Rozdział 4: Wczoraj byłem gwiazdą...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Michael《

Jazda na motocyklu dawała mi poczucie wolności... nareszcie nie było goniących mnie mediów, fanów błagających o zdjęcie czy autograf...byłem wolny...

25.06.1993

Skończyłem nagrywać album, a po wakacjach miałem lecieć w trasę... ale... no właśnie. Ale.

Znów dałem się ponieść wolności... nagle uderzył we mnie samochód...

Wpadłem na drzewo i wyrzuciło mnie z motocykla w las...

***

Obudziłem się w szpitalu...

Przy moim łóżku siedziała jakaś kobieta, której nie znałem... pamiętałem doskonale jak wyglądają moje siostry, matka i moje wszystkie dotychczasowe partnerki...

Ale tej kobiety nie znałem...

- Kim pani jest? - zapytałem...

- Nie wiesz?... W sumie lekarz mówił, że po wypadku możesz mieć zaniki pamięci...

- Właściwie, to mam wrażenie, że nie jestem w swoim ciele

- Vincent, proszę Cię... powiedz, że pamiętasz chociaż jak się nazywasz...

- Nie... jedyne imię i nazwisko jakie mam w głowie to Michael Jackson - uznałem, że skoro nazwała mnie Vincent, to nie jestem sobą

- Nic mi to nie mówi... Może po za tym, że pamiętasz własne nazwisko...

- Chociaż tyle... przepraszam, ale muszę zapytać... jesteś moją żoną? - wskazałem obrączkę na jej palcu...

- Tak... zobacz grawer - ściągnęła obrączkę i podała mi ją

Na metalu od wewnętrznej strony widniał napis


- Ola... ja naprawdę nic Nie wiem kim jestem...

- Vin, jutro zabiorę Cię do domu...

***

Dziewczyna wróciła następnego dnia i zabrała mnie do domu...

- Vincent... - przytuliła się do mnie - proszę Cię... przypomnij sobie chociaż, że jesteśmy po ślubie... - płakała

Poczułem dziwne ciepło w sercu... po prostu ją pokochałem... zerknąłem na ścianę, na której wisiało zdjęcie ze ślubu... I dopiero zauważyłem, że mój wygląd się nie zmienił...

Bardziej niż mój komfort w tamtej chwili liczyło się dla mnie szczęście tej dziewczyny... ująłem Jej twarz w dłonie i wpiłem się w jej usta

- Pamiętasz? - zapytała po pocałunku

- Liczę, że tak... Ale wiem już, że Cię kocham...

- Chociaż tyle... jeśli czułbyś się niezręcznie, to mogę spać w salonie...

- Nie no spoko... Nie ma problemu...

- Mam nadzieję, że szybko wróci ci pamięć...pamiętasz Chociaż gdzie pracujesz?

- Nie... Ale wiem, że kocham towarzystwo dzieci...

- Jesteś psychologiem szkolnym...

- Ola opowiedz mi o moim życiu...

Dziewczyna wzięła albumy z półki i opowiedziała mi moim życiu...

***

Po kilku dniach studiowania albumów, grafików i notatek z pracy zdążyłem opanować to na tyle, że mogłem "wrócić" do pracy...

Zaczynałem o 10⁰⁰, więc przynajmniej nie musiałem się zrywać jak na nagrania...

Koło 8⁰⁰ wstałem, żeby na luzie się przygotować i zjeść śniadanie... Ola już nie spała

Kiedy wszedłem do kuchni, płakała

- Ola, co się stało? - przytuliłem ją

- Zobacz - podała mi gazetę

- Wybacz, ale nie wiem kto to... cholerny wypadek odebrał mi całkiem pamięć...

- Można go nazwać Bogiem Popu...

Czyli znalazłem samego siebie. Cudownie. Byłem martwy...

Podszedłem do tej szkoły w której jako Vincent pracowałem... koło 11³⁰ do "mojego" gabinetu trafiła zapłakana, pobita i wystraszona nastolatka. Szybko zanotowałem jej dane podane mi przez nauczycielkę

- Jessica, co się stało? - zapytałem

Dziewczynka nadal płakała

- Jess, ja ci pomogę... powiesz mi? To zostanie między nami...

- Ojczym mnie pobił.... - szepnęła - więzi mnie... zagroził, że jeśli się wygadam, to mnie skrzywdzi

- Jessica, pomogę Ci...spokojnie...

- Pan nic nie rozumie! On mnie gwałci! - krzyknęła i wybuchła płaczem

- Co z twoją matką?

- Jest w delegacji... Kiedy mama jest w domu, to ojczym udaje super tatę...

- Chcesz go zgłosić na policję?

- Mama go kocha...

- Chcesz czekać do 18? Lepiej go zgłoś...

- Nikt mi nie uwierzy

- Ja Ci wierzę...

- Nie mam 18... nie mogę iść sama... nie przyjmą zgłoszenia od nieletniej

- Mogę jechać z Tobą...

- Dobrze...

- Wolisz jechać teraz, czy kiedy skończę pracę?

- Mi obojętnie... możemy jechać teraz?

- Tak chodź...

Powiedziałem w sekretariacie o co chodzi, po czym pojechałem z Jessicą na policję...

Dziewczyna zgłosiła na policję ojczyma...

Gdy wróciłem do domu Ola nadal była w rozpaczy...

Położyliśmy się spać...

***

Znów obudziłem się w szpitalu, ale tym razem przy moim łóżku była Janet...

Nadal pamiętałem i datę ślubu i imię oraz nazwisko...

- Janet, co się stało?

- Ktoś chciał Cię zabić... miałeś wypadek na motocyklu

- Coś mi się stało?

- Nie... wylądowałeś w jakimś paśniku dla zwierząt... to Cię uratowało

- Kiedy mnie wypuszczą?

- Jutro, albo pojutrze...

- Załatw mi książkę telefoniczną... muszę coś załatwić

- Jasne...

(Następnego dnia)

Wróciłem do domu i zacząłem szukać w książce telefonicznej nazwiska Vincent Davis

Nie zajęło to dużo czasu... zadzwoniłem pod pierwszy numer

O: Tak?

Dziewczyna, która odebrała płakała

M: Ten numer nadal należy Do Vincent'a Davis'a?
O: Tak, ale Vin nie może rozmawiać... miał wypadek i jest nie przytomny
M: Czyli rozmawiam z Olą?
O: Tak... jestem żoną Vincent'a
M: Ola, wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale musimy się spotkać...
O: Kim pan jest?
M: Powiedzmy, że wiem o tobie i Vincent'cie dużo... za dużo.
O: Kim jesteś?
M: Nie Chcę Cię skrzywdzić... wiem co się stanie...
O: Jesteś jego przyjacielem?
M: Można tak powiedzieć
O: Kiedy wzięłam z nim ślub?
M: Na obrączce masz datę 24.05.1987
O: Kiedy chcesz się spotkać?
M: Już. Jesteś w domu?
O: Tak...
M: Daj mi 30 minut. Będę motocyklem
O: Czekam...

Bez problemu odnalazłem adres... zapukałem do drzwi... otworzyła Ola w szlafroku

- Wybacz, ale nie mam siły się ubrać ani umalować...

- Nie ma problemu... musimy pogadać...

- Znam twój głos...

- Przestań patrzeć w ziemię, to dowiesz się skąd go znasz

Spojrzała na mnie

- Panie Jackson...

- Pozostańmy przy byciu na Ty. Michael starczy

- Wejdź, zanim ktoś Cię zauważy...

Wszedłem do jej mieszkania, A ona zamknęła drzwi

Usiedliśmy w kuchni, a Ola zrobiła herbatę

- Co wiesz o Vincent'cie? - zapytała

- Vincent pracuje w szkole jako psycholog, jesteście małżeństwem od 24.05.1987... wiem więcej, ale powiem Ci później...

- Skąd znasz Vincent'a?

- Też miałem wypadek dwa dni temu...byłem kilka godzin w śpiączce... widziałem to wszystko... Vincent umrze za kilka dni...

- To też widziałeś?

- Tak... Ola musisz ze mną jechać do szkoły, gdzie pracuje Vincent... dziewczynka z tej szkoły potrzebuje pomocy.

- Daj mi chwilę... ogarnę się tylko i możemy iść...

- Powiedz mi najpierw...Vincent miał wypadek na motocyklu?

- Tak... ktoś w niego uderzył samochodem... Vin wpadł na drzewo, a siłą uderzenia wyrzuciła go z motocykla...

- Ten kto to zrobił chciał zabić mnie... też tego dnia jechałem na motorze... skończyłem tak samo, ale... zabawnie to zabrzmi... wylądowałem w paśniku

- Taki Jezusek... - zażartowała

- Dobrze, że ci się humor poprawił...

- Poczekaj chwilę, ok?

- Jasne...

Po 10 minutach Ola była gotowa. Pojechaliśmy do szkoły, gdzie pracował Vincent... dyrekcja nie robiła problemu i wezwała dziewczynkę... wszystko się zgadzało. Pobita, wystraszona, zapłakana...

Ja przecież wiedziałem co się stało...

- Twoja mama jest w delegacji? - zapytałem

- Tak... - odparła dziewczynka

- Jessica...

- Skąd Pan wie, jak się nazywam?

- Jestem jasnowidzem. - zażartowałem ‐ Jessica teraz zajmuje się Tobą ojczym?

- Tak...

- Jess, ja wiem co on zrobił. Jeśli się zgodzisz to albo ja, albo któryś nauczyciel, pojedzie z Tobą na policję...

- Mama...

- Twoja mama go kocha, wiem... ale Ty naprawdę chcesz się męczyć do 18?

- Pojadę, ale tylko z panem i żoną Pana Vincent'a...

- To chodź...

Zrozumiałem, że dziewczyna musiała ufać Vincent'owi... Policja zatrzymała jej ojczyma i ściągnęła matkę do miasta...

Zatkało mnie na widok matki Jessici... Matka Jess była moją byłą partnerką...

Szybko dogadałem się z matką Jess, żeby dziewczynka resztę delegacji matki spędziła u mnie...

Zarówno Ola jak i Jessica zamieszkały u mnie

***

Pięć dni później Vincent zmarł w wyniku obrażeń...

Ola wybiegła na balkon i przeszła na drugą stronę barierki... Chciała skoczyć...

Objąłem ją i wciągnąłem do środka...

- Ola nie płacz... proszę

- Vincent nie żyje, a ja skończę jako samotna matka na ulicy!

- Jesteś w ciąży?

- Tak...

- Ola... wyjdź za mnie... To znów zabawnie zabrzmi, ale wtedy się w tobie zakochałem...

- Po co mnie ratujesz?! Po co ci ślub?! Ja chcę to zakończyć! Chcę skończyć ze sobą!

- Pomyśl o Vincent'cie... on by nie chciał, żebyś się zabiła

- On nie żyje!

- Ale żyję ja. I ja Cię kocham... Jestem skłonny zrobić sobie nawet operację plastyczną, żeby wyglądać jak Vincent, byle byś się nie zabiła

- Ty naprawdę mnie kochasz?

- A mam to udowodnić?

Ująłem twarz w dłonie i wpiłem się w jej usta...

Miałem tylko niecałe dwa miesiące na namówienie jej na ślub i wzięcie go...

Poszliśmy na spacer, żeby doszła do siebie

- Panie Jackson - zaczęła Jessica doganiając nas - skąd Pan wiedział o tym co zrobił mój ojczym?

- Przyśniło mi się to... Kiedyś ci wyjaśnię... Wiesz coś o swoim ojcu?

- Nie... mama mówiła, że zerwała z nim, gdy dowiedziała się o zdradzie... jeszcze nie wiedziała, że jest w ciąży

Dotarło do mnie, że na 90% jestem jej ojcem

- Masz w dokumentach dane ojca?

- Nie... jest tylko wpisane nieznany...

- Kiedy się urodziłaś? Znam twoją matkę i być może wiem, kto jest twoim ojcem

- Dokładna data, czy rok starczy?

- Miesiąc I rok

- Czerwiec 1979

Zatkało mnie... zgadzało się... dziewięć miesięcy wcześniej jej matka ze mną zerwała, oskarżając mnie o zdradzenie jej z Ross lub Houston...

Nie mogłem przecież od tak powiedzieć "Jestem twoim ojcem" nawet by mi nie uwierzyła... przez 15 lat nie wiedziałem, że mam dziecko... nigdy nie dałbym Joan odejść... cały czas trwania naszego związku i kilka miesięcy po jej odejściu niezdradziłem jej ani razu...

- Chyba wiem kto jest twoim ojcem... Tylko wiesz co? Najpierw zadzwonię do twojej mamy i zapytam czy zgodzi się, żebyś się dowiedziała...

- Ale on nie jest zły, prawda?

- Zależy kogo zapytasz... ja tak nie uważam... W każdym razie nie jest ani narkomanem ani alkoholikiem... przynajmniej nie był gdy go ostatnio widziałem

Zostawiłem Jess z Olą i doszedłem od nich na 10m...

Zadzwoniłem do Joan

J: Michael, czego chcesz? U mnie jest noc...
M: Wybacz, że Cię budzę, ale twoje dziecko pyta mnie o swojego ojca...
J: A sądzisz, że stać Cię na alimenty z 15 lat? Zrobiłeś mi dziecko!
M: Przynajmniej się nie wypierasz tego, że jestem jej ojcem... ale mogłaś mi powiedzieć... utrzymywałbym was obie
J: Jeśli Jessica się dowie, to pokocha Cię jeszcze bardziej
M: Niech zgadnę... jest moją fanką
J: Tak... Mike, sam zdecyduj czy chcesz jej powiedzieć prawdę... ja tak czy inaczej to potwierdzę.
M: Nie zdradziłem Cię przez cały czas naszego związku...
J: Teraz ci wierzę... ale wtedy to był impuls... przepraszam
M: To ja przepraszam, że dałem Ci powody, żeby tak myśleć
J: Idę spać. Pa
M: Pa

Rozłączyliśmy się. Podszedłem do Jess

- Więc tak Jessica... twoja mama się zgodziła...

- Kto jest moim ojcem?

- Ja... byłem z twoją matką dziewięć miesięcy przed tym jak się urodziłaś... Ale nigdy jej nie zdradziłem...

_______________________________

No hejka. Chcecie kontynuacji związku Michaela i Oli oraz tego, jak skończy się wątek Jessici?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro