Rozdział 12: Emo Girl

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Livia《
[16.09.1974]

Nie nawidziłam życia... Przez pracę rodziców ciągle zmienialiśmy adresy. Nie o kilka ulic. Nie o miasto. O całe stany... dziś w NY, jutro Chicago....

Teraz miałam być w tej "elitarnej" szkole bo ojciec dostał kontrakt na 3 lata w jednym mieście... Cała "elitarność" szkoły polegała na tym, że chodziło do niej pewne rodzeństwo. Rodzeństwo Jackson, ze swoją gwiazdką Michaelkiem na czele... czym tu się jarać?

Trafienie do jednej klasy z tym przeklętym gwiazdusiem było ostatnim czego chciałam, i jak zwykle tym, co dostałam...

Wylądowałam z nim w ławce, bo innego wolnego miejsca nie było. Nim usiadłam, zmierzyłam go wzrokiem...

Zawsze myśląc o "elitarności" tej szkoły przez nich, myślałam, że ma wokół siebie wianuszek takich landrynkowych dziewczynek i kilku kumpli, którzy spuszczeniu łomot komu trzeba...

On siedział sam, nikt nie patrzył na niego, a jeśli już to z... pogardą...?

Na przerwie zwrócił się do mnie się do mnie

- Livia, możemy pogadać?

- Jeśli myślisz, że będę z tobą sypiać, to się udław. To, że jesteś sławny, nie znaczy, że mnie tym kupisz

- Wow. Pierwszy raz ktoś pojechał po mnie o sławę.

- Co to znaczy?

- Że dla nich się nie liczę, bo jestem czarny. To ma dla nich znaczenie. Kolor skóry.

- To znaczy, że... nikt cię nie lubi?

- Nikt, i lubi, to mało powiedziane. Mam tak w zasadzie tylko rodzeństwo w tej szkole, a reszta mnie lekko mówiąc....

- Suń się! - jeden z chłopaków z klasy pchnął Michaela na ziemię I spojrzał na mnie - Pani pozwól, że zaprezentujemy jej show codzienne. Zaprowadził mnie do innej ławki - obejrzał się - obsado, zapraszam.

Dwóch chłopaków (prawdopodobnie że szkolnej drużyny koszykarskiej chwyciło Michaela i posadziło na krześle przedemną. Trzeci przytrzymał mu głowę. Na raz dopadły się do niego dwie blondi w neonowych Mini i wymazały mu usta szminką tak, że przypominał klauna...

- Piękna z ciebie dziewczynka. - stwierdził ten sam, który wcześniej go pchnął...

Zostawili Michaela...

Ten bez słowa usiadł w naszej ławce, wziął z plecaka chustaczki i lusterko i zaczął to zmywać

- Czemu to robicie? - zapytałam

- Jest czarny, to po pierwsze, po drugie, słyszałaś jego głos?

- A ty się słyszałeś, gdy przechodziłeś mutację? - zapytałam i wróciłam do ławki - Michael, poczekaj.

- Czemu?

- Mam płyn do zmywania makijażu. Lepiej zadziała...

Pomogłam mu to zmyć

- Co to? - zapytałam widząc jasną plamkę na jednym z jego palców... myślałam że czymś się usyfił....

- Masz cienie do powiek?

- Kilka brązów i czernie. - wyjęłam je

Przejechał palcem po jednym z brązów

- Już nic...

- Powiesz mi później?

- Tak...

Przerwa się skończyła...

Po lekcjach, ponieważ tego dnia byłam tylko na tych dwóch, Michael zmył się natychmiast... poszłam za nim. Zabrał ze świetlicy Janet i Randy'ego...

- Michael, obiecałeś mi coś - odezwałam się

- Nie mogę teraz... zaprosić też cię niemogę...jutro, ok?

- Gorzej, jeśli jutro nie będzie mnie... - podwinąłem rękaw pokazując bandaż na ręku przesiąknięty krwią

- Livia... znajdę czas i ci pokażę, słowo... ale... Ja nie chcę ryzykować ich bezpieczeństwa. - wskazał młodsze rodzeństwo

- Czemu odrazu ryzykować?

- Jutro, ok? - wziął ich za ręce i pobiegł....

Tyle go widziałam

》Michael《

Gdy wpadliśmy do domu, Josepha jeszcze nie było... Odetchnąłem z ulgą... przynajmniej raz nas nie zabije za zapóźny powrót...

》Livia《

Wróciłam... jak zwykle w domu była tylko mama... Gdy nie było ojca, było dobrze... wyżywał się na nas usprawiedliwiając się stresem w pracy... nie obchodziłam ich ja, moje relacje z innymi, problemy. Nie. To ja byłam problemem... to przezemnie musieli się martwić, czy dana praca ojca będzie blisko szkół...

Wypiłam resztkę wina z kieliszka mamy, bo ta zasnęła na kanapie, i umyłam kieliszek i naczynia ze zlewu, po czym zajęłam się lekcjami...

[17.09.1974]

Przed lekcjami Michael mnie złapał

- Livia powiem Ci... - ściszył głos - Mam bielactwo. Na mojej skórze pojawiają się jasne plamy... maskuję to makijażem... myślę, że ty zrozumiesz...

- Nie wiesz, nawet jak...

- Muszę ci podziękować...

- Za co?

- Że po tym, co się stało wczoraj nie dołączyłaś do nich...

- To, że nie przeszkadza mi twój kolor skóry, nie znaczy, że tobą nie gardzę, gwiazdorku. - odparłam sarkastycznie

Uśmiechnął się

- Będę to musiał znieść, moja emo. - odparł równie sarkastycznie

- Nie robię tego dla przyjemności... tylko... Przez sytuację

- Chcesz o tym pogadać?

- W sumie... to miałeś mi powiedzieć o co chodziło z ryzykowaniem.

- Ty pierwsza powiedz.

- Dobrze. Mój ojciec stres z pracy odreagowuje na mnie i mamie.

- Nawet nie wiesz, jak świetnie to rozumiem... z ryzykiem chodziło o to... że Joseph... zmusza nas do kariery, znęca się nad nami... ciągle mamy trenować, dlatego mamy być w domu max 20 minut po końcu lekcji... tylko Randy i Janet mają ten wyjątek, że mają wrócić, z którymś z nas... Po tym, jak doświadczyliśmy nawet prób zabójstwa, nie możemy wracać sami...

- Myślałam, że macie idealne życie...

- Nie mamy... czasem nie ma nas w szkole, tylko bierzemy guwernantkę i jedziemy w trasę... męczy mnie to... Te ciągłe przeprowadzki do bogatszych miejsc... z Gary tu, niedługo do LA... męczy mnie to już.

- Ja spędzam po roku w jednym stananie... ojciec dostaje kontrakty w różnych oddziałach firmy... Teraz zostajemy wyjątkowo na 3 lata...

- Współczuję i rozumiem.

- Wczoraj mówiłeś, że nie możesz mnie zaprosić... czemu?

- Delikatnie mówiąc, Joseph mógłby cię skrzywdzić...ma jakąś chorą pasję odganiania każdego kto wpróbuje dołączyć do rodziny, co dla niego znaczy, każdego, kogo przyprowadzimy.

- Gorszy od mojego ojca nie może być. Zaryzykujmy... przynajmniej chwilę pogadamy na osobności

- Na osobności? Ja mam ośmioro rodzeństwa, z czego tylko Rebbie się wyprowadziła... I ty chcesz osobności?

- Zaufaj mi. Ja... mam przeczucie, że jeśli mnie będzie przy tobie dziś do wieczora, to coś ci się stanie. Zaufaj mi, nie chcę mieć ciebie na sumieniu - rzeczywiście to czułam... Coś mi mówiło, że muszę przyznać nim być, albo następnym razem zobaczę go w trumnie

- Niech ci będzie...

***

Na jednej z przerw podszedł do nas Timoty (ten sam chłopak, który wczoraj zepchnął Michaela z krzesła) i spojrzał perfidnie na Michaela

- Dzisiaj ci nie zrobimy make-up'u, dziewusiu, ale raczej niech cię tatuś odbierze, bo możesz nie dotrzeć do domu.

- Znasz historię II wojny światowej?

- No znam... szkoda, że Hitler nie przyszedł też tu... nie byłoby cię teraz...

- To uważaj, żeby Hitler, nie zemścił się za te słowa...

- Co sugerujesz, dziewusiu?

- Że agresywna istota z Niemiec, może cię przypadkowo zaatakować.

- Nie boję się ciebie, ani twoich urojonych przyjaciół

- Jak uważasz. To twoje zdrowie.

***

Gdy wracałam , nim i jego młodszym rodzeństwem i podeszliśmy do furtki, z drugiej strony przyskoszył owczarek niemiecki i zaczął na nas ujadać. Zaraz z budynku wyszedł czarnoskóry facet ubrany prawie jak policjant i zabrał psa...

Weszliśmy, i gdy tylko weszliśmy do budynku, tamten facet puścił psa

- Poznałaś właśnie 'agresywną istotę z Niemiec' - stwierdził Michael i prześmiewczą miną

- Jak się wabi?

- My go nazywamy Hitler...

- Twoi rodzice mnie nie zlinczują za wygląd?

- Proszę cię... naoglądali się i fanek i byłych dziewczyn moich braci... chyba już anioł by ich zdziwił...

- Jeśli zapytają, czy my... to co mam mówić?

- Póki nie ma Josepha, nie martw się tym...ale jeśli przyjdzie, to tak. Mów jak jest... mów że tak.

- Mike, z kim rozmawiasz? - usłyszałam głos kobiety, chwilę później matka Michaela stanęła w drzwiach holu

- Mamo, to jest Livia... w poniedziałek dołączyła do klasy... delikatnie mówiąc, ma podobną sytuację co my...

- Nigdy nikogo nie przyprowadzacie...

Weszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie... matka Michaela wygoniła jego rodzeństwo do pokoi

- Wiesz jacy są ludzie ze szkoły... ale... Livia jest inna. Nie gardzi mną przez rasę, tylko przez sławę, więc dokładnie jak ja sam siebie.

- Przesadzasz... co miałeś na myśli mówiąc o jej sytuacji?

- Livia - objął mnie - mojej matce możesz zaufać....

- Ojciec stres z pracy odreagowuje na nas...matkę oskarża o zdrady i bije, mnie kara zakazem wychodzenia i kontrolą z kim się spotykam... jeśli się dowie, że tu przyszłam, zabije mnie... mam być idealną córką, wyjść za prawnika lub lekarza, stać się idealną żoną i matką... nie obchodzą go moje marzenia... nie obchodzę go ja, a opinie...

- Nawet nie wiesz, jak cię rozumiemy... - stwierdziła matka Michaela - Postaram się coś wymyślić... czemu ojciec chcę dla ciebie za męża prawnika lub lekarza?

- Przez zarobki...

- Coś się wymyśli... Teraz lepiej jeśli...

- Dzieciaki! - usłyszałam może dwa metry za sobą męski głos, po czym bieg... Michael i jego rodzeństwo momentalnie stanęli między kanapą, a tym facetem... - Jeśli nawaliliście, mówić, bo jeśli się dowiem sam, to oberwiecie dwa razy mocniej!

- Joe... - odezwala się matka Michaela

- Cicho! Słucham. Czy nawaliliscie w szkole? ... Dobrze... a czy któreś z was ważyło się złamać zasady tu panujące?

- Ja. - usłyszałam głos Michaela - przyprowadziłem kogoś. - słyszałam przerażenie w jego głosie.

- Reszta wracajcie do siebie... - gdy tylko Poszli...- KOGO?! - usłyszałam uderzenie - KOGO WAŻYŁEŚ SIĘ TU WPROWADZIĆ VEZ MOJEJ WIEDZY?!

Wstałam i odwróciłam się przodem do Josepha.

- Mnie. Dzień dobry. Jestem Livia Nash. Miło Pana poznać. - z doświadczenia z ojcem wiedziałam, że tylko spokój może zadziałać.

- Livia Nash, powiadasz... kojarzę to nazwisko...

- Ojciec pracuje w lokalnym sądzie. Jest prawnikem. Kilka z jego spraw było dość powszechnych w mediach.

- Pewnie stąd go kojarzę... wybacz, że Poznałaś mnie w takich okolicznościach, ale przy 8 dzieci i byciu wmiarę znanymi muszę nad nimi panować.

- Rozumiem ojciec też dość mocno pilnuje zasad w domu...

Przerażał mnie jego wzrok. Wzrokiem chciał mi zdjąć ubrania. Czułam jak pewnie na mnie patrzy. Nie myślał o mnie jako o znajomej syna, a o celu seksualnej satysfakcji...

***

Gdy wróciłam do domu, na moje nieszczęście, ojciec już był...

- Gdzie się włóczysz?! Masz się uczyć, a nie szlajać po mieście i dawać dupy!

- Byłam u kolegi z klasy.

- Jeśli zaciążysz, to wylatujesz z domu.

- Nie spałam z nim.

- U kogo byłaś. Nazwisko.

- Jackson. Michael Jackson.

- Dobra, masz szczęście...do nauki, ale żeby mi to było ostatni raz...

- Dobrze...

[18.09.1974]

Przed lekcjami Michael mnie złapał

- Livia, przepraszam

- Za co?

- Że cię zabrałem do mnie... widziałem jak Joseph patrzył na ciebie... Wierz mi lub nie, ale on nigdy się tak do nikogo nie zwraca, tak jak gdy rozmawiał z tobą. Nie daj mu się opętać...

- Wiem. Nie zniszczę twojej matce małżeństwa. Była dla mnie zbyt miła

- Dzięki... Livia, jest coś jeszcze... Joseph... chcę się spotkać z twoim ojcem... nie wiem o co chodzi, ale pamiętaj, że zawsze masz we mnie wsparcie...

- Dzieki... oby tylko chciał poznać rodziców bo jestem nowa...

- Oby...

***

Gdy wychodziliśmy ze szkoły rozeszliśmy się w swoje strony...

Gdy weszłam do domu...

- Livia, w sobotę idziemy w gości. Pomyśl w co się ubierzesz...

[21.09.1974]

Z ojcem i mamą pojechaliśmy do jakiegoś jego znajomego z pracy...

Zaczęłam się domyślać celu tej wizyty, gdy dowiedziałam się, że ma syna 2 lata starszego odemnie...

- Harry, pokarz Livii swoją kolekcję modeli samolotów... - zwrócił się do chłopaka jego ojciec

Niepewnie za nim poszłam... zaczęło się spokojnie, ale zaczął się do mnie dobierać...

Chciałam krzyczeć, ale zakleił mi usta

- Sądzisz, że wyrywanie się pomoże? - zapytał Harry - Nie powiedzieli ci... chcą nas spiknąć... chcą, żebym cię zaliczył i w ten sposób będą mieli powód do podpisania za ciebie aktu ślubu... I wiesz co? Mi to pasuje, bo jesteś śliczna... a tobie? - odkleił taśmę

Postanowiłam skłamać... wolałam skazać się na małżeństwo z przyjacielem niż z kimś kogo nie znam

- Ale ja nie jestem dziewicą. Dwa dni temu spałam z Michaelem

- Jakim?

- Z Jacksonem dupku, chodzę z nim do klasy..

- Mam to gdzieś. Rozbierzesz się teraz grzecznie, potem się zabawimy... O nim zapomnisz...

***

Gdy wróciliśmy do salonu z trudem wstrzymywałam łzy...

***

W domu pobiegłam do pokoju i wybuchłam płaczem

- Livia - mama zajrzała do pokoju - coś ci powiem... z twoim ojcem... też tak załatwili ślub... miałam 17 lat gdy przyszłaś na świat...on 26. Nie dam ci tak skończyć. Wiem, że masz do kogo uciec... dzwoniła dziś matka Michaela...uciekniesz ty i Michael... pomogę wam... jego matka mówiła, jak dobrze się dogadujecie... zabierzesz namiot i moje auto. Pojedziecie do lasu, I uciekajcie w głąb...

- Ale... Harry...

- Uciekniesz z Michaelem... Livia, musicie...

- Mamo, ja go kocham...

- Harry'ego?

- Michaela. Ja go kocham...tylko on mnie rozumie.

- Spakowałam twoje rzeczy. Torba pod łóżkiem, auto na ulicy, kluczyki w twoim biurku. Zajmę się ojcem, Katherine swoim mężem... wtedy uciekajcie. Spotkacie się pod szkołą, potem jedźcie... uciekajcie...

- A ty? Janet? Mamo, Joseph ich zatłucze, jeśli Michael ucieknie, a jeśli ja ucieknę, ojciec zatłucze ciebie

- Nie rozumiesz... To plan Josepha... ty i Michael macie... Joseph chcę mieć pewność, że żona jego syna jest z dobrej rodziny... Twój ojciec to prawnik... dlatego Joseph chcę, żebyś... uwiodła Michaela...

- Obiecaj mi, że jeśli matka lub rodzeństwo Michaela poproszą nas o pomoc, pomożemy.

- Obiecuję.

***

W nocy, gdy usłyszałam, że mama wzięła ojca w obroty zabrałam rzeczy, samochód, spotkałam się z Michaelem i uciekliśmy...

- Ciekawe nie? Własne matki każą nam uciekać...

- Patrząc na to, z kim nas spłodziły, nie dziwię się.

Rozmawialiśmy, aż znalazłam dobry zjazd do lasu

- Bezpieczniej spać w aucie... - stwierdził Michael

Przeszliśmy na tył auta gdzie po było psełdo łóżko... (mieliśmy pół vana moro)

- Wiem... wziąłam budzik... O 5⁰⁰ wstaniemy i pojedziemy głębiej w las, tam do auta domontujemy namiot...

- Dalej mną gardzisz?

- Nie... Michael... - zaczęłam płakać

- Co jest? Nie płacz... - przytulił mnie

- Zmusił mnie... do... - Nie byłam mu w stanie powiedzieć...

- Ktoś cię skrzywdził?

Pokiwałem głową

- Mi możesz zaufać...

- Ojciec zabrał mnie i matkę do swojego przyjaciela, żeby mieć powód do zmuszenia mnie do ślubu z jego synem... Harry, ten syn przyjaciela ojca... zmusił mnie do... seksu...

- Boże... - przytulił mnie mocniej - nikogo nie powinno to spotkać...takich ludzi powinni rozstrzelać...

- Michael... jest coś jeszcze...

- Podpisali akt ślubu?

- Nie... chciałam zniechęcić Harrego i... powiedziałam, że spałam już z tobą... jeśli mają mnie zmusić do ślubu, to przynajmniej z kimś kogo znam.

- Pomyślałaś o mnie? Nie interesowało cię, czy nie mam kogoś?

- To ty... masz dziewczynę?

- Nie mam, ale pomyślałaś, co by było, gdybym miał? Pomyślałaś, że mogłaś mi zruinować życie, lub nawet je zakończyć?

- Przepraszam... - odparłam przerażona, że zaraz oberwę

- Czego się boisz? - zapytał spokojnie

- Nie ukarasz mnie? Nie zemścisz się?

- Za co? Moje życie I tak jest do niczego... nie mam ci tego za złe... I szczerze mówiąc, Joseph mi sugerował, że powinienem się wokół ciebie zakręcić.

- Moja matka mi mówi to samo...

- Chcesz dać im satysfakcję, że nas spikną?

- Ich mam gdzieś... tylko ty mnie rozumiesz i tylko przy tobie wiem, że ktoś jeszcze mnie szanuje.

- Tego nie powiedziałem...

- Co masz na myśli?

Pocałował mnie

》Michael《

- Livia, kocham cię... - pierwszy raz byłem z nią aż tak szczery...

》Livia《

- Naprawdę? - zapytałam przez łzy

- Tak... - odparł I znów mnie pocałował

Spędziliśmy cudowną noc...

[22.09.1974]

Budzik zadzwonił o 5⁰⁰, więc wstaliśmy i pojechaliśmy dalej w głąb lasu I dopiero tam ogarnęliśmy sobie jedzenie i się przebraliśmy...

- Wytłumaczysz mi, co tak w zasadzie we mnie widzisz? Czemu akurat ja?

- Bo tylko ty się odemnie nie odwróciłaś... to ty pierwsza, zamiast razem z nimi robić ze mnie pośmielisko, pomogłaś mi. I... tylko ty rozumiesz co dzień w dzień przechodzę w domu...

- Przesadzasz...

- Nie. Jeśli twój ojcie chce cię wydać za mąż beż pytania cię o zdanie, to niech to będę ja.

- W sensie?

- Żebyś została moją żoną...

- To są oświadczyny?

- Można tak to nazwać...

- Tak.

- Co, tak?

- Tak, wyjdę za ciebie... jakby to nazwać przy nikim nie czuję się bezpieczniej...

- Jeśli to się nie uda i i tak zmuszą cię do ślubu z nim, to Obiecuję ci, że kiedy tylko się wyprowadzę od rodziców, zabiorę cię do mnie, wyślesz mu papiery rozwodowe i zaraz potem weźmiemy ślub... nie dam nikomu cię skrzywdzić... nikt nie może cię tknąć...

- Dzięki... ale jak mnie znajdziesz?

- Znajdę. Znajdę cię...

[19.04.1975]

W moje siedemnaste urodziny rodzice moi i Harrego zmusili mnie do ślubu z nim...

Miałam się wprowadzić do domu, który kupili ...

Gdy tylko zostałam z Harrym sama, chwycił mnie za szyję

- Teraz to się dopiero możemy bawić...

Znów mnie zmusił do seksu...

Gdy mnie zostawił, przypomniałam sobie jak dobrą przyjaciółką jest żyletka... pocięłam się, bo tylko to umiało zamaskować ból psychiczny jaki czułam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro