4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zuzka po kolejnej nieprzespanej nocy zastanawiała się, czy w ogóle iść na zajęcia. Nie była przygotowana do ćwiczeń, nie przeczytała wymaganych fragmentów lektury. Ale zasady, które wpoił im Tabor jako jeden z wiodących nauczycieli a bezapelacyjnie najbardziej wymagający, miała zakodowane głęboko: do szkoły się chodzi. Więcej wynosi się z zajęć, niż z przygotowywania w domu.

Zrobiła więc kawę w kubku termicznym, zebrała się szybko i wyszła.
Nie zdążyła pogadać przed zajęciami z Robertem, więc zaczęli okupację "swojego" stolika w bufecie podczas przerwy obiadowej.
- Chciałam cię przeprosić za wczoraj - zaczęła Zuzka:
- Nie było przyjemnie.

Chłopak uśmiechnął się:
- Nie było. Czułem, jak wieje chłodem. Ten twój, gdyby mógł, posiekałby mnie precyzyjnie na plasterki i wyrzucił do śmieci. - zaśmiał się szeroko:
- Lepiej powiedz, czy z tobą ok. - patrzył troskliwie.

Pokiwała głową:
- Na tyle ok, że rozmawialiśmy długo i szczerze. Niedobrze o tyle, że za dużo się dowiedziałam i przerosło mnie. Nie sądziłam, że to jest tak skomplikowany człowiek i ma taką przeszłość za sobą..

Robert poklepał ją po dłoni:
- Wiesz, on jest dużo starszy od ciebie; o ile zdążyłem się wczoraj przyjrzeć, to pewnie grubo po trzydziestce. Ma prawie dwa razy tyle doświadczeń życiowych, co ty.
- To prawda. Ale nie sądziłam, że aż tyle... - przytaknęła Zuzka.

Przez chwilę jedli w milczeniu, a potem Robert zapytał:
- I co teraz?
- Nie wiem - zamyśliła się Zuzka. - Muszę to przetrawić. Mam wątpliwości, czy ten związek przetrwa.
Robert uśmiechnął się:
- Jakby była szansa, że nie przetrwa, daj mi jego numer. Może mu się odmieni? Jest tak obłędnie przystojny, że wczoraj zmiękły mi kolana, jak na mnie patrzył. Nawet tym lodowatym wzrokiem.

Zuzka roześmiała się w głos. Nie było jej dziś wesoło, ogrom trudnych myśli przytłaczał ją, ale w towarzystwie Roberta nie można było długo być smutnym. Przypomniała sobie wczorajsze "starcie tytanów", a raczej Dawida z Goliatem: buzujący testosteron u obydwu mężczyzn, ujmująca bezpośredniość i duża odwaga ze strony Roberta, góra arktyczna, w którą zamienił się Piotr i jego lodowata uprzejmość wobec młodszego chłopaka...
A potem wyobraziła ich sobie razem, w intymnej sytuacji i nie zapanowała nad wybuchem śmiechu.

- Tu nie ma nic do śmiania - chłopak udawał, że się obraził. - Nie skorzystasz, daj mi numer. Po co takie dobro ma się marnować w obcych rękach?
Pomyślała, że miała szczęście, spotykając takiego fajnego człowieka na początku swojej nowej przygody. Dobry przyjaciel potrafi sprawić, że życie będzie łatwiejsze. Jeśli nie pomoże, to chociaż sprawi, że przez chwilę będzie weselej.

***
- No patrz, jak to się zmieniło - powiedziała Justyna w zadumie, patrząc na Zuzkę z ekranu telefonu. Odbywały telekonferencję na messengerze, wymieniając wiadomości i podtrzymując się wzajemnie na duchu:
- Ostatnio ja wyłam jak głupia z rozpaczy, teraz ty potrzebujesz wsparcia. Ta twoja romantyczna bajka nie potrwała długo..
- To nie może być koniec - zaprotestowała Zuzka. - Ja po prostu potrzebuję czasu.

Justyna uśmiechnęła się domyślnie z ekranu:
- Jasne. Jeśli tobie zaczęło coś przeszkadzać w Świętym Piotrze, to albo on nie jest taki święty, albo ty się zmieniłaś i szukasz czegoś innego niż prowincjonalny nauczyciel.
- On nie jest... - zaczęła emocjonalnie Zuzka, ale przypomniała sobie, że Piotr prosił ją o dyskrecję.

- Jest czy nie jest, to wszystko jedno - skwitowała Justyna. - Jesteś najbardziej spolegliwą osobą spośród naszej paczki. Jeśli taki świętoszek tobie wszedł na odcisk, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Tak czy inaczej, stara, trzymam kciuki, żebyś doszła do ładu ze swoimi uczuciami.
- Dzięki, Justyś - doceniła Zuzka. - A co u ciebie i gwiazdy dziennikarstwa?

Justyna wzruszyła ramionami:
- Chyba się zaczęliśmy godzić. Zaczęliśmy od seksu a potem jakoś poszło. Seks był zajebisty, to i rozmowa po nim poszła łatwiej.
- Na czym stanęło? Jesteście razem?
- Nie wiem. Spędził u mnie noc, kochaliśmy się do utraty zmysłów, rano wyszedł, powiedział że wróci.... W zasadzie nie było czasu na poważne i długie rozmowy...

- No ale miałaś mu za złe jego doświadczenie - przypomniała Zuzka.
- I dalej mam - przytaknęła Justyna. - Ale Seba ma rację, wiedziałam, jaki jest. A cudzych rozmów się nie podsłuchuje, bo niepotrzebnie za wiele można się dowiedzieć.
- I to ci wystarcza? - drążyła Zuzka. Przyjaciółka zamyśliła się:
- Wiesz, choćbym pękła, jego przeszłości nie zmienię. Pozostaje mi tylko decyzja, czy się z nią pogodzę, czy nie. I właśnie myślę o tym.

-To tak jak ja - przyznała Zuzka. - Też się właśnie zastanawiam, czy stać mnie na to, żeby pogodzić się z przeszłością Tabora..
Justyna prychnęła lekceważąco:
- A jaką to przeszłość ma święty Piotr, z którą nie możesz się pogodzić? Dziecku wyrwał lizaka? Miał pannę na studiach, piętnaście lat temu, kiedy ty jeszcze byłaś w przedszkolu? Bo w nieślubne dziecko nie uwierzę...

Zuzka zamilkła. Nie mogła opowiedzieć Justynie całej historii, bo zobowiązała się zachować ją w tajemnicy.
- No wiesz, ma trzynaście lat więcej doświadczenia ode mnie. Kiedy ja się urodziłam, on kończył podstawówkę. To jednak duża różnica..
- To prawda. - przyznała Justyna. - Ale taki starszy facet ma swoje zalety, sama przyznaj....

- Ma. Ale ta różnica wieku i doświadczeń zaczęła mnie przerastać. Jakoś nie myślałam o tym w domu, bo dopiero na koniec przestał być Żelaznym Piotrem i stał się kimś bliskim, ale teraz zaczęłam o tym myśleć. Justyna, ja rozpoczynam studia, a on robił to prawie piętnaście lat temu. Dla mnie wszystko jest nowe a on już zdążył zapomnieć, jak to jest. Wie dużo więcej niż ja, dużo więcej przeżył, jest doświadczony tam, gdzie ja zielona... Byłam z kolegą na drinku a jak się spotkaliśmy to Tabor tak go piorunował wzrokiem, że bałam się, że ziemię przepali.... A jednocześnie zamienił się w górę lodową i wiało takim chłodem....

Ta rozmowa dobrze im obu zrobiła. Pomimo dużej odległości nadal nadawały na tych samych falach, korzystały ze wspólnych doświadczeń i były w identycznym punkcie życia.
Nic się nie zmieniło poza faktem, że kiedyś leżały obok siebie nad brzegiem jeziora albo siedziały w knajpie a teraz dzieliło je ponad dwieście kilometrów i musiały się kontaktować przez komunikator.

***
W tym samym czasie Piotr z Sebastianem również prowadzili rozmowę. Piotr był przygnębiony, potrzebował wsparcia przyjaciela:
- Nie wiem, czy to uniesie. Dużo zwaliłem na jej barki...
- I po co? - głos Sebastiana był lekko zniekształcony przez komunikator, ale wyczuwało się w nim dezaprobatę:
- Po co jej to wszystko opowiedziałeś? Było, minęło, nie ma dla was żadnego znaczenia.

Piotr pokręcił głową, nie zgadzają się z przyjacielem:
- Chciałem, żeby wiedziała. Jeśli mamy być razem, nie może być pomiędzy nami tajemnic....
- Oj, jesteś niereformowalny. Tyle lat się przyjaźnimy, a ty dalej taki uczciwy i prostolinijny? - zaśmiał się Sebastian.
- Ktoś musi - zawtórował mu Piotr. - Powiedz lepiej, jak ci się układa w Poznaniu. Miasto pamięta cię jeszcze?

- Niektórzy pamiętają - przyznał Sebastian:
- Ale praca mi się nie podoba. Duża redakcja, kilkudziesięciu pracowników, hałas, ciągłe kłótnie bo ktoś komuś zabrał temat, ktoś się nie wyrobił i teraz ktoś musi na szybko coś pisać, dostaję takie średnio interesujące tematy, moja inwencja nie jest za bardzo w cenie...

- To podobnie jak u mnie - pociągnął Piotr. - Szkoła wielka, dość dobra, z aspiracjami do bycia wyżej w rankingu, nikt nie ukrywa że nie chodzi o to, żeby uczyć tylko o to, żeby uczniowie mieli wiedzę i umieli ją sprzedać... Dzieciarnia jest spod znaku 3x Z, czyli zakuć, zdać i zapomnieć. Nie są zainteresowani poszerzaniem wiedzy, pracą poza podręcznikiem, a nawet jak próbuję to już byłem na dywaniku u dyrektora, że wprowadzam jakieś niepotrzebne innowacje....

- Jakoś inaczej pamiętam pracę w Poznaniu przed laty - przyznał Sebastian. - Albo ja się zmieniłem, albo dziennikarstwo.
- Ty. Kiedy pracowałeś w Poznaniu podczas studiów i zaraz po nich, byłeś młodym, nieopierzonym adeptem. Nie miałeś zbyt wielkich wymagań, a że trafiłeś przypadkiem do kroniki kryminalnej, to potem udało ci się rozwinąć skrzydła we współpracy z policją. W miasteczku nie miałeś konkurencji, robiłeś co chciałeś, zajmowałeś się takimi tematami jakie lubisz, nikt ci niczego nie narzucał. Miałeś złote życie. Nabrałeś doświadczenia i pewnych upodobań. Teraz wracasz jako doświadczony dziennikarz, którego nazwisko jest znane w całej Polsce, doradca jednego z posłów, który ma szansę w wyborach na Prezydenta RP i nie podoba ci się, że cię ustawili w szeregu. - tłumaczył Piotr:

- Ja mam to samo, te trzy lata w czarnoborskim liceum bardzo mnie zmieniły. Tam praktycznie nie miałem konkurencji, dyrektor jadł mi z ręki, dał carte blanche i całkowite poparcie. Kiedy ktoś z rodziców poszedł na skargę na moje metody, to dyrektor wytłumaczył mu grzecznie, że to ja mam rację, że rodzic powinien ziemię całować z wdzięczności, że chciałem uczyć w tej klasie. A tutaj jestem jednym z wielu, nowym, na którego metody starsi koledzy patrzą nieufnie, bo po co zmieniać coś, co działa? A działa tylko dlatego, że rodzice przywykli do płacenia za korepetycje. Prawda jest taka, że ja jestem w stanie te dzieciaki nauczyć przynajmniej tyle samo lub nawet dużo więcej, niż ci korepetytorzy. I ja to robię w godzinach szkoły i za darmo - żalił się przyjacielowi.

- Udzielaj korepetycji - podrzucił radę Sebastian. - Mówię serio, zdobędziesz uznanie rodziców i dodatkową kasę....
- Etyka zawodowa nie pozwala mi brać dodatkowych pieniędzy za to, co powinienem zrobić na lekcjach. Mogę udzielać korepetycji, proszę bardzo. Ale uczniom z obcych szkół, w ostateczności z mojej szkoły, ale z tych klas, których nie uczę. Od swoich dzieciaków nie będę brał pieniędzy. - stwierdził stanowczo Piotr.

Sebastian zaśmiał się, niby lekceważąco, a tak naprawdę z uznaniem i zazdrością:
- Dobra, święty Piotrze, zbieram się do mojej nieopierzonej acz chętnej dziewczyny. Idę dalej pracować nad poprawą naszego związku. I tobie radzę to samo. Przeleć Zuzkę tak, żeby zapomniała przy tobie o całym świecie, kochaj ją do utraty sił, aż satysfakcja z seksu stanie się dla niej najważniejsza. Potem będzie skłonniejsza do ustępstw. Sprawdziłem, działa - uśmiechnął się dziennikarz.
- Seks to nie wszystko - zaoponował Tabor.

- Ale prawie wszystko, szczególnie u tak młodej dziewczyny. Jesteś jej pierwszym facetem, jesteś jej guru, trenerem, rzeźbiarzem. Wejdź w tę rolę, zamiast zostawiać jej czas i przestrzeń do namysłu. - radził Sebastian.

- I kto to mówi? - zaśmiał się Piotr. - Ten sam człowiek, który przez dwa tygodnie mi marudził w słuchawkę że wszystko skończone?
- Dałem jej te dwa tygodnie na zastanowienie, a raczej zatęsknienie za mną - przyznał Sebastian - ale potem poszedłem do niej, nie pozwoliłem się wyrzucić, dałem jej tak niesamowitą noc i poranek, że długo go zapamięta. I teraz będzie ok, może się trochę pobuntuje przeciwko mojemu doświadczeniu, ale przekonam ją że jestem najlepszym, co ja mogło spotkać. I tobie radzę to samo.

Piotr skinął głową:
- Dam Zuzce tyle samo czasu, dwa tygodnie. I będę trzymał kciuki, żeby sama do mnie przyszła...
- Jak nie przyjdzie, idź do niej. Daj jej cudowną noc albo weekend i spojrzy na ciebie łaskawszym okiem - poradził na odchodne Sebastian. - Ty jesteś starszy w tym związku, więc to ty powinieneś ustalać zasady.

***
Kiedy kilka dni później Sebastian wszedł do mieszkania, Justyna rozradowana mówiła coś do ekranu laptopa. Sebastian podszedł do niej, żeby ją pocałować i zobaczył na ekranie Zuzkę. Pomachał do niej:
- Cześć, młoda! Co słychać w tej wielkiej, złej Warszawie?
- Cześć, Seba. Jest wielka, to prawda. Średnio przyjemna do mieszkania. Za duża, żeby ją ogarnąć tak po prostu - opowiadała Zuzka.

- Poradzisz sobie, wierzę w ciebie. - Sebastian zademonstrował swój najbardziej czarujący uśmiech:
- Zuzka, dopilnuj proszę mojego najlepszego przyjaciela, żeby nie zagubił się w tej wielkiej Warszawie. On tam jest bardzo samotny - poczekał chwilę, żeby Zuzka przetrawiła tę informację, a następnie objął Justynę od tyłu i zaczął całować po szyi. Zuzka patrzyła, trochę speszona a trochę zachwycona taką otwartością w okazywaniu uczuć. Sebastian mrugnął do niej:

- Zuzka, pozwól, że zakończę wasze spotkanie. Już późno a ja stęskniłem się za moją cudowną Justyną i jeśli zaraz nie wezmę jej w ramiona, eksploduję. A tego chyba nie chce żadna z was? Miło było cię zobaczyć, Zuzka, pa!

Kiedy zamykał pokrywę laptopa, Zuzka zdążyła zobaczyć, jak jego dłonie obejmują piersi jej przyjaciółki. Spodobała jej się bezpośredniość Sebastiana a jednocześnie trochę ją zaszokowała taka otwartość. Pomyślała, że może właśnie tego jej potrzeba? Oderwać się od rzeczywistości, przestać na chwilę myśleć, zatonąć w ramionach swojego lubego...

Przypomniała sobie ten cudowny weekend w Gdyni.... Nie, sięgnęła pamięcią jeszcze wcześniej. Kiedy próbowała poderwać Tabora, ten etyczny monolit, do którego serca wiodła tylko jedna, jedyna droga - zainteresowanie nie nim tylko nauką ... Kiedy tańczyli na imprezach, ćwiczyli w sali gimnastycznej albo u niej w domu, a potem na konkursie dali taki pokaz, że musieli bisować....

Przypomniała sobie jego silne ramiona i delikatny dotyk dłoni, jego uśmiech i skrzące się błękitem oczy.... I powtarzane jak mantra: kiedy skończysz osiemnaście lat i napiszesz maturę..... Spacer zimową nocą, kiedy zdesperowana i ślepo odważna zaproponowała mu weekend w hotelu i jego pełną pasji odpowiedź.....

A potem przypomniała sobie Gdynię, jego uważnośč i delikatność, jego romantyzm i dbałość o jej potrzeby....
Zatopiona we wspomnieniach, machinalnie wybrała w telefonie numer Piotra. Kiedy się odezwał, pełen niedowierzania i radosnej nadziei, Zuzka powiedziała:

- Piotr, jeszcze nie jestem gotowa rozmawiać o przeszłości. I może długo nie będę. Ale proszę, umówmy się na sobotę, bo wtedy będę miała dużo czasu: na spacer, do kina, gdziekolwiek. Porozmawiamy, pośmiejemy się, pooglądamy jakieś dziwactwa. Chcę spróbować tworzyć nowe, fajne wspomnienia i wspólnie z tobą doświadczać tej wielkiej Warszawy...
- Co tylko chcesz, skarbie - usłyszała ten cudowny, ciepły głos. - Co tylko chcesz....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro