27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przejęty Darek skupiał się na prowadzeniu samochodu. Taki model, jaki dostał teraz w ręce, widywał jedynie na zdjęciach. Pomyślał, że zanim poczuje się w miarę swobodnie za kierownicą, z pewnością minie sporo czasu. Był zestresowany.
To wszystko działo się szybko i było strasznie dziwne. Zgodnie z planem podjechali pod hotel pracowniczy. Matka Darii była w domu. Trochę trwało, zanim Darek ją przekonał, bo najpierw wpadła w panikę i wydawała się głucha na wszelkie argumenty.

W końcu Daria zawołała:
- Mamo, do diabła! Chcesz mi pomóc? To posłuchaj pana nauczyciela! On wie najlepiej, co trzeba zrobić!
Dziewczyna samodzielnie spakowała się na kilka dni pobytu i stanęła z torbą przy drzwiach:
- Mamo, ja jadę. Jeśli chcesz, jedź z nami.
Płacząca kobieta poszła z nimi i już bez sprzeciwów wsiadła do samochodu. Darek tylko modlił się w duchu, żeby wszystko odbyło się zgodnie z tym, co mówił ten profesor psychologii. Jeśli coś pójdzie nie tak....

Na szczęście po początkowych trudnościach wszystko działo się zgodnie z planem. Samochód dzięki oprogramowaniu prawie sam się prowadził a komputer pokładowy podpowiadał kierowcy, co zrobić. Nawigacja doprowadziła go do kliniki najprostszą drogą. Dzięki temu nie kluczył.
Brama wjazdowa otworzyła się przed nim, ledwo dojechał. Przed budynkiem kliniki czekał młody człowiek w fartuchu lekarskim:
- Dzień dobry, jestem doktor Burski - uśmiechnął się. - Czekamy na państwa. Proszę za mną.

Kiedy weszli do środka, Darek ledwo powstrzymał się przed gwizdnięciem z wrażenia.
"Tu jest jakby luksusowo" - powtórzył frazę z jednego ze znanych filmów. Mama Darii, oszołomiona, rozglądała się dookoła tak bardzo, że potknęła się i o mało nie upadła. Doktor Burski podał jej rękę:
- Pani pozwoli, że pomogę - uśmiechnął się ujmująco:
- A pana zapraszam obok, do baru. Zje pan obiad, zanim się wszystko wyklaruje. - wskazał Darkowi kierunek. Nauczyciel skinął głową i odszedł. Bar był w drugim pomieszczeniu. Jego wystrój przypominał wygodne bistro. Usiadł przy stoliku i zaraz podeszła kelnerka. Uśmiechnęła się:
- Witam serdecznie. Pan przywiózł pacjentkę, Darię? - zapytała.

Darek potwierdził. Kelnerka ciągnęła:
- Mam polecenie przekazać, że pana posiłek, czegokolwiek by pan nie zamówił, jest na koszt kliniki. Później może pan odpocząć tu obok w strefie klienta. Myślę, że maksymalnie za godzinę ktoś do pana przyjdzie.

W tym czasie doktor Burski podprowadził Darię i jej matkę do wygodnego kącika wypoczynkowego, poprosił o zajęcie miejsc i rozłożył laptopa:
- To potrwa tylko chwilę. - uspokoił mamę Darii a później zwrócił się do córki:
- Pokaż tę rękę, młoda damo.

Kiedy dziewczyna odsunęła rękaw, lekarz zmienił się na twarzy:
- Masz szczęście, że zdążyłaś. Jeszcze dzień czy dwa i byłoby bardzo źle. - powiedział łagodnie. Wystukał coś na laptopie i przyszła pielęgniarka. Była mniej więcej w wieku matki Darii. Uśmiechnęła się życzliwie:
- Dzień dobry! Jestem siostra Teresa. To nasza pacjentka, jak rozumiem? - popatrzyła na Darię. - A pani jest jej matką? - zwróciła się do starszej kobiety:
- Córka jest w dobrych rękach. Jeśli pani pozwoli, zabiorę ją teraz, żeby nie tracić czasu. Zrobimy podstawowe badania i pomiary. Jak doktor Burski skończy z panią rozmawiać, przyprowadzi panią do córki. Dobrze?

Zszokowana matka Darii kiwnęła głową. Pielęgniarka zabrała dziewczynę a lekarz ponownie zabrał głos:
- Nie chciałem tego mówić przy dziewczynce - odezwał się poważnie. - Ale możliwe, że w tym stanie liczą się godziny. Wdało się dość poważne zakażenie. Musimy natychmiast działać. Bardzo dobrze pani zrobiła, że przywiozła córkę do nas. Otrzyma najlepszą pomoc. Zarówno medyczną jak i psychologiczną. Pacjentka będzie u nas zarejestrowana tylko pod własnym imieniem. Po udzieleniu pomocy, przy którym pani zaraz będzie jej towarzyszyła, zostaniecie panie zakwaterowane w pokoju z samodzielnym wyjściem do ogrodu. Córka będzie musiała odpoczywać po dzisiejszych zabiegach. Będzie otrzymywała leki przeciwbólowe, przeciwzapalne i wzmacniające. Pani może być z nią przez cały czas albo wyjść do naszego ogrodu. Otrzymacie panie posiłek. Córka będzie ściśle monitorowana medycznie, zarówno dziś do wieczora jak i w nocy. Proszę się nie martwić, pomożemy jej. Jutro będzie miała pierwszą wizytę u psychoterapeuty. Pani zaś jeszcze dziś zostanie poproszona na rozmowę z naszym szefem terapeutów, celem ustalenia kierunków pracy z córką.

- Panie doktorze... - wtrąciła cicho kobieta - ile to będzie kosztować?
Doktor Burski uśmiechnął się uspokajająco:
- Mam tu wpisane, że świadczenia na rzecz pacjentki "Daria" są realizowane nieodpłatnie. Dotyczy to całości kosztów córki i pani. Szczegóły jutro omówi z panią nasz szef terapeutów, a jednocześnie zastępca dyrektora kliniki, profesor Rozwadowski. Proszę się więc nie martwić. Teraz poproszę panią o podpisanie zgody na hospitalizację córki, na wykonanie niezbędnych procedur medycznych oraz zobowiązanie do zachowania w tajemnicy wszystkich informacji, które pani pozyska w trakcie swojego pobytu, a nie będą one związane z leczeniem córki. Bo zakładam, że zostanie pani z córką? Przynajmniej do jutra?

Matka Darii skinęła głową.
- To dobrze. Córka będzie się czuła bezpieczna a pani spokojniejsza.
Przez kolejne kilka minut podawał matce Darii kolejne oświadczenia, zgody i zobowiązania, wszystko dokładnie tłumaczył i wskazywał, gdzie kobieta powinna złożyć podpis. Następnie zaprowadził ją do gabinetu, gdzie Daria była poddawana zabiegom.

Darek, pomny obietnicy, wyszukał wizytówkę z telefonem "mężczyzny z komunikatora" i zadzwonił. Ariel odebrał od razu:
- Cieszę się, że pan dzwoni, młody człowieku. Jak tam, odpoczął pan chwilę?
- Tak, dziękuję. Zjadłem obiad. Bardzo smaczny - odparł Darek.
- To dobrze. Może pan wracać już do miasteczka albo odpocząć w strefie klienta, jak długo pan sobie życzy. A później przywiezie mi pan samochód. Niech go pan zostawi pod ratuszem, na parkingu i odda kluczyki ochronie.
- Dobrze, profesorze. Będziemy musieli porozmawiać. - przypomniał Darek.

- Oczywiście. - przytaknął Ariel. - Ale nie wcześniej niż za dwa, trzy dni. Jeśli już będę cokolwiek wiedział. Odezwę się do pana. Aha, w razie czego, to pan wykorzystał koneksje, rodzinne bądź przyjacielskie, żeby Darię umieścić w klinice. Proszę pamiętać.
- Wolałbym nie - skrzywił się Darek.
- Nie lubi pan wystawiać piersi do orderów? - zażartował Ariel.
- Lubię, ale za swoje zasługi. Nie cudze. - sprecyzował Darek.

- Na razie pan musi. A ja chętnie je panu odstąpię. Nie mam czasu na robienie za zbawcę, poza tym przeszkodzi mi to w prowadzeniu badań. Muszę być anonimowy tak bardzo, jak się da. No i w miasteczku musi pan zachować dyskrecję. Wiemy o dzisiejszych zdarzeniach tylko pan, ja i te dwie małe: Kleo i Daria. No i matka Darii, tyle co pan jej powiedział. - przypomniał Ariel:
- Wieczorem jeszcze z nią porozmawiam w klinice. Narracja jest taka: Kleo, dowiedziawszy się o ranach Darii, zaalarmowała pana, swojego zaufanego nauczyciela. Pan w celu uniknięcia rozgłosu wokół dziewczynki pociągnął za sznurki rodzinne czy przyjacielskie i znalazł dla niej miejsce w naszej klinice. Tak powiem dziś wieczorem matce Darii i proszę, żeby pan tę wersję podtrzymał. - powiedział stanowczo.

- To ja już wracam, żeby oddać panu profesorowi samochód - poderwał się Darek.
- Spokojnie. Niech pan odpocznie. Pan też się zdenerwował. - uśmiechnął się Ariel.
- To prawda - przyznał Darek. - I nadal się denerwuję.
- Najdalej pojutrze porozmawiamy. Najprawdopodobniej przez telefon. Będzie pan dysponował tak pełną wiedzą, jak się da. I wtedy ustalimy, co dalej.
- Dobrze, będę czekał. - obiecał Darek.

***
Daria była zmęczona, przestraszona i podekscytowana. Dzisiejszy dzień wydawał jej się jednym pasmem wrażeń, nieprawdopodobnych i nierzeczywistych. Jeszcze rano tkwiła w sytuacji bez wyjścia: z bolącą i puchnącą ręką, przerażona, nie widząca wyjścia z sytuacji. Teraz, późnym popołudniem, leżała z już mniej bolącą ręką, z poczuciem zaopiekowania i świadomością, że istnieje światełko w tym tunelu. Jedyne, co musiała zrobić, to okłamać matkę. I to robiła. Zresztą mama, zafascynowana luksusowymi warunkami, nie była tak dociekliwa jak mogła. Przyjęła do wiadomości, że w tej klinice uratują Darię i że ona nic nie musi. Nawet się martwić. W tym szczególnie utwierdziło ją obiecane spotkanie z wicedyrektorem kliniki.

Uprzejmy i kompetentny mężczyzna około czterdziestki raz jeszcze serdecznie ją przywitał. Uspokoił, że dziewczynka jest w najlepszych rękach; że planowane leczenie, rehabilitacja ręki i pomoc psychologiczna potrwają około dwóch tygodni. Zapewnił, że matka może być przez ten cały czas z córką. Ale jeśli ma inne zobowiązania, to spokojnie może wyjechać. No i że z kliniki nie wyciekną żadne informacje: na policję, do prasy czy nigdzie indziej:
- Córka jest tu anonimowo. Będzie miała spokój, żeby dojść do siebie i kompleksową pomoc, żeby poprawić jej zdrowie - zapewnił. - Opiekę medyczną nad nią zleciłem doktorowi Burskiemu, to fachowiec światowej klasy. A psychoterapię sam będę prowadził - obiecywał.

Matka Darii zaczęła się wahać:
- Panie profesorze, ja pracuję jako sprzątaczka. Nie mogę wziąć dwóch tygodni wolnego, aby być tu z córką. Nie stać mnie. - powiedziała szczerze.
- Spokojnie może pani wracać. - zapewnił dyrektor. - Czy to jeszcze dziś, czy jutro, czy kiedy pani sobie życzy. Daria jest w najlepszych rękach - powtórzył.

Uspokoił ją. Następnego dnia rano, po dobrym śniadaniu, matka, ucałowawszy Darię, pożegnała się serdecznie i wyjechała. Wtedy zajrzała do pokoju pielęgniarka:
- Chodź, Daria, profesor czeka.
W gabinecie, do którego wsunęła się dziewczyna, za biurkiem siedział Ariel. Popatrzył uważnie, choć życzliwie:
- Witaj, Daria.
- Witaj, Ariel - odparła cicho. Teraz, kiedy wiedziała, kim jest jej opiekun, poczuła się bardzo onieśmielona. Zachęcona ruchem jego dłoni, usiadła na brzeżku fotela.

- Jak wiesz, musiałem się przed wami zdekonspirować - zaczął:
- Nie miałem tego w planach i oczekuję, że zachowacie to dla siebie.
- Oczywiście - odparła. - Dotrzymamy tajemnicy.
- Mam nadzieję. Będziesz tu przez dwa tygodnie, może dłużej. Wyleczysz rękę, dojdziesz do siebie. Wzmocnisz się. Może powiesz, co się stało.

- Nie - zacięła się. - Nie mogę. - popatrzyła w ziemię.
- Kogo chronisz, Daria? Tego, przez kogo sobie to zrobiłaś?
Wstał, wyszedł zza biurka i usiadł obok niej. Ujął delikatnie jej zabandażowaną na świeżo rękę. Dziewczyna syknęła z bólu.
- Czy on jest wart tego, żebyś tak przez niego cierpiała? Tak ci na nim zależy? - dopytywał cicho i sugestywnie.

Daria poczuła, jak nieposłuszne łzy wypływają spod powiek a głos się łamie:
- Nie... nie zależy mi na nim i nie jego chronię - łkała. - Chronię siebie. Ty... ty nie wiesz, co będzie, jeśli powiem.... Dlatego ... nie chciałam... pogotowia, policji... - rozpłakała się żałośnie. Przytulił ją delikatnie:
- Płacz, Daria. Płacz. Wypłacz ten cały ból i strach, który kumulował się w tobie od tylu tygodni - szeptał, łagodnie głaszcząc ją po włosach. - Wypłacz, Daria. Pamiętaj, jesteś teraz bezpieczna. Przynajmniej przez dwa tygodnie. A później będziesz nadal. Ufasz mi, Daria. A ja ci pomogę, jak zawsze - obiecywał sugestywnym szeptem.

***
Rozpoczęcie roku szkolnego trwało trochę ponad godzinę. Najpierw było zgromadzenie na sali, przemowy dyrektora i zaproszonych gości a później już w klasach z wychowawcami. Kleo na korytarzu wpadła naDarka:
- Zaczekaj! - poprosił. - Jak się czujesz w tym wszystkim?
- Dobrze, dziękuję - odparła. - I dziękuję, że wczoraj pomógł pan Darii.

Darek skrzywił się. Nadal nie ufał do końca temu profesorowi. Było coś dziwnego w całej tej sytuacji:
- Obym tego nie żałował.- mruknął. - Rozmawiałem przez telefon z matką Darii. Oficjalna wersja jest taka, że dziewczynka się rozchorowała i została wysłana na dwa tygodnie do dalszej rodziny. Wróci w połowie września.
- Dobrze. Tak będę mówić, jeśli ktoś mnie zapyta - skinęła głową Kleo.
- Nadal nie podoba mi się ta sytuacja i ten profesor - przyznał Darek. - Dawno go znasz?
- Od ponad roku. Ale nie rozmawiajmy o tym - prosiła dziewczyna. - O tej znajomości nie wiedzą moi rodzice ani nikt poza Darią. Gdyby pan ich o to pytał, to się wyprę.

Zaskoczyła go ta determinacja:
- Kleo, niepokoi mnie to wszystko. Utrzymujesz kontakty z kimś, kogo nie znają twoi rodzice? Z dorosłym mężczyzną?
- Tak. Poznałam go w rozmowach w internecie. Udziela się w różnych social mediach, radzi dzieciakom na różnych grupach. Anonimowo, jak to w internecie. Dobrze radzi: jak żyć, jak przezwyciężać problemy, jak się uczyć, jak rozmawiać z rodzicami. Takie tam - tłumaczyła, patrząc na niego niewinnie.

- A dlaczego nie chcesz, żeby rodzice o tym wiedzieli?
- Nie widzę sensu. To nie jest jakaś ważna znajomość. A rodzice, jak pan im cokolwiek powie, w ogóle zrobią raban i może mi odetną wszystkie social media. Oni są przedpotopowi. Pan wie, że gada się w necie z różnymi ludźmi, są różne grupy dyskusyjne. Przecież nie będę o wszystkim opowiadać rodzicom, z kim i o czym piszę. Ja nawet nie wiedziałam, że psycholog z dyskusji to taki ważny profesor, który robi badania internetowe. - posłusznie powtarzała wczorajsze nauki Ariela.

- No tak. Obiecał mi rozmowę - przyznał Darek. - Może mnie uspokoi i przekona.
- Na pewno! - uśmiechnęła się Kleo. - To dobry człowiek. Przecież nie musiał się tak angażować w pomoc Darii, prawda?
- To prawda. Nie musiał. I to właśnie mnie tak niepokoi - przyznał Darek.

***
Kleo biegła na spotkanie. Nawet nie zdążyła kupić bułeczek. Kiedy Ariel otworzył drzwi, odetchnęła:
- Jesteś!
- Przyjechałem przed chwilą. Masz pozdrowienia od Darii. Dobrze się czuje, dochodzi do siebie.
- Dziękuję ci za wszystko, profesorze - uśmiechnęła się.
- Wystarczy Ariel, tak jak zawsze.....

Tym razem to on, wracając z kliniki, zaszedł do piekarni i kupił słodkie bułeczki i ciastka.
Kiedy już raczyli się słodkościami, pili herbatę (Kleo) i kawę (Ariel), dziewczyna popatrywała na niego nieśmiało:
- Nie wiedziałam, że jesteś takim ważnym człowiekiem. Normalnie nie spotykam profesorów.

- Chodź tu do mnie - wyciągnął rękę i pociągnął ją na swoje kolana. Przylgnęła do niego.
- Nic się nie zmieniło. Jestem tym samym Arielem, którym byłem kilka dni temu. Chyba lepiej, że twoim opiekunem i mentorem jest fachowiec a nie dyletant? - uśmiechnął się.
- Tak... - odwzajemniła uśmiech. - Ariel, profesorze, nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Będzie mi ciebie brakować - przyznała.
- Tak? - jego oczy patrzyły ciepło i życzliwie. I jakoś tak....:
- A czego najbardziej będzie ci brakować?

Zabrakło jej tchu. Delikatnie pogładziła go po szyi:
- Tego.... - wzięła jego rękę i położyła sobie na biodrze. - Tego...
- I tego - nieśmiało go pocałowała. Kiedy próbowała umknąć, zawstydzona, przytrzymał ją. Wpił się wargami w jej usta tak zachłannie, że zabrakło jej tchu:
- A może tego? - popatrzył figlarnie.

Pokiwała głową, niezdolna do mówienia. Pod wpływem jego pieszczot jak zwykle budziło się coś w jej wnętrzu: serce biło jak oszalałe a w dole brzucha zaczynały trzepotać motyle. Mężczyzna patrzył z przyjemnością na jej zarumienioną pożądaniem twarz i na oczy, z których wyzierało pragnienie. Znów pożałował, że dziewczyna nie jest starsza. Przynajmniej o te kilka lat. Kiedy położył dłoń na jej piersi, westchnęła głęboko:
- Ariel, profesorze... To, co mi robisz.... Jest mi tak dobrze... - wzdychała, prężąc się pod jego ręką.

- A ja uwielbiam cię pobudzać - szeptał. - Lubię, jak się nieśmiało rumienisz, jak twoje oczy zachodzą mgłą pożądania, jak oddech ci się rwie i jak cudownie reagujesz na moje dotknięcia. Kleo, moja zagubiona księżniczko. Jesteś taka cudowna....
Zawstydziła się.
- Jesteś jeszcze tak młoda i niewinna, że rumienisz się nawet słuchając o tym, co mi się w tobie podoba - uśmiechnął się.

Bała się, że z policzków tryśnie jej krew. Ukryła twarz na jego piersi. Pocałował ją w czubek głowy:
- Kleo, księżniczko - szeptał uwodzicielsko. - Nie wstydź się własnych reakcji. To wszystko, co czujesz, jest normalne i naturalne. I takie piękne. Zobacz, dziewczyno, jak na mnie działasz - ujął jej dłoń i położył na swoim naprężonym penisie. Przytrzymał, gdy spłoszona chciała ją cofnąć:

- To też jest naturalne. Jestem mężczyzną, nie głazem. Dziwne by było, gdybym nie reagował na taką cudowną dziewczynę.
- To miłe, co mówisz - uśmiechnęła się, nadal zapłoniona:
- Że ja, zwykła nastolatka, potrafię sprawić coś takiego..
Mężczyzna uśmiechnął się i zaczął ją delikatnie pieścić:
- Zawsze ci mówię, że jesteś dla mnie kimś specjalnym. Moją ulubioną księżniczką. Dlatego się z tobą spotykam.
- Och, Ariel - jęknęła, gdy jego dłoń wsunęła się pod miseczkę biustonosza.

- Reaguj, nie krępuj się - szeptał gorączkowo, rozbierajac ją:
- Uwielbiam twoje westchnienia, jęki. Lubię, gdy tak się cudownie prężysz w moich dłoniach. I lubię, jak tam, na dole... - dotknął palcami jej krocza - stajesz się tak fantastycznie wilgotna....
Znów się zawstydziła:
- A mnie to strasznie krępuje. - przyznała. - To, że pojawia się ta wilgoć...

- Ale to właśnie jest cudowne! - wydyszał jej w usta. - Bo to pokazuje, że jesteś gotowa na przyjęcie mnie.....
Podniecenie Kleo sięgnęło zenitu. Mężczyzna kontynuował:
- Nawet nie wiesz, maleńka, z jaką rozkoszą wszedłbym w ciebie i sprawił, że umierałabyś z przyjemności. Kochałbym cię najpierw delikatnie i powoli, żeby rozbudzić twoją kobiecość. A później kochałbym cię gwałtownie, tak żebyś zapomniała o wszystkim poza mną... I wtedy byłabyś tylko moja....

Kleo miała wrażenie, że uczucia, jakie ją przepełniają, przestają się w niej mieścić; że nie pozwalają jej oddychać:
- To dlaczego tego nie zrobisz?
- Bo jesteś jeszcze zbyt młoda - przechylił ją tak, by mieć lepszy dostęp do jej najskrytszego miejsca. Rozsunął jej uda i pochylił się, składając pocałunek na tkaninie jej bielizny.

Kleo miała wrażenie, że jego gorący oddech ją parzy. Wyczuwała to przez warstwę bawełny. Fale ogarniające jej podbrzusze stawały się coraz szybsze i silniejsze. Bała się, że za chwilę straci panowanie nad sobą. Zacisnęła uda, ale mężczyzna delikatnie je rozsunął. Włożył palce pod materiał majtek. Jego dłoń też paliła żywym ogniem. Dziewczyna wydyszała:
- A może nie jestem? Gdybyś teraz... chciał.... nie protestowałabym...

- Wiem. I byłoby ci cudownie - przyznał. - Sprawiłbym, że weszłabyś w dorosłość z uśmiechem i zaspokojona. To byłoby twoje najpiękniejsze doświadczenie. Ale, maleńka, za wcześnie. Nie zrobię ci tego teraz. Gdybyś miała choćby te dwa lata więcej...
Poczuła jednocześnie ulgę i zawód. Ale zawód trwał krótko, bo gdy jego palce masowały jej krocze, przestawała myśleć:
- Kochaj mnie, Ariel - jęknęła, na granicy przytomności.

- Kocham cię, maleńka - przesunął rąbek majtek i jego kciuk przywarł do jej najczulszego miejsca. Nacisnął mocniej a ona poczuła, że rozkosz rozrywa ją od środka na tysiąc kawałków. Pod powiekami przymkniętych oczu rozbłysły gwiazdy i przestała się kontrolować. Z głośnym jękiem, wydartym z głębi trzewi, przylgnęła do niego, cała drżąc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro