Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zecora POV

Wszyscy wracali z treningu. Ja też. Oni mieli do kogo, do znajomych, przyjaciół, rodziny, a ja? Samotna zebra szamanka. Jedynym pocieszeniem było to, że niedługo moje nędzne i nudne życie się skończy.

Żałuje, że jako młody źrebak, byłam tak ciekawska i żądna przygód, że zostawiłam całą moją rodzinę i dom. Wyruszyłam do Equestrii. Konkretnie to chciałam bardzo zbadać las Everfree. No i tak go zbadałam, że tam zamieszkałam. Błędem było również wstąpienie do pewnej jaskini tam położonej. Błędem było wzięcie stamtąd tych głupich złotych naszyjników. Błędem było nałożenie tych naszyjników na szyje. I błędem było dowiedzenie się z najbardziej zakazanych ksiąg co to za naszyjniki były... Księga powiadała:

"Złotych naszyjników strzeż się ofiaro, bowiem one... lata zabierają!"

No i jak napisane ,tak się dzieje. Przeczytałam z kopytka mojego, że niewiele życia mi zostało. Około kilku dni. Taka klątwa. Nie warto być ciekawskim. Ale przecież i tak nikt nie zauważy, że nagle mnie nie ma... Dobrze chociaż, że Twilight dała mi szansę pomocy przy pokonywaniu Chrysalis. To będzie moja ostatnia przygoda...

Fluttershy POV

Wróciliśmy zmęczeni z Discordem do pokoju. Niezły wycisk dali nam na treningu. Trochę się poduczyłam walki. Mam przynajmniej teraz szanse na przeżycie. Położyłam się na materacu i przykryłam dużym różowym kocem. Myślałam, że Discord też się za chwilę położy, ale on powiedział, że idzie jeszcze do łazienki. No trudno poczekam z rozmową jakieś pięć minut.

Discord POV

Szedłem korytarzem w stronę łazienki myśląc o mojej ślicznej Fluttershy. Pomyślałem "mojej"? Chwila ona nie jest moją własnością, więc nie mogę się tak o niej wyrażać. Ale... przecież jesteśmy blisko i to nawet bardzo, chyba mogę tak ją określać. Zauważyłem też od jakiegoś miesiąca, że za każdym razem kiedy ją widzę to mam takie dziwne uczucie w brzuchu. Jakby motylki latały mi tam. Może to nie przypadek? Bo ona właśnie ma trzy motylki jako znaczek. Śmieszne to trochę.

Przechodziłem obok różnych pokoi, ale tylko jeden miał lekko uchylone drzwi. Nie mogłem się powstrzymać i rzuciłem na siebie czar niewidzialności. Wszedłem tam i ujrzałem jakieś trzy ziemskie ogiery. Jeden był koloru beżowego, drugi niebieskiego, a trzeci to... to był ten Big Mac co musiałem z nim i Spike'm spędzać męski wieczór... ehh taki z niego przygłup trochę. Grali w karty. Zacząłem przysłuchiwać się rozmowie.

-Te Big Mac!-Beżowy kucyk odezwał się dziwnym głosem.

-Yeep?-Widać, że chyba za dużo cydru przedawkowali.

-No, posłuchaj mnie kolego... bo ja, żem se widział, że tobie to taka dziołcha się podoba... co nie?-Ogier bredził bez sensu.

- Yeep!

-Nom, tak żem właśnie myślał, że może byśmy o zakładzik poszli?-Hmm, robi się coraz ciekawiej. Poczekam tu dłużej.

-Nie widzę twojego sprzeciwu, więc tak, ty idziesz do pokoju tej ślicznotki i ją ten tego, jeżeli ci się uda do łóżka zaciągnąć, to stawiamy ci dożywotni zapas siana, to jak? Zakład?-Powiedział to i zemdlał, a zaraz za nim ten niebieski, został tylko czerwony.

-Okeeej! Fluuuttershy dziołcho ty moja już idę do cieeebieee, to będzie niezaaaapomniaaana noc!

ŻE CO?! MOJA FLUTTERSHY! ZAŁOŻYLI SIĘ O MOJĄ FLUTTERSHY! TEN BIG MAC POŻAŁUJE, ŻE ZAKOCHAŁ SIĘ W NIEODPOWIEDNIEJ DZIEWCZYNIE! ON CHCE JĄ SKRZYWDZIĆ! A JA NIKOMU NIE POZWOLE SKRZYWDZIĆ FLUTERSHY!

Nerwy mnie poniosły, on jej chce zrobić najgorszą krzywdę. Ruszył z miejsca i kierował się w stronę drzwi. O NIE! Zrzuciłem czar i stanąłem w całej okazałości przed nim. Trochę się zdziwił. Chyba mnie nie rozpoznał. Zmienił wzrok na zdenerwowany.

-Daj mi przejść! Muszę załatwić pewną sprawę u Fluttershy.

-Oj niestety, ona już ma chłopaka.-Co ja wygaduje? Chyba zmysły postradałem.

-Co? Kogo niby? Gdzie znalazła przystojniejszego ogiera niż ja? Pokaż mi go? Chce się z nim rozliczyć, a później z nią!

-Z nią nigdy się nie rozliczysz, a on... a on stoi przed tobą...

Powiedziałem głębokim głosem. Rozejrzałem się i zauważyłem na półce nóż, zapewne do obrony własnej. Szybkim ruchem ręki go wziąłem i moja łapa zawisła nad Big Mac'em.

-C-co t-ty chcesz zrobić?-Powiedział ze strachem w głosie i oczach. Zaczął się trząść i wycofywać.

-Mam zamiar cię unieszkodliwić, nikt nie zrani mojej ukochanej.

Wziąłem zamach i... powaliłem go. Leżał na ziemi. Nie oddychał. Z jego głowy lała się krew... Rzuciłem nóż na podłogę i przeteleportowałem się do łazienki. Oparłem głowę na umywalce. Zakryłem łapami twarz. Czułem się źle i to bardzo. Ciężko oddychałem. Czuję, że za chwilę chyba padnę. Kręciło mi się w głowie. Z tego co pamiętam to przysięgałem rok temu, że już nigdy nie uczynię nic złego. I co z tego wyszło? Zdradziłem raz przyjaciół, zniszczyłem trochę galę razem ze Smooz'em i dokuczałem innym, a dzisiaj... Zabiłem brata Applejack... Boże... Co ja zrobiłem...

Fluttershy POV

Usłyszałam otwieranie drzwi. Spojrzałam w ich stronę. Tak to był Discord, lecz jakoś dziwnie się zachowywał. Taki był troszkę roztrzepany i jakby się czegoś się bał.

-Ymm Discord... Co ci jest?-Zapytałam lekko zdziwiona jego postawą.

-Mnie? Nic, a nic! A co by niby miało się dziać?! Przecież taki ładny dzień dziś jest!-Mówił szybko i plątał się.

-Ymm mamy noc teraz...

-Ah naprawdę? Jak ten czas szybko leci...

Powiedział i wszedł do łóżka. Położył się obok mnie i jak co noc przytulał się swoim ciałem do mojego i oplatał ogon wokół moich tylnych kopyt. Uwielbiałam to uczucie bezpieczeństwa. Odwróceni byliśmy do siebie pyszczkami. Ja patrzałam w jego oczy, które już się uspokoiły ,a on w moje. Nie rozumiem czemu wszyscy się go boją. Przecież on jest potulny jak baranek. Może trochę odstraszać wyglądem i ostrym kłem wystającym z paszczy, ale to też stworzenie z uczuciami. Postanowiłam zamknąć oczy i spróbować zasnąć. Wtem poczułam coś mokrego na mojej szyi. Za chwilę, trochę dalej od tamtego miejsca to samo. Otworzyłam oczy. Discord mnie całował po szyi. Jestem ciekawa jak wgląda teraz moja twarz. Chyba jest cała czerwona. Jako normalna klacz powinnam się odsunąć i mu przyłożyć z liścia, ale... mi się to podobało. Nie wiem czemu.

Przestał i znowu popatrzeliśmy na siebie. Uśmiechnął się, a ja nadal zszokowana nie wiedziałam co powiedzieć. Nagle pocałował mnie w czoło, ponownie przytulił i zamknął oczy.

–Śpij spokojnie kochanie, nic ci nie grozi.

Jego ostatnie słowa przed snem były tajemnicze. Czemu mnie nazwał swoim kochaniem i czemu stwierdził, że mogłoby mi coś grozić? Więcej nie myśląc poddałam się snu.

Luna POV

Wróciłam z nowym mieczem do pokoju. Byłam mega wyczerpana. Nie mam zamiaru się myć, zrobię to rano. Odłożyłam ostry przedmiot obok materaca i chciałam się położyć, lecz usłyszałam szmer przy ścianie. Obejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam.

Luuunaaa...

Co to było? Jakiś ciężki, żeński głos się odezwał w mojej głowie. To chyba jakieś halucynacje ze zmęczenia.

Nie pamiętasz mnie? Przecież razem byliśmy wielkie i potężne! Znaczyłyśmy coś w tym państewku! Ze mną nie stałaś w cieniu siostry, bo ty byłaś tym cieniem! Byłaś jej koszmarem!

O nie... Tylko nie ty! Przecież nasza sprawa została skończona przez Elementy Harmonii. Zostałaś pokonana! Wynoś się z mojej głowy!

Nigdy nie zostałam pokonana... Po prostu przeszłam w stan spoczynku, a teraz wraz z twoimi nowymi problemami powróciłam.

A jakie ja niby mam problemy?

Oh, na przykład obwiniasz się tym, że nie uratowałaś wszystkich z Canterlot, że Twilight została generałem, a nie ty, że denerwuje cię zachowanie tego Sworda i że twoja siostra Celestia już dawno może wąchać kwiatki od spodu...

No i co? To moje problemy, nie twoje, więc wynoś się stąd!

Czyżbyś zapomniała, że jestem częścią ciebie? Pozwól mi dostać się do twojego mózgu, a zapewniam cię, że wszystkie problemy rozpłyną się...

Myślisz, że jak mówisz jadowitym głosem to jesteś bardziej przekonująca? Nigdy już się nie zmienię w Nightmare Moon i nawet ty tego nie zmienisz! Nikt nie będzie przeze mnie cierpiał.

Spojrzałam się na miecz. Coś mnie do niego ciągnęło.

Rób jak chcesz, jeżeli przeżyjesz ja i tak wrócę. Żegnaj, miło cię było poznać.

Całe szczęście, że sobie poszła. Złapałam magią ostrze i zatrzymałam przed sobą. Jeżeli tylko tak Equestria nie będzie cierpieć z mojej winy to warto to zrobić. Zamknęłam oczy i niewiele myśląc zbliżyłam czubek miecza do mojej piersi. Poczułam ostry ból. Łzy zaczęły spływać po moim pyszczku. Głośno jęczałam. Bolało gorzej niż jakbym rzuciła się pod pociąg. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Robię to przecież dla dobra innych. Nie będę zagrożeniem. Nie będę niczyim koszmarem. Gdy czułam, że już odpływam do innego świata, coś mnie odciągnęło od bólu. Poczułam zimną podłogę i jakąś postać nade mną. Wszystko się rozmazywało.

–LUNA! NIE RÓB MI TEGO!- Ostatnie co usłyszałam to zrozpaczony krzyk...

Uwielbiam kończyć w dramatycznych momentach. Jak myślicie kto jest tą osobą, która krzyczała? ;D Dzięki jeszcze raz wszystkim co czytają te bzdury :) Następny rozdział w czwartek.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro