Rozdział 17 - Na zawsze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nigdzie nie idziesz, moja droga [Imię].

Nie byłaś w stanie się poruszyć. Stałaś tylko. Zmrożona. Nie wiedziałaś czy był to strach, czy coś innego. Usłyszałaś kroki. Sakura stanęła tuż za tobą. Czułaś jej wzrok na sobie. Oddech na plecach. Chciałaś coś powiedzieć, krzyknąć, ale nie nie mogłaś. Usłyszałaś ciche szurnięcie. Chwilę później poczułaś coś zimnego na szyi. Spojrzałaś w tamtą stronę i przeszedł cię dreszcz przerażenia. Nie potrafiłaś myśleć trzeźwo.

Do twojej szyi przyłożony był nóż kuchenny. Boleśnie naciskał na skórę.

Nie potrafiłaś w to uwierzyć. Ty, jōnin. Tak łatwo przechytrzona. Wiele razy wcześniej znajdowałaś się w sytuacjach zagrożenia życia. Teraz jednak było inaczej. Nie podobała ci się chakra Sakury. Przez cały czas wszystko wskazywało na to, że dziewczyna nigdy nie szkoliła się w jej używaniu. Teraz jednak...

Tak! To właśnie to, co nie dawało ci spokoju cały ranek. Jej chakra wyraźnie przybrała na sile i stała się bardziej wyczuwalna. Do tego emanowała jakimś złowrogim uczuciem. Pragnieniem krwi i śmierci.

Zebrało ci się na wymioty. Z trudem powstrzymałaś mdłości i zmusiłaś się do jasnego myślenia. Nacisk ostrza na szyję zwiększał się. Jeszcze chwila i poleci krew.

Odetchnęłaś i wolno podniosłaś do góry prawą rękę.

Żadnej reakcji.

Podniosłaś jeszcze wyżej i dotknęłaś dłoni dziewczyny.

Nadal zero reakcji.

W jednej chwili złapałaś ją mocno za nadgarstek, pociągnęłaś, obróciłaś się i wyrwałaś jej nóż. Sakura stała z pochyloną głową. Nagle jej ramiona zaczęły się trząść.

Płacz?

Nie. Usłyszałaś szatański chichot, śmiech potępionego. Twarz wykrzywiła jej się w uśmiechu.

- Myślisz, że to coś da? Ależ głupiutka [Imię]...

Mimowolnie cofnęłaś się o krok. Na szczęście byłaś w stanie gotowości do drogi, więc na udzie jak zawsze znajdowała się kabura z kunaiami i shurikenami. Wyciągnęłaś kunaia i stanęłaś stabilnie na nogach.

- Słuchaj. Nie chcę z tobą walczyć. Jednak nie pozostawiasz mi wyboru. - Sakura znowu się zaśmiała.

- Nie będzie ci przykro mieć na sumieniu przyjaciółkę? Osobę, z którą jadłaś z jednej miski. Okropne by to było, zabić tak bliską sercu osobę. - Właśnie w tym momencie zdałaś sobie sprawę, jak bardzo polubiłaś wesołą dziewczynę. Owszem, bywała denerwująca, dziecinna, nierozgarnięta, zachowywała się głupio, ale coś sprawiło, że nie dało się jej nie lubić.

Ale to oblicze... było tak inne od Sakury, którą znałaś. Oczy. Nie widać było w nich iskierek rozbawienia, figlarnego błysku. Były puste. Bez żadnych uczuć. Oczy zabójcy. Psychopaty.

Nie... nie mogłaś jej zabić... Ale ktoś musiał zginąć. Ona lub ty. Opuściłaś powoli rękę z bronią. Oczy zaszły ci mgłą. Zaczęłaś się słaniać na nogach.

- Śmierć... śmierć... ty czy ja? Ty czy ja? Przyjaciółko moja najdroższa... śmierć... to ona łączy i dzieli. Śmierć nas połączy... - Nie panowałaś nad sobą. Drżącą ręką podniosłaś kunai na poziom swojej klatki piersiowej. Złapałaś go mocniej. Jeden ruch. Mrugnięcie oka. Płytki oddech. Mięśnie ręki zadziałały. Ułamki sekund. Szczątki wspomnień wirujące w zamglonym umyśle.










Kocham cię, [Imię]. Nic tego nie zmieni. Nawet koniec świata. Zawsze będziemy razem. Tak jak teraz. Na zawsze...?

- Na zawsze










W otumanionej rzeczywistości twojej świadomości pojawił się obraz. Uśmiechnięte oblicze chłopca.

„Na zawsze?"

Wyraźniej.

„Na zawsze...?"

Błyszczące niczym diamenty.

„Na zawsze?"

Ogarnęło cię światło. Czułaś wewnętrzny ogień. Otworzyłaś usta. Nie wydobył się z nich żaden odgłos. Spróbowałaś raz jeszcze. I raz jeszcze. W końcu.

- NA ZAWSZE! - Mrok ustąpił. Znowu myślałaś sprawnie. Kunai upadł na ziemię.

- Ty... ty nie jesteś Sakura! Nie jesteś nią... Nie jesteś moją przyjaciółką! - Z dziką furią w oczach rzuciłaś się ku dziewczynie. Złapałaś ją za włosy.

- Oddaj mi moją Sakurę! - Raz, drugi, biłaś delikatne ciało. Po policzkach ciekły ci łzy. Złapałaś ją za gardło. Rzuciłaś o ścianę. Na ziemię z hukiem poleciał obrazek. Szkło rozprysnęło się na wszystkie strony świata. Stolik runął na deski. Wazy i naczynia potłukły się. A ty nadal krzyczałaś, okładając bezwładne ciało. W stopy powbijały ci się odłamki szkła i porcelany. W ręce powchodziły drzazgi. Przewróciłaś się, uderzyłaś w coś głową. Pociekła krew. Zasłoniła lewe oko. Opadałaś z sił. Zachrypniętym głosem wolałaś niezrozumiałe słowa. Słaniałaś się po ziemi. Zamknęłaś oczy, uderzyłaś leżącą dziewczynę po raz ostatni.

- Oddaj... mi... moją... Sakurę... - Zatrzęsłaś się i zaczęłaś szlochać. Powoli traciłaś przytomność.

- Oddaj ją... oddaj... - Ciemność nastąpiła.




- Witaj z powrotem [Imię]. Przepraszam.






Finally! Skończyłam. Mam nadzieję, że osiągnęłam cel. A celem było wzbudzenie w was emocji. Wiem, że zabrzmię teraz jak sadystka, ale marzeniem każdego autora jest to, żeby jego dzieła budziły w ludziach emocje. Huśtawki nastrojów... Nom... mam nadzieję, że się podobało ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro