Nowa rzeczywistość part 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trochę niemrawo zszedłem na dół, cicho ziewając przy samych drzwiach. Nigdy nie byłem porannym ptaszkiem, dlatego też średnio znosiłem to, że muszę wstawać niedługo potem jak wstanie słońce. Gork na całe szczęście nie miał z tym problemu, to też problem z brakiem budzika, czy innego przedmiotu, który mógłby to zastąpić był na ten czas załatwiony. Oczywiście, gdy on opuści ten budynek to będę musiał coś na to wykombinować. Muszę wstawać najpóźniej godzinę po rozpoczętej pracy kucy, która zwykle rozpoczyna się coś około ósmej. Ta dzielnica specjalizuje się w wydobywaniu drogocennego węgla, a droga do samej kopalni zajmuję coś około 20 min. Rzadko bo rzadko znajdzie się taki artysta, który poharata sobie nogę, czy wbije sobie pręt w ciało w około 5 min od rozpoczęcia swojej pracy no, ale zdarzają się, a ja muszę się tym zajmować. Całe szczęście, albo i nie, mam małe ułatwienie jeżeli chodzi o mój zawód, bo kopytami to za chuja bym się nie wyrobił z odrąbaniem nogi. No... ale zważając, że mój ,,asystent'' specjalizuje się w drewnianych protezach, to wykuł dla mnie poręczną protezę coś na wzór łapy gryfa, tylko z bardziej zręcznymi palcami. W zasadzie, to ten leń tylko siedzi przez większą część czasu na dupie, a cała brudna robota spada na mnie... eh... gdyby nie ta przysługa za protezę, to pewnie dawno zgłosiłbym go do służb porządkowych, ale do końca swojego życia zapamiętam, aby nigdy nie wychylać tej pieprzonej głowy na młynie. Dobrze, że nadziałem się tylko przednim kopytem na ten pręt. Oto ja! Korian, czyli jeden z największych debili na tej części osiedla. Kaleka na własne życzenie oraz chirurg z względnego powołania!Będą już w pomieszczeniu, gdzie wykonuje swoje, jakże ważne zadania, czyli amputowania tego co trzeba, oraz uważania na to, aby nie odciąć tego czego nie trzeba. Rozsiadłem się w swoim fotelu, wątpliwego wykonania, po czym wcisnąłem guzik otwierający drzwi. Teraz zaczęło się czekanie, na przyszłego nieszczęśnika. Narzędzia się jeszcze odkażały we wrzątku, a ja sięgnąłem po moją krzyżówkę Poprawiłem swoje okulary protezą oraz zrelaksowałem się. Dzisiaj był ostatni dzień pracy, gdzie zaraz potem miało się rozpocząć całe dwa dni wolnego. Bez krzyków, bez krwi oraz ach... bez kucy! Ja i tylko ja. I święty kurwa spokój. Zaraz do pomieszczenia wszedł Gork z moim asystentem... obaj jakże uśmiechnięci... i radośni... ale pomóc mi to, to nie nie. - Zostawiam ci protezy na zapleczu. Tam ci tłumaczyłem co robić jak będzie za duża, po prostu wbijasz gwoźdź  i tyle. - Wytarł swoje brudne łapy o stół, po czym standardowo wyszedł. Gork zaraz potem podążył za nim, a ja zostałem sam.... znowu.Godziny mijały, a jak nikogo nie było, a tak niema. Co było swoją drogą dziwne, bo zazwyczaj kucę stoją w kolejkach, a zwłaszcza teraz, gdy praca idzie na pełnych obrotach, a mało kto wtedy uważa. Spojrzałem zatem na zegarek, aby upewnić się, że jest tak jak myślę. - Jest siedemnasta... co jest? - Rzekłem lekko zaniepokojony, szybko więc podniosłem się z fotela i pobiegłem do mojego luksusowego ,,balkonu''. Wyglądam za drewniany parapet... a tu nic. Nieliczni żebracy przetaczali się po ulicach. Wypatrzyłem nawet małe grupki, które grzały się przy ognisku.- E! Co jest?! Czemu tu tak pusto?! - Krzyknąłem do najbliższego skupiska. Znałem ich z pyska, a oni również mnie kojarzyli, w końcu paru z nich obsłużyłem. - To pan nie słyszał?! - Nagle podniósł głos jeden z nich. Ubrany w poszarpany różowy sweter oraz w... chyba kurtkę? albo to był płaszcz... w każdym razie, przemówił głosem czystym i ponętnym, niczym rasowy ogier. - Nie. - Może znowu rurę wywaliło taka ja w zeszłym tygodniu? Chociaż nie... wtedy było mniej osób niż zwykle, ale byli! A teraz? hm... wybuch tej kopalni też byłby jakimś wytłumaczeniem, ale raczej byłoby o tym głośno. Zaraz potem miałem usłyszeć prawdziwy powód takiego stanu rzeczy. - Podobno zwołali jakieś zebranie w centrum. Miał się tam zjawić każdy ciężko pracujący, ale po co to nie wiem. - A to tak... cóż... najwyraźniej nie zaliczałem się do tego wspaniałego grona, ale... w sumie to było spoko? Zawsze to dłuższy dzień wolny, a średnio mi się widziało przebywanie w tłumie.. to było takie meh. Głośno i tłoczno. To nie dla mnie. Dlatego też odsunąłem się bez słowa od balkonu i powędrowałem do swojego łóżka. Skoro i tak nie miałem nic większego do roboty, to przynajmniej odeśpię nieprzespane noce...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro