mam do niej prawo i żeby nie plątał się obok niej żaden młodziak poznany na uczelni czy na imprezie.

Piotr skrzywił się lekko:
- To raczej kiepska motywacja do narzeczeństwa.
- Na razie stać mnie na taką - odparował Sebastian. - Uważam, że i tak zrobiłem duży postęp: od dwóch lat jestem tylko z jedną partnerką. I zamierzam to utrzymać. Ale muszę mieć pewność, że Justyna również jest tylko moja.

Piotr popatrzył na niego z przyganą:
- Jest tylko twoja, od samego początku. Przecież wiesz...
- Dotąd tak. Ale nie wiem, co będzie dalej. Dotąd jej świat koncentrował się na mnie. Ale ona dojrzewa, wchodzi w nowe obszary, których już nie jestem w stanie kontrolować. A na młodą dziewczynę na każdym kroku czyhają pokusy. Skąd mam wiedzieć, że którejś z nich nie ulegnie? - tłumaczył żarliwie.

Przyjaciel pokręcił głową:
- Brat, nie tędy droga. Nie możesz Justyny uwiązać do siebie. Musisz zaufać, pozwolić jej poznawać świat i dać jej długą linę i otwarte okno. Żeby zawsze mogła do ciebie wrócić...

Sebastian zaśmiał się:
- Mistrz Saint -Exupery napisał to ładniej: Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do ciebie wróci, jest twoje...
- Cóż, z mistrzem nie będę konkurował -również zaśmiał się Piotr: - Ale miał rację. Justyna będzie chodzić samodzielnie, poznawać te nowe obszary, ale będzie do ciebie wracała. I to nie dlatego, że ją kontrolujesz, ale dlatego, że będzie chciała.

Sebastian przez chwilę milczał, a potem odezwał się cicho, z trudem:
- A jeśli nie będzie chciała? Ciąg dalszy cytatu jest taki: Jeśli nie wróci, nigdy twoje nie było...

- A dlaczego ma nie wrócić? Żaden z jej kolegów na studiach nie może konkurować z tobą pod względem doświadczenia życiowego i umiejętności w ars amandi. Ze starszym partnerem dziewczyna może czuć się bardziej komfortowo i bezpiecznie. Sam wiesz, że potrafisz zadbać o nią lepiej niż rówieśnicy. Więc czemu niby Justyna miałaby, będąc z tobą, zrobić skok w bok?

- Choćby z ciekawości, jak to jest być z innym partnerem...
Zapadła cisza a następnie Piotr, zirytowany, powiedział:
- Seba, nie wymyślaj. Jest wam dobrze, Justyna jest twoja i tylko twoja, patrzy w ciebie jak w obraz. Nudzisz się? Za mało masz realnych problemów? Musisz sobie kreować nowe, nie mające potwierdzenia w rzeczywistości? Daj spokój... Będzie problem, wtedy się z nim zmierzysz. Nie szukaj kłopotów na siłę, bo jeszcze znajdziesz, a zupełnie niepotrzebnie. Ciesz się życiem z Justyną, dbaj o nią tak, aby nie miała potrzeby szukać kogoś innego. Po prostu.

W trakcie tej przemowy, jego postać mimowolnie zaczęła przypominać górę lodową, z której był tak znany w czarnoborskim liceum. Wyprostował się, oczy przybrały wygląd dwóch kawałków lodu, a głos brzmiał zimno.

Zapadła cisza, a następnie Piotr dodał, już zupełnie innym tonem:
- Pamiętaj, że obaj mamy ten sam problem: dużo młodsze partnerki, które przy nas dorastały, dojrzewały, wchodziły w pierwszy poważny związek. Żadna z nich nie ma skali porównawczej, jak by to było z kimś innym. Poza tym, każdemu człowiekowi, bez względu na wiek, doświadczenie, sytuację, może się kiedyś odwidzieć bycie z tą drugą osobą. Gdyby tak nie było, nie byłoby tylu rozwodów. Nigdy nie masz pewności, czy twój związek będzie do końca życia. Ale trzeba robić wszystko, żeby dbać o tę drugą osobę i o to, co was łączy.

- Masz rację - przyznał Sebastian. - Skupię się na tym, co mam. Ale nie zrezygnuję z zaręczyn...

***

Kiedy wyjeżdżali z miasteczka, Piotr przykazał Darkowi:
- Obserwuj sytuację. Zgłoś to pedagog szkolnej i dyrektorowi. Ale nie rób sam rozróby na całą szkołę, bo polegniesz. Każda dyrekcja ma skłonność do zamiatania problemów po dywan. Staraj się utrzymać ten niewielki kontakt z Kleo, który udało ci się ostatnio nawiązać. Może dzięki temu dowiesz się, czy sytuacja się nie zaognia. Gdyby coś, dzwoń. Przyjadę i razem naciśniemy Wilkomirskiego.
-Dzięki za wsparcie. - uścisnął go młodszy mężczyzna. - Może tak być, że będę cię potrzebował.

(ten wątek zostanie podjęty w kolejnej książce z serii #malemiasteczko).

***
Mijał październik. W miarę, jak zbliżały się wybory parlamentarne, Sebastian coraz częściej był angażowany przez posła Kowalskiego. Nie zawsze musiał być przy nim osobiście, często wystarczyło po prostu, że przygotowywał mu przemówienia na kolejne spotkania albo choćby wskazywał żelazne punkty do poruszania z wyborcami. Ale musiał na bieżąco śledzić kalendarz posła: kiedy i z kim się spotyka, jakie problemy może mieć dana grupa wyborców, czego chce i jak na to odpowiedzieć. Zajmowało mu to dużo czasu i wysiłku.

Szczególnie, że poseł teraz często jeździł do Czarnego Boru i do Białegostoku, żeby spotykać się osobiście z tymi, którzy mogą na niego za trzy tygodnie zagłosować. Sebastian nie zawsze mógł mu towarzyszyć i w miasteczku i w mieście wojewódzkim, musiał więc zdalnie pilnować Kowalskiego.

Z utęsknieniem czekał na trzeci tydzień miesiąca i na ciszę przedwyborczą, kiedy już nic nie będzie musiał robić. Przemówienia końcowe do wyborców i podziękowania dla współpracowników już posłowi napisał, i to w dwóch wersjach: jednej na wypadek ponownego wyboru na posła, drugiej do użycia w sytuacji, gdyby jednak Kowalski nie wszedł do Sejmu. Ta druga opcja była mało prawdopodobna, poseł był rozpoznawalny w kraju, lubiany w swoim okręgu, miał wysokie notowania w partii.

- Żeby tylko kartek nie pomylił na koniec - pomyślał, zamykając laptopa.

Był zmęczony nie tylko nawałem pracy, ale również częstymi kontaktami z posłem. Uważał go za bufona i dość ograniczonego człowieka, który od dwóch lat woził się na pracy Sebastiana: czytał jego przemówienia, mówił używając jego argumentów, podczas trudniejszych spotkań miał go za plecami.

Sebastian był świadom, że jeśli poseł rzeczywiście zdecyduje się kandydować w wyborach na Prezydenta RP, to będzie musiał poświęcić mu dużo więcej czasu. Zaczął rozważać, czy wtedy nie należałoby się przenieść do Warszawy. Po to, żeby brać udział w przygotowywaniu Kowalskiego do wyborów, co byłoby łatwiejsze w stolicy.

Kampania prezydencka zakłada udział szeregu osób pracujących na rzecz kandydata i Sebastian nie będzie już mógł być samotnym wilkiem, tylko członkiem stada. A praca zespołowa wymusza bycie na miejscu i dyspozycyjność.

Decyzję musiałby podjąć już niedługo, prace nad wypromowaniem kandydata trwają po kilka lat: trzeba pilnować, żeby kandydat robił co powinien, bywał gdzie trzeba, nie mówił i nie robił tego, co może mu zaszkodzić.

Zresztą pomysł o przeniesieniu się do Warszawy już parokrotnie zagościł w jego myślach. Nic go tu nie trzymało, kontakt z redakcją "Gazety Poznańskiej" mógł utrzymywać zdalnie, podobnie jak robi to z "Echem Podlasia". A jeśli gazeta nie będzie zainteresowana, to w stolicy z pewnością znajdzie pracę. Już się od niego odzywały redakcje z ofertą współpracy. W stolicy zarobiłby więcej i stać by go było na wynajęcie mieszkania dla nich obojga.

Przeniósł się do Poznania jedynie dla Justyny, gdy wybrała studia w tym mieście. Ale główna siedziba uczelni jest w stolicy, więc nie byłoby problemu z przeniesieniem się.
Mentorka Justyny z Urzędu ds. Dzieci była bardzo zadowolona z jej pracy i chętnie widziałaby ją nadal w tym charakterze.

Dziewczyna też była zadowolona z tych praktyk i z pewnością chętnie kontynuowałaby ją, gdyby była na miejscu.
"I do przyjaciół nam bliżej..." - pomyślał o Piotrze i Zuzce. Ostatni rok pokazał mu, że lepiej mieć przyjaciela blisko, móc się w razie potrzeby spotkać i pogadać, nawet wspólnie upić, jeśli nic innego już nie wchodzi w grę.

Justyna też odżywała będąc w Warszawie i mogąc w każdej chwili umówić się z Zuzką na ploty, zakupy, kino czy co im przyjdzie do głowy. W Poznaniu oprócz dość powierzchownych znajomości nie zadzierzgnęła bliższych przyjaźni. Najserdeczniejsze więzy łączyły ją z Zuzką.
"I z Robertem" - pomyślał z przekąsem.

Musiał jednak przyznać, że chłopak nie jest tak kłopotliwy, jak mu się wcześniej wydawało. Jest świetnym kumplem dla dziewczyn, ich dwóch traktuje grzecznie i z szacunkiem, nie przejmuje się chłodnymi reakcjami Piotra a ceni przejawy sympatii. Ostatnia sytuacja z awanturą medialną z Justyną w roli głównej pokazała, że Robert jest szczerym przyjacielem obu dziewcząt i zawsze stara się pomóc, jak może.

Pomimo zastrzeżeń i podejrzeń wobec chłopaka, Sebastian, pamiętny własnych czasów studenckich, doceniał wartość głębokiej przyjaźni, która połączyła tych troje.
"Dlatego - myślał - Justyna nie powinna mieć nic przeciw przeniesieniu do Warszawy".

Popatrzył na zegarek, dziewczyna powinna niedługo wrócić z uczelni. Po zeszłorocznych kłopotach z dogadywaniem się, teraz starała się uprzedzać go o późniejszych powrotach. Doceniał to i sam też dawał jej znać z wyprzedzeniem, kiedy wróci później i o której.

"Będzie głodna" - pomyślał i wyciągnął z lodówki produkty. Zamierzał zrobić zapiekankę z kurczakiem, danie które Justyna lubiła a które nie wymagało nadmiernego skupienia się na poszczególnych czynnościach. Ot, posiekać, podgotować jedno i podsmażyć drugie, przyprawić, wrzucić do naczynia żaroodpornego i zapiec.

Wrócił do swoich myśli. Poseł od dwóch lat, od kiedy Sebastian wspierał go w wystąpieniach publicznych, coraz bardziej na nim polegał. Dziennikarz wiedział więc, że za dwa lata Kowalski również zażyczy sobie jego pomocy. Już przebąkiwać coś o długiej dalszej współpracy.

"Gdyby udało się Kowalskiemu wygrać wybory prezydenckie, miałbym byt zapewniony. Poseł z pewnością zatrudniłby mnie w kancelarii - dumał. - Ale to utrudniłoby rzetelną pracę dziennikarską. Określiłbym się jako człowiek prezydenta, bezstronność dziennikarska musiałaby sobie iść w .... w dal".

Jeszcze przez chwilę pozastanawiał się nad ewentualnymi możliwościami, wadami i zaletami obu sytuacji. Jedno nie ulegało wątpliwości, podczas kampanii prezydenckiej powinien mieć uregulowany stosunek z Justyną.

W tym jednak dość konserwatywnym kraju lepiej, żeby nikt nie wyciągnął posłowi, że jego córka od lat mieszka bez ślubu z dużo starszym facetem.
Więc z pewnością w ciągu tych dwóch lat muszą się odbyć oświadczyny a może i ślub?

O dziwo, myśl o ślubie z Justyną nie budziła w nim niechęci. Oczywiście jeszcze nie teraz, za wcześnie dla obojga, ale przed kampanią wyborczą? Albo w trakcie? Z dwuletnim stażem zaręczynowym? O, to spodobałoby się wyborcom.

Uśmiechnął się do swoich myśli, wsuwając zapiekankę do piekarnika. Zanucił cicho fragment piosenki, która akurat mu się przypomniała:
- Szukam kogoś, kogoś na stałe, na długą drogę w dal. Szukam kogoś na życie całe, na wspólny śmiech i żal.
("Komu weselne dzieci", Gertner / Osiecka, wykonanie Urszula Sipińska).

W tym momencie weszła Justyna. Uśmiechnęła się na jego widok:
- MMM, jak tu cudownie pachnie - westchnęła, podając mu usta do pocałunku.
- Za pół godziny będzie obiad. Mamy trochę czasu - szepnął.

Pocałował ją tak namiętnie, że poczuł, jak dziewczyna drży w jego ramionach. Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku sypialni.
"Dobrze, że piekarnik ma timer z automatycznym wyłącznikiem - pomyślał. - Przynajmniej przez chwilę można się oddać innym przyjemnościom".
Za chwilę oboje zapomnieli o głodzie, dochodzącej zapiekance i całej reszcie świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro