9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Złota piątka" spotkała się w miasteczku na początku listopada. Dziewczyny poszły do swojej ulubionej knajpy, ciesząc się, że mają możliwość osobistego spotkania.
Siedziały, rozmawiały, zaśmiewały się wzajemnie ze swoich żartów, wspominały stare czasy szkolne, chwaliły się sukcesami na studiach i żaliły na porażki.
- A właściwie dlaczego nie ma Sebastiana? - zainteresowała się Julka.
- Miał coś pilnego w pracy, jakiś artykuł czy coś - wyjaśniła Justyna.

Nie chciała się dzielić ze wszystkimi dziewczynami szczegółami sprzeczki, jaka wybuchła pomiędzy nimi pod koniec października. Justyna wyobrażała sobie, że na pierwszego listopada Sebastian pojedzie z nią do Czarnego Boru. Dużo przyjemniej i wygodniej byłoby jechać z nim samochodem, niż pociągiem. Zresztą chciała mieć go tam na miejscu, móc z nim rozmawiać, spotkać się, po prostu go mieć świadomość, że jest blisko. Bała się, że będzie jej go brakowało. Ale Sebastian odmówił.

Argumentował, że ma coś do zrobienia, że w miasteczku nie ma się gdzie zatrzymać, bo swoje mieszkanie wynajął, że nie kusi go powrót na stare śmieci.
Nie dał się przekonać nawet obietnicą, że Justyna postara się porozmawiać z rodzicami i powiedzieć, że są parą. Zresztą i w tej kwestii Sebastian jakoś przycichł - uświadomiła sobie.
Kiedyś wielokrotnie podejmował temat i żądał wręcz, żeby Justyna powiedziała rodzicom. Ale od czasu powrotu z wypadu do Gdańska nie zająknął się o tym ani słowem.

A na obietnicę Justyny odparł:
- Skarbie, wstrzymaj się jeszcze z powiadomieniem rodziców. Niech to na razie będzie nasza tajemnica.
Justyna nic z tego nie rozumiała. Zaczęła się obawiać, że Sebastian przemyślał ich związek i - nie domagając się już przedstawienia rodzicom - próbuje się z niego wyplątać.
- Przecież chciałeś, żeby wiedzieli? - zdziwiła się.

Przytulił ją i zaczął głaskać po włosach:
- Przemyślałem to. Może nie jest to dobry pomysł, żeby tak od razu wszystko im mówić. Sama wspominałaś, że rodzice myślą, że spotkasz jakiegoś studenta. Że mnie lokują w zupełnie innej kategorii znajomych. Może na razie, jak będziesz opowiadała o tym, co robisz, mów że się spotykamy żeby pogadać o starych czasach. Możesz powiedzieć, że spotykamy się często.
Dlatego miała mętlik w głowie. I dlatego nic nie powiedziała dziewczynom.

Kiedy przyjechała do domu, matka czekała na peronie. Uściskały się, wycałowały:
- Przyjechałaś, córeczko, tak się cieszę. Opowiadaj, skarbie, jak ci podróż minęła i w ogóle, co u ciebie.
Justyna opowiadała o studiach, o kolegach z roku, o wrażeniach z mieszkania w dużym mieście. O tym, że umówiły się z przyjaciółkami ze "złotej paczki".

- Poznań mi się bardzo podoba. - podsumowała:
- Mamo, ja chyba jestem urodzona do mieszkania w dużym mieście. Nikt mnie nie zna, nikt nie będzie plotkował że poszłam tu czy tam, że gdzieś mnie widziano.
- Duże miasto ma swoje zalety - podsumowała matka, podając jej obiad.
- No właśnie. Nie dziwię się tacie, że woli mieszkać w Warszawie, niż tutaj. Warszawa jest jeszcze większa.

- A propos Warszawy, jak się wiedzie Zuzce? Rozmawiałam z jej matką i mówiła, że Zuzka tęskni za Czarnym Borem. - zmieniła temat matka.
- Och, Zuzka jest urodzoną prowincjuszką - zażartowała Justyna:
- Ma na wyciągnięcie ręki tyle atrakcji w stolicy, a tęskni za naszymi lasami, jeziorem, za tą małomiasteczkową atmosferą.

Zaśmiała się. Dobrze jej było w towarzystwie matki, teraz rozmawiały jak dwie dorosłe kobiety. Mama słuchała jej uważnie, wykazywała troskliwość. I czułość. Dziewczyna pomyślała, że kiedyś drażniła by ją taka uważnośč, ale teraz cieszyła się z niej. Miały cały dzień na to, żeby pobyć we dwie.

Kiedy przyjechał ojciec, zrobiło się bardziej gwarnie. Rodzice raz wyszli do znajomych, zaprosili też przyjaciół do siebie:
- Myślałem, że będzie Sebastian, dzwoniłem do niego - oświadczył ojciec. - Chciałem omówić z nim sprawę najbliższych wystąpień. Ale nie przyjechał, musiałem rozmawiać z nim przez telefon. A to nie to samo. Ale obiecał, że przyjedzie do Warszawy na spotkanie ze mną.

- Coś się dzieje? - zdziwiła się Justyna.
- Dziecko, za niecały rok wybory - zaśmiał się ojciec. - Potrzebuję doradcy medialnego. A same wiecie, że Milewicz sprawdził się rewelacyjnie. Szkoda, że wyjechał do tego Poznania. Żeby to jeszcze była Warszawa, miałbym go na miejscu. Ale Poznań? Po co mu to?

Justyna spuściła głowę, jej matka też nie rozwijała tematu.
- No nic to, jak mnie odwiedzi w Warszawie, będę musiał z nim poważnie porozmawiać. - ojciec zakończył temat. - Jak chce nadal być moim doradcą medialnym, to musi być dostępny.

Drugiego wieczora Justyna próbowała skontaktować się z Sebastianem, ale nie odbierał. Brakowało jej go. Po ostatnim miesiącu wspólnego mieszkania, gdzie miała go na codzień i w każdej chwili mogła się do niego przytulić, teraz żałowała, że nie ma takiej możliwości.

Chciała więc choć przez telefon z nim porozmawiać, zobaczyć go na kamerce, ale nie odezwał się.
Martwiła się. Niepewność i zazdrość zagnieździły się w jej duszy. Zaczęła sobie wyobrażać, dlaczego Sebastian nie odebrał telefonu. Co takiego robi albo gdzie jest, że nie słyszy sygnału?
I najbardziej mrożąca myśl - z kim jest?
Justyna, pomimo zapewnień mężczyzny, w dalszym ciągu czuła się niepewnie. Bała się, że Sebastian znajdzie sobie kogoś innego, bardziej doświadczonego, na swoim poziomie.

Ale kiedy spotkały się z dziewczynami, trzymała fason, spychając obawy głęboko. Śmiała się, opowiadając, jak dobrze jest mieszkać w dużym mieście, jak dobrze jest mieć się o kogo troszczyć:
- Robię zakupy, gotuję obiady - chwaliła się. - Nigdy nie lubiłam babrać się w kuchni, a teraz lubię podać obiad mojemu mężczyźnie.

- Zakupy, obiady? - zaśmiała się Julka. - To zamiast porwać cię na kolację do świetnego lokalu, Sebastian dostaje ugotowany przez ciebie obiad?
- Tak znika poezja w związku, a zaczyna się proza - dołączyła Maja. - A kłóciliście się już o niewyniesione śmieci i nieuprasowane koszule? Bo to podobno jest stały powód do kłótni.

- O śmieci i koszule jeszcze nie - odparła zgodnie z prawdą Justyna. - Zresztą, my się nie kłócimy. Czasami, jak z wami rozmawiam, muszę go wygonić z pomieszczenia, żeby nie podsłuchiwał. I jest dylemat, kto ma usiąść w kuchni a kto w pokoju, tak żeby sobie nie przeszkadzać. Zresztą wiecie, słyszałyście nie raz.

To prawda. Często Sebastian dosiadał się do Justyny i jej komputera, kiedy miały rozmowę on-line, żeby porozmawiać i pożartować jak za starych dobrych czasów w "Kocie". Ale czasami zostawiał je same, bo musiał popracować. Wtedy zamykał się w drugim pomieszczeniu, żeby mu nie przeszkadzały.

***
W poniedziałkowy wieczór wybrały się we dwie z Zuzką na cmentarz. Lubiły tę atmosferę: po zmroku, gdy już większość ludzi opuściła cmentarz, na prawie każdym grobie paliło się przynajmniej po kilka zniczy. Spacerowały alejkami, zwierzając się sobie z tajemnic i problemów:

- Czasami bywam u Piotra, to wiesz - opowiadała Zuzka. - Ale mi głupio. Mówię "dzień dobry" ochronie i idę na górę, ale zawsze się zastanawiam, co ten ochroniarz sobie myśli. Czasami proszę, żeby Piotr po mnie wyszedł, ale to nie zmienia sytuacji. Bywam tam, przecież wszyscy wiedzą, że nie po to, żeby pracować w fundacji. Szczególnie, jeśli przychodzę wieczorem. To już pokój hotelowy byłby lepszy, bo nikt mnie nie zna.

- Nie przesadzaj, stara - Justyna poklepała ją uspokajająco po ramieniu. - Nie musisz się nikomu tłumaczyć, a co myśli ochrona to nie twoje zmartwienie. Sam szef dał ci prawo przychodzenia o każdej chwili? No to się nie łam.

- Wszystko się bierze z moich wyobrażeń - przytaknęła Zuzka:
- To ja sobie wyobrażam, co myśli taki ochroniarz albo któraś z podopiecznych fundacji, kiedy widzi mnie wieczorem na schodach, idącą na górę.

- Aaa, to ty masz brudne myśli? - zaśmiała się Justyna. - I wyobrażasz sobie, że wszyscy inni też takie mają? No to niech mają, niech sobie wyobrażają, że idziesz po niewiarygodnie zajebisty seks.....

- To nawet nie chodzi o zajebisty seks - sprostowała Zuzka:
- Często po prostu chcę się do niego przytulić, posiedzieć z nim i pooglądać telewizję, zasnąć w jego ramionach i obudzić się przy nim. Często się nawet nie kochamy, wystarcza mi poczucie bliskości. Ale ochrona nie wie, po co idę. Pewnie myślą, że po zajebisty seks - powtórzyła słowa przyjaciółki.

Justyna zamyśliła się, a po chwili dodała:
- To teraz, prowincjuszko, doceń uroki dużego miasta. Wyobraź sobie, że ten hostel jest w naszym miasteczku i że idziesz wieczorem do Piotra.
- Weź, ja mam bardzo plastyczny wyobraźnię! - zawołała Zuzka:
- Wyobraziłam sobie konkretne osoby pracujące w ochronie, przed wejściem paru znajomych "stojaków" pijących piwo a po drodze ze dwie naczelne plotkary.... O tak, z tej perspektywy Warszawa ma swoje uroki...

A później, po namyśle, dorzuciła:
- Teraz rozumiem, dlaczego Piotr narzucił taką ostrą granicę: skończone osiemnaście lat i napisana matura... Przecież te plotkary z miasteczka zjadły by mnie na surowo...

- Mnie też... - dodała cichutko Justyna. - Pamiętaj, że byłam rok młodsza niż ty...
- Dlatego Sebastian zadbał o twoją reputację - podkreśliła Zuzka:
- Tak skutecznie, że nikt nawet nie podejrzewał, że łączy was coś takiego - skrzywiła się pociesznie, wymawiając ostatnie słowa z emfazą.

- To prawda - zgodziła się Justyna. - Naprawdę zaplanował to wszystko po mistrzowsku, ten pomysł z pracą u niego w redakcji był świetny. Mieliśmy swoje miejsce, gdzie mogliśmy się spotykać i nikt niczego nie podejrzewał. On naprawdę dbał o mnie.
Zuzka obrzuciła ją bacznym spojrzeniem:
- Dbał? Czas przeszły?

- Sama nie wiem - westchnęła Justyna:
- Nie przyjechał ze mną, przestało mu zależeć na tym, żebym powiedziała rodzicom. Ostatnio sam powiedział, że jeśli nie chcę, jeśli mam opory, to mogę jeszcze im nie mówić. Odmówił ojcu, który chciał się tu z nim spotkać. Przedwczoraj wieczorem nie odebrał telefonu, nie odpowiedział na smsa. Nie wiem, co robił i z kim.... - pożaliła się.

Teraz Zuzka ją objęła:
- I kto tu ma brudne myśli? Naprawdę wyobrażasz sobie, że jak jesteście osobno, to on od razu wskakuje jakiejś cizi do łóżka? No co ty?
- Wiesz, z jego doświadczeniem.... - chlipnęła Justyna. - I przecież nigdy nie ukrywał, że lubi seks...

Zuzka zaśmiała się, przytulając przyjaciółkę:
- Stara, jakby miał zamiar wskoczyć jakiejś cizi do łóżka, to zrobiłby to nawet mieszkając z tobą. Przecież nie śledzisz go przez całą dobę, ty jesteś na uczelni, on albo w redakcji, albo w domu pod twoją nieobecność, albo gdzieś....
- No właśnie, gdzieś.... - podchwyciła Justyna. - A jeśli właśnie gdzieś odgrywa z kimś tę początkową scenę z "365 dni"? Ja nie lubię...

- No weź, Justyś, nie wygłupiaj się. Czy Sebastian do czegoś cię zmusza?
- Nie, absolutnie. - zaprzeczyła Justyna. - Czasami coś proponuje, ale jeśli nie chcę, to mnie nie zmusza. Ale może idzie do kogoś innego, kto mu to robi?

- A jaki miałby w tym cel? Stara, przypominam ci, że on się przeniósł za tobą. W miasteczku miał tabuny takich, co to odgadywały jego zachcianki i lubiły to. Sorry, Justyś - zreflektowała się na widok skrzywionej twarzy przyjaciółki:
- Ale taka jest prawda, za Sebastianem uganiały się chętne kobiety. I to on położył temu kres, prawda? Jak się zaczął z tobą spotykać? Z tą niedoświadczoną dziewczyną? Więc coś go do ciebie przyciągnęło. Na tyle silne coś, że pociągnęło go za tobą do Poznania. Więc nie martw się tym hipotetycznym zagrożeniem i ciesz się tym, co masz. A masz fajny związek.

I po chwili dodała:
- Wiesz łatwo komuś radzić, tak jak ja teraz tobie. Dużo łatwiej, niż sobie samemu - przyznała uczciwie:
- Ja też mam dużo wątpliwości na temat tego, czy wystarczam Piotrowi. Czy nie znajdzie sobie starszej, fajniejszej, bardziej doświadczonej. Ale myślę sobie, że nie miałby powodu mnie okłamywać.... Na pocieszenie powiem ci - dodała weselszym tonem - że oni planują kolejny wyjazd w czwórkę. Chyba na Sylwestra i chyba do Krakowa. - zdradziła. - Tylko to ma być tajemnica, przypadkiem usłyszałam fragment ich rozmowy... Przecież nie planowaliby tego, gdyby coś złego się działo...

Justyna poweselała:
- Fajnie! Ale dlaczego nie odebrał ode mnie telefonu? Następnego dnia zadzwonił i tłumaczył, że miał spotkanie w redakcji, ale wiesz....
- Nie bądź taka, nie żądaj, żeby opowiadał ci się z każdego kroku. Zaufaj mu - tłumaczyła Zuzka. - Justyś, Sebastian to dorosły facet, gdyby nie chciał, nie mieszkałby z tobą. Pamiętasz, ile wysiłku włożył w to, żeby cię odzyskać? Jak dzwonił, przychodził, smsy wysyłał?

- W zasadzie to przyszedł tylko raz. - sprostowała Justyna.
- Raz, ale skutecznie - zaśmiała się Zuzka. - Te "razy" potrafią być przekonujące, ja też musiałam "raz" przekonać Piotra, że chcę być z nim.... Ale ten "raz" otarł się o sceny jak z "50 twarzy Greya" - zarumieniła się.

Justyna gwizdnęła z wrażenia:
- Stara, ty i "50 twarzy Greya"? Nie poznaję cię... Ta Warszawa ma na ciebie wpływ...
- Nie podobało mi się. - skrzywiła się Zuzka. - Więc Warszawa mnie nie zmieniła. Ty też nie daj się zmienić, jesteś fajna właśnie taka. I nie martw się, jutro zobaczysz tego swojego....
- Już się nie mogę doczekać, obiecał wyjść po mnie na dworzec...

***
Mijały tygodnie: ciepły październik ustąpił wietrznemu listopadowi, zaczął się grudzień. Zrobiło się zimno, spadł śnieg.
Kolejna śnieżyca skutecznie utrudniła ruch uliczny, autobus, którym wracał Piotr ze szkoły jechał - jeśli jechał - z zawrotną prędkością maksymalnie 15 km na godzinę. Ale najczęściej stał w korku. Piotr w myślach klął w żywy kamień: był zmęczony, głodny, zmarznięty, bo w autobusie nie zostało włączone ogrzewanie. Był umówiony z Izą na lekcje, chciał z nią dziś omówić dość trudny temat a obawiał się, że jeśli ta droga dłużej potrwa, będzie zbyt zmęczony żeby to zrobić.

Przedtem jednak musiał się zająć korespondencją i sprawami bieżącymi.
W końcu dojechał. Wszedł prosto do biura, rozbierając się po drodze. Alka uśmiechnęła się:
- Bałam się, że coś się stało, tak długo cię nie było - podeszła, wzięła od niego przemoczoną kurtkę:
- Siadaj, zrobię ci gorącej herbaty i powiem w kuchni, żeby ci podgrzano obiad.
- Dziękuję, tego właśnie mi trzeba - uśmiechnął się.
- Zjesz tu, czy w jadalni? - upewniała się.
- Tu, potrzebuję spokoju. A wiesz, jak jest...

Jako szef ośrodka, często był zagadywany przez pensjonariuszki, które często zwracały się do niego ze swoimi sprawami. Przebywanie w częściach ogólnodostępnych skutecznie utrudniało mu możliwość skupienia się i odpoczynku.

- Jeśli wolisz, możemy pójść do ciebie na górę. Tam już nikt ci nie przeszkodzi. - zaproponowała. - Idź teraz, przebierz się z tych mokrych ciuchów, ja ci za chwilę przyniosę obiad.
- Kochana jesteś - popatrzył na nią z sympatią. - Tylko jeszcze złapię Izę i powiem, że musimy przełożyć dzisiejsze lekcje na później.

Kwadrans później, zgodnie z umową, Alka zapukała do drzwi i weszła, niosąc tacę. Postawiła ją na stoliku:
- Chodź, zjedz póki gorące - zawołała.
Piotr usiadł na kanapie a Alka chodziła po pokoju. Podczas gdy on jadł, ona referowała mu ostatnie wydarzenia. Następnie podeszła do niego i położyła mu dłonie na ramionach:
- Ale jesteś spięty, prezesie - zażartowała. - Pozwól, że ci rozmasuję ten stres.

Masaż w wykonaniu Alki przyniósł mu ulgę.
- Zdejmij koszulę - zaproponowała. - Będzie lepszy efekt.
I zaczęła mu rozpinać guziki. Przytrzymał jej dłonie:
- Sam to zrobię, poczekaj.
Zdjął koszulę i poddał się pracy jej dłoni. Przymknął oczy:
- Przyjemnie. Czuję, jak ten stres schodzi ze mnie pod wpływem masażu. Kochana jesteś - powtórzył.

Alka dotykała go najpierw mocno, ugniatając ramiona, a później delikatnie. Czuła, jak się jego mięśnie się rozluźniają. Przesunęła dłonią po jego karku a następnie wplotła ją we włosy i zaczęła masować jego głowę.

- Cudownie - mruknął Piotr. - Może zaszalejemy i zamówimy na koszt fundacji masażystkę? Dla prezesa i jego "prawej ręki"?
- "Prawa ręka" sobie radzi - podchwyciła Alka. - A prezesowi mogę regularnie robić seanse masażu, wyjdzie taniej i tak samo przyjemnie.
- Trzymam cię za słowo, moja "prawa ręko" - zażartował.

Po dzisiejszym koszmarnym dniu w szkole ten masaż był idealny. Zarówno to silne ugniatanie z początku jak i późniejsze delikatne. Piotr z zamkniętymi oczami relaksował się, zapomniał o obowiązkach, pozwalając myślom poszybować w odległe rejony. Nie widział uśmiechu satysfakcji na twarzy Alki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro