Niedola

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

perspektywa valentine 

Głodna... Zmęczona... oraz ranna. Tak wyglądały moje ostatnie miesiące w tym zjebanym mieście. Wszystko i wszyscy są przeciwko mnie. Za słaba, aby móc pracować tam gdzie bym chciała oraz za tępa, aby pracować tam gdzie bym mogła. Dlatego tułam się po ulicach tej dzielnicy, licząc na jakiś przypływ szczęścia. Moja odmrożona noga też nie umila mi tej sprawy... strasznie boli i zanika mi w niej czucie. Jest cała sina i... napuchnięta... eh... japierdole. Szukając czegokolwiek, aby się ogrzać chodziłam przy krańcu głównej ulicy. Miałam nadzieje, że odnajdę tu coś, co po pozwoliłoby mi jakoś przetrwać tą i kolejną noc. Nagrzaną rurę, czy chociażby jakąś starą szmatę, która mogłabym się jakoś ocieplić. Żadna jednak z tych rzeczy, nie napatoczyła mi się na mojej drodze. Miałam dość. Dość tego życia i tego miejsca. Żaden z moich braci nie dotrwał nawet do pierwszego miesiąca, a ja jako ta ostatnia debilka trzymam się kurczliwie życia. Co mi po tym? Po jaki chuj mi takie życie? Jestem skazana na śmierć, a jedynie co robię, to jedynie przedłużam swoje cierpienia. Zrezygnowana oparłam się o jakieś drzwi. Powoli traciłam siły, a światło neonu tylko potęgowała moja złość. Chciałam podnieść leżący na metalowej drodze kamień i cisnąć go w to świecące gówno, ale... coś mnie tchnęło. Spojrzałam się na niego... zielony plusik... pieprzony limonkowy plus! Nie wiem, czy to mój pech, czy moje pieprzone szczęście, ale znalazłam się właśnie u progu lekarza. Jedynej osoby, która może mi pomóc. Nie mam pojęcia, jak wyleczy moją nogę, ale walić to. Jeżeli ma to mi pomóc przetrwać, to lepiej spróbować. Wiem, że przed chwilą mówiłam co innego, ale kuc robi różne rzeczy, jeżeli myśli, że z góry jest skazany na śmierć. Było późno, więc nie było stu procentowej pewności, że mi pomoże. Nauczyłam się, że w tym mieście kucyki potrafią być niezłymi chujami, a w każdej chwili mógł mnie po prostu wyśmiać i zostawić na tym mrozie. Śmierć w tym miejscu to coś bardzo częstego, wręcz pospolitego, więc co im szkodzi powiększyć tą liczbę o jeszcze jednego nieroba? Wszak i tak pewnie zdechnę kilka dni po tym, więc po co marnować czas? Po co się starać? Nie to, że tego nie rozumiem, bo doskonale to rozumiem. Jednak patrząc przez pryzmat tego co było wcześniej było to... smutne. Straszne, co taka podbramkowa sytuacja jak ta, wyłania z nas nasze najgorsze oblicza, trawiąc nas wewnętrznie od środka, niczym wygłodniały pasożyt. Pociągnęłam za klamkę... zamknięte. Miałam się już kompletnie rozryczeć w tym momencie, jednak coś nakazało mi się nie podawać. Zaczęłam więc walić te drzwi. Mocno i stanowczo jakby to była moja ostatnia deska ratunku. I nagle... pośród zawodu i rozpaczy... wyłonił się głos... rześki i ciepły. Przez moje ciało przeszedł istny dreszcz, kiedy go usłyszałam. Był niczym anielski pegaz, stąpający z świetlistych obłoków, tylko z mojego powodu...- Idę kurwa! - Może w tej chwili wydawało mi się to najpiękniejszym zdaniem jakie kiedykolwiek słyszałam, jednak moje serce zaczęło bić mocniej. Teraz nadszedł czas próby. Czy każe mi spadać, czy może jednak zlituje się nad tą małą duszyczką, która stoi przed jego drzwiami? Wszystko teraz zależało od niego. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro