23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No hej, nie odzywasz się. Wyskoczymy do lasu? - radosny głos Marty zabrzmiał jak dysonans.
Daria teraz sama narzuciła sobie szlaban. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Miała wrażenie, że wszyscy, których mija na ulicy, wiedzą o tym, co zrobiła. Dlatego chodziła tylko do pracy, bo tam zarabiała pieniądze. Opuściła też zajęcia w domu kultury, na które chodziła z Kleo.

- Nie mam ochoty. Źle się czuję - odparła.
W ten sposób zbywała przyjaciółki. To już nie pierwszy raz, gdy próbowały ją wyciągnąć do lasu czy nad jezioro.
Nawet mama się zaniepokoiła. Widząc, że córka kolejny dzień siedzi w domu, zmierzyła jej temperaturę i wypytała o stan zdrowia:
- Jeszcze choroby nam tu brakuje. Może pójdziemy do lekarza?
- Nic mi nie jest - odburknęła Daria i odwróciła się w drugą stronę.

Mama przysiadła przy niej:
- Córciu, wiesz jak mamy trudno. Staram się jak mogę. Pracuję, zarabiam. Wysyłam paczki do więzienia. Nie mam czasu martwić się jeszcze o ciebie....
- Mogłyśmy tu nie przyjeżdżać - podniosła głos Daria. - To wymyśliłaś te pipidówę na krańcu świata... Mogłyśmy zostać w Zgierzu.

- Nie mogłyśmy, córciu. Nie po tym, jak twojego brata wsadzono do więzienia. Nie miałam tam życia. I ty też. - przypomniała matka.
- A tu mam? - krzyknęła Daria. - Jeszcze gorsze...
- Tu mamy spokój i dobrą opinię. Nikt nas nie bierze na języki. Nikt nie rzuci mi w twarz, że wychowałam kryminalistę. Tak samo jak ty, masz tu dobrą opinię. Nikt o tobie nie plotkuje. Masz święty spokój. I utrzymaj tę dobrą opinię, bo gdyby teraz zaczęto plotkować o tobie, to już nie mamy gdzie uciekać - zakończyła matka, wyraźnie nawiązując do ostatniego powrotu Darii w stanie upojenia.
Daria rzuciła poduszką o ścianę. Słowa mamy kołatały jej się w głowie, wirowały, wznosiły się i opadały. Coraz głośniej. Dziewczyna wyciągnęła z szuflady żyletkę.

***
Mama Kleo poczuła się źle i zatrzymali ją w szpitalu do czasu porodu. Ojczym wrócił wieczorem sam.
- No to teraz będziemy gospodarowali sami - uśmiechnął się. - Mamy nie ma, musisz ją zastąpić.
Kleo nie podobał się sposób, w jaki to powiedział. Szczególnie, że ojczym podszedł do niej i zaczął dotykać jej ramion:
- Jak ty wyglądasz w tych spodniach i swetrach? Mówiłem ci, że lubię, jak zakładasz sukienki. Wtedy ci tak ładnie....
Wywinęła mu się. Ostatnio nie lubiła, jak jej dotykał. Czuła w tym coś dziwnego.

Wieczorem, gdy była już w łóżku, ojczym wszedł i usiadł obok niej. Pogładził jej nogi.
- Ładną masz tę piżamkę, taką dziewczęcą - ocenił. Głaskał jej nogi, jakby coś go napadło.
Kleo nie mogła się odsunąć, bo siedziała przy samej ścianie. Za to ojczym się do niej przybliżył. Jego ręka zawędrowała na jej udo.
- Tato, wystarczy - odezwała się cicho.

- Cii, przecież ja nic nie robię - uśmiechnął się lubieżnie:
- Po prostu rozmawiam z moją małą córeczką. No, już nie taką małą - poprawił się. - Jak siedzisz w tej krótkiej piżamce, to widać, że wyrosłaś. Bo w tych codziennych swetrach skutecznie ukrywasz figurę.
Jego ręka zawędrowała na biodro dziewczyny. Ojczym jeszcze się przysunął.

- Tato, dość! - zawołała.
- No daj się przytulić, córeczko - wydawał się głuchy na jej protesty. - Taki jestem samotny, mama daleko, zresztą od dawna się z nią nie przytulaliśmy, bo ciągle źle się czuła...
Sięgnął po nią i już przyciskał ją do swojego torsu. Jego ręce na jej plecach paliły gorącem. I były takie ciężkie.....

Widząc opór dziewczyny, zagroził:
- Zobaczysz, powiem mamie, że się mną nie opiekujesz. Ona tam sam, chora, nie wiadomo, co będzie z ciążą. Naprawdę chcesz jej przysparzać problemów?
Tym zdaniem skutecznie zamknął jej usta. Kleo ostatnie, co by zrobiła, to dołożyła mamie kłopotów. Dlatego przestała się wyrywać. Ojczym jeszcze przez chwilę ją przytulał. Zrobił się czerwony na twarzy i mocno oddychał. A później pocałował ją w usta i wyszedł.

Kleo, wstrząśnięta, nie mogła długo usnąć. Nie była już nowicjuszką, Ariel dużo ją nauczył o pewnych sprawach. Ale o ile dotyk Ariela był jej miły i podniecający, o tyle ojczym spowodował, że czuła się brudna.

***
Czuł, że coś się dzieje. Daria kolejny raz łączyła się z domu, z własnego pokoju. Rzadko to robiła, bała się, że "ściany mają uszy", wolała kontaktować się na świeżym powietrzu.
- Włącz kamerkę - poprosił.
Niewiele widział. W pokoju panował półmrok, okna były zasłonięte. Dziewczyna leżała w łóżku, blada.
- Co się dzieje? Chora jesteś?

- Tak, musiałam coś złapać. Jakiegoś wirusa albo co. - odparła słabo. - Kilka dni spędzę w łóżku. Za chwilę szkoła, chcę się wychorować przed.
- Bardzo dobrze robisz. - pochwalił. - Lekarz cię widział?
- Nie ma takiej potrzeby - odparła słabo. - Wiesz, boli głowa, kości, jest gorączka. Parę dni i przejdzie. Wiem, co mam robić.
- Cieszę się. Pamiętaj, dużo pij - polecił troskliwie.
Coś mu nie pasowało. To, co mówiła, było logiczne, ale....

- Nie masz jakichś pozostałości po tamtym? Byłaś czymś naćpana, nie zostały jakieś dolegliwości?
- Nie. To coś innego. Zwykły wirus, nie ma się czym przejmować.
- Ok. Daria, gdyby coś się działo, daj znać.
Lubił te dziewczyny. Każdą z osobna i wszystkie razem. Każda była inna. Nad każdą panował. Ale to, że nad nimi panował, kazało mu być za nie odpowiedzialnym.

Kiedy się rozłączył, Daria odetchnęła z ulgą. Nie chciała sobie wyobrażać, co by było, gdyby Ariel zobaczył jej rękę.
Już tak długo się nie cięła. A z własnej woli - bardzo długo. Ostatnie "wzorki" były konsekwencją walki z Arielem. Zapanował nad nią i nie było już potrzeby jej karać.

A teraz wróciła do starych nawyków. Kiedy czuła ból i widziała wypływającą krew, miała wrażenie, że uchodzą w ten sposób jej negatywne emocje: strach przed Przewodnikiem; przed tym, co może zrobić; przed utratą dobrej opinii.
Kiedy doszła do siebie, został tylko ból skaleczonej ręki. A problemy nie zniknęły. Wiedziała, że tak będzie. Ale w tamtym momencie zapomniała. Teraz chciała tylko spać.

***
Z Kleo też coś się działo. Najpierw zrzucił jej dziwny humor na niedawną sesję dyscyplinującą, która zostawiła w niej silne wrażenia. Od tej pory nie była juz taka swobodna w jego towarzystwie. Pilnowała się. Mało mówiła, przestała się zwierzać.

Żałował tego. Wcześniej była promyczkiem. Niedowarzonym, radosnym, czasami świecącym po oczach. Ale nie złośliwie, raczej z nadmiaru naiwności i dobrych chęci oraz braku dobrej oceny sytuacji. Zielona, dziewczęca. A teraz waży słowa, mało kiedy mówi z własnej woli. Na pytania odpowiada grzecznie i krótko. Zamyka się przed nim.
Czasami łapał jej spojrzenia pełne obawy. Ona myśli, że on ich nie widzi. Ale widzi doskonale.

Ariel czasami chciał walnąć pięścią w stół, narobić hałasu, nawet uderzyć ją albo zmusić do czegoś, żeby tylko dziewczyna przestała się tak kontrolować.
Jedyne momenty, gdy Kleo traciła samokontrolę, to te, gdy on zaczynał ją kochać.

Tak, kochać. On ją. Bo robił to dla niej. Bo było w tym tyle skupienia na jej potrzebach, że nie można nazwać tego zwykłym seksem. W tych momentach robił wszystko, żeby ona czuła się zaspokojona. Ariel uwielbiał te chwile: jej brak doświadczenia, otwartość na jego dotyk, ufność w jego ruchy. A kiedy ona dochodziła pod jego dłonią, robiła się taka słodka, oszołomiona.

I wtedy czuł, że musi ją przytulić i szeptać czułe, głupie słowa. Takie, jakie nie przystoją dorosłemu mężczyźnie na jego stanowisku. Ale musi. Bo tak. Dopóki ona nie wróci do siebie i nie popatrzy przytomnym wzrokiem. I dopóki znów sobie nie narzuci kontroli.
A w międzyczasie on znowu klnie w duchu, bo penis boli jak diabli, rozrywa bokserki i spodnie, dopóki on nie pójdzie do toalety i nie ulży sobie.

Tak samo dziś. Przyszła, jak zwykle punktualnie i jak zwykle przyniosła bułeczki. Przebrała się w sukienkę. Ładnie wyglądała. I była w tym swoim zwykłym, grzecznym, "zamkniętym" nastroju. Znów go kusi, żeby zrobić coś, co ja wytrąci z równowagi. Wyjął portfel a z niego kilka banknotów.
- Masz tu za dojazdy, bułeczki i... i kup sobie coś ładnego. Jeśli będziesz się bała zostawić w domu, możesz u mnie.

Uśmiechnęła się i sięgnęła po pieniądze. Przeliczyła:
- To żeby dużo. Jeżdżę na bilecie ulgowym a bułeczki nie kosztują tyle, ile mi dałeś. - chciała oddać mu większość.
- Powiedziałem, żebyś sobie coś kupiła. Coś, na co masz ochotę. Iść do kina, kawiarni, kupić bluzkę czy nowe spodnie.... A może bieliznę czy kosmetyki?- kusił.
- Dziękuję. I tak już dużo od ciebie dostałam. - powiedziała grzecznie. Zdenerwowała go tą sztuczną grzecznością. Tym postawieniem ściany. Jednolicie gładkiej, bez możliwości zaczepienia za cokolwiek.

- Jeśli ci mówię, że masz sobie coś kupić, to masz kupić. - wyraźnie dążył do awantury. Widział to. - Sprzeciwiłaś mi się.
Popatrzyła ze smutkiem. Nawet nie próbowała zrozumieć, dlaczego on chce ją ukarać. Po prostu poddała się jego woli:
- Rozumiem. Będziesz bił, czy mam usiąść pod ścianą?
Ta totalna rezygnacja i poddanie się bez walki spowodowało u niego frustrację.
- Będę bił - odparł głośno. Za głośno. Nie kontrolował własnych emocji.

Skinęła głową. Zdjęła majtki i podeszła do biurka. Zrobiła ruch, żeby się na nim położyć. Zanim się odwróciła, widział jej oczy. Trochę podobny wyraz widział u ludzi po przemocy domowej lub seksualnej. Widząc, że nadchodzi kolejny wybuch i będą cierpieć, wchodzili "w siebie". Zamykali umysł na bodźce z zewnątrz. Chronili się. Nie mógł na to patrzeć. Nie u niej. Wyciągnął rękę:
- Chodź do mnie, księżniczko.

Przez chwilę patrzyła a później podała mu swoją. Pozwoliła się przyciągnąć.
- Połóż się na moich kolanach - powiedział łagodnie. Spełniła polecenie. Podciągnął jej sukienkę do pasa a ona cała się spięła.
Położył dłoń na jej pośladku, ale nie po to, żeby bić. Drgnęła nerwowo. Zapanowała nad zachowaniem, ale nie nad odruchami. Uśmiechnął się z czułością.

Delikatnie przesuwał dłonią po jej pośladkach, dając jej przyjemność a nie ból. Odwróciła głowę i popatrzyła na niego zdziwiona. Tego się nie spodziewała. On też.
Pieścił jej pośladki delikatnie, powoli, czule. Nachylił się i pocałował kremową skórę.
- Przepraszam cię. - zaskoczył sam siebie. I ją. - Zachowałem się jak ostatni głupek. Wybacz.

Pieścił ją nadal, czując, jak dziewczyna powoli zaczyna tajeć pod jego dłońmi. Uspokoiła się. Trochę.
Podniósł ją i przytulił.
"Nie miałbym nic przeciw temu, żeby dalej tak leżała" - pomyślał. Ale zdawał sobie sprawę, że dla niej jest to mało komfortowa pozycja.

- Przepraszam. - pocałował ją w czubek głowy. - Jeśli nie chcesz, nic nie musisz kupować. Lubię, jak ładnie wyglądasz i chciałem sprawić ci przyjemność. Umówmy się tak - ciągnął:
- Jeśli znajdziesz coś ładnego, co będziesz chciała, powiedz. Dobrze?

Kiwnęła głową. To jej posłuszeństwo irytowało go, ale co mógł zrobić? Zmusił ją, złamał. Zastosował tresurę. Tego przecież chciał. I nie może teraz wyżywać się na dziewczynie, że robi to, do czego została zmuszona. A że jemu to się nie podoba? Cóż, jego problem. Jest dorosły, poradzi sobie.

- Księżniczko, czy jest coś, czego chcesz? Na co masz ochotę?
- Nie, dziękuję - odparła grzecznie. I dalej siedziała w milczeniu. Tylko przytuliła się do niego. Z własnej woli. Trochę tak, jak kiedyś. "Może nie wszystko stracone" - pomyślał.
Zaraz jednak stracił dobry humor, bo Kleo odezwała się:
- Za kilka dni zaczyna się rok szkolny. Nie będę mogła tak często przyjeżdżać.

Pokiwał głową. To prawda, wakacje się kończyły:
- Co proponujesz? - zapytał.
- Nie wiem. - odparła. - To ty decydujesz, prawda? Wierzę, że zrobisz tak, żebym nie musiała opuścić zbyt dużo lekcji.
- Jeśli o to chodzi, to nie opuścisz żadnej. Nie będziemy się spotykać przed południem, tak jak teraz. - odparł. - Jeśli, zgodnie z twoim planem lekcji, będzie możliwe spotkanie, to zaplanujemy. Jeśli nie, to przejdziemy na tryb wideo, tak jak wcześniej. Wtedy wieczory będą nasze..... - uśmiechnął się. - Jak kiedyś.

Pokiwała głową. To też był dla niego sygnał, że coś się zmieniło. Przed dwoma miesiącami była tak spragniona jego obecności, że najchętniej trzymałaby go za rękę albo przytulała się przez cały czas. A teraz bez słowa sprzeciwu zgadzała się na zamianę realnych spotkań na wirtualne?

Przytulił ją mocno, z całej siły:
- Kleo, moja ulubiona Księżniczko. Będę za tobą tęsknił - szepnął jej we włosy. Nie dała znaku, czy usłyszała te słowa.
Siedzieli przytuleni, oglądali film, zjedli obiad.
Dopiero pod koniec wizyty, kiedy Kleo miala już się żegnać, przytuliła się do niego z własnej woli:
- Chciałabym móc cię widywać. Choćby co jakiś czas. I wiedzieć, że mam dokąd uciec w razie czego....

Te słowa go zaniepokoiły. Było w nich tyle smutku..... Objął dziewczynę:
- Czy coś ci grozi? Skąd te obawy?
- Chyba nic. Tak mi się powiedziało - pokręciła głową.
- Kleo, księżniczko. Zawsze możesz do mnie uciec. Będę tu na pewno do połowy września. Może dłużej. A jeśli już wyjadę, dzwoń o każdej porze. Gdyby coś ci groziło, uciekaj stamtąd, gdzie jesteś do miejsca, gdzie są ludzie. Na policję. I dzwoń do mnie. A gdybyś mogła wsiąść do pociągu, jedź do Białegostoku. Nie przejmuj się kosztami. Do tego hotelu, w którym byliśmy pierwszy raz. Do recepcji. Przedstaw się jako Kleo i powołaj się na Ariela. Zostawię tam instrukcje.

I dopiero teraz zapytał:
- Co się dzieje? Czy ktoś ci robi krzywdę? Zagraża?
- Jeszcze nie wiem. Powiem ci następnym razem. - obiecała.

***
"Dokumentacja "Projektu Kleo" nie była otwierana ani uzupełniana od paru tygodni. Badacz całkowicie stracił obiektywizm w stosunku do obiektu Kleo i w związku z tym zaprzestał prowadzenia badań" - brzmiał ostatni zapis w folderze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro