Rozdział 19: Daddy's Best Friend

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Luciá《

Mój ojciec od wielu lat znał Jacksona i się z nim przyjaźnił, co poskutkowało tym, że mało, że Michael był moim ojcem chrzestnym, to przez to, że ojciec i Michael bardzo często się widywali, ja też często widziałam Michaela...

Często, gdy ojciec nie mógł się mną zająć, to zamiast zostawić mnie samą w domu, zawoził mnie do Michaela... Nic do tego nie miałam jako dziecko, bo Michael przynajmniej zabierał mnie do parku rozrywki, zoo i kina. Wszędzie, gdzie ojciec nie miał czasu mnie zabierać przez swoją pracę...

Michael, gdy ze mną zostawał, nie traktował mnie jak córki ani chrześnicy, a bardziej jak siostrę czy przyjaciółkę... Ja sama też traktowałam go jak brata... I był też jedyną po za ojcem osobą jakiej pozwalałam do siebie mówić Lucy

[28.06.1990]

Tego dnia jednak gdy z nim zostałam, czułam się nie zręcznie... Od dłuższego czasu mi się podobał...

- Lucy, masz na coś ochotę? - zapytał, gdy ojciec odjechał

- Nie wiem... może coś obejrzymy?

- To chodź.

Gdy oglądaliśmy film, mój ojciec zadzwonił.

- Halo?

- Dzień dobry - zaczął jakiś mężczyzna - oficer Johnson. Pani Luciá Navarro?

- Tak. O co chodzi?

- Pani ojciec miał wypadek. Proszę przyjechać do Szpitala przy 8700 Beverly Blvd. Wszystko Pani wyjaśnimy

- Dobrze, rozumiem.

Gdy rozłączyłam się z policjantem, spojrzałam na Michaela

- Ojciec miał wypadek. Dzwonił policjant. Mam jechać do szpitala przy 8700 Beverly Blvd.

- Zawiozę cię i zostanę tam z tobą...

- Dzięki...

》Michael《

Gdy dojechaliśmy, Lourenço reanimowali...

Kilka minut później zmarł...

Luciá nie wytrzymała tego emocjonalnie i straciła przytomność, wpadając w ten sposób na mnie...

Dopiero po dłuższej chwili odzyskała przytomność...

Gdy doszła na siebie, na tyle, że lekarze uznali, że jest w pełni świadoma, wezwany wcześniej prawnik Lourenço, przeczytał nam jego testament...

Jak się właśnie dowiedziałem, miałem przejąć opiekę nad Lucy.

Lucy przypadło wszystko, co zostało po Lourenço... dom, samochód, komputer, pieniądze itd.

Musieli jeszcze zrobić sekcję zwłok i wyjaśnić przyczyny wypadku, więc zabrałem Lucy spowrotem do mojego domu

Gdy wróciliśmy, pobiegła do pokoju, gdzie spała, jeśli Lourenço zostawiał ją u mnie na noc, zamknęła się tam i rozpłakała

Zajrzałem do pokoju... Leżała zawinięta w koc

- Mogę wejść? - zapytałem

Nadal płakała

Usiadłem obok niej

- Poradzimy sobie, Lucy... - pogładziłem ją po plecach

- Czemu ja? - zapytała zapłakana - Najpierw straciłam mamę, teraz tata... życie mnie nie nawidzi...

- Lucy... może los tak chciał? Uchronić ich przed czymś, co dopiero ma nadejść?

- To czemu zostawił nas przy życiu? - usiadła

- Lucy... przestań... rozumiem, że właśnie straciłaś ojca, ale... Nie możesz mieć aż tak dołujących myśli...

Przytuliła się do mnie i płakała mi w ramię

》Luciá《

- Lucy... damy sobie radę...

- Dziękuję Ci, że jesteś w moim życiu...

- Nie ma za co...

- Jest. Ty poświęciłeś mi więcej czasu niż mój ojciec... on nigdy nie zabrał mnie nigdzie... ty odrazu mnie tam wiozłeś... ty zawsze miałeś czas na rozmowę o moich problemach i moim życiu... ojca to nie obchodziło...

- Twój ojciec pracował w takim miejscu, że musiał się pozbyć emocji.

- Gdzie pracował? Zawsze mówił, że to nie jest miejce dla mnie... że nie może mi powiedzieć więcej niż to, że jest lekarzem, bo jestem zbyt wrażliwa

- Chodź. Zabiorę cię tam.

Ogarnęłam się i pojechaliśmy... Michael zawiózł mnie do jakiegoś szpitala...

- Jak ty zamierzasz wejść do szpitala niezauważony?

- To zamknięty szpital... w sensie nie wejdziesz tam z ulicy. Można tam wejść albo z karetki, albo jako gość z rodziny na odwiedziny... albo jako pracownik.

- Więc jak ty zamierzasz tam wejść?

- Na ładny uśmiech, wiesz? Znają mnie... odwiedzałam już ich pacjentów, to raz, a dwa, wiedzą, że przyjaźniłem się z twoim ojcem.

Weszliśmy wejściem dla personelu, bo jak się okazało, Michael miał własny identyfikator...

Gdy weszliśmy, Michael zaczepił straszą pielęgniarkę

- Cześć, słuchaj, nie będzie problemu, jeśli Luciá zobaczy, jak pracował jej ojciec?

- Nie ma problemu... Co znaczy pracował?

- Zbierzesz mi w jakiejś sali wszystkich pracowników? Miałbym wam coś do ogłoszenia.

Gdy się zebrali, Mike momentalnie spoważniał...Ja instynktownie też

- Jest mi przykro o tym mówić, ale Lourenço dziś miał wypadek. Niestety nie przeżył. Luciá to jego córka. - przywołał mnie gestem - Chciałbym, żeby zobaczyła to miejsce.

Chwilę potem, gdy oni się ogarniali po tym jak się dowiedzieli o śmierci taty, Michael zabrał mnie na korytarze pomiędzy salami... zobaczyłam chore dzieciaki, które leżały w łóżkach zapłakane, zwijając się z bólu

- Większość z nich umrze w najbliższym czasie... dlatego twój ojciec był pozbawiony emocji - stwierdził Michael - nie mógł sobie pozwolić, na okazywanie jakichkolwiek emocji...

Spojrzałam na niego. Łzy ciekły mu po policzkach

- Czemu płaczesz?

- Widziałem jak ty dorastałaś... Nie wyobrażam sobie, żebyś miała tak skończyć... To jest nie sprawiedliwe, że te dzieci umrą...

- Co im jest?

- Różnie... Lucy, to jest hospicjum... one tu są, bo jest z nimi tak źle, że lekarze nie pomogą... ci tutaj, tacy jak twój ojciec, jedynie pomagają im, żeby tak nie cierpiały...

- A ty? Co ty tu robisz? Masz przecież swój identyfikator...

- Nie mogą dać identyfikatora komuś, kto tu nie pracuje lub nie robi na wolontariacie... mnie wpisali jako terapeutę...

- Jak? Gdzie to się łączy?

- Dzieciakom poprawia się humor, że ktoś znany do nich przyszedł... przynajmniej na chwilę częściowo zapominają o bólu...

- Więc czemu ty nie jesteś pozbawiony emocji?

- Ja jestem tutaj raz na kilka dni, czasem tygodni... twój ojciec był tu codziennie po 10 godzin...

- Jesteś cudownym przyjacielem i ojcem chrzestnym... dziękuję, że cię mam - przytuliłam się do niego

- Nie musisz mi dziękować... Chodź zaniesiemy im trochę radości... - pocałował mnie w czoło i ruszył do jednej z sal

Widząc radość dzieci, gdy Michael poprostu z nimi rozmawiał kub się bawił, zaczęłam się czuć lepiej... zrozumiałam czemu ojciec niepokazywał mi miłości... praca pozbawiła go emocji...

Gdy po kilku godzinach wracaliśmy do domu, Michael popatrzył na mnie

- Teraz już rozumiesz? On poprostu musiał taki być, inaczej by go ta praca dobiła...

-

Rozumiem... Ale... przecież to jest różnica między własnym dzieckiem, a dziećmi, które się leczy...

- W takim szpitalu nie...te dzieci są często opuszczone przez rodziny... rodzice nie chcę widzieć, jak ich dzieci cierpią, więc czekają tylko na informację, że dziecko nie żyje... dla tych dzieci, to lekarze stają sięnowymi rodzicami... lekarzete dzieci traktują jak swoje, co przekłada się na brak emocji w życiu prywatnym...

- Co można zrobić, żeby im pomóc?

- Ty nie wiem co możesz, po za zabawą z nimi... Ja z 5 razy już brałem tam ślub...

- Jak to?

- Kilka nastolatek, które tam były, chciały przed śmiercią wziąść ślub. Symboliczny... bardziej chodziło o atmosferę i suknię, niż o miłość... obrączki były poprostu najtańsze jakie da się znaleść...

- To w ogóle jest legalne?

- Teoretycznie nie. Praktycznie, to i tak po kilku dniach one umierały... chodziło o danie im w życiu ostatniej przyjemności... spełnienie ostatniego życzenia...

- Jak daleko ty się w tym posunąłeś? Nie przesadzasz?

- Najdalej, gdy jedną pocałowałem w usta... zanim się czepisz, miała 18 lat

- Czemu to robisz?

- Im nigdy nie będzie dane mieć własną rodzinę... chcę, żeby przynajmniej doświadczyły jakiejkolwiek miłości... jakiejkolwiek czułości..

- Mi tylko ty okazujesz jakiekolwiek uczucia...

- Nie mam dzieci, a z tobą spędzam dużo czasu... Nie dziw się, że całą miłość jaką mam przelewam na ciebie...

- Traktujesz mnie jak córkę?

- Nie... jako przyjaciółkę albo siostrę, czemu pytasz?

- Bo tego nie rozumiem...

- Chyba musimy pogadać ... - zjechał do lasu i wjechał w jego głąb - Chodź. Przejdziemy się

Odeszliśmy kawałek od samochodu...

- Lucy, ty świetnie wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko... Ja widzę, że coś jest nie tak.

- Dziewczyny w moim wieku bujają się w tobie... I... głupio mi, no ja mam ciebie na co dzień, ale ... Ja... chyba też - zaczerwieniłam się

- Lucy... - uśmiechnął się do mnie - nie masz się powodu czerwienić. Miłość jest pięknym uczuciem, to cudownie, że masz kogoś, kogo możesz tym uczuciem dażyć... nawet jeśli to ja... Wiesz dobrze, że obiecałem twoim rodzicom być dla ciebie wsparciem we wszystkim w czym mogę... powiedz tylko czego chcesz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro