Rozdział 9 - Niedźwiedzie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły cztery dni, od momentu kiedy Sushimi straciła pamięć. Kunoichi nadal była niedysponowana przez rany na plecach, ale powoli wracała do zdrowia. Jak na razie nie powiedziała do ciebie ani jednego przykrego słowa, więc śmiało mogłabyś powiedzieć że utrata pamięci wyszła jej na dobre.

Siedziałaś właśnie na gałęzi i gapiłaś się w dal. Zrobiłaś tu chwilę przerwy od treningu, by trochę odpocząć. Kakashi uganiał się za Księciem, który nabrał ochoty na popływanie w rzecie pełnej piranii. Zamaskowanemu Ninja z trudem udało się go wyciągnąć zanim pożarły go te krwiożercze rybki. Od tej pory Książe dostał kategoryczny zakaz zbliżania się do zbiorników wodnych innych niż szklanka. Nawet czajnika mu zakazaliście, bo pewnego dnia oparzył się i wył dwadzieścia cztery godziny na dobę, że zaraz umrze.

Dzisiaj szlachcic postanowił wyruszyć do lasu i pozbierać grzyby. Wydelegowałaś za nim Kakashiego, by nie dopuścił do zjedzenia przez Księcia jakiegoś dorodnego muchomora.

Siedziałaś więc w obozie tylko z Sushimi, zwykle śpiącą w namiocie. Nagle coś wyrwało cię z zamyśleń. Przypominało to krzyk jakiegoś człowieka. Zaraz potem na ziemię stoczył się ciemny kształt. Wyjęłaś z prędkością światła, kunai i rzuciłaś go w krzaki, gdzie zniknął. Zza gęstwiny liści rozległ się krzyk, a potem łupnięcie. Po chwili zza krzaka wyszedł, nie kto inny jak... Naruto z kunaiem wbitym w rękaw bluzy! Blondyn jęknął i upadł na ziemię.

- Nie musisz mnie tak witać [Imię] - Sensei... - Powiedział z wyrzutem.

- Naruto?! Co ty tu robisz?! Przecież podróżujemy od dwóch tygodni! - Zdenerwowałaś się nie na żarty.

- Szedłem cały czas za wami! Babunia Tsunade dała mi jakieś głupie zadanie gonienia kota. Co to za wyzwanie, dla takiego ninja jak ja?! Postanowiłem wyruszyć za wami, a potem opowiedzieć Babuni jak się kłóciliście! - Naruto wyszczerzył się. Miałaś ochotę mu przyłożyć, za to że was szpiegował, ale nagle zadałaś sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy.

- Um... Naruto? Widziałeś może coś niezwykłego...? Potwornego? - Zaśmiałaś się nerwowo, po zadaniu tego pytania. Naruto zastanawiał się przez chwilę.

- Em... nie! - Zawołał po kilku sekundach. Odetchnęłaś z ulgą.

- A co? - Dociekliwość blondyna nie znała granic. Oblał cię zimny pot, na myśl o tym, że nie uda ci się wymigać.

- Aaa... nic ważnego! - Powiedziałaś. Naruto zmarszczył brwi.

- No... ten, tego... Chodzi o takiego wyrośniętego niedźwiedzia Grizzly! - Powiedziałaś w nagłym przypływie geniuszu. Po chwili jednak zdałaś sobie sprawę, że niedźwiedzie Grizzly nie były widywane w tych lasach od kilkuset lat. Miałaś cichą nadzieję, że Naruto będzie na tyle nieuważny, by tego nie spostrzec. Blondyn tylko pokiwał głową.

- Spoko! Jak spotkam takiego miśka, to raz-dwa przerobię go na dziczyznę, którą będzie można dodać do ramenu! - Powiedział uspokojony. Ty odetchnęłaś z ulgą i powiedziałaś:

- No dobrze. Zaskoczyłeś nas. Teraz grzecznie wracaj do wioski i opowiedz Sakurze o potworach, które musiałeś zwyciężyć w drodze tutaj. - Mówiąc to, zaczęłaś udawać niezidentyfikowany, niebezpieczny obiekt i warczeć cicho. Naruto podniósł jedną brew.

- Po drodze pokonałem burka, który chciał zjeść moją kanapkę. - Powiedział. W myślach załamałaś się, ale nie dałaś po sobie tego poznać.

- Byłem taki odważny i rzuciłem mu kość. - Dobił cię chłopak.

- Sakura... na pewno doceni... starania...? - Zaczęłaś plątać się w słowach. Naruto pokiwał głową.

- Na pewno! Ale dla Brewki i babuni Tsunade to będzie za mało... - Blondyn zmarszczył brwi. Powoli traciłaś cierpliwość do Uzumakiego. Siląc się na spokojny ton, powiedziałaś:

- W drodze powrotnej na pewno spotka cię coś, z czym będziesz walczył. - Jinchuuriki uśmiechnął się, chyba pokrzepiony tą myślą.

- To ja lecę! - To mówiąc odwócił się i za chwilę miał wyskoczyć. W tym momencie, ktoś krzyknął:

- Uważaj!... - Nie dokończył jednak, bo Naruto z całej siły przywalił w drzewo za nim. Skrzywiłaś się. Z gęstwiny liści, spacerując głową do dołu po drzewie, używając chakry wyszedł Kakashi.

- ...Na drzewo. - Dokończył. Naruto tylko wstał, otrząsnął się i chwiejnie pobiegł dalej. Kakashi pokręcił głową, a potem spojrzał na ciebie.

- Książę wrócił do namiotu, bo stwierdził, że w lesie jest za dużo komarów. - Poinformował. Parsknęłaś śmiechem, wyobrażając sobie Księcia, uciekającego przed komarem. Srebrnowłosy również się uśmiechnął.

- Taa... - Powiedziałaś tylko. - To typowe dla naszego księciunia. - Gdy to powiedziałaś, ninja spoważniał i stwierdził:

- Lepiej wracajmydo Sushimi. - Wyglądał jak zwykle. Twarz skrywał pod maską, Sharingana zasłaniał ochraniaczem ze znakiem Konohy, ale coś się zmieniło. Włosy miał jakby bardziej oklapnięte, a w oku widać było smutek. Nie wiedząc, co tobą kieruje, doskoczyłaś do siedzącego na gałęzi Kakashiego i położyłaś mu rękę na ramieniu.

- Słuchaj... wiem, że to dla ciebie trudne... jakbyś chciał o tym pogadać, to wiesz do kogo się zwrócić. - Powiedziałaś, po czym wstałaś z kucek i szykowałaś się do skoku. Kopiujący Ninja uśmiechnął się smutno i dołączył do ciebie.

Kiedy wróciliście, Sushimi siedziała przy dogasającym ognisku, obskubywała jakiś patyk i wrzucała jego kawałki do ognia. Na wasz widok wstała, odrzucając gdzieś wrak patyczka i pomachała wam radośnie tak jak macha mała dziewczynka, gdy zobaczy rodziców wracających z długiej misji. Niezbyt wiedziałaś co powiedzieć. Z jednej strony uśmiech sam cisnął ci się na twarz, bo tak radosnej Sushimi nie widziałaś od dawna. Z drugiej jednak, wiedziałaś, że to z jej winy prawie zabiłabyś Kakashiego. Zdobyłaś się więc tylko na zdawkowy uśmiech i przyjacielskie machnięcie ręką.

Kakashi natomiast nawet nie spojrzał na blondynkę, i ze spuszczoną głową wszedł do namiotu. Sushimi odprowadziła go zdziwionym spojrzeniem.

- A tego co ugryzło? Czekaj... jak mu tam? Kaszaki? Kaki? Karashi....? - Spytała się zdezorientowana.

- Kakashi. - Podpowiedziałaś usłużnie.

- A tak! No to co mu jest? - Dociekliwość blondynki nie znała granic. Westchnęłaś i odpowiedziałaś wymijająco:

- Ma gorszy dzień... - Sushimi ze zrozumieniem pokiwała głową i uznając temat za wyczerpany, wstała i kierując się w stronę drzew zawołała przez ramię:

- Idę pobiegać! - I zniknęła w krzaczorach.

Nie dane ci było jednak długo upajać się ciszą, bo z namiotu wytarabanił się Książe.

- Już nie mogę! Nie mogę! Ten wstrętny siwy kazał mi siedzieć w namiocie! A ja nie mogę, nie mogę! Muszę do toalety! - Wydarł się tak, że osiągnął decybele godne Naruto, po czym zniknął za jakimś krzakiem jagód.

- Biedne jagódki... cóż one takiego zrobiły...? - Szepnęłaś w spazmach śmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro